Dzieła Juliusza Słowackiego tom I (1909)/Całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Słowacki
Tytuł Dzieła Juliusza Słowackiego tom I
Podtytuł Pierwsze krytyczne wydanie zbiorowe
Redaktor Bronisław Gubrynowicz
Wydawca Księgarnia W. Gubrynowicza
Data wyd. 1909
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
DZIEŁA
JULIUSZA SŁOWACKIEGO
PIERWSZE KRYTYCZNE
WYDANIE ZBIOROWE
TOM I.
WIERSZE DROBNE
WYDAŁ
Dr. BRONISŁAW GUBRYNOWICZ
WE LWOWIE
NAKŁADEM KSIĘGARNI W. GUBRYNOWICZA
1909
WYDANIA TEGO DRUKOWANO 100 EGZ.
NA PAPIERZE CZERPANYM.





KRAKÓW — DRUK W. L. ANCZYCA I SPÓŁKI.




OD WYDAWCÓW.



W setną rocznicę urodzin wychodzi pierwsze wydanie zbiorowe dzieł Juliusza Słowackiego; za życia jego ukazała się tylko część pism i ta stanowiła później zawartość całego szeregu edycyi zbiorowych, z których niestety nieliczne tylko, jak n. p. lwowskie z r. 1880 i z r. 1894 oparły się na pierwodrukach, inne zaś przyniosły teksty bezkrytyczne i do błędów dawnych dodały nowe. Oprócz tych wydań zbiorowych ogłosił w r. 1866 prof. Małecki w trzech tomach »Pisma pośmiertne Juliusza Słowackiego«; tutaj ukazały się między innymi utworami po raz pierwszy w druku dalsze rapsody »Króla Ducha«, nieznane pieśni »Beniowskiego«, poemat »Podróż na Wschód«, szereg niedrukowanych dramatów (Beatryx Cenci, Niepoprawni, Horsztyński i t. d.) i drobne liryki. Druga edycya pism pośmiertnych ukazała się w r. 1885. Ponadto kilka dzieł Słowackiego wydano osobno a mianowicie dr. H. Biegeleisen wydrukował: »Genezis z ducha«, »List do Rembowskiego«, »Wykład nauki«, »Dziennik z lat 1847—1849«, »Matkę Makrynę Mieczysławską« i »Raptularz poety«; H. Rychter wydał wraz z drobnymi poematami dramaty »Agezylausz« i »Z dziejów W. Nowogrodu«; dr. A. Górski ogłosił »Samuela Zborowskiego« i »Zawiszę Czarnego«, szereg wreszcie drobnych utworów umieściły rozmaite czasopisma.
Osobna wzmianka należy się niezwykle starannej edycyi »Genesis z ducha«, dokonanej przez prof. W. Lutosławskiego; zadawala ona wszelkie wymogi krytyki naukowej i daje wzór — w warunkach naszych niestety niedościgniony — jakby należało wydawać arcydzieła naszej literatury.
Wydanie obecne jest pierwsze, które przynosi całą spuściznę literacką twórcy »Króla Ducha«: opiera się na pierwszych edycyach pism, ogłoszonych za życia Słowackiego i na autografach, inne zaś wydania uwzględnia tylko w takiru razie, jeżeli autografów nie można było odnaleźć lub wydostać. Oprócz utworów zupełnie do tej pory nieznanych i nie drukowanych ukazuje się tutaj szereg dzieł po raz pierwszy w brzmieniu autentycznem, tak jak wyszły z pod pióra autora; w odmianach tekstu podane są) z jak największą ścisłością wszystkie poprawki poety a wśród tych pierwsze rzuty i fragmenty piękności niezwyklej. Objaśnienia dodane do każdego tomu dotyczą najważniejszych kwestyi rzeczowych i przeznaczone są dla szerszej publiczności.
W tomie pierwszym z 226 drobnych wierszy tekst 137 oparty jest na autografach, 14 podano według wydań za życia Słowackiego dokonanych, a reszta oparta jest na innych wydaniach późniejszych, przeważnie na wydaniu w »Warcie«. W tomie drugim »Szanfary« został wydrukowany według autografu, »Podróż na Wschód« według wydania prof. Małeckiego z r. 1866, a wszystkie inne utwory (Hugo, Mnich, Jan Bielecki, Arab, Żmija, Godzina myśli, Lambro, Anhelli, Poema Piasta Dantyszka o piekle) według pierwszych edycyi autorskich. W tomie trzecim tekst »Ojca Zadżumionych«, »W Szwajcaryi«, »Wacława« i pięciu pierwszych pieśni »Beniowskiego« opiera się na wydaniach z lat 1839 i 1841, tekst dalszych pieśni »Beniowskiego«, »Rozmowy z Matką Makryną Mieczysławską«, »Pana Tadeusza« (część IV) »Fragmentu poematu« wydrukowany został według autografów, tekst »Teogonii« według odpisu Szczęsnego Felińskiego a tekst »Konrada Wallenroda« i trzech części »Pana Tadeusza« według druku w »Warcie«. W tomie czwartym »Król Duch« ukazuje się po raz pierwszy ze wszystkiemi odmianami i fragmentami; rapsod pierwszy oparty jest na pierwszem wydaniu, dalsze rapsody są wydrukowane według autografów a jedynie tylko drobne urywki w odmianach tekstu podane są według druku w »Warcie«. Z dramatów, umieszczonych w tomach piątym do dziewiątego, wydrukowane są według pierwszych edycyi następujące: »Mindowe«, »Marya Stuart«, »Kordyan«, »Mazepa«, »Balladyna«, »Lilla Weneda«, »Ksiądz Marek«, »Sen srebrny Salomei«; według autografów: »Horsztyński«, »Krakus«, »Wallenrod«, »Złota czaszka“, »Beatrix Cenci« (fragment franc.), »Beatryks Cenci«, »Fantazy«, »Samuel Zborowski«, »Zawisza Czarny«, »Agezylausz«, »Książe Michał Twerski« i »Walter Stadion«; według wydania prof. Małeckiego: »Jan Kazimierz« i »Beniowski«. Z tłómaczeń w tomie dziewiątym wydrukowane są: według pierwszej edycyi »Książe Niezłomny«, według autografów urywek »Iliady« i »Makbeta«. W tomie dziesiątym z utworów prozaicznych wydrukowano według pierwszych edycyi następujące: »Przedmowa do III. tomu Poezyi«, »Kilka słów odpowiedzi na artykuł p. Z. K. o poezyach J. Słowackiego«, »Święcone u J. O. Księcia Radziwiłła Sierotki«, »Preliminarya peregrynacyi do Ziemi świętej J. O. Księcia Sierotki«, »Noc letnia«, »Do Księcia A. Czartoryskiego«, »Do emigracyi o potrzebie idei« i »Głos brata Jul. Słowackiego do Zgromadzonych«; według autografów »Krytyka krytyki i literatury«, »Genezis z ducha«, »List apostolski«, »Wykład nauki«, »List do J. N. Rembowskiego«, »II. list do Ad. ks. Czartoryskiego«, »Kazanie na dzień Wniebowstąpienia Boskiego«, »Odezwa do braci w Kole«, »Fragmenty filozoficzne« (II, III, V i VI), »Notatki i zapiski w raptularzu«, »Z Pamiętnika Babki«, »Noty w podroży po Palestynie i Syryi«, »Dziennik z lat 1847—1849« i »Urywki«; według innych wydań: »Król Ladawy«, »O poezyach Bohdana Zaleskiego«, »Fragment z powieści«, »Fragmenty literackie« (I—II), »Fragment planu dramatu«, »Głos z wygnania do braci w kraju«, »Modlitwa dla matki«, »Fragmenty filozoficzne« (I i IV), »Z Notatnika« i »Pamiętnik z lat 1817—1832«.
Prócz tego nadmienić należy, że po ukończeniu już druku całego prawie wydania odnalazły się urywki z autografów »Mazepy«, »Lilli Wenedy«, »dwóch listów do Krasińskiego«, »wiersza do A. Hołyńskiego« i »Grobu Agamemnona«; są one uwzględnione w dodatku do tomu pierwszego, gdzie również pomieszczono sprostowania błędów, dostrzeżonych już po ukończeniu druku wszystkich tomów.
Ze względów wydawniczych rozłożono w wydaniu niniejszem całą spuściznę Słowackiego na działy, zbierając w tomie pierwszym wiersze drobne, w tomach drugim do czwartego powieści poetyckie w tomach piątym do połowy dziewiątego dramaty, w drugiej części tomu dziewiątego tłómaczenia, a w tomie dziesiątym prozę. W każdym dziale starano się zachować porządek chronologiczny, — zaznaczyć jednak należy, że szczególnie co do chronologii drobnych wierszy pozostaje jeszcze wiele trudnych kwestyi spornych do rozstrzygnienia.
W sprawie pisowni przyjęto jako zasadę reguły proponowane przez Akademię Umiejętności w Krakowie, wszystkie jednak charakterystyczne cechy językowe Słowackiego zostały jak najwierniej zachowane, o ile tekst utworu mógł być oparty na autografie lub pierwodruku.
Odmiany tekstu są w dziale wierszy drobnych, powieści poetyckich i prozy w ten sposób ułożone, że naprzód podany jest tekst główny a potem odmianka, w dramatach naprzód idzie odmianka a potem tekst główny.
Jeżeli w wydaniu obecnem ukazuje się po raz pierwszy cały szereg niezwykle ważnych i nieznanych tekstów i waryantów, to jest owocem nie tylko starań i zabiegów wydawcy, lecz również niezwyklej życzliwości osób i instytucyi, które ze zbiorów swoich raczyły udzielić autografów Słowackiego. W pierwszym rzędzie słowa gorącej i szczerej podzięki złożyć należy Czcigodnemu Prof. Antoniemu Małeckiemu, który wszystkie rękopisy, jakie posiadał, oddał w ręce dr. Br. Gubrynowicza do użytkowania w wydaniu; ponadto były do dyspozycyi bogate zbiory Biblioteki im. Ossolińskich, Biblioteki Dzieduszyckich, Biblioteki Baworowskich i Biblioteki Pawlikowskich we Lwowie, Biblioteki Akademii Umiejętności w Krakowie; Biblioteki Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu, Biblioteki Krasińskich w Warszawie, Biblioteki muzeum polskiego w Rapperswylu i Biblioteki stacyi naukowej polskiej w Paryżu. Z osób prywatnych udzielili z całą gotowością autografów poety pp. R. Ujejski, Szcz. Barzykowski, J. Porębski. St. Wasylewski i inni, którzy nie życzyli sobie wyjawienia nazwiska.

Niechaj więc idzie w świat to wydanie, ażeby rozniecić wśród warstw jak najszerszych kult niewygasły dla wielkiego mistrza słowa polskiego; niech stanie się podstawą do badań naukowych, które rysy posągowe twórcy »Króla Ducha« utrwalą dla pokoleń następnych.






DROBNE WIERSZE
WYDAŁ
BRONISŁAW GUBRYNOWICZ.


DUMA UKRAIŃSKA.

Czemuś smutny, Ruńko młody?
Słyniesz z wdzięków i z urody,
Szybko biega koń twój wrony,
I w pierścienie włos trefiony,
Bystre, czarne twoje oko        5
W sercach dziewic tkwi głęboko...

Jesteś paziem wojewody,
Lecz nie ciężka twa niewola;
Na stepowe lecisz pola,
Tam wyścigasz wiatr w zawody,        10
Lub w przyjaciół wiernych gronie
Spiewasz, brzdąkasz na bardonie...

Ruńko! cóż ci smutek nada,
Jakiej w życiu płaczesz straty?
Źle gdy wiosną liść opada,        15
Źle gdy młode więdną kwiaty;
Kozak zrodzon w Ukrainie
Wesołością, męstwem słynie...

Czemuś smutna, o dziewczyno?
Czemuś smutna, Hanko młoda?...        20
W cichem szczęściu dni twe płyną,
Jak ta czysta Dniepru woda;
Wśrzód przyjaciół, wśrzód rodziny
Nie doznałaś trosk przyczyny.


Ach! czyliż tylko od burzy        25
Więdnie kwiecie polnej róży?
Gdy ją rosa nie poleje,
Gdy ją wietrzyk nie obwieje,
Patrz, jak zaraz smutna, blada,
Patrz, jaka blizka skonania,        30
Listek po listku opada
I do ziemi głowę skłania.

Pod dąbrową, na dolinie
Widna zdala chatka biała;
Przy niej Dniepr szumiący płynie,        35
Nad nią brzoza wybujała,
I księżyca swiatłość blada
Na samotną chatkę pada;
To się srebrną mgłą zasłoni,
To się kryje za obłoki,        40
Igra w bystrej Dniepru toni,
Lub wśrzód cichej lskni zatoki.

Siedzi Hanka na kamieniu,
Sercem jej przeczucie miota,
Lica blade — a w spojrzeniu        45
Niespokojność i tęsknota.
Znika Ruńko ukochany,
Coraz słabszy tętent dzwoni;
Zniknął i tylko po błoni
Gęste snują się tumany.        50
Smutna chwila rozłączenia,
Smutna Hanki młodej dola,
Wzrok jej tylko i westchnienia
Na samotne lecą pola.

Hanko! słońce szczęścia znika        55
I na niebie i w twej duszy,
Smutek serce twe przenika,
Ach! któż twoje łzy osuszy?
Znikły, znikły szczęścia ślady,
Lecz widać jeszcze nadzieję,        60
Choć jej promień tak jaśnieje,

Taki drzący — taki blady,
Tak słabo błyszczy dokoła,
Jak nieśmiały blask księżyca,
Co ciemne niebo oświéca,        65
Lecz go rozjaśnić nie zdoła.

Hanko! Hanko! wstań z kamienia,
Słuchaj — czy to szum tej rzeki?
Czyli mnogich rot tętnienia,
Albo ludu gwar daleki?...        70
Gęsta mgła okrywa błonie,
Księżyc w krwawym kurzu ginie;
Słuchaj, słuchaj, tam w dolinie
Coraz mocniej chrzęszczą bronie...

Spojrzyj — Hanko nieszczęśliwa!        75
I spojrzała — cała zbladła,
Do swej chatki drząca wpadła,
Ojca, matki z trwogą wzywa. —
Coraz bardziej rośnie wrzawa.
Głośne Allach grzmi po błoni;        80
I już dzicz Tatarów krwawa
Leci z wrzaskiem, z rżeniem koni. —
Dzika w sercach ich uciecha,
Przez wyparte lecą wrota,
Zewsząd Tatar ogień miota,        85
Płonie chaty nizka strzecha. —
............
............
Ledwie błysnął świt na niebie,
Już po stepach, już po błoniu
Leci Ruńko na swym koniu,
Hanko! Hanko! to do ciebie.        90
Prędzej od dnieprowej wody
Spieszy wrony koń wesoło;
Lecz weselszy Kozak młody,
Pogodniejsze Ruńka czoło. —

Czemuż? czemuż tak, Kozacze,        95
Przez parowy dzikie skaczesz?

Wkrótce gorzko ty zapłaczesz,
Już po tobie Hanka płacze.

Leci Kozak — a dokoła
Smutne stepy, puste pole,        100
Na niem dzikie rosną zioła,
Chwasty, głogi i kąkole.
Wicher bujną trawą miota
I ponuro w stepach szumi...
Bojaźń jakaś i tęsknota        105
Radość w sercu Ruńka tłumi...

I już słońca blask na niebie
Złoci stepów puste niwy. —
Cóż, czy czeka Hanka ciebie?
Że tak lecisz niecierpliwy.        110
Pędzi, leci pośrzód błonia,
Włos mu czarny z wiatrem płynie,
Równy, grzmiący tętent konia,
Razem z echem zwolna ginie!
Patrz! mogiła i kamienie,        115
Na mogile krzyż wysoko,
A Ruńko westchnął głęboko —
Powiedz, powiedz, to westchnienie
Czy w tym grobie pozostało,
Czy za Hanką uleciało. —        120

Rzucił Kozak szlak stepowy,
Wziął się w prawo na bezdroże,
Między krzaki i parowy,
Gdzie Dniepr więzi ciasne łoże.
Wyprężony w szybkim biegu        125
Śmiga koń po krętym brzegu,
Po manowcach i w gęstwinie
To się mignie, to znów ginie,
Tak jak płomień z pod ogniska,
Ze szkarłatu czapka błyska. —        130
............
............

Patrz! już Ruńko na dolinie,
Już z rozpaczy łamie dłonie,
Żadna z oka łza nie płynie,
Chociaż serce we łzach tonie.
Patrz, i czegóż on wygląda        135
Błędnym okiem po tej błoni?
Czy wzrok jego spocząć żąda?
Czy za zbiegłym szczęściem goni?...

Ruńko! biedny, nieszczęśliwy,
W złej rodziłeś się godzinie;        140
Jak bluszcz dziki w Ukrainie,
Gdy wśrzód polnej błyśnie niwy,
Bez podpory w stepach ginie,
Lub go słońca skwar wypali,
Lub, gdy wzrośnie, gdy zakwitnie,        145
To go z trawą kosa wytnie,
Lub z podporą wiatr obali. —

Pobiegł Kozak nad brzeg rzeki...
Ponura cichość na błoni...
Cóż to? słychać jęk daleki!        150
Ach to bardon w Dniepru toni,
Tłukąc się o skały z brzękiem,
Konającym zabrzmiał jękiem.
............

I już koń powraca wrony
Zadyszany, zapieniony,        155
Grzywa z wiatrem rozigrana —
Wbiegł pod zamek wojewody. —
Koniu! gdzież to Ruńko młody,
Gdzieś ty podział twego pana? —

Nad brzeg Dniepru lud się zbiega,        160
Coraz bardziej tłum się mnoży,
Smutny okrzyk się rozlega:
Zginął! zginął Kozak hoży!
Ruńko burką swą okryty
W ponadbrzeżnym leżał piasku,        165

A włos czarny, wodą zmyty,
W hebanowym lsknił się blasku.
Ruńko! świetniałeś jak zorza,
Byłeś chlubą Zaporoża,
Teraz kopią grób dla ciebie;        170
Teraz zbladły twoje lica,
Tak jak blednie twarz księżyca,
Gdy spotka słońce na niebie. —

Gdzieżeś płynął, o Kozacze,
Z zapienioną Dniepru wodą?...        175
Czy się złączyć z Hanką młodą,
Która gdzieś w jasyrze płacze?...
............

Tam, gdzie dawniej chatka stała,
Stoi mogiła w dolinie,
Przy niej Dniepr szumiący płynie        180
Nad nią brzoza wybujała. —
Gdzie głos Hance ulubiony
Nieraz głuchą budził ciszę,
Teraz brzozą wiatr kołysze,
Posępnemi jęcząc tony. —        185
Ani jednej łzy, wspomnienia,
Ani żalu, ni westchnienia,
Cicho — jak w północną chwilę
Same niebo smutne, mgliste,
Lejąc krople rosy czyste,        190
Odświeża darń na mogile. —

Takie tylko łzy, niestety,
Skoro świt zabłyśnie złoty,
Roszą smutny grób sieroty,
Grób Kozaka — grób poety.        195


Wilno, 1826, 26 august.




SONET.

Już północ — cień ponury pół świata okrywa,
A jeszcze serce zmysłom spoczynku nie daje,
Myśl za minionem szczęściem gonić nie przestaje,
Westchnienie po westchnieniu z piersi się wyrywa.

A choć znużone ciało we śnie odpoczywa,        5
To myśl znów ulatuje w snów i marzeń kraje,
Goni za marą, której szczęściu nie dostaje,
A dusza przez sen nawet drugiej duszy wzywa.

Jest kwiat, co się otwiera pośród nocy cienia,
I spogląda na księżyc i miłe tchnie wonie,        10
Aż póki nie obaczy jutrzenki promienia.

Jest serce, co się kryjąc w zakrwawionem łonie,
W nocy tylko oddycha, w nocy we łzach tonie,
A w dzień pilnie ukrywa głębokie cierpienia.






DO LUDWIKA SZPITZNAGLA.

Ludwiku!... jak dwie gwiazdy podobne na niebie,
Wiecznie nieznana siła oddala od siebie,
Tak i my na tej świata rozległej przestrzeni,
Choć myślą, sercem blizcy — losem rozłączeni.

Wkrótce, gdy ci na morzu jutrzenka zaświeci,        5
Kiedy usłyszysz w żaglach lekkie wiatru tchnienie,
Pomyśl, że to ostatnie przyjaźni westchnienie,
Które na skrzydłach myśli aż za tobą leci.

