Panna do towarzystwa/Część pierwsza/XXXV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Panna do towarzystwa
Data wyd. 1884
Druk Drukarnia Noskowskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Demoiselle de compagnie
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXV.

Czytelników obznajmionych ze zwyczajami sądowemi, zadziwiać może, że szef prokuratoryi departamentu Sekwany, udaje się sam osobiście spełniać czynności sądowe w departamencia Oise, co się sprzeciwia praktyce sądowej.
Należy się krótkie objaśnienie:
Tegoż samego dnia rano prokurator Rzeczypospolitej w Paryżu wysłał swego pisarza do Compiègne i do Beauvais, aby sprawdzić autentyczność aktu urodzenia przysłanego przez doktora Gilberta, i uprzedzić prokuratora Rzeczypospolitej w Beauvais, że na mocy wezwania sądu ma oczekiwać w godzinie oznaczonej na swego kolegę z Paryża na dworcu w Compiègne.
Wskutek tego przy wysiadaniu z wagonu spotkano szefa prokuratoryi z Beauvais przybyłego przed kilku minutami, w towarzystwie paru agentów niższego rzędu.
Dwaj sądownicy pocichu przez chwilę naradzali się. Poczem prokurator z Beauvais, zbliżając się do Raula de Challins, którego mu wskazał jego kolega, zapytał:
— Czy masz pan klucze od grobu familijnego hrabiów de Vadans?
— Nie panie — odrzekł Raul.
— Gdzież się te klucze znajdują?
— Powierzone są odźwiernemu szaletu. Mogę iść po nie...
— Niepotrzeba... Jeden z agentów uda się do szaletu i przyniesie klucze, lub też przyprowadzi odźwiernego.
Jakoż jeden z przybyłych z Beauvais agentów, mając sobie wskazaną drogę skierował się ku własności ś. p. hrabiego Maksymiliana.
— Udajmy się na cmentarz... — rzekł prokurator podając ramię pani de Garennes. Wszyscy udali się ku miejscu wiecznego spoczynku.
Raul szedł obok Filipa.
Szef Bezpieczeństwa postępował za nimi w towarzystwie prokuratora z Beauvais.
— Pan i drżysz, baronowo?... — zapytał prokurator paryzki, czując, że ręka pani de Garennes wsparta na jego ramieniu, zadrżała.
— Ah! panie, czyż mogę zapanować nad wzruszeniem, myśląc o tem co się dzieje? — odrzekło chytre stworzenie. — Naturalnie wierzę, pragnę wierzyć w niewinność mego siostrzeńca, ale jeżeli zostanie dowiedzionem, że pogłoski które nas tu sprowadziły mają słuszną podstawę, co za skandal, i jakiej wtedy nabierze wagi, ciążące na Raulu de Challins podejrzenie!
— Oskarżenie wtedy stanie się przerażająco ważnem, istotnie pani....
— Co za wstyd dla rodziny!
— Co do tego, przesadzasz pani... Błędy są osobiste... Hańba zbrodni spełnionej przez siostrzeńca, nie może dotykać pani...
Przeszedłszy dwie trzecie drogi, Raul przybity i nie mówiący ani słowa, nagle podniósł głowę.
— Filipie... — rzekł.
— Czego chcesz kuzynie?
— Czy ty rozumiesz wszystko to, co się tu dzieje? Zkąd pochodzi tajemnicze to oskarżenie, zdające się spadać na moją głowę?
— Jakaś anonimowa i pogardy godna denuncyacya zapewne... — odrzekł Filip. — Ale cóż to ciebie może obchodzić? Jakież mogą być dla ciebie złe skutki... nie bądźże tak ponury i zakłopotany, proszę cię kochany kuzynie... widząc twoją twarz zmienioną możnaby sądzić, że się obawiasz...
— Nie omylono by się tak sądząc... — wyszeptał młodzieniec — boję się.
— Cóż znowu! Czegóż się boisz?
— Ci sądownicy, przestraszają mnie pomimo woli...
