Parafraza (Sonety tatrzańskie)
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Parafraza |
Pochodzenie | Poezye Studenta Tom III cykl Sonety tatrzańskie |
Wydawca | F. A. Brockhaus |
Data wyd. | 1865 |
Miejsce wyd. | Lipsk |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały cykl Cały tom III |
Indeks stron |
Śniło się co tu na urwisku skały,
Że spał — spał snem kamienia — wszystkie gwiazdy drżały,
Noc była — pełna grozy w harmonię ujętej
Jako śmiertelność wobec wieczności już świętej —
Noc głucha — pełna szału w drzemiącej naturze,
W której piorun śpi jeszcze w nadchodzącej chmurze...
I była wielka cisza królowa żywiołów,
W której spoczęły liście i skrzydła aniołów —
Chór drzew westchnie modlitwy szmerem — i spoczywa
Na mogile woń z kwiatu kielicha wypływa,
A dusza tęsknych ofiar wygnana kapłanka
Dalekich ideałów fatalna kochanka,
Jeżeli dzień wśród zgiełku przemilczy znużona,
Tej nocy pierś odsłoni — wyciągnie ramiona
Jak dwa tęskne, namiętne, drgające promienie,
Co lecą w nieskończoność przez czasu przestrzenie,
I puszcza wodze myśli, co w różnej postaci
Ciska się w świat — i smutnej błogosławi braci...
Powiewowi wieczoru, co igra z włosami,
Ciska sny, perły, kwiaty, tęczy girlandami...
Takiej nocy, gdy ziemia cicha i grobowa
Była jako po słońcu we łzach rosy wdowa,
A księżyc uniesiony nad Tatrów szczytami
Świecił jak lampa po nad olbrzymów grobami,
W taką tedy noc śniło się orłu śpiącemu,
Że jakiś wąż mu skrzydła opętał w pierścienie
I pierś ścisnął okropnie — i oku orlemu
W oko podłe — szydercze utopił spojrzenie...
Silnie — silniej! — gadzina pierś opierścieniła,
Próżno targał się, szarpał, próżna orla siła,
Chciał i nie mógł rozłożyć skajdanione skrzydła —
Szponami wgryzł się w skalę — tak niewola zbrzydła!...
I rwał się — jęczał wściekle — w krzyk rozdzierający
Lecz wąż ściskał namiętnie — urągał spojrzeniem,
A w górze wieniec orłów w ciszy wirujący
Druha wołał i wołał jednakiem imieniem...
Aż orły uleciały przekląwszy współbrata,
Co się w pętach gadziny miotał w niemym szale
I znikły gdzieś na drogach słonecznego świata,
Bijąc szumem swych skrzydeł dumnie i zuchwale —
W tem burza od północy wozem wichrów pchnięta
Nadpędziła — chmur krucze warkocze rozplotła,
Pierwszy grom z niebios strącił płynące orlęta,
Z obłoków je w ciemności nawałnica zmiotła —
I jak piorun z piorunów blaskiem nadleciała
Gołębica w lot cichy słoneczna i biała
Skrzydłem musnęła tylko łeb sinej gadziny,
A odpadła na skały roztargana — krwawa...
A orzeł za gołąbką w czarne burz krainy
Pożeglował... lecz burza już konała łzawa,
Łzawa rosą na listkach bladej, polnej róży,
Straszna strzaskanym dębem co runął na wieki,
Tęskna grzmotem, co jeszcze z za gór się powtórzy,
I kona — ... mrużąc złote błyskawic powieki...
Chmury już uciekały jak pędzone trzody,
A tęcza łez modlitwa — objęła świat młody. —
A wtedy orzeł krzyknął głosy zdziczałymi:
Hej! bracia orły, gdzieżto spadliście w żałobie!
Czy powiędły wam skrzydła z loty wichrowemi?
Ha! wyście tylko śpiewać umieli o Sobie!...
Pierś mam krwawą lecz milczę — bo snów dzikie wieści
Zlały się u mnie tylko — w jeden krzyk boleści...
Co się z czasem przebudzi, zatarga trzewiami,
Lecz nim lot mój silniejszy pieści się z burzami!
Hej orły w górę! w górę! krzykiem słońce witać,
Hej do lotu oddechem w pierś promienie chwytać,
Przeto nam uorlono loty bez wędzideł,
Byśmy czuli i za tych, co nie mają skrzydeł!...
I po chmurach uderzył piór chyżemi wiosły
A słońce mu gorzało — i wichry go niosły!