Jeden, jeden nam tylko skarb teraz zostaje:
Myśl, która nie zna tamy i za sercem płynie;        10
Ona ciebie przeniesie w twe rodzinne kraje,
A mnie na brzegi Nilu, w Afryki pustynie.

Pozwól więc, pozwól bujać swojej wyobraźni,
Poświęć chwilę wspomnieniom i szczerej przyjaźni.
Niestety, jak dwie gwiazdy podobne na niebie,        15
Wiecznie nas przeznaczenie oddali od siebie.





SONETY.

I.

Ledwo słońce na wschodzie odsłoni swe lica,
Ledwo spojrzy po cichej, samotnej dolinie,
Mgła się mieni w łzy róży i na kwiaty spłynie,
Chyli się pod perłami róża krasnolica.

Zaledwo w serce moje spojrzała dziewica,        5
Ledwom zaczął żyć dla niej i dla niej jedynie,
Szczęście w łzy się zmieniło, mgła omamień ginie,
Błyszczy gorzkiemi łzami zalana źrenica.

Luba! szczęścia nie znajdzie, kto w twem sercu skona,
I moich cierpień nigdy wątek się nie skończy;        10
Bo chociaż lotnem skrzydłem czas przeminie rączy,

Choć nasze dusze przejdą do wieczności łona,
Gdy twoja tak spokojna, moja tak zwichrzona,
W niebie się nawet dusza z duszą nie połączy.





II.

Zwarzyła jesień kwiaty nad brzegiem strumyka,
Wiatr szumiąc zeschłych liści tumanami miota;
Błyszczy dąb koralowy, błyszczy brzoza złota,
A jaskółkę wewnętrzny niepokój przenika.

Już czas lecieć — gdzie? w sercu znajdziesz przewodnika.        5
Już czas lecieć, wewnętrzna uczy cię tęsknota.
Siedzi smutna nad gniazdem, skrzydełkiem trzepota,
Zrywa się — podleciała — mignęła i znika.

Jaskółka miała wrócić, nim zefir zawionie,
Pod strzechę, której nieraz doznała opieki,        10
Lecz ją w przelocie morskie pochłonęły tonie.

Lauro — ja nieszczęśliwy, idąc w kraj daleki,
Myślę, że wrócę kiedyś spocząć na twem łonie...
Próżne marzenia — żegnam, żegnam cię na wieki.





III.

Duszo! śpij duszo moja, coś cierpiała tyle.
Twój Anioł cię opuścił i szczęście się zmienia.
Śpij! ach śpij, duszo moja, dopóki z uśpienia
Nieśmiertelny głos Boga nie wyrwie cię mile.

Śpij serce, już dla ciebie znikły szczęścia chwile,        5
I na cóż się masz budzić na same cierpienia?
Śpij lutni! próżne, próżne twoje smutne brzmienia,
Ja sam zasnę niedługo w głębokiej mogile.

Tak wędrowiec grożącej śmierci niedaleki,
Choć już do dna wychylił trucizny napoje,        10
Jednak długo się męczy, nim zawrze powieki.

Ja, co piłem tak słodkie, zgubne szczęścia zdroje,
Piłem śmierć z rozkosz czary i zasnę na wieki!
Lecz nim zasnę — ach biedne, biedne serce moje.





IV.

Czyliż kto duszy mojej wrócić szczęście zdoła?
Czyliż kiedy z łez gorzkich oschnie ma źrenica?
Ta, którą tak kochałem, anielska dziewica
Litością już nie spędzi smutków z mego czoła.

Może kiedyś na łonie innego anioła        5
Czoło moje rozjaśni szczęścia błyskawica,
Lecz szczęście to nie potrwa! znów ściemnieją lica,
A serce chwil przeszłości z rozpaczą zawoła.

Choć róża raz na wiosnę kwitnie i opada,
Zdarza się, że w jesieni znowu się rozwija,        10
Lecz wtenczas taka wątła, wysilona, blada.

Tak choć szczęście nie wraca, gdy raz człeka mija,
Czasem przed zgonem uśmiech na licu osiada,
Ale i w tym uśmiechu już się śmierć przebija.





MATKA DO SYNA.

Synu! wstępujesz teraz w trudną życia drogę,
Gdzie już nad tobą czuwać i strzedz cię nie mogę,
Rzuciwszy dom, rodzinę, w obce idziesz kraje,
Gdzie ci nieznane serca, nieznane zwyczaje;
Teraz ci zorzy szczęścia jaśnieją szkarłaty        5
I nadzieja po drodze bujne sieje kwiaty,
Ale gdy wiek dojrzalszy uczucia przemieni,
Gdy ujrzysz się sam jeden na świata przestrzeni,
Gdy ujrzysz się sam jeden w tym obcym ci tłumie,
W którym nikt twoich myśli, serca nie zrozumie,        10
Wtenczas choć myślą wracaj w ojczyste krainy,
I przenieś się na łono kochanej rodziny.
Przypomnij dom, gdzie lata spędziłeś dziecinne,
Przypomnij braci, siostry, zabawy niewinne,
Wspomnij na twego Ojca, co się cieszy w niebie        15
I co z górnych przybytków spogląda na ciebie.
I Matka, która zniosła smutek rozłączenia,
Czyliż także nie zyska miłości wspomnienia?
Bądź zdrów synu! ach trudna, trudna życia droga;
Błogosławię cię jeszcze — wezwij w pomoc Boga,        20
Idź — żegnam cię mój synu — lecz pamiętaj na to,
Że twa cnota za trudy będzie mi zapłatą.


Krzemieniec, 1829 r.




PIOSNKA DZIEWCZYNY KOZACKIEJ.

I.

Dzisiaj, i co dnia, z blaskiem miesiąca
Idę w las krętą drożyną,
Wybieram kwiat ten z kwiatów tysiąca,
Nad którym rosła brzoza płacząca,
Nad którym łzy moje płyną.        5
Jak z obłąkanej ludzie się śmieją,
Nie znają ciężkiej mej straty;
Ja zbieram kwiaty, — kwiaty więdnieją,
Ja znowu idę po kwiaty.


II.

Nieraz łza płynie gorzka, ukryta,        10
Bo ciężkiej płaczę ja zguby;
Patrz, oto róża polna rozkwita,
Biała konwalia z różą uwita.
Mój drogi! drogi! mój luby!
Czy na ślub śpieszysz, czy tam w kościele        15
Czekają druhy lub swaty?
Ach!... kwiaty zwiędły — nie na wesele,
Ja zawsze idę po kwiaty.


III.

Nie od rycerskiej zginął on stali —
Wznieśli mogiłę wysoką,        20

A ile garści piasku sypali,
Tyle mu przekleństw z piaskiem posłali —
Mój luby, śpi on głęboko.
Przekleństw nie słyszał, nie słyszał płaczu,
Nikt nie wdział żałobnej szaty,        25
Piasek pokrywa grób na tułaczu —
Ja co dzień idę po kwiaty!


Warszawa, 28 grudnia 1829 r.




ODA DO WOLNOŚCI.

I.

Witaj, wolności Aniele,
Nad martwym wzniesiony światem!
Oto w Ojczyzny kościele
Ołtarze wieńczone kwiatem,
I wonne płoną kadzidła!        5
Patrz! tu świat nowy — nowe w ludziach życie.

Spójrzał — i w niebios błękicie
Malowne pióry złotemi
Roztacza nad Polską skrzydła;
I słucha hymnów tej ziemi.        10


II.

A tam, już w cieniu wieków za nami się chowa
Duch niewoli, i dumną stopą depcze trony.
Zgina się pod ciężarem skrwawionej korony,
Mówi — ale niezrozumiałe z ust wychodzą słowa.
Tak obelisk, co niegdyś pisanym wyrazem        15
Dziwił ludy, obwiany mgłą kadzideł dymu,
Dziś przeniesiony do Rzymu,
Niezrozumiały ludom — umarły — jest głazem.


III.

Niegdyś Europa cała
Była gotyckim kościołem.        20
Wiara kolumny związała,
Gmach niebo roztrącał czołem...
Drżącym od starości głosem
Starzec, pochylony laty,
Trząsł dumnych mocarzy losem,        25
Zaglądał w królów siedziby;
Zaledwo promyk oświaty
Przez ubarwione gmachu przedzierał się szyby.

Jakiś mnich stanął u proga[1]
Kornej nie uchylił głowy,        30
Walczył słowami Boga
I wzgardził świętemi kary.
Upadł gmach zachwiany słowy.
Błysnęły światła promienie...
Pierwsze wolności westchnienie        35
Było i westchnieniem wiary.


IV.

Jak sosny niebotyczne urośli królowie.
Deptane prawa ludów gdzież znajdą mściciela?...
Na Albionu ostrowie
Kromwel. — Któż nie zna Kromwela?...        40
On dawną krwią Stuartów zalał stopnie tronu
I nie chciał na nie wstąpić — on pogardził tronem.

I czemże dzisiaj jest król Albionu?
Błyszcząca mara — widziadło,
Księżyc na niebie zamglonem,        45
A słońce praw oświeca tę postać wybladłą.

Ale wielcy mężowie zasiedli do steru,
Świątynią praw dźwigają tysiączne kolumny, —

Patrzcie, jak długim rzędem za trumnami trumny
Wchodzą w posępne gmachy Westminsteru.        50


V.

O świat nowy hiszpańskie uderzyło wiosło,
Tam brat zaprzedawał brata...
Na lądzie nowego świata
Żałobne drzewo wyrosło,
Pod którem, schyleni w trudzie,        55
Marząc o szczęściu boleśnie,
Usypiali tłumem ludzie,
Tłumami konali we śnie

I śmiercią sen płacili — bo o lepszej doli
Pod tem się drzewem ludziom o wolności śniło.        60
Było to drzewo niewoli,
Rosło nad grobem — świat już był jedną mogiłą.

Ostatni więc człowiek skona,
Śmiercią z należnych władcom wypłaci się danin?
O nie! na głos Waszingtona        65
Zmartwychwstał Amerykanin
I zaprzysiężoną święcie
Wolność okrył wieńcem sławy.

A drzewo śmierci było masztem na okręcie
I zgon niosło na ludy saksońskie — i nawy.        70


VI.

Więc słońce już w wolności krajach nie zachodzi?
Wolności skrzydła całą osłoniły ziemię.
Godnem jest oczu Boga wolnych ludzi plemie,
On bohaterów nagrodzi.


VII.

Jakiż to dzwon grobowy        75
Z wiejskiego zabrzmiał kościoła?
Idzie tłum pogrzebowy —
Schylone do ziemi czoła;
Trumna — za trumną dzieci,
Smutna przyjaciół drużyna        80
Bladą gromnicą świeci,
Ciche modły powtarza.
Weszli we wrota cmentarza
Pod trumną ramie syna.
Czarną dręczeni rozpaczą,        85
Czarną okryci żałobą...

Czemuż płaczą nad sobą?
Bogatą wezmą spuściznę.
Dlaczegóż nad nim płaczą?
W grobie zapomni troski...        90
Bracia! — on umarł — on był ostatnim z tej wioski,
Co widział wolną ojczyznę.
Synowie jeszcze po nim nie zdjęli żałoby,
Już na wolnej żyją ziemi.
Idźmy więc nad ojców groby,        95
Wołajmy, bracia, nad niemi —
Może usłyszą w mogile?...



VIII.

Widziałem, jak młodzieniec w samej wieku sile,
Strawiony własnym ogniem — przeklął ogień duszy.
Wołał: — »Czemuż Bóg więzów moich nie rozkruszy?...«        100
Lecz wszędy cichość grobowa;
A więc sam odpowiadał: — »Jestem panem życia!« —
Okropne rozpaczy słowa!
Z umysłowych władz rozbicia
Została ta myśl straszliwa.        105
I bladość śmierci lice wyniosłe okrywa.

Ta jedna myśl tysiączne urodziła myśli;
Straszna cierpienia potęga,
Umysł je rozwija, — kryśli,
Z niedowiarstwa marą sprzęga...        110
O niedowiarstwo! Ty piekieł pochodnią
Niszczysz mgłę marzeń i blask urojenia złoty.
Gdzież cnota?... niema cnoty!...
I zbrodnia nie jest zbrodnią.
Na niepewnej ważysz szali        115
Wzniosłe uczucia w człowieku...
Już wszyscy tak myśleli — i wszyscy wołali,
Jest to chorobą czasu! — jest to duchem wieku!
Ta ciemność była tylko przepowiednią słońca.
Wolności widzim Anioła,        120
Wolności powstał obrońca.
Podnieście wybladłe czoła!
Dalej do steru okrętu!
Dalej! na morskie głębinie!
Rzućmy się w odmęt — z odmętu        125
Może niejeden wypłynie!
Podobni do nurków tłumu,
Co do morskiej toną fali,
Wśród wirów kręceni szumu,
Już ich fala w głąb porywa;        130
Ale niejeden wypływa,
Blizki brzegu, lub daleki,
Ten niesie gałąź korali,
Ów w Amfitryt trąbę dzwoni.
Lecz niejeden zniknie w toni,        135
W morzu zostanie na wieki.





HYMN

Bogarodzico! Dziewico!
Słuchaj nas Matko Boża,
To ojców naszych spiew,
Wolności błyszczy zorza,
Wolności bije dzwon,
Wolności rośnie krzew.        5
Bogarodzico!
Wolnego ludu spiew
Zanieś przed Boga tron.

Podnieście głos rycerze,        10
Niech grzmią wolności śpiewy,
Wstrzęsną się Moskwy wieże.
Wolności pieniem wzruszę
Zimne granity Newy;
I tam są ludzie — i tam mają duszę.        15

Noc była... Orzeł dwugłowy,
Drzemał na szczycie gmachu,
I w szponach niósł okowy.
Słuchajcie! zagrzmiały spiże,
Zagrzmiały... i ptak w przestrachu,        20
Uleciał nad świątyń krzyże.
Spojrzał — i nie miał mocy,
Patrzeć na wolne narody,
Olśniony blaskiem swobody,
Szukał cienia... i w ciemność uleciał północy.        25


O wstyd wam! wstyd wam Litwini!
Jeśli w Gedymina grodzie
Odpocznie ptak zakrwawiony,
Głos potomności obwini,
Ten naród — gdzie czczą w narodzie        30
Krwią zardzawiałe korony.

Wam się chylić przed obcemi,
Nam we własnych ufać siłach;
Będziem żyć we własnej ziemi,
I we własnych spać mogiłach. —        35

Do broni bracia! do broni!
Oto ludu zmartwychwstanie,
Z ciemnej pognębienia toni,
Z popiołów Feniks nowy
Powstał lud — błogosław Panie!        40
Niech grzmi pieśń jak w dzień godowy.

Bogarodzico! Dziewico!
Słuchaj nas Matko Boża,
To ojców naszych spiew,
Wolności błyszczy zorza,        45
Wolności bije dzwon
I wolnych płynie krew
Bogarodzico!
Wolnego ludu krew,
Zanieś przed Boga tron.        50





KULIK.

Oto zapusty, dalej kulikiem,
Każdy wesoły, a każdy zbrojny,
Jedzie na wojnę, jak gdyby z wojny,
Z szczękiem pałaszy, śmiechem i krzykiem.
Dalej! kulika w przyjaciół chaty —        5
Zbudzimy śpiących, zabierzem z sobą.
Nie trzeba wdziewać balowej szaty,
Ani okrywać czoła żałobą.
Tak, jak jesteśmy — dalej i dalej!
A gdzie staniemy? aż nad granicą...        10
Gwiazdy nam świécą,
Staniemy cali.
Ha! ha! koń parska — rade nam dwory —
Nie trzaskaj z bicza — niechaj śpi licho.
Szybko po drodze, tak jak upiory        15
Smigamy szybko — cicho — i cicho.
Niech sanki świszczą
Jak błyskawica,
W okrąg księżyca,
Złote mgły koło.        20
Kagańce błyszczą.
Cha, cha, cha! jak nam wesoło.

Kto nas zobaczy — ten nie zostanie
Z nami na nowe poleci tańce;
Mnogie hajduków świecą kagańce,        25
Szybkie po śniegu śmigają sanie.

A kto chce zostać — więc dobrej nocy,
Niech go nie zbudzi kogutów pianie,
Niech spi spokojnie. — My bez pomocy,
Tak jak jesteśmy — dalej i dalej!... etc.        30

Stójcie tu! stójcie! — oto dwór biały
I swiatło w oknach — dam znak — wystrzelę.
Odpowiedziały mnogie wystrzały.
Ha! dobra wróżba — wszak tu wesele,
Tu szlachta pije, — wyprawia gody;        35
Drużby za nami! swaty za nami!
Od młodej panny chodź panie młody.
Lecz nie patrz na nią — zalana łzami,
A łzy kobiece zmiękczą ci serce —
Wrócisz! nie zwiędną ślubne kobierce.        40
Teraz za nami — tak z bukietami,
Tak jak jesteście — dalej! i dalej! etc.

Stójcie tu! stójcie! tu dwór szlachcica,
Dam znak, wystrzelę... nie, ciszej! ciszej!
Z nagła wpadniemy, nikt nie usłyszy —        45
Przebóg! tu pogrzeb — błyszczy gromnica —
Porozwieszane w oknach całuny
I stoi truna — a koło truny
Syn smutny w dłoniach ukrywa czoło...
Ha, ha! co robić? tu nie wesoło,        50
Lecz poco długie prawić androny:
Mój panie synu, prosimy z sobą.
Daj na pacierze — zostaw na dzwony,
Zabierz przyjaciół. — Z czarną żałobą
Tak jak jesteście — dalej! i dalej! etc.        55

Stójcie tu! stójcie! tu znakomity
Szlachcic zamięszkał — więc drzwi uchylę...
Zielonym suknem stolik wybity,
A na stoliku świecą pamfile.
Panowie szlachta! do dyabła karty —        60
Dalej do broni! a karty w kąty!
Niech Dej algierski, Karol dziesiąty
I Delfin grają... może kto czwarty

Do gry zasiądzie i na kozery
Będzie błękitne rzucał papiery,        65
Które już dawniej spadły na cztery
I jeszcze spadną... Mości panowie!
Niech w karty sami grają królowie!
A my do koni — dalej! i dalej! etc.

Stójcie tu! stójcie! tu zamek stary,        70
Na hasło mnogi strzał odpowiada.
Zamorskie jakieś widzę maszkary.
Panowie bracia! to maskarada.
Szaty w dziwaczne lepione wzory —
Słuchaj-no! słuchaj, mój włoski panie,        75
Czy sycylijskie znasz ty nieszpory?
Znasz ty Neapol? a ty, Hiszpanie,
Czy byłeś kiedy w Minny orszaku?
Nie — mniejsza o to. — Włoch, Korsykanin,
Żyd, Tatar, Turek, Amerykanin,        80
Chodźcie tu za mną wszyscy bez braku,
Tak jak jesteście — dalej! i dalej! etc.

Stójcie! tu stójcie! nowa gościna
Już w oknach wszelkie światło pogasło,
Dam znak, wystrzelę... nie — poco hasło.        85
Tu spią — nie słyszą... nie nasza wina,
Że sen przerwiemy... Stukam we wrota...
Ha! stary sługa wychodzi, świeci.
Twój pan spi teraz? to mi to cnota!
— »O nie — on nie spi — pan mój i dzieci        90
Nim trzecie grudnia błysnęło zorze,
Wyszli na czele zbrojnej czeredy,
A teraz cicho — pusto we dworze,
Wyszli na wroga — czy wrócą kiedy?«
Widzicie bracia, mylą pozory,        95
Takiemu panu błogosław Boże.
Oby tak wszystkie zastać nam dwory,
Jedźmy więc sami — dalej! i dalej!... etc.

Jakże noc pyszna, — jak lecą konie!
Lecą i lecą, — a z pod kopyta        100

Pryskają iskry, — połyska błonie,
Śmigają sanki, — już świta! świta!
Na niebie blednie czoło księżyca,
Droga skończona, — oto granica.
Wstrzymaj rumaka! wstrzymaj rumaka!        105
Noc rozwidniała,
Zagrzmiały działa.
Oto jest kulik Polaka.





PIEŚŃ LEGIONU LITEWSKIEGO.

Litwa żyje! Litwa żyje!
Słońce dla niej błyszczy chwałą,
Tyle serc dla Litwy bije,
Tyle serc już bić przestało.
Trzeba być głazem! trzeba być głazem,        5
Cierpieć te więzy rdzawione pleśnią.
Myśmy się za nie mścili żelazem,
I wolną myślą, i wolną pieśnią.
Zadrżały wrogi,
Pieśń to ponura        10
Te żmudzkie rogi,
Jezus Marya! naprzód! hop, hop, urra!