— Ależ mój kochany kuzynie — rzekł Filip podnosząc głos tak aby być słyszanym przez idących z tyłu urzędników sądowych — kiedy się ma spokojne sumienie, sprawiedliwość nie powinna wzbudzać obawy... Ponieważ jesteś niewinny, niemasz się czego obawiać, bądź tak spokojnym, jak ja.
Raul znowu głowę pochylił i zamilkł.
Radby bardzo, rzeczywiście posiadać ten spokój, który mu tak po przyjacielsku doradzał Filip. Lecz nie mógł...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Przybyli do wrót cmentarza.
Z drugiej strony kraty, około furgonu, stało kilku urzędników przedsiębiorstwa pogrzebowego.
Wszystko było przewidziane i z góry przygotowane. Furgon ten, miał odwieźć do Paryża trumnę Maksymiliana de Vadans.
Agent posłany do szaletu po klucz od grobowca, klucz ten przyniósł.
Wtedy udano się ku miejscu, na którem wznosiło się Mausoleum, dosyć wielkie, lecz bardzo prostej architektury, którego fryz nosił uwieńczony koroną o dziewięciu gałkach, napis:

„Grób Familii de Vadans“.

— To tutaj — rzekł stróż cmentarny.
Naczelnik Bezpieczeństwa otworzył brązowe drzwi i dał rozkaz dwóm robotnikom, odjąć kamień grobowy. Ci natychmiast zabrali się do roboty.
Głębokie milczenie panowało na cmentarzu.
Słyszano tylko głuchy odgłos dłuta, młotków i drąga żelaznego.
Raul nieruchomy bladł coraz bardziej. Drżenie nerwowe poruszało mu ręce.
Podejrzliwe spojrzenia sądowników, badały go bezustannie; czuł on na sobie ciężar tych spojrzeń, po upływie dziesięciu minut robota odmurowania kamienia była skończoną. Chodziło teraz o wydobycie trumny z grobowca.
Ludzie przedsiębierstwa pogrzebowego wzięli się do dzieła. Robota była trudną.
Skończyli ją jednakże w czasie stosunkowo krótkim; dębowa trumna ukazała się na poziomie marmurowej posadzki, i wyniesiono ją z Mausoleum.
— Kochany kolego — rzekł prokurator z Beauvais do prokuratora paryzkiego — wszak otworzenie trumny, dla wstępnego sprawdzenia odbędzie się tu na miejscu?
— Takiem jest moje zdanie — odpowiedział paryzki sądownik.
Jeden z robotników zbliżył się do trumny z narzędziem do odkręcania śrub. Pisarz usiadł na jednym z kamieni grobowych, położył na kolanach swój portfel a na nim arkusz papieru stemplowego, i przygotował się do zredagowania protokołu tej ponurej ceremonii.
— Wykręć śruby — rozkazał prokurator ź Beauvais.
Filip, od chwili otworzenia grobu, z prawdziwym talentem aktorskim, przybrał wyraz odpowiedni do okoliczności.
W chwili ukazania się trumny, lewą. ręką zdjął z głowy kapelusz, prawą przyłożył chustkę do oczu, aby obetrzeć łzy, których naturalnie nie było.
Baronowa de Garennes klęczała i zakrywając twarz obu rękami, udawała ze płacze.
Raul z oczami wlepionemi w trumnę, czuł w swem sercu odradzającą się tę boleść głęboką, jakiej doświadczał w chwili pogrzebu wuja.
Dwie wielkie łzy spływały po jego bladych policzkach.
Śruby zostały wyjęte. Człowiek odkręcający je zdawał się mieć wiele trudności.
— Spiesz się — rzekł mu szef Bezpieczeństwa.
— Robię jak mogę najlepiej, panie... — odrzekł — drzewo spęczniało wskutek wilgoci, śruby zardzewiały, i strasznie je trudno wykręcić.
Nakoniec robota ta została skończoną.
