Pamiętnik dr Z. Karasiówny/Praxis aurea
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik |
Pochodzenie | Pamiętniki lekarzy |
Wydawca | Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych |
Data wyd. | 1939 |
Druk | Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały pamiętnik Cały zbiór |
Indeks stron |
Z samej Ubezpieczalni lekarz nie wyżyje. Więc chętnie widzi pacjentów prywatnych. Każda wizyta prywatnego pacjenta, to teoretycznie 4 zł. Poznaliśmy teorię, poznajmy praktykę.
Przynosi matka kilkuletnie dziecko późno w nocy. Przez podwójne drzwi słychać świszczący oddech. Dziecko się dusi. Służąca rozpoznaje: dyfteria, krup. Wie, że należy mnie obudzić, że nie wolno powiedzieć „pani nie ma w domu“. Bo jeżeli dziecko teraz nie otrzyma surowicy, to za kilka, lub kilkanaście godzin umrze. W tym stanie przynosi się zwykle dzieci. Oczywiście dzieci nieubezpieczone. Bo każdemu żal pieniędzy. Może choroba sama przejdzie, pieniądze zostaną. A choroba trwa zwykle trzy dni. Chodzi dziecko, bawi się i tylko trochę sucho kaszle. Czasem, krew z nosa się leje. A potem głos się zmienia, jest chrypka. Na trzeci dzień zaczyna się dziecko dusić.
W ten trzeci dzień przynosi matka dziecko do lekarza. W węzełku ma 5 zł. Rzadko więcej. Prywatna pacjentka. A dziecku trzeba wstrzyknąć surowicy najmniej za 20 zł. Kobieta kupuje surowicy za 5 zł. Za 15 zł musi dostać z innego źródła. Mam dwa takie źródła do dyspozycji; moją prywatną kieszeń i apteczkę dla ubezpieczonych. Z apteczki Ubezpieczalni pożyczę i wstrzyknę dziecku dożylnie. Z własnej kieszeni oddam. Bo matka surowicy nie odkupi.
Raz tylko nie pożyczałam surowicy. Ludzie zamożni. Mieszkają niedaleko. Choćby pieniędzy nie mieli przy sobie, mogą przynieść. A dziecko półtoraroczne. To jedno mają. 10 lat po ślubie dzieci nie było, wreszcie doczekali się. Nie wiedzą, co by temu dziecku dali, tak je lubią. Ale za 20 zł lekarstwa nie kupią. A jak nie pomoże — i dziecko i tak umrze? Apteka pieniędzy nie zwróci. Do szpitala też nie pojadą, żeby doktorzy dziecku rurkę do krtani założyli. To by jeszcze więcej kosztowało. „Jak Pan Bóg da, to dziecko żyło będzie — a jak nie da, to umrze“.
I tak życie i śmierć od Pana Boga zależą. Po co się doktór w to wtrąca i jeszcze płacić sobie każe.
Na czwarty dzień sprawili dziecku piękny pogrzeb, który ich dużo kosztował. Przecie jedyne dziecko. Drugiego może mieć nie będą.
Pieniędzy na leczenie dziecka chłop nie wyda. Do wysokości 5 zł jeszcze znajdzie, więcej nie. Gdy koszta większe, Pan Bóg leczy. I nawet nic za to nie bierze.