Nauczyli nas Teutony
Spiewać jako nam spiewali.
Legiony! Legiony!        15
Na Ruś! na Ruś! dalej! dalej!
Bo gdy nam każą znów iść ku Włochom,
Jakże się rozstać z Ojców grobami?
Chyba odwiecznym powiemy prochom:
Powstańcie z grobów! chodźcie za nami!        20
Zemsta na wrogi, etc.

Gdy Car groził Olgierdowi,
Odrzekł posłom Olgierd stary:
Nieście pochodnię Carowi,
Nim zgaśnie, powitam Cary.        25
I za posłami tej samej nocy
Obozem stanął na Moskwy górach,

Panował miastu jak orzeł w chmurach,
Wszedł z jajkiem kraśnem w dzień Wielkanocy.
Zadrżały wrogi        30
Pieśń to ponura
Te żmudzkie rogi.
Na grom Perkuna! naprzód! hop, hop! urra!

Jagiellońskiej mur stolicy
Nam rozkwitnie kobiercami;        35
Trud zapłaci wzrok dziewicy,
Pomięszany śmiech ze łzami.
A kędy baszta mchami okryta,
Zbudzony pieśnią kamień z tej wieży
Może się zerwie, do stóp przybieży        40
I Gedymina wnuków powita.
Dalej na wrogi, etc.

Nikt nas teraz nie obwini,
Nikt na świecie nie zapyta:
Czy jeszcze żyją Litwini?        45
Oto Pogoń nasza świta!
Lecz nie pytajcie, czemu tak mała
Garstka chorągwią mężnych powiewa?
Więcej nas było, — lecz z tego drzewa
Burza niejeden liść oberwała.        50
Zemsta na wrogi, etc.

Ho! zaszummy proporcami,
Co wolności barwą świecą;
My lecimy, a za nami
Orły! orły! orły lecą.        55
Na nasze głowy jak szronu kiście
Spadają gromy... legion umiera —
Jak laur zdobiący grób bohatera.
Kto chciwy sławy — rwie lauru liście.
Zemsta na wrogi,        60
Pieśń to ponura
Te żmudzkie rogi.
Jezus Marya! naprzód, hop, hop! urra!





NIEWIADOMO CO
CZYLI
ROMANTYCZOŚĆ.
EPILOG DO BALLAD[2].

Szło dwóch w nocy z wielką trwogą,
Aż pies czarny bieży drogą.
Czy to pies?
Czy to bies?

Rzecze jeden do drugiego:        5
»Czy ty widzisz psa czarnego?
Czy to pies?
Czy to bies?«

Żaden nic nie odpowiedział,
Żaden bowiem nic nie wiedział,        10
Czy to pies?
Czy to bies?

Lecz obadwaj tak się zlękli,
Że zeszli w rów i przyklękli.
Czy to pies?        15
Czy to bies?


Drżą, potnieją, włos się jeży —
A pies bieży, a pies bieży.
Czy to pies?
Czy to bies?        20

Bieży, bieży — już ich mija,
Podniósł ogon i wywija.
Czy to pies?
Czy to bies?

Już ich minął, pobiegł dalej,        25
Oni wstali i patrzali,
Czy to pies?
Czy to bies?

Wtem, o dziwy! w oddaleniu,
Na zakręcie zniknął w cieniu.        30
Czy to pies?
Czy to bies?

Długo stali i myśleli,
Lecz się nic nie dowiedzieli,
Czy to pies?        35
Czy to bies?





PARYŻ.

Patrz! przy zachodzie, jak z Sekwany łona
Powstają gmachy połamanym składem,
Jak jedne drugim wchodzą na ramiona,
Gdzie niegdzie ulic przeświecone śladem.
Gmachy skręconym wydają się gadem,        5
Zębatą dachów łuską się najeża.
A tam, — czy żądło oślinione jadem?
Czy słońca promień? czy spisa rycerza?
Wysoko — strzela blaskiem ozłocona wieża.

Nowa Sodomo! pośród twych kamieni        10
Mnoży się zbrodnia bezwstydna widomie,
I kiedyś na cię spadnie deszcz płomieni,
Lecz nie deszcz Boży, nie zamknięty w gromie,
Sto dział go poszle... A na każdym domie
Kula wyryje straszny wyrok Boga;        15
Kula te mury przepali, przełomie
I wielka na cię spadnie kiedyś trwoga,
I większa jeszcze rozpacz, — bo to kula wroga...

I już nad miastem wisi ta dział chmura,
Dlatego ludu zasępione tłumy,        20
Dlatego ciemność ulic tak ponura,
Przeczuciem nieszczęść zbłąkane rozumy;
Bez echa kona słowo próżnej dumy,
O wrogach ciągłe toczą się rozmowy...
A straż ich przednia, już północne dżumy        25
Obrońców ludu pozwiewały głowy,
I po ulicach ciągły brzmi dzwon pogrzebowy.


Czy wrócą czasy tych świętych tajemnic,
Kiedy tu ludzie zbytkiem życia wściekli,
Jedni pod katem, drudzy w głębi ciemnic,        30
Inni ponurzy, bladzi, krwią ociekli,
Co kiedy śmieli pomyśleć — wyrzekli.
Lud cały kona, katy i obrońce,
Dnia im nie stało aby się wysiekli;
I przeczuwając krwawej zorzy końce,        35
Jak Jozue wołali: dnia trzeba, — stój, słońce!

I nie stanęło, — pomarli — przedwcześnie,
Lecz zostawili pamiątki po sobie,
Kraj po rozlewie krwi tonący we śnie,
I lud, nie po nich, ubrany w żałobie,        40
Krwi trojcę w jednej wcieloną osobie.
Ten jak Rodyjski posąg, świecznik trzyma,
I jedną nogę wsparł na martwych grobie,
Drugą na zamku królów... Gdzie oczyma
Sięgnął, — tam wnet i ręką dostawał olbrzyma.        45

A kiedy posąg walił się z podstawy,
Tysiące ludu sławą się dzieliło,
Każdy się okrył łachmanem tej sławy,
Każdemu było dosyć, — nadto było...
Marzą o dawnej sławie nad mogiłą,        50
I pod kolumną spiżu wszyscy posną;
Choć cięcie kata głowę z niej strąciło,
Choć na niej może jak na gruzach, z wiosną
Chwasty i z liliami Burbonów porosną.

Tu dzisiaj Polak błąka się wygnany,        55
W nędzy — i brat już nie pomaga bratu.
Wierzby płaczące na brzegach Sekwany
Smutne są dla nas jak wierzby Eufratu.
I całej nędzy nie wyjawię światu...
Twarze z marmuru, — serca marmurowe,        60
Drzewo nadziei bez liścia i kwiatu
Schnie, gdy wygnaniec złożył pod nim głowę,
Jak nad prorokiem Judy schło drzewo figowe.


..............
Zdala od miasta szukajmy napisów,
Gdzie wielki cmentarz zalega na górze.        65
O! jak tu smutno, kędy wśród cyprysów
Pobladłe w cieniu chowają się róże.
A pod stopami — dalej — miasto w chmurze,
Topi się we mgłach gasnących opalu...
A dla żałobnych rodzin przy tym murze,        70
Przedają wianki z płótna lub z perkalu,
Aby dłużej świadczyły o kupionym żalu.

Patrz znów w mgłę miejską — oto wież ostatki,
Gotyckim kunsztem ukształcona ściana;
Rzekłbyś — że zmarła matka twojej matki,        75
W czarne, brabanckie korónki ubrana,
Z chmur się wychyla jak duch Ossyana...
Ludzi nie dojrzysz... Lecz nad mgłami fali
Stoją posągi (gdzie płynie Sekwana)
Jakby się w Styxu łodzi zatrzymali        80
I przed piekła bramami we mgłach stoją biali...

Tam gmachy Luwru gdzie tron Baltazara,
A na nim siedział wyrobnik umarły...
Przez dnie lipcowe panowała mara,
U nóg jej ludzie snuli się jak karły;        85
Bo nad nią cienie śmierci rozpostarły
Wielkość olbrzymią — był to król narodu.
I aksamity krew mu z czoła starły,
Lecz jego dzieci umierały z głodu,
Zaczął dynastyą trupów, był ostatnim z rodu.        90





DO MICHAŁA ROLA SKIBICKIEGO
podpółkownika wojsk rzeczypospolitej kolumbijskiej,
POŚWIĘCAJĄC MU POWIEŚCI WSCHODNIE
MNICHA I ARABA.

I znowu ciebie ziemia przywołuje stara,
Z kolumbijskiej krainy, z grobu Boliwara;
Z nowych światów żadnemu nieuległych panu,
Gdzie pył tronów nie spada jako proch wulkanu,
I nie pokrywa grodów — ani grom tronowy        5
Szuka pomiędzy tłumem wyższej nad tłum głowy.

Dopóki światów nowych ludzie nie przeczuli,
Myśl nie śmiała biedz skrajem przewróconej kuli.
Na kartach kładł rytownik chmurną dłoń olbrzyma.
Myślano, że Bóg ziemię tamtą stroną trzyma,        10
Jak czarę wrącym stworzeń napełnioną tłumem;
Dopiero Genueńczyk przeniknął rozumem
Tajemnicę tej dłoni i z jej skrzepłych palców
Wyłamał świat drzew, złota, brylantów, padalców.
Europejska zbrodnia napełniła lasy,        15
Pod Kortezów mieczami padały Inkasy,
Czarni misyonarze duchownemi berły
Z łona muszl zakrwawionych nieraz pruli perły,
Potop krwi religijnej świat wyludnił młody,
Dzisiaj z krwi odrastają zielone narody,        20
Snać płodne serce nowej ziemi nie ostygło.


Lecz myśl twoja żeglarską obłąkana igłą
Zwracała się na północ... Przebywasz otchłanie,
Drogą po której niegdyś biegli Luzytanie,
Myślą budzisz tajemnic tłum na dnie korali,        25
Oczyma Kamoensa czytasz w drżącej fali.
I może przed delfinem napierśnym okrętu
Powstał duch Luzyady, ów olbrzym odmętu,
Co niegdyś wróżbą nieszczęść tłukł Hiszpanów statki,
A dziś może ci wróżył śmierć ojczyzny matki.        30

To ląd! czy słyszysz stamtąd jaki gwar i wrzawa?
To stary świat! spruchniały jak rozbita nawa;
Żagiel który ją nosił przez wypadków fale,
Spruchniał dziś na odległej mórz zatknięty skale;
Dziś go ziele zarasta. — Stara, obumarła,        35
Długowieczną płodnością ziemia się pożarła.
Walcząc o skąpe reszty płodów się wysieczem.
Tu drobnych państw granice karły kreślą mieczem.
Z tą dziką ziemią kraj twój porównywaj złoty,
Tam słońce twarz ociemnia, tu czernią zgryzoty.        40
Jak struś co głodny gardziel żwirem pustyń dławi,
Tu człowiek kamień wzgardy połyka i trawi.
A te, co na świat stary zbladłem patrzy licem,
Słońce Europy pięknym nazwałeś księżycem.

Tyś smutny! o szaleństwo! ciemnej twarzy rysem        45
Pobielanych tu grobów stawać się cyprysem.
Skłoń lica do uśmiechu, w tej szalonej zgrai
Zamaskowana boleść łatwo się utai.
Tu śmiech jest znakiem życia... Śmiać się nauczyłem
Gorzko — niszczę się, — skonam i nie powiem: żyłem.        50

Lecz twoja dusza marzyć przyuczona szczytnie,
Jeśli uschnie obecnie, wspomnieniami kwitnie;
Myśl wraca po błękitnym oceanów szlaku,
Teraz się wahasz lekko w jedwabnym hamaku,
Tu magnolii róże, a pod palmy cieniem        55
Skrzą czarne oczy światła przecięte promieniem,
Jak gwiazdy nad odbiegłym od kraj u żeglarzem.
Teraz płocha z piór złotych uwitym wachlarzem

Prysnęła wonią kwiatów, czyta myśli z czoła,
Smutna, jeśli uśmiechu śmiechem nie wywoła.        60
Tyś ją opuścił?... jako perła odrzucona
Będzie gasła powoli — i zamrze — i skona.
Gdy pamięć za daleko w kraje marzeń wkroczy,
Nim ją odwołasz, łzami zalane masz oczy;
Lecz te łzy muszą oschnąć w rzeczywistej burzy.        65
Tu świat jak ciemny obłok gromami się chmurzy.
Wzmagaj siłę ciężarną pracującą w ziemi,
Dawniej fanatyzm, wolność czasy niedawnemi;
A gdy się ta rozwiąże, wałem otocz grody,
Na prędko-stawnych mostach rzucaj szyk przez wody;        70
Niechaj ulotna para z paszcz działowych gromów
Rzuca zgon, nakarmiona pożarami domów.
Czy maską tajemniczej zemsty osłoniony,
Jak dawny sąd tajemny w same królów trony,
Zapozew przed sąd Boga, wbij ostrzem sztyletu.        75
Czekaj! może muezin z szczytów minaretu
Ogłosi pacierz zemsty wśród murów Stambułu.
Czekaj! może z dzikiego w Kaukazie Aułu,
Ujrzymy błyskawicę... Ciszej!... Zdradzam myśli,
Które mi wyobraźnia, które zemsta kryśli;        80
Zemsta chciwa pokarmu, drząca jak zmysł głodu.

Chcąc myśl odbłąkać, czytam dziką powieść Wschodu,
A choć odbiegniesz treści, dźwięk rymów powrótny
Będzie jak szmer fontanny bezmowny, lecz smutny.





DUMA O WACŁAWIE RZEWUSKIM.

Po morzach wędrował — był kiedyś Farysem,
Pod palmą spoczywał, pod ciemnym cyprysem,
Z modlitwą Araba był w gmachach Khaaba,
Odwiedzał proroka grobowce.

Koń jego arabski był biały bez skazy.        5
Siedmiokroć na koniu przeleciał step Gazy,
I stał przed kościołem i kornem bił czołem,
Jak czynią w Solimie wędrowce.

Miał drogę gwiazdami znaczoną po stepie
I życie niosł własne w skrzydlatym oszczepie,        10
Błądzący po swiecie zaufał w sztylecie,
Bo sztylet mu dała dziewica.

Gdy nocą opuszczał haremu krużganki,
By odciąć drabinę wziął sztylet kochanki;
Choć broń była żeńska, lecz stal damasceńska,        15
Hartowna — i złota głowica.

A kiedy odjeżdżał — ta bladła i mdlała,
O sztylet prosiła, bo zabić się chciała.
»Żyj długo — bądź zdrowa, dziewico stepowa,
»Twój sztylet położy mnie w grobie.        20

»Bo kiedy już przeszłość ten step mi zakryje,
»Gdy żyć będzie ciężko, to sam się zabiję,

»Bo dziką mam duszę. Więc sztylet mieć muszę,
»Twój sztylet mieć muszę przy sobie«.

Smutnego uniosły arabskie latawce,        25
Bo znikła z krużganku, bo widział w sadzawce
Pod oknem, w ogrodzie, fal koła na wodzie
I białą zasłonę... O Lachu!...

I nocą obaczył kraj miły, rodzony,
Gdy księżyc się wznosił na stepach czerwony.        30
W noc nawet i ślepy, poznałby te stepy
Po kwiatów rodzinnych zapachu.

A niwa mu do stóp kłaniała się złota,
I marzył; że wierny druh wyjdzie przed wrota.
Lecz druhów nie było... Pod zimną mogiłą        35
Posnęli, gdy błądził w pustyni.

Więc jechał samotny, nieznany nikomu,
Lecz jeszcze z dziedzińca, od wrót swego domu
Odwrócić chciał konia i jechać na błonia,
Gdzie błądzą jak wiatr Beduini.        40

Lecz konia podkowy rozkute od krzemion,
I koń był zmęczony... Więc skoczył ze strzemion
I wszedł do siedziby, bez zamka, bez szyby,
Gdzie rosą próchniało obicie.

I miło mu było, gdy ujrzał te skały        45
Nad ciemnym Smotryczem, — gdzie orzeł żył biały
I wił sobie gniazdo; nadziei był gwiazdą,
Po nieba szybując błękicie.

Dla konia w ogrodzie budował altany,
I żłoby pozłacał, — z kryształu dał ściany.        50
Przed Cara żołdakiem mógł uciec tym ptakiem
Daleko — i wolnym być zawsze.

I ludzi żałował, że żaden z nich nie miał
Szybkiego tak konia; więc każdy oniemiał,

I był jakby głazem pod Cara rozkazem,        55
A były rozkazy co krwawsze.

Raz, starym zwyczajem pomarłych już rodzin,
Ten Emir arabski w dzień pańskich narodzin,
Na sianie, za stołem, z przyjacioł swych kołem
Połamał opłatek i spożył.        60

A potem, jak przodków święcono zwyczajem,
Wzniósł toast nadziei stoletnim tokajem:
»Żyj Polsko wiek sławy!« Wtem goniec z Warszawy
Przyleciał, — zawołał: »Kraj ożył!«

Więc Emir w stepowe zapuszcza się szlaki,        65
A za nim na koniach buńczuczne Kozaki,
W czerwieni i w bieli, po stepach płynęli,
Po smutnych kurhanach przeszłości.

I cały ten szereg, błyszczący od stali,
Zrównanym galopem jak morze się fali;        70
Gdzie słychać dział huki, tam lecą buńczuki,
Jak gwiazdy z ogonem jasności.

Emira Kozaki gdy błądzą przez wrzosy,
Umieją pieśń dziką rozłamać na głosy,
Pieśń z echem odsyła stepowa mogiła,        75
Pieśń grzmiącą: »Ho urra! nasz Emir!«

Do Cara pieśń doszła, — wściekłością się pienił,
I głowę Emira na ruble ocenił;
Bo myślał, że w kraju, z hordami Nogaju,
Czyngiskan szedł — Batt lub Kantemir.        80

Bo umiał Rzewuski, jak Arab stepowy,
Płachtami rumakom ogłuszyć podkowy,
I cicho, gdy spali, pod obóz Moskali,
Podkradać się, — bić — i brać działa.

Więc ściągnął, jak wszyscy ściągali pod Daszów,        85
Gdzie nasza konnica ze szczękiem pałaszów,

Z wesołym okrzykiem stanęła w mur szykiem,
I chmurą proporców powiała.

A kiedy z mgły srebrnej wybiło się słońce,
Ujrzeli Moskalów — straż przednią i Dońce.        90
Mur dział, jak mur złota, a za nim piechota
W bagnety porosła jak zboże.

I cicho... Wtem bomba śmierciami ciężarna
Upadła w szeregi zwichrzona i czarna.
A nasi w tej chwili jeszcze się modlili,        95
Do nieba wołali: »O Boże!«

I razem bomb tysiąc zaryło się w stepy,
Rozpękłe wrącemi ciskały czerepy,
I grzmiały, dopokąd piechoty czworokąt
Nasz Emir opasał konnicą.        100

I strasznie ją ściskał, w żelazne brał skręty,
Przedniemi nogami na bagnet koń wspięty,
Tak jak oczerety, połamał bagnety,
W złamanych miecz wiał błyskawicą.

Przemogliby nasi, choć bój był rozpaczny —        105
Wtem wódz od armaty dał rozkaz dwuznaczny:
»Konnica na skrzydła!« zwinęli wędzidła,
Odbiegli, ostygli w zapale.

I popłoch się wmięszał. Ów, co był przyczyną
Wszczętego popłochu, nie przeżył godziną.        110
Bojaźni nie dzielił, dwa działa wystrzelił,
I sam się zastrzelił na dziale.

On może, wśród balów ostatnich zgryzoty,
Pamiętał że dzieci zostawiał sieroty.
Lecz śmierć zwyciężyła, niech dziś więc mogiła        115
Ma łzy a nie skargi wygnańca.

A Emir gdy ogień ucichał armatni,
Ujeżdżał z rozpaczą, choć zjeżdżał ostatni.