— Cóż teraz mam robić? — zapytał robotnik.
— Podnieś wieko.
Uczynił to w jednej chwili.
Zdziwienie i przerażenie odbiło się na twarzach wszystkich obecnych, z wyjątkiem baronowej i Filipa.
Okrzyk wyrwał się ze wszystkich piersi.
Czytelnicy znają przyczynę tego zadziwienia i przerażenia.
W otwartej trumnie ujrzano ziemię pokrytą kilku garściami słomy.
Prokurator paryzki włożył rękę w ziemię aby zapewnić czy nic się tam nie ukrywało, i patrząc w oczy panu de Challins, zawołał:
— Co to znaczy? Jakaż ta nowa zbrodnia, nowa profanacya?
Raul pomięszany, jakby szalony, stał osłupiały, z oczami strasznie rozszerzonemi.
— Do pana mówię! — rzekł prokurator Rzeczypospolitej — odpowiadaj pan!
— Kuzynie! — rzekł Filip — kładąc rękę na ramieniu nieszczęśliwego młodzieńca. — Wszak to ty sam jeden, byłeś przy włożeniu trupa do trumny, ty sam towarzyszyłeś furgonowi przewożącemu zwłoki mego wuja... A zatem tylko ty jeden możesz wyjaśnić tę zagadkę? Co się stało z ciałem hrabiego de Vadans naszego wuja? Wszak musisz wiedzieć? Odpowiadaj!
Pan de Challins myślał.
— Albo śnię, albo jestem szalony!
I uczuł szaleństwo ogarniające jego umysł, wobec tego położenia jedynego w swoim rodzaju, które zdawało się bez wyjścia.
— Mój kuzynie... panowie... — wyjąknął z pomięszaniem łatwiejszem do zrozumienia aniżeli do opisaniu. — Jak wy również jestem w najwyższem oburzeniu, i przerażeniu, jak wy patrzę i nie rozumiem.
— Co do mnie panie de Challins — rzekł szef Bezpieczeństwa — rozumiem, że opinia publiczna nie myliła się! Vox populi, vox Dei!... Rozumiem, że hrabia de Vadans umarł otruty i usunięto jego ciało, ażeby przeszkodzić sprawiedliwości znaleźć materyalny dowód zbrodni! Ale nie przewidziałeś wszystkiego, panie de Challins. Nie pomyślałeś, że zniknięcie ciała jest także dowodem... Dowodem stanowczym. Brak trupa w tej trumnie potępia cię!
Raul czuł straszną suchość w gardle, język wyschnięty przylepił mu się do podniebienia.
Chciał mówić...
Żaden choćby najcichszy ton nie wydobył się z jego ust, ruchy jego wydawały się jak gdyby człowieka pozbawionego zmysłów.
— Jakto — rzekł Filip udając oburzenie — brak ci słów na zbicie oskarżenia ciążącego na tobie! Zwłoki zniknęły! co się z niemi stało? Ohydne dzieło zostało spełnione! Kto z niego korzystał? No Raulu, broń się!
I chwytając go za ramię potrząsnął nim gwałtownie.
— Ja! — wyjąknął nakoniec Raul odzyskując głos... — Mnie oskarżają o otrucie wuja! Mnie oskarżają o wykradzenie jego zwłok! Ależ to szaleństwo!! Wszak ty temu nie wierzysz Filipie. Nie wierzycie temu panowie?
— A zatem wytłomacz się pan — rzekł prokurator paryzki — wytłomacz jakim sposobem znajdujemy trumnę napełnioną ziemią zamiast zwłok?
— Ah! a czyż ja mogę wiedzieć? Jakim sposobem mógłbym wiedzieć? Któżby mi powiedział? Tak jak wy wszyscy, jestem wobec problematu nie do rozwiązania.
— Sprawiedliwość rozwiąże ten problemat.
Prokurator Rzeczypospolitej dał znak szefowi Bezpieczeństwa, który działając w charakterze komisarza policyi, wyrzekł następujące słowa:
— Panie de Challins, w imieniu prawa aresztuję pana!
