Pani Twardowska (Mickiewicz, 1899)
←To lubię | Pani Twardowska Poezye Adama Mickiewicza. T. 1. (1899) Ballady i romanse Adam Mickiewicz |
Tukaj albo próby przyjaźni→ |
Zobacz też: wydanie z 1822 r. |
Jedzą, piją, lulki palą,
Tańce, hulanka, swawola;
Ledwie karczmy nie rozwalą,
Cha, cha! chi, chi! hejża! hola!
Twardowski siadł w końcu stoła,
Podparł się w boki jak basza:
»Hulaj dusza! hulaj!« woła,
Śmieszy, tumani, przestrasza.
Żołnierzowi, co grał zucha,
Wszystkich łaje i potrąca;
Świsnął szablą koło ucha,
Już z żołnierza masz zająca.
Na patrona z trybunału,
Co milczkiem wypróżniał rondel,
Zadzwonił kieską pomału:
Z patrona robi się kondel.
Szewcu w nos wyciął trzy szczutki,
Do łba przymknął trzy rureczki,
Cmoknął: cmok, i gdańskiej wódki
Wytoczył ze łba pół beczki.
Wtem, gdy wódkę pił z kielicha,
Kielich zaświstał, zazgrzytał;
Patrzy na dno: — »Co u licha?
Po coś tu, kumie, zawitał?«
Dyablik to był w wódce na dnie,
Istny Niemiec, sztuczka kusa,
Skłonił się gościom układnie,
Zdjął kapelusz i dał susa.
Z kielicha aż na podłogę
Pada, rośnie na dwa łokcie,
Nos jak haczyk, kurzą nogę,
I krogulcze ma paznogcie.
»A, Twardowski... witam, bracie!«
To mówiąc bieży obcesem:
»Cóż to, czyliż mię nie znacie?
Jestem Mefistofelesem[1].
»Wszak ze mnąś na Łysej górze
Robił o duszę zapisy:
Cyrograf na byczej skórze
Podpisałeś ty i biésy.
»Miały słuchać twego rymu;
Ty, jak dwa lata przebiegą,
Miałeś pojechać do Rzymu,
By cię tam porwać jak swego.
»Już i siedem lat uciekło,
Cyrograf nadal nie służy,
Ty czarami dręcząc piekło,
Ani myślisz o podróży.
»Ale zemsta, choć leniwa,
Nagnała cię w nasze sieci:
Ta karczma Rzym się nazywa...
Kładę areszt na waszeci«.
»Twardowski ku drzwiom się kwapił
Na takie dictum acerbum[2];
Dyabeł za kontusz ułapił:
»A gdzie jest nobile verbum?«[3]
Co tu począć? kusa rada,
Przyjdzie już nałożyć głową...
Twardowski na koncept wpada
I zadaje trudność nową.
»Patrz w kontrakt, Mefistofilu,
Tam warunki takie stoją:
Po latach tylu, a tylu,
Gdy przyjdziesz brać duszę moją,
»Będę miał prawo trzy razy
Zaprządz ciebie do roboty,
A ty najtwardsze rozkazy,
Musisz spełnić co do joty.
»Patrz, oto jest karczmy godło,
Koń malowany na płótnie;
Ja chcę mu wskoczyć na siodło,
A koń niech z kopyta utnie.
»Skręć mi przytem biczyk z piasku,
Żebym miał czem konia chłostać
I wymuruj gmach w tym lasku,
Bym miał gdzie na popas zostać.
»Gmach będzie z ziarnek orzecha,
Wysoki pod szczyt Krępaku[4],
Z bród żydowskich ma być strzecha,
Pobita nasieniem z maku.
»Patrz, oto na miarę ćwieczek,
Cal gruby, długi trzy cale,
W każde z makowych ziarneczek
Wbij mi takie trzy bretnale[5].
Mefistofil duchem skoczy,
Konia czyści, karmi, poi,
Potem bicz z piasku utoczy,
I już w gotowości stoi.
Twardowski dosiadł biegusa,
Próbuje podskoków, zwrotów,
Stępa, galopuje, kłusa —
Patrzy, aż i gmach już gotów.
»No! wygrałeś, panie biésie,
Lecz druga rzecz nieskończona:
Trzeba skąpać się w tej misie —
A to jest woda święcona«.
Dyabeł kurczy się i krztusi,
Aż zimny pot na nim bije:
Lecz pan każe, sługa musi,
Skąpał się biedak po szyję.
Wyleciał potem, jak z procy,
Otrząsł się, dbrum! parsknął raźnie:
»Teraz jużeś w naszej mocy,
Najgorętsząm odbył łaźnię«.
»Jeszcze jedno, będzie kwita:
Zaraz pęknie moc czartowska! —
Patrzaj, oto jest kobiéta,
Moja żoneczka, Twardowska.
»Ja na rok u Belzebuba
Przyjmę za ciebie mieszkanie;
Niech przez ten rok moja luba
Z tobą, jak z mężem zostanie.
»Przysiąż jej miłość, szacunek,
I posłuszeństwo bez granic;
Złamiesz choć jeden warunek,
Już cała ugoda za nic«.
Dyabeł do niego pół ucha,
Pół oka zwrócił do samki:
Niby patrzy, niby słucha —
Tymczasem już blizko klamki.
Gdy mu Twardowski dokucza,
Od drzwi, od okien odpycha:
Czmychnąwszy dziurką od klucza,
Dotąd, jak czmycha, tak czmycha.
- ↑ Mefistofeles — nazwa szatana, wsławiona przez Goethego w »Fauście«.
- ↑ Dictum acerbum — przykre, dotkliwe słowo.
- ↑ Nobile verbum — słowo szlacheckie.
- ↑ Krępak — jeden ze szczytów tatrzańskich, dawniej poczytywany za najwyższy.
- ↑ bratnal, bretnal, z niem. Brettnagel, gwóźdź (zob. Aleksander Brückner, Słownik etymologiczny języka polskiego, Kraków, Krakowska Spółka Wydawnicza, 1927, s. 39)