Któź męstwa zaprzecza? gdy szczerby nić miecza
Powlekły, jak perły różańca.        120

A kiedy opuszczał kraj miły, rodzony,
Znów księżyc się wznosił na stepach czerwony.
»Leć prędzej po błoniu, odpoczniesz, mój koniu,
»Gdy w ziemi staniemy tureckiej.«

»O koniu! mój koniu, gdzie twoje zalety?        125
»Czy może się rozkuł deptając bagnety?
»Czyś złaman w kul wiatrze? stój, koniu, opatrzę
»Czy niema gdzie kuli zdradzieckiej?«

»Ha zdrowy!... to dobrze, lecz jechać w noc trudno«.
Więc chatę na stepach upatrzył odludną,        130
Koń zimmne gryzł kwiaty, a Emir wśród chaty
Zmęczony zalegał na ziemi...

I zasnął głęboko, — bo trud go osłabił...
Spiącego od Cara najęty chłop zabił,
I sztylet dziewicy do złotej głowicy        135
W pierś nurzył rękami drzącemi.

O! czemuś, Emirze, nie oddał kindżała
Stepowej dziewicy, gdy zabić się chciała.
Dziś ona śpi w fali, lecz dar jej ze stali
Na wieki w twem sercu zostanie.        140

A w Moskwie z dział bito na górze pokłonnej,
I miasto się trzęsło od pieśni studzwonnej.
Cieszył się Car Ruski, że Emir Rzewuski
W stepowym śpi cicho kurhanie.





W ALBUMIE MARYI WODZIŃSKIEJ.

Byli tam kędy śnieżnych gór błyszczą korony,
Gdzie w cieniu sosen, Bożym strzeżone napisem,
Stoją białe szalety, wiązane cyprysem;
Gdzie w łąkach smutnie biją trzód zbłąkanych dzwony;
Gdzie się nad wodospadem jasna tęcza pali;        5
Gdzie na zwalonych sosnach czarne kraczą wrony:
Tam byli kiedyś razem i tam się rozstali.

A po latach wróconym ojczyźnie pielgrzymom
Bławatkami gwiaździste kłaniały się żyta.
Jechali, błogosławiąc chat wieśniaczych dymom,        10
Wszyscy pod jeden ganek... Matka, siostra wita
Synów, braci, przyjaciół — są wszyscy! są wszyscy!
Przy jednym siedzą stole, przy czarach nalanych;
A wczoraj tak dalecy — a dzisiaj tak blizcy.
I nikogo nie braknie, oprócz zapomnianych.        15

Młoda Marya do tańcu każe stroić lutnie,
I usiadła. — spoczywa... Nagle do sąsiada
Rzekła: »Ach, kogoś braknie!« — Tu podkówka utnie
W takt mazurka. — »On umarł,« — sąsiad odpowiada.
»Cichoż na jego grobie?« — »Słowików gromada        20
Spiewa na srebrnej brzozie cmentarza tak smutnie,
Że brzoza płacze«.





PRZEKLĘSTWO.

DO ***

Przeklęta! Ty wydarłaś ostatnie godziny
Szczęścia mego na ziemi, ty żądłem gadziny
Wygnałaś na samotność! Bądź wiecznie przeklęta! —
Każdy mój jęk — zna ciebie, każda łza — pamięta!

Bo kiedy nieszczęśliwy zaklinałem ciebie,        5
Abyś mi dała nieco przyjaźni i ciszy,
Toś ty mi łzy w powszednim podawała chlebie,
I jęcząc, — z jękiem w sercu mówiłaś: Niech słyszy!

Cierpiałem i uległem... Dziś samotny jestem,
Lecz wiedz, iż samotności okryty żałobą,        10
Oczy moje obracam za każdym szelestem,
Czekam — ale nie ciebie... Tęsknię — nie za tobą.

Tej czekam omamiony, tej samotny płaczę,
Która mi była siostrą na wygnania ziemi,
Myśląc, ze kiedyś duszy oczyma zobaczę        15
Tę, co w duszę oczyma patrzy anielskiemi.

A nigdy serca mego nie umiała krwawić;
A tak się ze mną duszą i myślami dzieli,
Że już dziś sami Boscy nie wiedzą anieli,
Czy ją dla mnie potępić, czy mnie dla niej zbawić.        20


A ty! a ty! co lałaś żółciowe gorycze,
Skoro się otwierała serca mego rana,
O! gorzej, niż przeklęta — widmo tajemnicze
Złej przeszłości — przeklęta bądź i zapomniana!





ROZŁĄCZENIE.

Rozłączeni — lecz jedno o drugim pamięta;
Pomiędzy nami lata biały gołąb smutku
I nosi ciągłe wieści. Wiem, kiedy w ogródku,
Wiem, kiedy płaczesz w cichej komnacie zamknięta;

Wiem, o jakiej godzinie wraca bolu fala,        5
Wiem, jaka ci rozmowa ludzi łzę wyciska.
Tyś mi widna jak gwiazda, co się tam zapala
I łzą różową leje i skrą siną błyska.

A choć mi teraz ciebie oczyma nie dostać,
Znając twój dom — i drzewa ogrodu i kwiaty,        10
Wiem, gdzie malować myślą twe oczy i postać,
Między jakiemi drzewy szukać białej szaty.

Ale ty próżno będziesz krajobrazy tworzyć,
Osrebrzać je księżycem i promienić switem:
Nie wiesz, że trzeba niebo zwalić i położyć        15
Pod oknami i nazwać jeziora błękitem.

Potem jezioro z niebem dzielić na połowę,
W dzień zasłoną gór jasnych, w nocy skał szafirem;
Nie wiesz, jak włosem deszczu skałom wieńczyć głowę,
Jak je widzieć w księżycu odkreślone kirem.        20

Nie wiesz, nad jaką górą wschodzi ta perełka,
Którąm wybrał dla ciebie za gwiazdeczkę-stróża;

Nie wiesz, że gdzieś daleko, aż u gór podnóża,
Za jeziorem, — dojrzałem dwa z okien swiatełka.

Przywykłem do nich, kocham te gwiazdy jeziora,        25
Ciemne mgłą oddalenia, od gwiazd nieba krwawsze,
Dziś je widzę, widziałem zapalone wczora,
Zawsze mi swiecą — smutno i blado — lecz zawsze...

A ty — wiecznie zagasłaś nad biednym tułaczem;
Lecz choć się nigdy, nigdzie połączyć nie mamy,        30
Zamilkniemy na chwilę i znów się wołamy,
Jak dwa smutne słowiki, co się wabią płaczem.


Nad jeziorem Leman, d. 20 lipca 1835 r.




STOKRÓTKI.

Miło po listku rwać niepełną stokroć
I rozkochanych słów różaniec cedzić,
Miło przy ludziach było raz powiedzieć,
Że się kochamy i mówić po stokroć.

Miło zabłądzić pod lipowe cienie        5
Z kwiatkami w ręku — i patrząc ukradkiem,
Wzajemnie mówić obrywanym kwiatkiem:
Kochasz!... i pani kochasz mnie szalenie...

Gdy nas różowa poróżniała sprzeczka,
A zgody ciągłe zabraniały świadki,        10
Pamiętasz, luba, jak te białe kwiatki,
Jeden mówił: nie — a drugi: troszeczka.

Dzisiaj samotny, dzisiaj bez nadziei
Błądząc po skałach, wszystkie moje smutki
Zbiegły się razem do białej stokrótki,        15
Co była siostrą stokrótek w alei.

Rwałem ją... listki leciały w błękicie,
Aż na jezioro, ze skały gdziem siedział;
I wiesz, co listek ostatni powiedział? —
Luba, że jeszcze kochasz mnie nad życie.        20


Veytoux, d. 21 lipca 1835 r. rano.




CHMURY.

Do was, chmury,
Wzrok ponury
Skrą i łzami!
Sam na ziemi
Pod czarnemi        5
Chmur wiankami.

Jak duch trumny,
Smutkiem dumny
Nad szmer domów
Trzymam skronie        10
Tam — w koronie
Chmur i gromów.

Gdzie wam droga,
Chmury Boga,
Mnie weźmiecie;        15
Bo ja ciemny,
Mgłą tajemny,
Sam na swiecie.

Tam! za wami,
Gdzie wichrami        20
Burza kręci —
Łzą do łzawic,
Do błyskawic
Skrą pamięci.


Lecę! błyskam!        25
Skrami ciskam,
Jutro zmarły;
Patrzcie na mnie,
Żyjcie za mnie,
Ludzie! karły!        30

Tu wam, ludzie,
Na ziem grudzie
Mogił grzędy:
Gdzie chmur droga,
Z wichrem Boga,        35
Mnie tamtędy!


Veytoux, 21 lipca wieczor. 1835 r.




OSTATNIE WSPOMNIENIE.
DO LAURY.

Dawniej bez serca — dziś bez rozumu,
O biedna Lauro! — nim zginę,
Dla ciebie z głuchych pamiątek tłumu
Wianek Ofelii uwinę.
Ty go drzącemi weźmiesz rękoma,        5
Jak wąż ci czoło okręci...
Oto bławatki, ruta i słoma,
A to są kwiaty pamięci...

Burza żywota nad nami mija,
Przeminie, — lecz głowę zegnie:        10
Śmiech nie pociesza, — ból nie zabija,
Wkrótce i rozum odbiegnie.
Cicha spokojność nigdy nie wróci,
Zniszczenia wicher nie wionie;
Słońce nie cieszy, księżyc nie smuci,        15
A w nicość śmierć nie pochłonie...

Strętwiałość! — za cóż ten zimny kamień
Na serca nasze się wali?
Żeśmy się niegdyś w kraju omamień
Na jednej drodze spotkali?        20
Że cię tak długo dźwiękami lutni
Budziłem i do snu kładłem,
A ty smutniejsza, niż ludzie smutni,
Za innem biegłaś widziadłem.


I coraz wyżej w niebo lecąca        25
Niknęłaś w marzeń lazurze,
I roztopiona w blasku miesiąca
Zwiędłą rzuciłaś mi różę.
I nie wiem nawet czy z twego czoła,
Czy twoją skropiona łezką,        30
Czy mi jakiego ręka anioła
Rzuciła różę niebieską.

Ciemność twej duszy, jak dżumy plama
Od ciała przeszła do ciała.
Widzisz jad w sercu? — to łza ta sama,        35
Którąś ty w serce nalała.
Widzisz, jak zagasł dziecka rumieniec,
Gdzieś ty oddechem przebiegła?...
Nie laur na głowie — lecz z ognia wieniec
Tyś skrami oczu zażegła.        40

Dziś gdy mi włosy burza roztarga,
Ogniami czoło mam sine,
A jakąś dumą drzy moja warga,
Że w tych płomieniach nie ginę...
Lecz gdy do szczęścia świat mię zawoła,        45
Nie biegnąc za szczęsnych śladem,
Przeklinam ciebie bladością czoła,
Serca przeklinam cię jadem.

Więc niech mię prędko chmury czarnemi
Porywa wicher nicości,        50
Bo już przekląłem wszystko na ziemi,
Wszystko — w aniele przeszłości.
Tam, gdzie tłum ludzi huczy, ucieka
I falą powraca ciemną,
Nic mię nie żegna, nic mię nie czeka,        55
Nic za mną! i nic przedemną!

Gdy bracia moi, gdy wędrownicy
Lecieli z szumem po niebie,
Ja nieruchomy, gwiazdą źrennicy
Patrzyłem w przeszłość, — na ciebie.        60

Dziewice ziemi nieraz spostrzegły
Łzawemi oczu błękity,
Że oczy moje za tobą biegły,
Żem był na sercu zabity.

Okruszynami serca, miłości        65
Karmiłem blade widziadła...
Ale łza taka, jak łza przeszłości,
Na żadne serce nie spadła.
Jak moje oczy topią się, — mdleją,
Jak myśli rzucają ze dna,        70
Jak iskry sypią, jak łzami leją,
Ty wiesz! — lecz tylko ty jedna.

A teraz, smutny przeszłości echem,
O ludzie, idę za wami,
Choć śmiech wasz dla mnie, szalonych śmiechem,        75
Łzy wasze — szalonych łzami.
Lecz gdy się znudzę łez zimnych rosą
I zimnych uściskiem prawic,
Duszę mi od was wichry uniosą,
Lecz wichry pełne błyskawic.        80





RZYM.

Nagle mię trącił płacz na pustym błoniu:
»Rzymie! nie jesteś ty już dawnym Rzymem«.
Tak spiewał pasterz trzód siedząc na koniu.

Przedemną mroczne błękitnawym dymem
Sznury pałaców pod Apeninami,        5
Nad niemi kościół ten, co jest olbrzymem.

Za mną był morski brzeg i nad falami
Okrętów tłum, jako łabędzie stado,
Które ogarnął sen pod ruinami.

I zdjął mię wielki płacz, gdy tą gromadą        10
Poranny zachwiał wiatr i pędził dalej,
Jakby girlandę dusz w błękitność bladą.

I zdjął mię wielki strach, gdy poznikali
Ci aniołowie fal, — a ja zostałem
W pustyni sam — z Rzymem, co już się wali.        15

I nigdy w życiu takich łez nie lałem,
Jak wtenczas, — gdy mię spytało w pustyni
Słońce, szydzący bóg, — czy Rzym widziałem?...





SUMNIENIE.

Przekląłem — i na wieki rzuciłem ją samą
I wzburzony, nim księżyc zabłysnął wieczorem,
Jużem się od niej długim rozdzielił jeziorem.
A gdy się toń jeziora księżycową plamą
Osrebrzała, gdy wichry zawiewały chłodniej,        5
Jam jeszcze leciał, — jeszcze uciekałem od niej.

I możebym zapomniał, — bo koń leciał skoro.
Bo mi targały myśli tętniące kopyta.
Gdzie ona? — oszukana — przeklęta — zabita...
Patrzę na niebo, księżyc, na gwiazdy, jezioro...        10
Wszak jęk tu nie doleci, wszak łez nie zobaczę.
To jezioro — to fala — to nie ona płacze.

I możebym zapomniał... lecz gdy to spostrzegła
Blada światłość księżyca, krok w krok za mną biegła.
Próżno się zatokami wężowemi kręcę,        15
Wszędy mnie księżycowa kolumna dopadła,
Jakby się ta kobieta do stóp moich kładła,
I, niema płaczem, za mną wyciągała ręce.





UŁAMKI.

Na ustach moich węgiel położył czerwony,
Obrócił na północ twarzą,
I kazał prorokować hymn wrący, szalony.

Narody ziemskie! kiedy was porażą,
Kiedy stracicie nadzieje,        5
Słuchajcie wieszczów — byście wiedzieli, co każą.

A naprzód temu, co krew waszą leje,
Przez usta, piersi i skórę i oczy,
I znużony jest zemstą i nie mdleje,

Trzy przekleństwa posyłam, i duch proroczy,        10
Co ma jak szatan szpony ogniste i skrzydła
I robaczliwy ząb, co trupy toczy.

Miałem lutnię, co siedem strun miała i widła,
Na nich był patyk złoty, gdzie łabędziowi
Duszy mojej spoczynek był — lecz mi obrzydła;        15

Bowiem nie mogła wydrzeć nic grobowi,
Nawet pamiątek tych, co nieśmiertelne
Powinny być — a są podobne snowi.

A więc zerwałem naprzód dwie weselne
Struny na lutni tej, i nigdy więcej        20
Już nie obudzę ich, — bo są bezczelne.


Zerwałem drugie dwie, co sto tysięcy
Wyrazów słodkich, miłych, miłośnych umiały,
I uspić smutne serce umiały najprędzej.

Zerwałem trzecie dwie, jak echo skały        25
Powtarzające wszystko, co słyszą dokoła,
Albowiem wszystko płacz, co usłyszały.

Została jedna ta, co teraz woła:
O! wy, co w prochu myśli mażecie i serca,
Z tych serc otrzyjcie rdzę — podnieście czoła!        30





HYMN.

Smutno mi, Boże! — Dla mnie na zachodzie
Rozlałeś tęczę blasków promienistą;
Przedemną gasisz w lazurowej wodzie
Gwiazdę ognistą...
Choć mi tak niebo Ty złocisz i morze,        5
Smutno mi, Boże!

Jak puste kłosy z podniesioną głową,
Stoję rozkoszy próżen i dosytu...
Dla obcych ludzi mam twarz jednakową,
Ciszę błękitu.        10
Ale przed Tobą głąb serca otworzę,
Smutno mi, Boże!

Jako na matki odejście się żali
Mała dziecina, tak ja płaczu blizki,
Patrząc na słońce, co mi rzuca z fali        15
Ostatnie błyski...
Choć wiem, że jutro błyśnie nowe zorze,
Smutno mi, Boże!

Dzisiaj na wielkiem morzu obłąkany,
Sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem,        20
Widziałem lotne w powietrzu bociany
Długim szeregiem.
Żem je znał kiedyś na polskim ugorze,
Smutno mi, Boże!


Żem często dumał nad mogiłą ludzi,        25
Żem prawie nie znał rodzinnego domu,
Żem był jak pielgrzym, co się w drodze trudzi
Przy blaskach gromu,
Że nie wiem, gdzie się w mogiłę położę,
Smutno mi, Boże!        30

Ty będziesz widział moje białe kości
W straż nie oddane kolumnowym czołom;
Alem jest jako człowiek, co zazdrości
Mogił popiołom...
Więc, że mieć będę niespokojne łoże,        35
Smutno mi, Boże!

Kazano w kraju niewinnej dziecinie
Modlić się za mnie codzień... a ja przecie
Wiem, że mój okręt nie do kraju płynie,
Płynąc po świecie...        40
Więc, że modlitwa dziecka nic nie może,
Smutno mi, Boże!

Na tęczę blasków, którą tak ogromnie
Anieli Twoi w niebie rozpostarli,
Nowi gdzieś ludzie w sto lat będą po mnie        45
Patrzący — marli.
Nim się przed moją nicością ukorzę,
Smutno mi, Boże!

Pisałem o zachodzie słońca, na morzu przed Aleksandryą.




DO TEOFILA JANUSZEWSKIEGO.

Gdzie dziś Neapol jasny? Kto zasiadł nasz ganek?
Kto patrzy na rybackich sklepów złoty wianek?
Gdzie koczujące światła w pół okręgu zwite,
Od wiatru żagielkami białymi nakryte,
Jak te, o których prawi gdzieś Szecherazada,        5
Ptaków z ognistą piersią, z białem skrzydłem stada?
Nad błękitami siedzą. Przy świetle światełko,
Każde ma białe sobie dodane skrzydełko;
Rzekłbyś, że gwiazd znudzonych lazurami plemię
Bóg skrzydłami uzbroił — i przysłał na ziemię.        10
Lubiłeś taki widok — ludu ruchy — migi
Krzyk — życie — otwierane nożami ostrygi —
Z polipów i gwiazd morskich malownicze wzorki —
Siarczaną wodą z hukiem wystrzelone korki —
Falę ludu, co z sobą po ulicach niesła        15
Osoby — granem widok płacące i krzesła...
Lubiłeś na to patrzeć, lecz poważnie — z tronu,
Z drżącego nad falami morskiemi balkonu,
Którym architekt tkanki podrzeźniał pajęcze. —
Ja tymczasem, kolorów przeleciawszy tęczę,        20
Patrzałem na Wezuwiusz, aż po lawy ścianie
Drący się księżyc wejdzie, na kraterze stanie
I stamtąd białe czoło obróci do świata.
Tak zrodzone na grobie dziecko twego brata,
Któremu pierwsza grobu lilia rówieśniczką,        25
Zamyśloną na ludzi spojrzało twarzyczką
Z cichej ojca mogiły... Gdzie nasz lazurowy

Golf? i ciche przy białym księżycu rozmowy?
Jak się wieniec związanych ludzi prędko kruszy!
Wczoraj widziałem wróble spłoszone na gruszy;        30
Cała hurma na blizkie uniosła się drzewka
Tak zgodnie, że raz biała skrzydełek podszewka
Ku słońcu, to znów cała chyli się ku roli;
Jak podśrebrzone liście rozchwianej topoli.
Lecz ludzie, piorunową spłoszeni ulewą,        35
Nigdy razem na bliskie nie usiędą drzewo,
Ale niezgodnym lotem rozchodzą się błędnie,
Ani tam listek róży, gdzie liść lauru więdnie...

