[64]PARYŻ.
Patrz! przy zachodzie, jak z Sekwany łona Powstają gmachy połamanym składem, Jak jedne drugim wchodzą na ramiona, Gdzie niegdzie ulic przeświecone śladem. Gmachy skręconym wydają się gadem, 5
Zębatą dachów łuską się najeża. A tam, — czy żądło oślinione jadem? Czy słońca promień? czy spisa rycerza?
Wysoko — strzela blaskiem ozłocona wieża.
Nowa Sodomo! pośród twych kamieni 10
Mnoży się zbrodnia bezwstydna widomie, I kiedyś na cię spadnie deszcz płomieni, Lecz nie deszcz Boży, nie zamknięty w gromie, Sto dział go poszle... A na każdym domie Kula wyryje straszny wyrok Boga; 15
Kula te mury przepali, przełomie I wielka na cię spadnie kiedyś trwoga,
I większa jeszcze rozpacz, — bo to kula wroga...
I już nad miastem wisi ta dział chmura, Dlatego ludu zasępione tłumy, 20
Dlatego ciemność ulic tak ponura, Przeczuciem nieszczęść zbłąkane rozumy; Bez echa kona słowo próżnej dumy, O wrogach ciągłe toczą się rozmowy... A straż ich przednia, już północne dżumy 25
Obrońców ludu pozwiewały głowy,
I po ulicach ciągły brzmi dzwon pogrzebowy.
[65]
Czy wrócą czasy tych świętych tajemnic, Kiedy tu ludzie zbytkiem życia wściekli, Jedni pod katem, drudzy w głębi ciemnic, 30
Inni ponurzy, bladzi, krwią ociekli, Co kiedy śmieli pomyśleć — wyrzekli. Lud cały kona, katy i obrońce, Dnia im nie stało aby się wysiekli; I przeczuwając krwawej zorzy końce, 35
Jak Jozue wołali: dnia trzeba, — stój, słońce!
I nie stanęło, — pomarli — przedwcześnie, Lecz zostawili pamiątki po sobie, Kraj po rozlewie krwi tonący we śnie, I lud, nie po nich, ubrany w żałobie, 40
Krwi trojcę w jednej wcieloną osobie. Ten jak Rodyjski posąg, świecznik trzyma, I jedną nogę wsparł na martwych grobie, Drugą na zamku królów... Gdzie oczyma
Sięgnął, — tam wnet i ręką dostawał olbrzyma. 45
A kiedy posąg walił się z podstawy, Tysiące ludu sławą się dzieliło, Każdy się okrył łachmanem tej sławy, Każdemu było dosyć, — nadto było... Marzą o dawnej sławie nad mogiłą, 50
I pod kolumną spiżu wszyscy posną; Choć cięcie kata głowę z niej strąciło, Choć na niej może jak na gruzach, z wiosną
Chwasty i z liliami Burbonów porosną.
Tu dzisiaj Polak błąka się wygnany, 55
W nędzy — i brat już nie pomaga bratu. Wierzby płaczące na brzegach Sekwany Smutne są dla nas jak wierzby Eufratu. I całej nędzy nie wyjawię światu... Twarze z marmuru, — serca marmurowe, 60
Drzewo nadziei bez liścia i kwiatu Schnie, gdy wygnaniec złożył pod nim głowę,
Jak nad prorokiem Judy schło drzewo figowe.
[66]
.............. Zdala od miasta szukajmy napisów, Gdzie wielki cmentarz zalega na górze. 65
O! jak tu smutno, kędy wśród cyprysów Pobladłe w cieniu chowają się róże. A pod stopami — dalej — miasto w chmurze, Topi się we mgłach gasnących opalu... A dla żałobnych rodzin przy tym murze, 70
Przedają wianki z płótna lub z perkalu,
Aby dłużej świadczyły o kupionym żalu.
Patrz znów w mgłę miejską — oto wież ostatki, Gotyckim kunsztem ukształcona ściana; Rzekłbyś — że zmarła matka twojej matki, 75
W czarne, brabanckie korónki ubrana, Z chmur się wychyla jak duch Ossyana... Ludzi nie dojrzysz... Lecz nad mgłami fali Stoją posągi (gdzie płynie Sekwana) Jakby się w Styxu łodzi zatrzymali 80
I przed piekła bramami we mgłach stoją biali...
Tam gmachy Luwru gdzie tron Baltazara, A na nim siedział wyrobnik umarły... Przez dnie lipcowe panowała mara, U nóg jej ludzie snuli się jak karły; 85
Bo nad nią cienie śmierci rozpostarły Wielkość olbrzymią — był to król narodu. I aksamity krew mu z czoła starły, Lecz jego dzieci umierały z głodu,
Zaczął dynastyą trupów, był ostatnim z rodu. 90
|