<<< Dane tekstu >>>
Autor Zbigniew Uniłowski
Tytuł Pamiętnik morski
Wydawca Wydawnictwo J. Przeworskiego
Data wyd. 1937
Druk S. Wyszyński i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Atelier «Mewa»
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


25 lipca

Ostatnie dnie wyraźnie się skracają a to na skutek ukazywania się lądu, okrętów, słowem — wjeżdżamy w pewne ożywienie. Rano zobaczyłem wystający z wody jakby ostrokół z wieżyczką i domkami w środku. Podobno nazywa się to to Helgoland czy też podobnie. Telegrafista mówi mi, że to jest niemiecka twierdza, ale ja mu nie wierzę i nie będę tego sprawdzał, bo mnie to nic nie obchodzi. Obchodzi mnie raczej to co widzę dalej. Tam są prawdziwe drzewa i pasące się bydło na polach. I stamtąd pachnie wszystkiem tem czem pachnie ziemia w lecie. Urzekł mnie wprost ten widok swoją istotnością. Nadomiar głos dzwonu z kościółka sennie biegnie po wodzie. Jesteśmy na rzece Łabie. Jestem bardzo tem wszystkiem przejęty. W ciszy i w silnie grzejącem słońcu wjeżdżamy do kanału Kilońskiego. I nagle doznaję uczucia jakbym już był na lądzie, bo po obu stronach okrętu, bliziutko — przesuwają się dwie panoramy ziemi objętej łagodną ciszą lipcowego południa, z leniwym nastrojem tej pory roku. W tym wąskim korytarzu wodnym okręt nasz wydaje się teraz olbrzymem. Odszedł mnie nagle cały niepokój przebytej drogi, i stało się to tak szybko, że myślę już o tem jak o czemś minionem, przesłoniętem czadem niepamięci. Mijające drzewa i łąki, upstrzone bydłem, zdają się uwidaczniać szybkość okrętu. Jazda robi się wesoła jak na spacerowym statku. Mija nas także rozśpiewany statek wycieczkowy, pokryty szarem mrowiem harcerek niemieckich, które pozdrawiają nas tysiącem powitalnych gestów. Ciemnieje, brzegi pokwitają światłami, słychać okrzyki spacerowiczów, otarliśmy się o grupę gwiżdżących na piszczałkach skautów, z pól biją mocne zapachy, czuję na policzkach wypieki i biegam od burty do burty pełen nieopanowanych, radosnych uczuć. Odeszło mnie także coś z czem się już poniekąd zżyłem; towarzyszka tej nudnej odysei — tęsknota. I pozostało tylko radosne podniecenie, równie silnie niepokojące umysł jak to wszystko co minęło i — być może — wydawało się złem. Do północy siedziałem skulony na pokładzie, aż wkońcu odurzony dusznemi zapachami, całym ekstraktem emocji powrotu, zwaliłem się w łóżko.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zbigniew Uniłowski.