Już miesiąc, jak z jednego wyjechawszy grodu,
Ty pod strzechę własnego domu, w cień ogrodu,        40
Ja w nieznane uciekam krainy południa,
Przed ścigającą myślą i mrozami grudnia.
A gdy mi już naopak idą roku pory,
Gdy zima kwiatowymi ubrana kolory
Ani po górach lekkim płatkiem śniegu sypie,        45
Ani w kryształ ubiera brzozy, ani skrzypie
Pod saniami wieśniaka, ani pod stodoły
Zgania wróble, ni smutno zielone jemioły
Różami świegocących osypuje gilów,
W kraju porzniętym wstążką jasną siedmiu Nilów,        50
Mógłbym o spokojnikach zapominać wiejskich,
Pijąc muł Etyopów zamiast wód letejskich.
Lecz ja przeciwnie — wszystkie widziane obrazy
W myśl kładę, jak na wielkie zwierciadło bez skazy,
I chciałbym wam, gdy noc was zimowa zaskoczy,        55
Tem zwierciadłem Egiptu słońce rzucić w oczy.

Obłąkany nasz okręt zawołał o świcie:
Ziemia! I ziemia wyszła na morza błękicie,
Jak złocistego piasku dzierzgany obrąbek.
Rzekłbyś, ze biały siedzi na piaskach gołąbek,        60
Przypatrując się sobie w zwierciadlanej fali...
A to był pałac wielki Mohameda-Ali.
Rzekłbyś, ze przed nim resztki wieśniaczego płata
Sterczą... to była Ali-Mohameda flota.
Nad tym brzegiem, a z twarzą, jak ją widzę co dnia,        65

Leżała niesplamiona purpura przedwschodnia;
Na niej stada gwiazdeczek bladego lazuru —
I jedna tylko palma na prawo z marmuru,
Otoczona rojami nieśpiących wiatraków.
W przezroczu nieba stada wędrujące ptaków,        70
Tak, jak je ręka Boża w jeden łańcuch sprzęże,
Przedemną w czarne, długie wiązały się węże...
Tak mi się ukazały afrykańskie brzegi
Smutne, obumarłymi południka śniegi
Zasypane, pod nieba sklepionego łuną,        75
Długą i rozciągniętą położone struną.
Z niej, jak z boskiego łuku na niebieskie stropy
Strzał słonecznych wiązane wypadały snopy.
Chciałbym się teraz zbliżyć teleskopu szkiełkiem
Do brzegu — spoić z tęczą kolorów i zgiełkiem.        80
Tu przeszywany złotem, przetkany bławatem
Chce być człowiek, bawiącym oczy twoje kwiatem,
Nawet w ubiorach ludu taka rozmaitość,
Że cię wkrótce dusząca opanuje sytość,
I szukasz znużonemi oczyma błękitu,        85
Lecz próżno! — bo dom szczytem przyrasta do szczytu;
Bo ledwo się oglądniesz, zaraz ciebie horda
Oślarzy za złotego zwąchała milorda
I osiołkami drogę zwężoną przegradza —
Chwyta — piastuje — z ziemi podnosi — i sadza        90
Na szybkolotnym ośle, razów mu nie szczędzi,
Aż biegnąc, pod złotego orła cię zapędzi.
Szczęśliwy, kto tak gnany, pod rozsądek ścisły
Oczy podda i wszystkie razem zwiąże zmysły!
Nieszczęsny, kto na boczne bramy się ogląda!        95
Schyl głowy!... osioł wleciał pod juki wielbłąda —
Patrzysz... nad tobą arka tłómoków i skrzyni —
Rozbiłeś się na lądzie — a okręt pustyni
Popłynął. — I znów idzie całunem nakryta
Jakaś trumna, szeroka, czarna — to kobiéta!        100
Płaszczami rozszerzona na całą ulicę,
Z oczami błyszczącemi jako d wie gromnice
Przez dwa białe otwory, z jedwabiu szelestem
Biegnąca... zda się tobie, że pyta: kto jestem?
W łokciach ufaj, jak ryba pływająca w skrzelach,        105

Rozpychaj tłum — błękitny ustępuje felach.
Tu pilnująca głową równowagi dzbanka,
Wyprężona przy murach staje Egipcyanka,
Podobna karyatydzie w ścianę wmurowanej;
Jej koszula, posłuszna piersi z bronzu lanej,        110
Nad łonem się podnosi i na dół opada,
O każdy kształt jak wodna łamiąc się kaskada.
Tu europejski ubior, wielki równacz stanów,
Dalej żebrzące stado postaci bocianów
Goni za tobą, prośbą grzechoczącą klaszcze —        115
Czarne, wychudłe, w białe obwinięte płaszcze.
Ledwoś wyrobił w tłumie ulicowym szczerby,
Ledwoś dopadł do bramy: — przy bramie, jak herby,
Żywe wielblądy okiem przerastając kratę,
Wodą w skórzanych workach zamkniętą skrzydlate,        120
Stają ci się przed progiem domowym zagrodą,
Odstraszając sączącą się przez skóry wodą.

Nim się myślą o wiekach ubiegłych zasępię,
Bawi mię to, co widzę i słyszę na wstępie:
Dziś ludzi, kolorami rozkwiecone klomby —        125
Jutro ujrzę pomniki — trumny — katakomby —
Wszystko, co pozostało na tym piasku z wieków
Od Egipcyan przez Rzymian podbitych i Greków.
Dosyć już... dziś znużony arabskimi gwary,
Siędę w oknie i będę patrzał na port stary        130
Wielkiego Aleksandra, gdzie się jeszcze trzyma
Latarnia morska, świecąc puszczyków oczyma.


Aleksandrya, 22 pażdziernika 1836.




PIRAMIDY.

Wyjechałem z Kairu dziś ze słońca wschodem,
Mgła biała nad palmowym Kairu ogrodem
Kryła mi złote słońce... i łzy brylantowe
Zawieszała na palmach; a gmachy różowe
Zorzą mglistą, tysiącem wieżowych promieni        5
Przesuwając się w tajnej ogrodu zieleni,
Odchodziły gdzieś na wschód. Oślątko me chyże
Leciało, aż się w starym oparłem Kairze.
Łódka stała u brzegu, wsiadłem do niej — płynę.
Za Nilem widać było zieloną równinę;        10
Po obu stronach domki białe, pełne krasy;
Za domkami dwa wielkie daktylowe lasy,
Między lasami przestwór i na tym przestworze
Trzy piramidy — dalej żółte piasków morze
I niebo blade — czyste, jak Ptolomeusza        15
Krąg z kryształu... Na oczach usiadła mi dusza...

Przez Nil cichy prędkimi przeprawiony wiosły,
Wysiadam... już zbliżone daktyle przerosły
Czoła dumne piramid — zniknęły pomniki
I tylko las błędnymi pocięty promyki,        20
Wystrzelony pod niebo, koronami szumny,
Jak przysionek piramid bogaty w kolumny,
Przy ludzkich dziełach ręką zasadzony Boga...
I trzy godziny trwała pełna dumań droga,
I więcej, bo Nil jeszcze nie wrócił do łoża.        25
Przepływałem jeziora — aż na piasków morza

Wyniosło mię oślątko... Na piaskowym wale
Stały przedemną gmachy błyszczące wspaniale.
Twarzami obrócone do słońca — i do mnie.
Patrzałem na nie — potem na siebie... Jak skromnie        30
Wyglądałem przy grobach takich! na osiołku,
W pustyni piasku, w każdym topiący się dołku.

Bliżej — z pokorą wszystko opisywać muszę —
W dolinie piasku stoją trzy drzewa: dwie grusze,
A we środku spleciona z kilku palma jedna.        35
Chociaż w piasku, zieloność je kryje nie biedna;
Jak szmaragdy się błyszczą stojące na straży
Przy dolinie piramid. Szczęśliwy, kto marzy
Pod liściem rozłożystym tej szerokiej gruszy,
Gdy lawiną kamieni grobowiec się kruszy        40
I spada z wielkim hukiem.

Na białym kamieniu
Siadłem strudzony w drzewa szerokiego cieniu;
Myślałem, jak ten wąwóz cały piasków przebrnę?
Co czuć będę? i oto... jakieś mrówki srebrne
Pod nogami ujrzałem grzebiące się w piasku.        45
Wziąłem do rąk stworzenie perłowego blasku
I bawiło mię małe, jak ziarenko żyta...
A domek ich, jak ślady końskiego kopyta,
Obłożony wałami w budowę półkolną,
Przejrzałem cały — potem puściłem je wolno        50
Obie do rozbitego sarkofagu żłobu,
I wstawszy, szedłem prosto do Cheopsa grobu.
A kiedym był u piasków przebytych połowy,
Wzniosłem czoło — spojrzałem górą ponad głowy.
I nie mogłem oczyma dolecieć do szczytu        55
Grobów, co uleciały w krainę błękitu.
A więc oczy ogromem piramid odparte
Spuściłem... W koło były grobowce otwarte,
W których i proch umarłych dawno powymierał.
Sfinks czarną Kopta twarzą nad piasek wyzierał,        60
I straszna była dzikość grobowej doliny.

Wtenczas wypadli słońcem wyschli Beduiny,
Bronzowi, w białych płaszczach, jak grobowe sępy,
I porwały mię czarnych szatanów zastępy,
I wiedli z krzykiem w groby od wieków milczące,        65
Paląc pochodnie — blado na słońcu płonące.

Nim doszedłem zaściennej piramid ulicy
Schyliwszy się podniosłem kamień soczewicy,
Która dawniej karmiła królów robotniki
I stała się pomnikiem pomiędzy pomniki;        70
Ta sama kształtem, tylko wosku wziąwszy białość,
Dziś — różniąca uczone głowy — skamieniałość!
Postrzegłszy, żem krainę głazów ruszał senną,
Jakby mi chcieli w piaskach zadać śmierć kamienną
Araby mię w grobowcach otoczyli gęściej,        75
A każdy trzymał granit ważony na pięści. —
Od nowej się napaści obroniłem skoro,
Głaz pamiątek kupiwszy za para pięcioro.
I szedłem z Arabami w piramidy łonie
Szukając drzwi — te były na zachodniej stronie.        80
Przed drzwiami do nizkiego podobną pagórka
Piramidę maleńką ma Cheopsa córka.
Stanąłem — tak pokornie tu się położyła
Przy mogile ojcowskiej dziecięcia mogiła,
Że łzy miałem na oczach...        85

W piramidy ścianach
Jest otwór, gdzie do grobu wchodzisz na kolanach.
Arab z pochodnią wpełznął i zniknął. Musiałem
Synom stepów się oddać i z duszą i z ciałem.
Dwóch zaprzęgło się do mnie, dłonie wzięli w kleszcze
Trzeci lazł rakiem, świecąc, a czwarty mię jeszcze        90
Popychał — i w ciemnościach mnie gmachu pogrzebli
I ślizkimi kominy, bez schodów i szczebli,
Wiedli w górę, aż wreszcie mogłem ponie głowy,
Obaczywszy się żywym w Komnacie Królowéj,
I dalej korytarzem trumnianego ula        95
Pełznąc, obaczyłem się w Sali trupa Króla
Blask pochodni się lekko po ścianach rozpłonił.
Sarkofag próżny — ręką uderzyłem — dzwonił,
Jak rzecz pusta...


Wyszedłem z granitowej skały
Jak senny, zadziwiony dniem, co świecił biały,        100
Palm zielonością, piasków oświeceniem złotem,
Westchnąłem z głębi piersi... za niczem... a potem
Obróciwszy się, czarne zapytałem guidy,
Gdzie — którędy się idzie na szczyt piramidy?
Pokazali mi lewy brzeg nie równo zlany        105
Z ciemnej, nieoświeconej promieniami ściany.
Przemierzywszy, jak czynią podróżni roztropni,
Wielkość każdego — mnogość do przebycia stopni,
Wiedząc, jak się grobowce pod nogami kruszą,
Arabom się oddałem ciałem, Bogu duszą.        110

Z dwóch Beduinów tylko mój orszak się składał,
Każdy na wyższy kamień wskakiwał, przysiadał
I podawał mi ręce... i tak szedłem długo.
Raz mi kamień był stołem, drugi raz framugą.
Trzy a zaledwie z dołu widziane szczelinki        115
Były jak trzy komnaty, na trzy odpoczynki.
W głowy zawrocie jużem nie pomniał, gdzie idę,
I tak wszedłem na pierwszą w świecie piramidę.





NA SZCZYCIE PIRAMID.

Jak dwaj czarni z białymi skrzydłami anieli,
Dwaj Arabi na rogach pomnika stanęli,
Ja na głazie najwyższym... Chciałem zebrać wzrokiem
Cztery ściany spadzistym lecące potokiem
I nie mogłem ogarnąć — bo na to potrzeba        5
Być słońcem — i na królów groby patrzeć z nieba.
Arabi stali cicho — za nimi zwierciadłem
Był sklep błękitu — w niebo spojrzałem i siadłem
Patrząc na różnych w koło napisów kobierce.
Cicho — zegarek słyszę idący — i serce...        10
Czas i życie. Spojrzałem na błękit rozciągły,
Świat przybrał kształty Bogiem widziane — był krągły.
Zdala Kair... Nil... łąki... daktylowe laski...
Bliżej — pustynia... złotem oświecone piaski...
Bliżej trzy drzewa, figa, pod nią cienia chłodnik,        15
A w nim stał mój osiołek i Arab przewodnik.
Patrząc na nich, myślałem o mrówce ze srebra...
Bliżej — dolina piasku, cała w równe żebra...
Wichrem zmarszczona — i Sfinks, i grobowce białe —
Ziemia widoma... wszystko dojrzane, lecz małe...        20

Inny widok na prawo, inna była scena:
Naprzeciwko Cheopsa stał pomnik Cefrena,
Tak że orzeł po równej krainie błękitu
Mógł płynąć od jednego do drugiego szczytu.
Dwie piramidy wąwóz tworzyły głęboki,        25
A zachodniego słońca czerwone potoki

Jakby falami ognia płynęły tamtędy,
Lejąc się przez grobowców utworzonych rzędy.

Ale większy był jeszcze widok z innej strony:
Pustynia — i ogromny krąg słońca czerwony        30
Chylił się do zachodu...

I większy był jeszcze
Widok — w myślach — na wieki, lecące jak deszcze
Po granitowych ścianach; na pożarów łuny,
Na ogromnych wypadków bijące pioruny...
Kiedym to wszystko wstawił i w grobie pochował,        35
Zdało mi się, że Mojżesz krwią Nil zafarbował
I że płynął czerwony wypadków posoką;
A tak myśląc, po głazach obłąkane oko
Padło na jakiś napis — strumień myśli opadł...
Ktoś dwudziesty dziewiąty przypomniał listopad,        40
Polskim językiem groby Egipcyanów znacząc...
Czytałem smutny — człowiek może pisał płacząc.





PIEŚŃ NA NILU.

Nie szumi liść, nie szumi gaj,
Jakie niebo, jaki kraj!
Z cegieł stoją wielkie góry,
A na cegłach leżą chmury.

I jam cierpiał i jam żył,        5
Jam w letejskich wodach pił,
Dziś w Nilowe fale mętne
Patrzą oczy moje smętne.

Patrzę smutny, patrzę w dół,
Czy kto moje serce struł,        10
Że śpi teraz jak łabędzie,
Że mu wszystko jedno wszędzie...

Łódko, łódko, dalej nieś!
Tu na brzegu stoi wieś,
Tu gołębi jakby śniegu,        15
Chmura ptaków, wieś na brzegu.

Dalej, łódko, od tych kras!
Tu palmowy stoi las,
I gliniana chata w głębi
Z wiankiem ciernia i gołębi.        20


ARAB.

O! nie zazdrość szczęścia im,
Patrz, nie idzie z chaty dym.

Nieszczęśliwy los lepianek,
Choć z gołębi mają wianek.

Może tam zarazy strup,        25
Może w chacie leży trup,
Dzieci płaczą przy tapczanie,
Trup nie słyszy i nie wstanie.

Trupa trzeba ziemi dać,
I gołębie będą spać,        30
Gdy wychodzi trup nędzarza,
Gdy powróci syn z cmentarza.


POETA.

Jeśli tak, to łódko tam
Te błękitne fale łam.
Do tej chaty nieś mię łodzi!        35
Wejdę tam, skąd trup wychodzi.

Tam nieś, łódko.. tam mi żyć,
Będę jęczeć, będę wyć,
Serce kąsać nadaremno
A gołębie spać nademną.        40


ARAB.

Co zamyślasz? czy ty śnisz?
Gdy uczują ptaki krzyż,
Świty białe, wschodu róże,
Rozlecą się po lazurze.

Allach! wicher będzie wiał        45
I przyniesie czworo skał,
I położy grób na grobie
Na gołębiach i na tobie.


POETA.

Jeśli tak, ha! jeśli tak,
Niechaj śpi i wichr i ptak!        50

Ja nie spocznę w głębi chaty,
Lecz polecę jak skrzydlaty.

Jak od młodych moich lat,
Ja polecę lotem w świat.
Dalej, łodzi!        55


ARAB.

Nocleg tobie
W Ramazesa starym grobie.


POETA.

Tam przynajmniej jednę noc
Odzyskam sen, odzyskam moc,
I spać będę z cichą twarzą
Pod gołębi sennych strażą.        60

Czy daleko stąd ten grób,
Gdzie ja będę spał jak trup
Umęczony?


ARAB.

Niedaleko!
Za tą palmą, tam nad rzeką;
Lecz go teraz kryje mgła.        65

Mówił tak, a łódka szła.





ROZMOWA Z PIRAMIDAMI.

Piramidy, czy wy macie
Takie trumny, sarkofagi,
Aby miecz położyć nagi,
Naszę zemstę w tym bułacie
Pogrześć i nabalsamować,        5
I na późne czasy schować?
— Wejdź z tym mieczem w nasze bramy,
 Mamy takie trumny, mamy.

Piramidy, czy wy macie
Takie trumny, grobowniki,        10
Aby nasze męczenniki
W balsamowej złożyć szacie;
Tak by każdy na dzieli chwały
Wrócił w kraj choć trupem cały?
— Daj tu ludzi tych bez plamy,        15
 Mamy takie trumny, mamy.

Piramidy, czy wy macie
Takie trumny i łzawice,
By łzy nasze i tęsknice
Po ojczystych pól utracie        20
Zlać tam razem i ostatek
Czary dolać łzami matek?
— Wejdź tu, pochyl blade lice,
 Mamy na te łzy łzawice.


Piramidy, czy wy macie        25
Takie trumny zbawicielki,
Aby naród cały, wielki,
Tak na krzyżu, w majestacie
Wnieść, położyć, uśpić cały
I przechować — na dzień chwały?        30
— Złóż tu naród, nieś balsamy,
 Mamy takie trumny, mamy.

Piramidy, czy została
Jeszcze jaka trumna głucha,
Gdziebym złożył mego ducha?        35
Ażby Polska zmartwychwstała?
— Cierp a pracuj! i bądź dzielny,
 Bo twój naród nieśmiertelny,
 My umarłych tylko znamy
A dla ducha trumn nie mamy.        40





LIST DO ALEKSANDRA H(OŁYŃSKIEGO)
(PISANY NA ŁÓDCE NILOWEJ).

Rozdzielił nas gościniec płynnego szafiru,
Ty w Tebach, ja dopiero wypływam z Kairu.
Spodziewałem się niegdyś, że miło nam będzie
Złączyć na Nilu skrzydła okrętów łabędzie,
Razem odwiedzać mumiów balsamiczne składy,        5
Razem oczy w nil owe rzucać wodospady,
I razem, jako dawniej, kończyć spór zacięty.
O cień Chrystusa z drzewa przez Woltera zdjęty.
Dziś próżno cię wyglądam i próżno mię czekasz;
Wiatrem, który mnie niesie za tobą, uciekasz;        10
A twój brak tak mi serce w podróży oziębia,
Żem przedsięwziął do ciebie pisać przez gołębia.
Nad leniwą więc myślą używając musu,
Już zapisałem listem listek papyrusu.
Kupcząca ludzkiem ciałem łódź, płynąca z Nubii,        15
Dostarczyła posłańca, co błękitem lubi
Nosić listy, wracając pod rodzinne palmy;
Tak więc piszmy do siebie; przeczytawszy — spalmy.

A naprzód, pytam ciebie, gdzie mułowy wrątek
Wezbranych fal na Nilu ma bieg i początek?        20
Bo gdym o tem rozmawiał z nadnilowym żeńcem,
Rzekł mi: »Nimfa, lotusów ustrojona wieńcem,
Siedząc smutna pod skałą czarnych Etyopów,
Ostrożnie sączy dzbanem ojca naszych snopów;

Lecz kiedy się zapatrzy twarzą na kochanka,        25
Wtenczas z przechylonego Nil wybiega dzbanka,
Aż się na polach naszych strumieniem roztoczy«. —
Powiedz mi, czy widziałeś tę Nimfę na oczy?
Czy taka, jak wiezione Abissy na przedaż?
Czy nie zostaniesz przy niej? czy serca jej nie dasz?        30
Lękam się, że ta Nimfa, do zniknienia skora,
Zblizka widziana w błotne zmieni się jeziora,
Z których każde w dolinie, bez kwiatów i drzewa,
Przez rok cały deszczami tropików nabrzmiewa,
Aż zwiększone ulewą i skalnemi ścieki,        35
Rzuci wszystko Nilowi gardłem białej rzeki.