— Nieszczęśliwe dziecko! — zawołała baronowa de Garennes płacząc krokodylowemi łzami.
— Aresztujesz mnie pan!... — powtórzył Raul, pod wpływem prawdziwego szaleństwa. — Oh! nie uczynicie tego panowie... nie postąpicie ze mną jak ze zbrodniarzem! Przysięgam wam, że jestem niewinny... przysięgam, że kochałem mego wuja, kochałem calem sercem, głęboko... że oddałbym bez żalu życie moje aby jego życie przedłużyć... Nie tylko przeciwko niemu nic nie zamierzałem, lecz pielęgnowałem z synowskiem poświęceniem, nakoniec nie jestem ani sprawcą ani spólnikiem tego świętokradzkiego zniknięcia i nie mogę zrozumieć jego powodu.
— Śledztwo wykaże prawdę i przekona pana o kłamstwie.
— A więc nie wierzysz mi pan?
— Nie.
— Jestem więźniem?
— Jesteś pan więźniem.
— Mój Boże! mój Boże!
Raul upadły na duchu wybuchnął łkaniem.
— Spisałeś pan protokół? — zapytał prokurator Rzeczypospolitej pisarza.
— Tak jest panie...
— Odczytaj pan, podpiszemy go.
Pisarz odczytał natychmiast i protokół został podpisany.
Prokurator Rzeczypospolitej kazał zamknąć trumnę, położyć pieczęcie i wysłać furgonem przedsiębiorstwa pogrzebowego, również opieczętowanym do Paryża, gdzie służyć miała jako corpus delicti.
Drzwi od grobowca zamknięto.
— Chodź pan z nami — rzekł rozkazującym tonem szef Bezpieczeństwa po pana de Challins.
Raul machinalnie usłuchał, i poszedł jak gdyby pijany, chwiejącym się krokiem.
— Panią baronowę, i pana kochany adwokacie — rzekł prokurator paryzki do pani de Garennes i jej syna — nic więcej tu nie zatrzymuje. Możecie państwo udać się gdzie się wam podoba...
Filip skłonił się prokuratorowi, potem zbliżając się po Raula podał mu rękę z wyrazem głębokiego współczucia.
— Kochany kuzynie — szepnął mu do ucha — jeżeli w chwili obłędu, szaleństwa, spełniłeś coś złego, czego niewątpliwie dziś żałujesz, dowiedź że żałujesz, szczerem, zupełnem wyznaniem... Oświeć sprawiedliwość... Wpłynie to dobrze na przebieg sprawy... Odwagi! licz na mnie, pomimo wszystkiego, nie opuszczę cię nigdy.
— Więc ty sądzisz, że ja jestem zbrodniarzem, Filipie? — wyjąknąt Raul z niewysłowioną rozpaczą.
— Pytanie to zasmuca mnie i nie wiem prawdziwie co na to odpowiedzieć — odrzekł pan de Garennes. — Najdroższem mojem życzeniem, najgorętszym pragnieniem, jest ażeby niewinność twoja została dowiedzioną... Nieszczęściem musisz walczyć z oczywistością, ona to bowiem oskarża cię...
Z kolei baronowa zbliżyła się do Raula i rzekła mu:
— Idź za radami Filipa, biedne moje dziecię... Wejdź na drogę wyznań... W tem tylko jedyna dla ciebie nadzieja.
— Mój Boże! mój Boże! — rzekł pan de Challins skurczonemi rękami cisnąc rozpalone gorączką czoło — wszyscy mają mnie za zabójcę... Jestem zgubiony...
I w nagłem osłabieniu, byłby upadł na ziemię, gdyby szef Bezpieczeństwa stojący obok niego nie podtrzymał go ramieniem.
Filip i baronowa wyszli ze cmentarza, i szybko udali się do dworca.
Pociąg nadchodził. Zajęli w nim miejsca i odjechali do Paryża.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.