Wreszcie wszystko to twoje positive rozwiąże.
Ja wiem tylko że dla mnie Nil dotąd rzek książe;
Piękny, kiedy błękitem żeni się z palmami,
Co stoją wiatrem lekko wahane nad wsiami;        40
Piękny, gdy pokazuje płaskie pustyń lądy,
Gdzie o słońca zachodzie przechodzą wielbłądy,
Mrówki pustyni: piękny dla oka poety,
Gdy stojące nad sobą białe minarety
Podwójnie i w błękitach pokaże odwrótne;        45
Gdy ma senne bociany, jak za Polską smutne;
A jeszcze bardziej oczy i duszę zachwyca,
Gdy w nim za-palmowego widzę wschód księżyca.

Piękność Nilu dla ciebie małą jest zaletą,
Którego Nilem wiodą Strabo i Manetho.        50
Epok nie mierzysz dniami, ni wypadków calem,
Era Franków: gdy jeszcze cesarz był kapralem,
Małą dla ciebie, który dziś patrzysz z wysoka,
Dalej niż ludzie krótszej pamięci i oka.
Ja także będę z tobą jak w rozmowie szczery;        55
Należę do liczących czas na krótsze ery.
Ja chcę prędkich rozkwitnień owoców i zgonów!
Gniewa mię nieruchomość długa Faraonów;
Wolę dzisiejsze czasy burzliwsze, choć dla nas
Król jest każdy, jak dziwnie rosnący ananas;        60
Zerwiesz koronę, owoc odkąsisz — o wiośnie
Z korony odkąszonej nowy król odrośnie.


Dla mnie rzecz mało ważna i z niczem ta sama,
Że Manes był zjedzony przez hipopotama;
Chciałbym tylko dziś widzieć królobójcze źwierzę,        65
Mało dbam, że ze Wschodu przybyli pasterze,
I laski zamieniwszy na berła lub dzidy,
Kładli na piasku kamień pierwszej piramidy.
Że z Egiptu wygnani przez rodzime syny
Założyli w Judei straszne Filistyny;        70
I tam mniej twardą sztuką stawiali budowy,
Kiedy je hardy Samson mógł rzucać na głowy.
Jednak widzę wypadek jeden... okiem wieszcza:
Mojżesz królowi wolę Jehowy obwieszcza!
Pomiędzy rzędem Sfinksów czoło wzniósł ogniste,        75
Król go słucha... nad królem słońce idzie mgliste,
Obłąkane w szarańczy zwichrzonej motylu.
Tam dalej Nil — lecz zobacz, co niesie! — krew w Nilu!
Przy tronie Faraona, z pokręconym słupem,
Stoją królewskie syny... jeden pada trupem.        80
Krzyczą matki, pobladły starych ludzi twarze, —
Takich obrazów stary już świat nie pokaże.

Wielkie czasy, gdy w królów zaniesione lochy,
Z królewskich ciał nie mogły uczynić się prochy.
I stała się na ziemi Bogów różnodzielność!        85
I stała się na ziemi trupów nieśmiertelność.
I pod ręką ważących głazy robotników,
Zaczynała się wieczność światowa pomników.
Na ziemi trup odbywał sądzenie Erebu,
Można było królowi zaprzeczyć pogrzebu:        90
A że znalazł się człowiek tak wielkiej odwagi,
Świadczą w łonach piramid próżne sarkofagi.

Ten wniosek, może wniosków uczonych nie blizki,
Rzuciłem w porfirowe umarłych kołyski,
Gdy wejściem pod sklepienia piramidy dumny,        95
Przy świeczniku Araba zaglądałem w trumny.
A ty może zaprzeczysz zdań uczonych różność,
Rzucając w gadającą piramidy próżność;
I wielkie echa, ludzi nie mogąc przekonać,
Będą w łonie grobowem budzić się i konać.        100

Wyznam ci, że mi widać głębiej i wyraźniéj
Gmachy, stawiane myślą w krajach wyobraźni,
Jakże się piękną zdaje przy dumań pochodni
Makbet, ta granitowa piramida zbrodni!
Ludziom na nią wchodzącym bledną z trwogi twarze.        105
Płaczesz nad piramidą nieszczęścia w Learze.
Z niczego, a zazdrością już szatana blizki
Otello, jak bodzące niebo obeliski.
Jeśli gmachy piramid miały otwór ciemny,
Skąd gwiazdy niebios człowiek wyśledzał tajemny,        110
W Szekspira gmachach równie zostawiona droga
Patrzącemu się oku na błękit i Boga.

Jako skarby zaklęte, strzeżone przez gryfy,
Stoją dotąd nieznane światu hieroglify.
Trup od wieków uśpiony, gdy zeń wieko spada        115
Zdaje się, że w balsamach śpi i przez sen gada,
Lecz nie możesz zrozumieć! Z długiemi przestanki
Idąc, prawie połowę drogi uszli Franki.
Już wiadomo, że w tamtą stronę czytać znaki,
W którą lwy ryte patrzą, w którą lecą ptaki.        120
Sto razy napisane Psametyk i Psychon,
Wyświeciły dziwaczny wieków akrostychon,
Od zwyczajnego pisma narodów odrodek,
Zlany z liter, wyrazom trzymających przodek.
Lecz taki sposób pisma miał sobie zaletą,        125
Że pisarz mógł się zrobić w literach poetą.
Tak w imieniu wyrytem nad marmuru brusem:
L rycerskie lwem było — dziewicze lotusem.

Piękna dziś, gdy się skreśli na łonie błękitu,
Mumia myśli, z jednego wycięta granitu,        130
Strażniczka nie myślących grobowców od wieka
Która na dawnych panów zbudzenie się czeka
Z dawnemi wspomnieniami! Kiedy patrzę na nią,
Chciałbym z tobą wiekową nurkować otchłanią;
Być tam, gdzie pod palmową zrodziła się chatką        135
Sais, będąca niegdyś Ateńczyków matką;
Pojąć, jak ci wychodnie, nazwawszy się Grecy,
Od mglistych horyzontów palmowych dalecy,

Smutni, że kolumn żywych brakowało oku,
Zaczęli ją z kamienia malować w obłoku.        140
Porównać Luxor z domem współczesnym Ewandra,
Egipt dać Persom, Persów bić przez Aleksandra;
Widzieć wojsko w egipskim pogrzebane pyle,
Króla synem Jowisza — i prochem w mogile.
I Egipt odkruszony w Ptolomejów dłoni,        145
Laur naukowy długo noszących na skroni;
Aż zanurzeni w czasu i wypadków rzekę
Oddali się z berłami w Cezarów opiekę.

I patrz, człowiek zrodzony w Tentyrze nad Nilem,
W rzymskiej sadzawce walczy z wrogiem krokodylem!        150
Płaz olbrzymi nań leci, już go chwyta w paszczę,
Ilot nań wskoczył — zabił. Koloseum klaszcze.
Na płazie pokonanym usiada gladyator:
Palmy, Nil, kolumnowy kościoł boskiej Athor,
Żonę, dzieci i chatę przypomniał glinianą;        155
Na płazie, pod klaszczącą z żywych ludzi ścianą,
Oczy zakrył przed ludźmi, czy przed słońca blaskiem,
I pojął, że się można urągać — oklaskiem.

Wzięty z pomiędzy ruin, prochów, pogorzelisk,
Poszedł po obcych krajach błąkać się obelisk,        160
Wygnaniec, już jakoby samolub z kamienia,
Żebrakowi na czoło nawet nie da cienia!
Z nikim nie gada, stoi myślą w krajach ducha,
Gdy na księżyc fontanna rzymska pod nim bucha.

Dziś gorsi i podobni do Mojżesza plagi,        165
Cudzoziemcy wynoszą z grobów sarkofagi,
Anglik dumny w sterlingi, zmienione na piastry,
Rzuca trupy, trumiane bierze alabastry,
I w Londynie zachwyca zgraję zadziwioną,
Wstawiwszy świecznik w próżne alabastru łono.        170
Rzekłbyś wtenczas, że wszystkie płaskorzeźby rusza
Chrystusową nauką ożywiona dusza,
Że pełny nauk, ciemną przyszłością straszliwych,
Grobowiec oświecony stał się lampą żywych.


Niema go tu — powiedział anioł Magdalenie,        175
Zazierającej w grobu skrwawionego cienie.
Taką odpowiedź tobie Araby wyniesą
Z pustych katakumb; niema ich tutaj — lecz gdzie są?

Zamiast balsamu tego, co trupy przechował,
Chrystus nam łona naszych dusz nabalsamował;        180
I duszę ludzką duszą namaściwszy własną,
Uczynił ją na wieki niezgonną i jasną.
Już na palmie egipskiej naukę zaszczepił,
Już się był tym balsamem Egipcyanin krzepił;
Już z grobowców nauki uczyniwszy pszczelnik,        185
Na Tebaidzie święty zamięszkał pustelnik,
Czyniąc mogiły wiary podobne latarniom,
Gdy Omar straszny głowom, gmachom i księgarniom,
Kraj, sto razy różnemi pługami przeoran,
Pod ognisty proroka dał bułat i koran!        190

Lecz dosyć już, bo sądzę, nowy księżyc przyjdzie
Oświecać nas w grobowców pełnej Tebaidzie;
Tam niech inni o życia rozmawiają fraszce,
Paląc świecę w pożółkłej pustelnika czaszce.
My, chcąc pojąć, jak niegdyś żyli ludzie sławni,        195
Staniemy się myślami i rozmową dawni,
Aż się tak obłąkamy w wypadkowym lesie,
Jak w palmach biały gołąb, co ten list poniesie!





Z  NILU.
DO ***

Kiedy smutny nad Tella siedziałem jeziorem
Ty przyleciałaś do mnie z dalekiej krainy,
Jak przywabiony gołąb białością smutnego
Ptaka na pustym domie... i długo nas ludzie
Widzieli nad jeziorem — dumających razem,        5
Nie wiedząc, żeśmy w toniach błękitnych szukali,
Gwiazdeczki szczęścia, bardzo dawno utraconej...
Nie wiem, czyś ją znalazła bezemnie... czy jeszcze
Smutną pod płaczącemi wierzbami zastaje
Biały księżyc... O moja miła siostro duszy!        10
Jak ci zimno być musi... we wrześniowych nocach
Oświeconej czerwonym światełkiem kominu,
W którym wilgotne płaczą gałęzie... W Szwajcarów
Ziemi łuk dawny Tella, jaśniejszy niż słońce
Przez sześć miesięcy roku... Jam się bardzo zręcznie        15
Zimie sypiącej za mną śniegami wywinął,
Słońce błyszczy mi złote — mógłbym tobie posłać
Zamiast zwiędłej rozmowy — pod myślącem słońcem
Róże dziś rozwinięte i świeże... myślące...
....................





CZYŻ DLA ZIEMSKIEGO TUTAJ WOJOWNIKA...

Czyż dla ziemskiego tutaj wojownika
Walka jest wieczną? czyliż dni człowieka
Nie są na ziemi jak dni najemnika?...
A jako sługa odpoczynku czeka,
A robotnik czeka swej zapłaty,        5
Tak mnie miesiące, co przynoszą straty,
Dałeś o Boże, i stroskane noce;
A gdy położę się, myślę o wstaniu,
I myślę tylko o prędkiem świtaniu,
I do świtania się nędzny kłopocę,        10
A skórę moją robactwo już stacza,
I proch jest na niej — i w kawały pada...





DO ZENONA BRZOZOWSKIEGO.

Wielmożny Panie!
Powinszowanie
Nowego Roku,
Co pęta w kroku
Na tej pustyni,        5
Niech cię uczyni
Bardzo wesołym;
Że okiem gołém
Widać jak rusza
Ten czas i dusza        10
Na życie wieczne
Bardzo bezpieczne,
Gdzie ani panna,
Ni kwarantanna
Nie przyda troski,        15
Ani też włoski,
Panie Brzozowski,
Znudzi makaron.
Tymczasem Charon
Niechaj nie prędko        20
Złowi Cię wędką,
I na łódź wsadzi,
I tam prowadzi,
Gdzie idą inni,
Bo iść powinni. —        25

Żyj mi lat krocie,
I przyjm w namiocie
Moję kolędę:
A ja przybędę
Sam osobiście,        30
Harbuza liście
W maśle smażone,
Słodkie i słone,
Jeść na śniadanie.
Ściskam Cię, Panie!        35


W El-Arish, na Nowy Rok 1837 r.




I PORZUCIWSZY DROGĘ ŚWIATOWYCH OMAMIEŃ...
(URYWEK).

I porzuciwszy drogę światowych omamień,
I wysłuchawszy serce, gdy rzekło: Jam czyste!
To rzuciłem się z wielką rozpaczą na kamień,
Pod którym trzy dni martwy leżałeś, o Chryste!
Skarżyłem się grobowi, a ta skarga była        5
Ani przeciwko ludziom, ani przeciw Bogu...
................





O STEPOWY MÓJ NAMIOCIE...
(URYWEK).

O stepowy mój namiocie,
W księżycowym cały złocie,
Jak światłości słup niebieski
Drzysz stepowym wiatrem chwiany...
............





Z LISTU DO KSIĘGARZA.

Jeszcze chodzą przed oczyma
Róże, palmy, wieże, gmachy,
Kair, Teby, Tyr, Solima,
Mój Eustachy.

Jeszcze głowa dyabła warta,        5
Jeszcze morskie czuję strachy,
Wycia hyjen, lwa, lamparta,
Mój Eustachy.

Jeszcze długo spocząć trzeba,
Nim przywyknę widzieć dachy        10
Zamiast płócien palm i nieba,
Mój Eustachy.

Lecz ty wyrwiesz mnie z letargu,
Ty pomięszasz róż zapachy
Księgarskiego wonią targu,        15
Mój Eustachy.

Będę tobie wdzięcznym za to,
Przypomnisz mi kraj i Lachy
Zniechęceniem, troską, stratą,
Mój Eustachy.        20

Ty napiszesz mi, jak stoją
Poetycznej muzy gachy,

I co piszą i co broją,
Mój Eustachy.

Dla nich rosły swieże laury        25
I szczękały druku blachy,
Gdym ja gonił Kofty, Maury,
Mój Eustachy.

Niech spiewają więc »Te Deum«.
Żem rok zgubił, budząc Grachy        30
I Scypiony w Kollizeum,
Mój Eustachy.

Lecz się wmięszam do antyfon,
Na egipskie klnę się Ptachy,
Na kościoły, gdzie Bóg Tyfon,        35
Mój Eustachy.

Klnę się tobie i na Athor,
Co w Tentyrze ma swe gmachy,
Że się porwę, jak gladyator,
Mój Eustachy.        40


Lipca d. 9 w kwarantannie Livourno 1837.




DO A(NIELI) M(OSZCZEŃSKIEJ).

I.

O! tak, zaprawdę, że wybrałaś swietne
Oczy, ażeby je łzami zapruszyć!
O! tak, zaprawdę, że chcąc serce skruszyć,
Wybrałaś dzikie, smutne i szlachetne.

Lecz go łzy dotąd nie otruły setne,        5
Bo serce moje jest losu i Boga,
A wprzód, niż miałaby je zdeptać noga,
Prędzej je zimnym żelazem rozetnę.

I próżno powiesz, bo nikt nie uwierzy,
Abym twój nosił znak u lewej strony;        10
Bo moje serce jest w płaszczu rycerzy,
Którzy na bieli mają krzyż czerwony;
A nad nim jeszcze jest pancerz stalony,
A ono jeszcze głębiej — w trumnie leży.


Październik. 1838. Florencya.




SONET II.
DO A(NIELI) M(OSZCZENSKIEJ)

Ogniem, żałością wre zamknięte łono;
A kiedy zacznę się na serce dąsać,
Chciałbym je wyrwać z mych piersi i skąsać
I precz odrzucić tę rzecz tak shańbioną

Twoją miłością, że ognie, co płoną,        5
Dotąd nie mogły go uczynić czystym!
A ty myślałaś, że ja z tym ognistym
Sercem — nazwę cię kochanką i żoną?

O! pierwej piekło! niżby czoło dumne
Na twoim zimnym sercu kiedy spało!        10
A niż całować twe usta rozumne
I twoje białe marmurowe ciało
Owionąć ogniem i żyć z taką skałą,
Jaką ty jesteś, zimna! — lepiej w trumnę!





DO Z. KRASIŃSKIEGO.

Żegnaj, o żegnaj, archaniele wiary!
Coś przyszedł robić z mojem sercem czary,
Coś w łzy zamienił jego krew czerwoną,
Wyrwał je z piersi, wziął we własne łono,
Ogrzał, oświetlił, by nie poszło w trumnę,        5
Ani spokojne mniej, ani mniej dumne...

Więc gdzieś wysoko, u Boskiego celu,
Chwała dla ciebie, o serc wskrzesicielu,
A dla mnie pokój, dla ducha i kości,
Bo tym obojgu trzeba — spokojności...        10
Lecz jeśli ducha nadchodzą szyderce,
Lecz jeśli walka jest — dałeś mi serce!


Florencya, 4 grudnia 1838 r.




NA SPROWADZENIE PROCHÓW NAPOLEONA.

I.

I wydarto go z ziemi — popiołem,
I wydarto go wierzbie płaczącej,
Gdzie sam leżał ze sławy aniołem,
Gdzie sam leżał, nie w purpurze błyszczącej,
Ale płaszczem żołnierskim spowity,        5
A na mieczu, jak na krzyżu, rozbity.


II.

Powiedz, jakim znalazłeś go w grobie,
Królewiczu, dowódzco korabli? —
Czy rąk dwoje miał krzyżem na sobie,
Czy z rąk jedną miał przez sen na szabli?        10
A gdyś kamień z mogiły podźwignął,
Powiedz, czy trup zadrżał, czy się wzdrygnął?


III.

On przeczuwał, że przyjdzie godzina,
Co mu kamień grobowy rozkruszy;
Ale myślał, że ręka go syna,        15
W tym grobowcu podźwignie i ruszy,
I łańcuchy zeń zdejmie zabojcze
I na ojca proch zawoła: — Ojcze!


IV.

Ale przyszli go z grobu wyciągać,
Obce twarze zajrzały do lochu;        20
I zaczęli prochowi urągać,
I zaczęli nań wołać: — Wstań, prochu!
Potem wzięli tę trochę zgnilizny
I spytali — czy chce do ojczyzny? —


V.

Szumcie! szumcie więc morza lazury,        25
Gdy wam dadzą nieść trumnę olbrzyma!
Piramidy! wstępujcie na góry
I patrzajcie nań wieków oczyma.
Tam! — na morzach! — mew gromadka szara
To jest flota z popiołmi Cezara.        30


VI.

Z tronów patrzą szatany przestępne,
Car wygląda blady z poza lodów,
Orły siedzą na trumnie posępne
I ze skrzydeł krew trzęsą narodów.
Orły niegdyś zdobywcze i dumne,        35
Już nie patrzą na słońce — lecz w trumnę.


VII.

Prochu! prochu! o leż ty spokojny,
Gdy usłyszysz trąby śród odmętu,
Bo nie będzie to hasło do wojny,
Ale hasło pacierzy — lamentu...        40
Raz ostatni hetmanisz ty roty!
I zwyciężysz — zwycięstwem Golgoty.


VIII.

Ale nigdy, o nigdy, choć w ręku
Miałeś berło, świat i szablę nagą,

Nigdy, nigdy nie szedłeś śród jęku        45
Z tak ogromną bezśmiertnych powagą
I mocą... i z tak dumnem obliczem,
Jak dziś, wielki! gdy wracasz tu niczem.


1 czerwca 1840.




DO MATKI.

Zadrży ci nieraz serce, miła matko moja,
Widząc powracających i ułaskawionych,
Kląć będziesz, że tak twarda była na mnie zbroja,
I tak wielkie wytrwanie w zamiarach szalonych.

Wiem, żebym Ci wróceniem moim lat przysporzył; —        5
Mów, kiedy cię spytają, czy twój syn powraca,
Że syn twój na sztandarach jak pies się położył,
I choć wołasz, nie idzie — oczy tylko zwraca.

Oczy zwraca ku tobie... więcej nic nie może,
Tylko spojrzeniem tobie smutek swój tłomaczy;        10
Lecz woli konający — nie iść na obrożę,
Lecz woli zamiast hańby — choć czarę rozpaczy!

Przebaczże mu, o moja ty piastunko droga,
Że się tak zaprzepaścił i tak zaczeluścił;
Przebacz... bo gdyby nie to, że opuścić Boga        15
Trzebaby — toby ciebie pewno nie opuścił.





WSCHÓD SŁOŃCA NAD SALAMINĄ.

Pamiętam jedną godzinę żywota —
Leżałem w greckiej łodzi... Spało morze —
A każdy żagiel był jak muszla złota,
W której się chował w albańskim ubiorze
Majtek. Słuchałem, jak fala klekota,        5
Kiedy jej złotą pierś kaika porze —
Księżyc się cicho błyszczał, złoty taki
Jak słońce... łódź płynęła z Kalamaki.

I zwolna wschód się oczerwienił siny.
Po nad Pireą powiał wiater świeży,        10
Wzdrygnęła się łódź śród morskiej równiny,
Jak rycerz, gdy go w piersi wróg uderzy.
Była to pierwsza fala Salaminy,
Szła od mogiły, gdzie Temistokl leży —
Zatrzęsła łodzią, wkoło ją obeszła,        15
Zagrzmiała — jękła żałośnie — i przeszła.

W stałem — tańczyły fal różane bryły —
Słońcu się niebios otwierała droga. —
Słońce! — myślałem, że wstaniesz z mogiły
Temistoklesa, — jak z mogiły Boga        20
Zmartwychwstający anioł blasku, siły...
Lecz nie — gdzie był tron złoty jego wroga,
Skąd Kserkses patrzał na zniszczenia dzieło,
Wyszło ogromne słońce i stanęło...


Wtenczas zacząłem urągać się w duchu        25
Grobowi, — co był rzuconym w ciemnoty,
I morzu, które chodziło w łańcuchu —
I obróciłem się, gdzie stał tron złoty,
Paląc się w słońca czerwonym wybuchu...
Bo tak stać musiał, gdy ginęły floty        30
I marli za kraj rozpaczni obrońce —
Kserkses, na tronie tym ubrany w słońce!...





DO  E...

Napiszę prosto, ponieważ słów chciałaś,
Że kto na walkę samotną, rozpaczną
Patrzy tak zimno — tak jak ty patrzałaś, —
I nieraz rękę podnosi niebaczną
Zbroi, mieczami pobitej na ćwierci —        5
— Gdy śmierć wyniknie — będzie winien śmierci.

Gdyć powiedziano, ze mię morskie fale
Porwały zimnych ramieniem obręczy,
Ty urągałaś się samotnej chwale,
Co w morzu gasła nakształt młodej tęczy,        10
Ani myślałaś, że pieśni pogrzebne
Będą mi śpiewać Amfitryty srebrne.

Więc Nimfo! żadnem niewzruszona echem,
Nawet tem, które śmierć o ludziach gwarzy,
Dziś pozdrowiona bądź bladym uśmiechem,        15
Uśmiechem nigdy niewidzianej twarzy, —
Weź to za uśmiech spokojny człowieka,
Co w nim jest smutku — nie dojrzysz zdaleka.


Paryż, 11 lutego 1841.




W ALBUMIE E. HR. KRASIŃSKIEJ.

Chciałbym, ażeby tu wpisane słowo,
Jeśli na wieki ma słowem pozostać,
Aby słów miało nieśmiertelnych postać,
Albo posągów piękność marmurową,
Lub jak Walkhirje, co noszą nad głową        5
Wieniec z piorunów i we krwi szeleszczą,
Chciałbym, ażeby miało taką wieszczą
Groźbę i skrzydła i twarz piorunową.

Lecz słowo martwe. Ale wy jesteście
Jako Walkhirje z północy przybyłe:        10
Pod wasze stopy rzucamy niewieście,
Grobowce wszystkie — a wy na mogiłę
Wstąpcie, a kto wart życia, tego wskrzeście.


Paryż, d. 29 czerwca 1841 r.




POGRZEB KAPITANA MEYZNERA.

Wzięliśmy biedną trumnę ze szpitalu,
Do żebrackiego mieli rzucić dołu;
Ani łzy jednej matczynego żalu,
Ani grobowca nad garstką popiołu!
Wczora był pełny młodości i siły, —        5
Jutro nie będzie nawet — i mogiły.

Gdyby przynajmniej przy rycerskiej śpiewce
Karabin jemu pod głowę żołnierski!
Ten sam karabin, w którym na panewce
Kurzy się jeszcze wystrzał belwederski,        10
Gdyby miecz w sercu lub śmiertelna kula —
Lecz nie! — szpitalne łoże i koszula!

Czy on pomyślał — tej nocy błękitów,
Gdy Polska cała w twardej zbroi szczękła,
Gdy leżał smętny w trumnie Karmelitów,        15
A trumna w chwili zmartwychwstalnej pękła
Gdy swój karabin przyciskał do łona —
Czy on pomyślał wtenczas, że tak skona!

Dziś przyszedł chciwy jałmużny odźwierny
I przyszły wiedmy, które trupów strzegą,        20
I otworzyli nam dom miłosierny,
I rzekli: »Brata poznajcie waszego!
Czy ten sam, który wczora się po świecie
Kołatał z wami? — Czy go poznajecie?«


I płachtę z głowy mu szpitalną zdjęto,        25
Nożem pośmiertnych rzeźników czerwoną;
Źrennicę trzymał na blask odemkniętą,
Ale od braci miał twarz odwróconą;
Więceśmy rzekli wiedmom, by zawarły
Trumnę, bo to jest nasz brat — ten umarły.        30

I przeraziła nas wszystkich ta nędza,
A jeden z młodszych spytał: »Gdzież go złożą?«
Odpowiedziała mu szpitalna jędza:
»W święconej ziemi, gdzie przez miłość Bożą
Kładziemy poczet nasz umarłych tłumny,        35
W jeden ogromny dół — na trumnach trumny«.

Więc ów młodzieniec, męki czując szczere,
Wydobył złoty jeden pieniądz drobny
I rzekł: »Zaśpiewać nad nim Miserere
Niechaj ogródek ma i krzyż osobny...«        40
Zamilkł: a myśmy pochylili głowy,
Łzy i grosz sypiąc na talerz cynowy.

Niech ma ogródek — i niech się przed Panem
Pochwali tym, co krzyż na grobie gada:
Że był w dziewiątym półku kapitanem,        45
Że go słuchała rycerzy gromada,
A dziś ojczyźnie jest niczem nie dłużny,
Chociaż osobny ma kurhan — z jałmużny.

Ale Ty, Boże! który z wysokości
Strzały twe rzucasz na kraju obrońcę,        50
Błagamy Ciebie przez tę garstkę kości,
Zapal przynajmniej na śmierć naszą — słońce!
Niechaj dzień wyjdzie z jasnej niebios bramy,
Niechaj nas przecie widzą, — gdy konamy!


Paryż, d. 30 października 1841 r.




ANIOŁY STOJĄ...

Anioły stoją na rodzinnych polach
I chcąc powitać lecą w nasze strony,
Ludzie schyleni w nędzy i w niedolach
Cierniowemi się kłaniają korony,
Idą i szyki witają podróżne        5
I o miecz proszą, tak jak o jałmużnę.

Postój! o postój hułanie czerwony,
Przez co to koń twój zapieniony skacze,
— To nic... to mojej matki grób zhańbiony,
Serce mi pęka, lecz oko nie płacze.        10
Koń dobył iskier na grobie z marmuru
I mściwa szabla wylazła z jaszczuru.





TESTAMENT MÓJ.

Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami,
Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny,
Dziś was rzucam i dalej idę w cień — z duchami —
A jak gdyby tu szczęście było — idę smętny.

Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica,        5
Ani dla mojej lutni, ani dla imienia; —
Imie moje tak przeszło, jako błyskawica,
I będzie jak dźwięk pusty trwać przez pokolenia.

Lecz wy, coście mnie znali, w podaniach przekażcie,
Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode;        10
A póki okręt walczył — siedziałem na maszcie,
A gdy tonął — z okrętem poszedłem pod wodę...

Ale kiedyś — o smętnych losach zadumany
Mojej biednej ojczyzny — przyzna, kto szlachetny,
Że płaszcz na moim duchu był nie wyżebrany,        15
Lecz świetnościami dawnych moich przodków świetny.

Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą
I biedne serce moje spalą w aloesie,
I tej, która mi dała to serce, oddadzą —
Tak się matkom wypłaca świat, gdy proch odniesie...        20

Niech przyjaciele moi siądą przy puharze
I zapiją mój pogrzeb — oraz własną biédę:

Jeżeli będę duchem, to się im pokażę,
Jeśli Bóg nie uwolni od męki — nie przyjdę...

Lecz zaklinam — niech żywi nie tracą nadziei        25
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!...

Co do mnie — ja zostawiam maleńkę tu drużbę
Tych, co mogli pokochać serce moje dumne;        30
Znać, że srogą spełniłem, twardą Bożą służbę
I zgodziłem się tu mieć — niepłakaną trumnę.

Kto drugi tak bez świata oklasków się zgodzi
Iść... taką obojętność, jak ja, mieć dla świata?
Być sternikiem duchami napełnionej łodzi,        35
I tak cicho odlecieć, jak duch, gdy odlata?

Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,
Co mi żywemu na nic... tylko czoło zdobi;
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,
Aż was, zjadacze chleba — w aniołów przerobi.        40





DO PANI JOANNY BOBROWEJ.

O! gdybym ja wiódł Panią do kaskady!
To tak jak ludzie przyjaciołom wierni,
Ażbym tam zawiódł, gdzie pył leci blady
Śród leszczyn w Gisbach, a śród laurów w Terni.

Dzikie-bym zrywał na murawie kwiaty,        5
A Pani w skałach siadła-byś myśląca,
Jak anioł, skrzydłem kaskady skrzydlaty,
Czekając z nad skał śpiewu — i miesiąca.

Gdybym ja Panią do kaskady woził,
Możebym wieczną tam zatrzymał siłą        10
Śpiewem skamienił i lodem zamroził,
I kazał tęczom świecić nad mogiłą.

Lecz nie powiodę do takiego zdroja,
Bo teraz straszna jest ducha kaskada;
To cały duch mój i cała krew moja,        15
Która na Polskę chce upaść — i spada.

Raz ty porwana tym strumieniem gminnym
Byłabyś nigdy nie wróconą światu:
Dlatego poszłaś gdzieindziej — z kim innym,
Ręki się bojąc dać dawnemu bratu.        20

Bo dzisiaj Polka ciekawość pokona,
A jej nie karmi to, co tłum paryski,

Gdy w sercu Polska duchem urodzona
Jak nimfa wstaje z perłowej kołyski.

Dzisiaj siedzącej przed kaskadą w koczu        25
Sumnienie Pani powie samo głuche...
Że niegdyś łzy się tak sączyły z oczu!
A dzisiaj! oczy patrzą — takie suche!

Czyś tem przeklęta? czy błogosławiona?
Że serce zimne — oczy łez nie leją?        30
Powie ci kiedyś mogił druga strona,
Gdzie serca pękną — albo się rozgrzeją.

Co do mnie — wiem ja, jak to praca pusta!
Serce kobiece na czas prze-anielić!
Dlatego odtąd — wiecznie zamknę usta,        35
I wolę nie być z Panią — niż zgon dzielić.

Bo to okropnie! rany pozamykać,
Zagoić wszystkie dawne serca blizny!
Iść — i aniołów już nie napotykać!
Już nie mieć ani serca! — ni ojczyzny!        40

Gdybym był duchem wersalskiej natury,
A taką Ciebie między tłumem zoczył,
Zleciał-bym na cię jak kaskada z góry,
Porwał — i rzucił w przepaść — i sam skoczył.


1842 r. 14 maja.




TAK MI BOŻE DOPOMÓŻ.

Idea wiary nowa rozwinięta,
W błyśnieniu jednem zmartwychwstała we mnie
Cała, gotowa do czynu i święta,
Więc niedaremnie, o! niedaremnie
Snu śmiertelnego porzuciłem łoże.        5
Tak mi dopomóż Chryste Panie Boże!

Mały ja, biedny, ale serce moje
Może pomieścić ludzi miliony.
Ci wszyscy ze mnie będą mieli zbroje —
I ze mnie piorun mieć będą czerwony,        10
I z mego szczęścia do szczęścia podnoże.
Tak mi dopomóż Chryste Panie Boże!

Zato spokojność już mam i mieć będę,
I będę wieczny — jak te, które wskrzeszę —
I będę mocny — jak to co zdobędę —        15
I będę szczęsny — jak to, co pocieszę —
I będę stworzon — jak rzecz, którą stworzę.
Tak mi dopomóż Chryste Panie Boże!

Chociaż usłyszę głosy urągania,
Nie dbam, czy wzrastać będą — czy ucichać...        20
Jest to w godzinie wielkiej zmartwychwstania,
Szmer kości, który na cmentarzach słychać.
Lecz się umarłych zgrają nie zatrwożę.
Tak mi dopomóż Chryste Panie Boże!


Widzę wchód jeden tylko otworzony,        25
I drogę ducha tylko jednobramną...
Trzymając w górę palec podniesiony
Idę z przestrogą — kto żyw — pójdzie za mną...
Pójdzie — chociażbym wszedłszy szedł przez morze.
Tak mi dopomóż Chryste Panie Boże!        30

Drugi raz pokój dany jest na ziemi
Tym, którzy miłość mają i ofiarę...
Dane zwycięstwo jest nad umarłemi,
Dano jest wskrzesać tych, co mają wiarę...
Na reszcie trumien — Ja — pieczęć położę.        35
Tak mi dopomóż Chryste Panie Boże!

Lecz tym co idą — nie przez czarnoksięstwa,
Ale przez wiarę dam co sam Bóg daje —
W ich usta włożę komendę zwycięstwa,
W ich oczy — ten wzrok, co zdobywa kraje —        40
Ten wzrok, któremu nic dotrwać nie może.
Tak mi dopomóż Chryste Panie Boże!

Z pokorą teraz padam na kolana,
Abym wstał silnym Boga robotnikiem.
Gdy wstanę — mój głos będzie głosem Pana,        45
Mój krzyk — ojczyzny całej będzie krzykiem,
Mój duch — aniołem co wszystko przemoże,
Tak mi dopomóż Chryste Panie Boże!


Lipca 13. — [1842].




RADUJCIE SIĘ! PAN WIELKI NARODÓW NADCHODZI.

I.

Radujcie się! Pan wielki narodów nadchodzi!
Radujcie się, bo prawdy wybiła godzina,
Strach się już Boży rodzi,
Strachem Pan jako mieczem ognistym pościna.

Któż wytrwa, gdy go ognie niebieskie pochwycą?        5
Któż miecz podniesie, drżący jak listek osiny
Przed Pańską błyskawicą,
W strachu przyjścia Pańskiego i wielkiej godziny?

Na obłokach się zjawią postaci człowieka,
Święci ogniści staną w chmurzycach za Panem,        10
Szatan na blask zaszczeka,
Trzody na polach drzące przypadną kolanem.

Pastuszkowie otworzą usta, światłością zdziwieni,
Widząc jasne obłoki i Pana w obłokach;
Świat się cały spłomieni,        15
Ujrzy swe archanioły na ogniach i smokach.

Chwała Panu, że z ciałem się zjawił rzetelny,
Że dotrzymał — a przyszedł ratować niewinne,
Chrystus, Pan nieśmiertelny,
Nasz Pan, który nagrodził swym świętym uczynne.        20


Podnieście teraz czoła, od wieków trapieni,
A więcej się nie bójcie żadnego ucisku;
Pan ciała wam przemieni
I miasto swoje złote postawi na błysku.

Pan nasz zamieszka z nami i nigdy już więcej        25
Nie zostawi na ziemi, jak teraz, sieroty
Król tysiąca tysięcy,
Na stolicy słonecznej ognisty i złoty.

Król nasz umiłowany — baranek łagodny,
Sędzia nasz sprawiedliwy, ciał naszych przemieńca,        30
Syn Boży pierworodny,
Wołający swe święte do chwały i wieńca...





GÓRY SIĘ OZŁOCIŁY...

CHÓR.

Góry się ozłociły — szafiry mórz ciemnieją.

GŁOS.
Elijasz! Elijasz!
CHÓR.

Fale wstały od ziemi — wiatr — i koguty pieją.

GŁOS.
Izrael! Izrael!
CHÓR.

Miesiąc jak ogień stoi na czerwonym oceanie.        5

GŁOS.
Izaak! Izaak!
CHÓR.

Korab na dalekościach wre w rozognionej pianie.

GŁOS.
Samuelu!
CHÓR.
Korab, wieloryb świata, z ogniami w okienicach...
GŁOS.
Święty Janie!        10
CHÓR.

Ku niemu płyną zdala obłoki, całe w świécach...

GŁOS.
Święty Pietrze!
CHÓR.

Uciszyło się morze i ziemia i powietrze —

GŁOS.
Chwała Trójcy!
CHÓR.

Złamana jest moc węża, dusz niewinnych zabójcy!        15

GŁOS.
Złamana! złamana!
CHÓR.

W Imię przedwieczne Ojca! W Imię Chrystusa Pana!

GŁOS.
W Imię Ducha!
CHÓR.

Pokój na ziemi, wodach i na powietrzu!

GŁOS.
Chwała duchom na ziemi!        20


Takie słyszano głosy nad morzami,
Gdy anioł z trzema na czole gwiazdami
Leciał nad złote ogniska pastusze
I budził w ludziach barankowe dusze.
Na trzech pasterzy upadły promienie,        25
Obmyły ducha duszę — pod imieniem

Jeden był, który ugaszczał natchnienie;
Drugi, który był kwiateczków siemieniem,
Trzeci zaleśne echa wywoływał:
Te zbudził anioł duchy — ponazywał,        30
Pomiędzy ludźmi pastuszymi wsławił,
Dał ducha, wieńce, i w drogę wyprawił.
Idźcie! — rzekł — pierwsi wy trzej pastuszkowie,
Aż wam przejasna zastąpi dziewica;
Ta złote słońce Pańskie ma na głowie,        35
A pod nogami obrączkę księżyca.
Raz na obłokach promiennych widziana
Przez sługę Chrysta — przez świętego Jana,
Przyszłego świata święta monarchini,
Teraz ukryta z dzieckiem na pustyni,        40
Piękna jak zorza... Długie jej warkocze
Ciemne ku światłu w złoto się mieniły,
W oczach szafiru światła i przezrocze,
W głosie anielskie nieskończone siły;
Porywać serca ludzkie umiejąca,        45
A moc miłosnych dreszczów miała w dłoni,
Gdyś odszedł od niej, a pomyślał o niej.
Próżno smok, który owładnął narody,
Wypuści na nią rzekę krwawej wody!
Próżno ostatni ślad jej ziemski zetrze!        50
Ona ucieknie z dzieckiem na powietrze
I tam karmiona, aż mróz minie ostry,
W błękitnych światach przez jaskółki siostry,
Dziecinę swoję pośród słońc wychowa,
Prześwięta ludom Matka — Pani słowa!        55





DO LUDWIKI BOBRÓWNY.

Gdy na ojczyznę spojrzą oczy Lolki,
Karmione złotem i tęczową czczością,
Niechajże spojrzą tak, jak oczy Polki,
Spokojnie — ale z ogniem i miłością.

Kiedy je patrzeć na smutek przymuszą,        5
I na lud, który gdzieś w łańcuchach pędzą,
Niechaj te oczy łzami się zaprószą —
Lecz niech się nigdy nie zamkną przed nędzą.

Kiedy z tych oczu łez opadnie rosa,
A ludzie będą chciwie w nie patrzali,        10
Niech oczy całe pokażą niebiosa
Aż do błękitu dusz i jeszcze dalej.

A kiedy przyjdą porwać naród z trumny
I rzucić w ogień tych, co skry się boją,
Niech w oczach będą takie dwie kolumny,        15
Jak ognie, które na wulkanie stoją.

Wtenczas ja powiem srodze rozkochany,
I nawet w rymy to zamknę królewskie:
Że choć widziałem w oczach cztery zmiany,
Prawdziwie Lolka ma oczy niebieskie.        20





W PAMIĘTNIKU ZOFII BOBRÓWNY.

Niechaj mię Zośka o wiersze nie prosi,
Bo kiedy Zośka do ojczyzny wróci,
To każdy kwiatek powie wiersze Zosi,
Każda jej gwiazdka piosenkę zanuci.
Nim kwiat przekwitnie, nim gwiazdeczka zleci,        5
Słuchaj — bo to są najlepsi poeci.

Gwiazdy błękitne, kwiateczki czerwone
Będą ci całe poemata składać.
Jabym to samo powiedział, co one,
Bo ja się od nich nauczyłem gadać;        10
Bo tam, gdzie Ikwy srebrne fale płyną,
Byłem ja niegdyś, jak Zośka, dzieciną.

Dzisiaj daleko pojechałem w gości
I dalej mię los nieszczęśliwy goni.
Przywieź mi, Zośko, od tych gwiazd światłości,        15
Przywieź mi, Zośko, z tamtych kwiatów woni,
Bo mi zaprawdę odmłodnieć potrzeba.
Wróć mi więc z kraju taką — jakby z nieba.


13 marca 1844. Paryż.




DO PASTERECZKI,

SIEDZĄCEJ NA DRUIDÓW KAMIENIACH W PORNIC

NAD OCEANEM.

Jak ty mi jesteś wdzięczna
Duszeczko moja mała,
Słoneczna i miesięczna,
Prawie bez krwi i ciała.
Gdyś wysoko siadała        5
Z główką w zorzy pierścieniach,
Na Druidów kamieniach,
Śród jałowcowych krzaków
Ćwieki twoich chodaków
Błyskały mi na lice        10
Jako dwa półksiężyce
Czerwoną zorzą ranną;
I byłaś mi zarazem
Chłopeczką i Dyanną,
Zjawieniem i obrazem,        15
Kochanką i dziecięciem,
Smutkiem — i niebowzięciem.

Włoski twoje jak zboże
Złote i przezroczyste
Wiatr unosił na morze,        20
A we włoskach ogniste
Ranunkuły doliny,
Jak maki Ukrainy,
Zdawały się ogniami,

Które tobie do lica        25
Przypięła upiorzyca
Spiąca w grobie pod nami.

Za tobą — szafir mórz
Dzielił kibić na dwoje;
Nad głową — jak zawoje        30
Jutrzenki pełne róż
I chwasty w dyamentach
Około ciebie skrzyły,
A ty na monumentach
Stróżka — i duch mogiły,        35
Z niewinnością na licach,
Z nóżkami na księżycach.





BIADA WAM, GDY SIĘ BUDZI DUCH...

Biada wam — gdy się budzi duch i obudzony
Stoi świeżą krwią nową żywota czerwony,
Gdy okiem błyskawicy na wsze strony błyska
I świat do nowych, wielkich lotów powoływa.
Wyście wynieśli dawne królów prochowiska        5
Z kościami w trumnach; zamiast krzyczeć: Polska żywa,
Wyście krzyczeli: niechaj żyje!... z cudzej pracy,
A tył wam szpikowali ołowiem Prusacy.





LOS MIĘ JUŻ ŻADEN NIE MOŻE ZATRWOŻYĆ...

Los mię już żaden nie może zatrwożyć,
Jasną do końca mam wybitą drogę,
Ta droga moja — żyć — cierpieć — i tworzyć,
To wszystko czynię — a więcej nie mogę.

Dawniej miłością różane godziny        5
I w zorzach jeszcze jaśniejsze pochodnie;
Dzisiaj, przy schyłku dnia ważniejsze czyny,
Wielkie i smętne, jak słońce zachodnie.

Na nich się zegar życia zastanowi,
I puści ducha-skowronka w otchłanie,        10
Pomóż-że, Boże, temu skowronkowi,
Niech wesół leci — niech wysoko stanie.

A raczej powiem, — gdy się żywot zmierzcha,
Dusza-jaskółka daleko od ziemi,
Pomóż jaskółce, co mi z oczu pierzcha,        15
Z oczkami w światło rozweselonemi.





KIEDY SIĘ W NIEBIE GDZIE ZEJDZIEMY SAMI...

Kiedy się w niebie gdzie zejdziemy sami,
Naprzód cię spytam czy jesteś bogata?
Bo ci w westchnieniach oddawałem lata,
A ty płaciłaś je pocałunkami.
A dzisiaj temi ty pewno latami        5
Kupujesz sobie wieczność na błękicie,
Bo w twoje życie weszło moje życie,
I najpiękniejsze sny pomiędzy snami.

Ale ty, jasna, błękitna królowa,
To tylko musisz znosić w słońcu ducha,        10
Że wszędy w tobie dźwięczy pamięć słowa,
A w słowie twój duch na błękitach słucha,
W słowie jest jego piosenka i skrucha
I niby ziemskiej przeszłości połowa.





ŚMIERĆ, CO TRZYNAŚCIE LAT STAŁA...

Śmierć, co trzynaście lat stała koło mnie,
Poszła i wbiegła do carskiej komnaty,
Car ją, jak waryat, przyjął — nieprzytomnie
I oddał ducha przy strzale harmaty,
Który gromowi Bożemu podobny        5
Poszedł na Moskwę, jako dzwon żałobny.

Moskwa w powietrze blade zasłuchana,
W czepcach złocistych, jak matuszka stara,
Słysząc to, rzekła: »Albo smiech szatana,
Albo też pękło Czarne serce cara«.        10
I cała wyszła na zielone błonia
Czekać na jezdca pierwszego i konia.

Pierwszy koń leciał a był jako smoła,
I cały czarny jeździec na nim siedział,
Przez lud przeleciał i wpadł do kościoła,
Przez lud przeleciał — słowa nie powiedział;        15
A kiedy kościół odemknięto z trwogą
W tej ciemnej Ławrze nie było nikogo.

Drugi przeleciał — lecz resztkami włosa
I chustą krwawą się krył przed narodem,        20
Jak człowiek, który niema ust i nosa
I twarz ma całą zgniłą jednym wrzodem.
Ten, jako zwykle car czynić przywyknął,
Wbiegł w zamek — usiadł na tronie i zniknął.


Trzeci przeleciał — ale był zdaleka        25
Widny ludowi... że był jak ruina,
Która ma okna tam, gdzie u człowieka
Serce się mieści i szyja się wcina...
Ten nie doleciał, bo nań wpadły kruki
I rozerwały przed ludem na sztuki.        30

Wtenczas lud krzyknął: To nasze trzy cary,
Które w człowieku teraz jednym były,
Najpierwszy: to duch i proch i car wiary
A drugi to proch i duch i car siły;
A trzeci — od tych rozerwany ptaków,        35
To car-kat... który był królem Polaków.





PRZEMÓWIŁ, STRZELIŁ I OD KULI GINIE.
(URYWEK).

Przemówił, strzelił i od kuli ginie,
Jordan krwi z czaszki mu rozbitej płynie,
W ręku pistolet kurzący się trzyma,
Kona... i ludziom smieje się oczyma.
Ta rozpacz, która w piękność własną wierzy,        5
Stała się wiarą ostatnią młodzieży.

Patrzajże — a taki Bogiem napełniony,
Habit od kłucia bagnetów czerwony,
Pierś aż do serca głęboko rozbita,
Ręką i krzyżem Chrystusa nakryta.        10
W takim ujęciu leży ten księżyna,
Jak zawstydzona nagością dziewczyna,
Która się katom z ręki nie wyrywa,
Głowy nie broni ale pierś zakrywa.
I on tak swemu boleśnemu łonu        15
Krzyż dał za tarcze — a nie wziął pardonu.
Więc na tej twarzy... teraz już nie wojna,
Lecz myśl o Bogu, złota i spokojna,
A jakiś prawie wstyd, ze w ludzi rzędzie
Wziął miejsce, które nie było w urzędzie...        20
...............
...............





DUSZA SIĘ MOJA ZAMYŚLA GŁĘBOKO.

Dusza się moja zamyśla głęboko,
Czuje, że tu, jak słońcu, zajść potrzeba,
A innym ludziom zabłysnąć na oko...

Jakiego kraju i jakiego nieba
Swiatło powita mię w progu żywota?        5
Nie wiem — lecz radbym żył z polskiego chleba...

Bądź-że mi lepsza, o młodości złota,
Niż ta, która mi tutaj się skończyła,
Strzegącemu się szlachetnością — błota.

Bądź-że mi blizko, o matczyna, miła        10
Duszo, abym mógł znów ukochać ciebie,
Nie wiedząc, żeś mię tutaj raz — rodziła.





DO MATKI.
(URYWEK).

W ciemnościach postać mi stoi matczyna
Niby idąca ku tęczowej bramie —
Jej odwrócona twarz patrzy przez ramię,
I w oczach widać, że patrzy na syna.
...............





BARANKI MOJE...

Baranki moje,
Zaświtał czas,
Nad piękne zdroje
Powiodę was.
Puszczę was, owieczki,        5
Na piękne kwiateczki
I będę pasł.

Baranki z ducha,
Ja pasterz wasz;
Pan Bóg mię słucha,        10
Ozłocił twarz.
Bogiem promienny,
Odprawiam bezsenny
Anielską straż.





PROROCTWO.

Kiedy róża stanie złączona z kamieniem,
A nad niemi się dąb zakołysze:
Cała emigracya zagore płomieniem,
I o paszport do Boga napisze.

I wstanie jako człowiek i mocarze zatrwoży,        5
I wywróci oddechem bezbożne;
Sam Pan Bóg wyda paszport, Chrystus słońce położy,
A Duch-piorun nam da podorożnę.

I szable się zapalą, zasłonecznią się znaki,
Serca wszystkie jak lampy zagorą,        10
Jak miesiące zabłyszczą nasze biedne chodaki,
Jak w pioruny nas łachmany ubiorą.

I polecą zwiastować w Polszcze niebieskie ptaki,
Że idziemy jak chłopki z kijami:
A żelazni rycerze i brązowe rumaki        15
Nim zobaczą — już pierzchną przed nami.

Prędzej że, Panie Boże, Twym ognistym ramieniem
Łam, a przemoż cielesne opory!
Niechaj róża zakwitnie połączona z kamieniem,
Niech dąb Bogiem zabłyśnie z pod kory!        20

Bo nie prędzej to będzie, aż się to wszystko stanie,
Co w poety ogniło się słowie,
Aż z duchów będzie chmura, a w tej chmurze błyskanie,
A w błyskaniu, jak Chrystusy, wodzowie.





SPROBUJMY WIĘC — A MOŻE...

»Sprobujmy więc — a może takiemi sposoby,
Jakiemi duchy wasze przez wieki i groby
Prowadziłem... z edeńskich że wyszły ogrodów
I na siedem słonecznych wstępowały wschodów,
A niestrudzone pracą... grobami... podróżą        5
Oba rozmiłowane w sobie... Bogu służą;
Może podobną drogą... przez cierpienia władzę,
Którą mam... duchy wasze jasne przeprowadzę,
Przez nieśmiertelność polskiej idei przewiodę
I pokażę, że wieki żyły... że są młode«.        10

»Uczyń to — rzekłem — Polska bowiem dla mnie świta
Jako Wenus... lub jaka biała Amfitryta«.

Na to mistrz: »Różne będą słychy i widzenia,
Swiat się bowiem dziś w łonie duchowym odmienia
I pozwala, że jako w interregnum kraju        15
Zamięszanie postawi pana przy lokaju,
Albo chłopskiego ducha w rząd przy senatorze;
A każdy prędko żyje... i chwyta co może,
Podobnie dziś... duch małej miłości i wiary
Dorwie się aniołowej upojenia czary        20
I skosztuje napoju niepojętej wiedzy.
Wysoko podczas wojny wyrosła za miedzy
Trawa... i stokroć małej u ludzi zasługi...
Przez sierpy niedotknięta — woły — ani pługi.
Radujmyż się... z wolności w duchowej krainie        25

I bierzmy w muszlę srebrną wodę, która płynie
Z platońskiego strumienia...«
To rzekł, a ja znowu:
»Gotów jestem do pereł jasnego połowu
Zakasać szaty... i wejść w morze po ramiona,
Byle mi pod nogami prawda dawniej śniona        30
Była granitowa«.





ŚNI MI SIĘ JAKAŚ WIELKA POWIEŚĆ...

Śni mi się jakaś wielka a przez wieki idąca
Powieść... niby na twarzy ogromnego miesiąca
Ludy wymalowane... krwią swoją purpurową
Idące błagać Boga i wiekuiste słowo
Na niebiosach zjawione... O pomóż Zbawicielu,        5
Abym te wszystkie rzeczy... do gwiazdy i do celu
Doprowadził... a ludzkim się nie zmięszał oklaskiem
Ani łzami się zalał... ani śćmił Twoim blaskiem.

Ojczyzny nieśmiertelnej serce wielkie niech słyszę,
Ciągle w sobie bijące... a na wielką się ciszę        10
Przygotował... że żadnych stąd oklasków nie będzie...
Chyba gdzie jakie pary... białe, wodne łabędzie
Po stawach ukraińskich... albo też i nad nami,
Które są echem kraju... tych... i muzykantami
Niebios... Cecylii świętej... za życia poślubione...        15
Głos słysząc... złote palmy... niewidzialną koronę
Spuszczą z chmur turkusowych... i ze złotego nieba
Róż ognistych nasypią... więc też niepotrzeba
Kaznodziei poecie...

Prześwięte więc żywoty
Opiszę... i tych jasnych duchów słonecznik złoty,        20
Ciągle ku przejasnemu słońcu odwracający
Oblicze.... więc i wielki ów kraj teraz płaczący
Wolności... i wierzbami rozwieszony nad grobem
Zbudzę... i ojce nasze nad Zbawiciela żłobem
W gwiaździe wschodniej zjawione... ubiorę w dawne ciała        25
Więc i Litwę — co wtenczas nad jeziormi siedziała.





BO MIĘ MATKA MOJA MIŁA...

Bo mię matka moja miła
Na słowika urodziła,
A ja wziąwszy taki głos
Ze słowika jestem kos...
A to wszystko są nonsensa,        5
Te moje wierszyki nowe,
Gdzie się język mój wałęsa
I bawi zęby trzonowe...





NIEDAWNO JESZCZE — KIEDYM SPOCZYWAŁ...

Niedawno jeszcze — kiedym spoczywał uspiony
A sen mój się zarzęsnił strzałem pełnym dymu,
I w dymie stanął anioł, jak ogień czerwony,
I szepnął mi do ucha: »Ja mord — lecę z Rzymu...«

Jam uciekał i tęczę tak za sobą snował        5
Jak Irys... a po tęczach gnał mię ów przeklęty
Tak, żem spytać go musiał: »A któż tam mordował?«
A on mi znowu szepnął w ucho: — »Ojciec święty«.

I znowu uciekałem... i kwiatów kielichy
I róże z ducha mego ciskałem za siebie,        10
Broniąc się... a on za mną, jak kurz i wiatr cichy,
Gnał i szeptał: »Spełnione tu... osądzą w niebie«.





JAK KAMIEŃ SZEDŁEM NA DNO...

Jak kamień szedłem na dno — oczy mi zagasły,
Sciemniała wnętrz — szatany w jej ciemnościach wrzasły,
Uczułem rozerwanie serca... krwawy podział...
W purpurę mię i ciemność Jehowa przyodział,
Jam stał zlękły... i walczył z ciemności obłokiem,        5
Pruł go i sztyletował — błyskawicą — wzrokiem.





PRZY KOŚCIOŁKU...

Przy kościołku,
Mój aniołku,
Koronka,
Żonka,
Pieczonka.        5

Przy organku,
Mój Bohdanku,
Szumka
I dumka.

Przy klasztorku,        10
Mój kaczorku,
Świętość,
Wziętość,
Nadętość.

Przy krzyżyku        15
Na stoliku
Fakta,
Dwa akta...





W OSTATNI DZIEŃ.

W ostatni dzień, w ostatni dzień,
Wyście podróżne tu ptaki
Spotkały suchy dębu pień,
Co od piorunów miał znaki.

Lecz gdy go spiew poruszył wasz,        5
Gdy głos doleciał z ojczyzny,
Wylazła nagle człeka twarz
Z pod kory — ze spalenizny.

Z pod liści błysnął złoty łuk
I ręka — i kawał korony,        10
W dębie słowiański mieszkał Bóg,
I wam się pokazał zjawiony.





CHWAL PANA, DUSZO MOJA.

Chwal Pana, duszo moja
Z głębokości twych zdroja
Wychwalaj świętość Jego.

Chwal! chwal Nieśmiertelnego,
Za duch twój, za twe blaski,        5
Za wszystkie Jego łaski.

On cię usprawiedliwił,
Tylekroć ubezpieczył,
Nakarmił i uleczył.





O BOŻE OJCÓW MOICH, TOBIE CHWAŁA.
(FRAGMENT).

..............
O Boże ojców moich, Tobie chwała
Na wieki wieków od Twojego sługi —
Orlicy z ognia, która mię porwała,
Chwała i wieczny hołd i rozgłos długi.

Jak orzeł gniewny, Panie wiekuisty,        5
Zleciałeś na mnie i skrzydły przykryłeś,
Szelest był wiatru i trzask był ognisty
I cisza wielka pod ogniami.....
..............





OTO BÓG, KTORY ŁONA TAJEMNIC ODMYKA...

Oto Bóg, który łona tajemnic odmyka,
Podniosł wreszcie zasłonę czarną z matecznika,
I pokazał... okropną umysłów ruinę,
Oczy krwią zaszłe, twarze zielone i sine,
Dogasające oczy przy ofiarnej czarze,        5
Zabójstwa serc i skryte na trupy cmentarze,
Kijami po moskiewsku nasiekane grzbiety,
Żywe, zwierzęce widma — włóczęgi — szkielety,
Chodzące ludzi szczątki — ciał ruchome ćwierci,
Pełny wężowisk, ducha matecznik, gród smierci...        10

Tamże jest tron jako grób straszliwy i czarny,
Na którym się pokazał ów niedźwiedź polarny,
Figura z krwi i z ciała, wewnątrz chora, pusta,
Mocarz zapowiedziany w proroctwie oszusta.
Przed jego pożyczoną już od cara mocą        15
Szkielety waryatów kładną się, gruchocą,
Podlą się i za podłość mu składają dzięki.
Słychać trzask czaszek, grzechot piszczeli i jęki.
Któżby powiedział wczora, że ta, ach, kotara
Kryje takie tam uczty straszne Baltazara,        20
Że ten, co miał serdeczne niegdyś w Polsce państwo,
Dzisiaj osławiony zapadł w ducha pijaństwo
I bachanalią kończy z uczuciem wieczności,
Nie wiedząc, że ma z trupów smiejących się gości,
Że tam nieoswiecony jest dom bez miesiąca,        25
I ręka carska ogniem po ścianach pisząca,

Że przy stole okropne zbierając okruchy
Siedzą ciała nie swemi napełnione duchy,
Liczba jakaś szatanów, która ciał używa.
Ten mówi ja, — a drugi duch się w nim odzywa, —        30
Drugi — którego przeszłość w siebie zajrzeć znęci,
Spojrzy — i cudzą pamięć znajdzie w swej pamięci.
Inny... gdzieś pod Grochowem naznaczony blizną
Zapomni się i Moskwę nazywa ojczyzną.
Tamten rozczochra włosy i podniesie pięście        35
I krzyknie jak kobieta: Boże! o! nieszczęście!
I zaszlochaniem, w którym już braknie oddechu,
Zakończy jak dziecinna harmonika smiechu,
Z tonu na ton spadając, aż głosem zaleci
W te jamy, gdzie psy wyją piekielne jak dzieci...        40

Tam, patrzaj, człowiek niby zachłyśniony Bogiem,
Ojczyzny, swojej matki dawnej, stoi wrogiem;
W serce, gdzie ona jeszcze święty ogień trzyma,
Swemi sztyletowemi utkwiwszy oczyma...
Waryat, a mądry! Sztandar zaguby rozwinie,        45
Wszystkich wyszle i straci, ale sam nie zginie, —
Jako płaz będzie pływał w skorupach i ślinie...

I teraz stoi, patrzaj, jak trup w grobie cały,
Od którego robaki sto lat uciekały,
I nareszcie z przestrachem rzuciły trumnicę,        50
Gdzie kości wypróchniałe gorzały jak świéce.

I nad okropnem, ciemnem piekła malowidłem
Szary tak machnął ręką, jak niedoperz skrzydłem.





MÓJ ADAMITO...

Mój Adamito — widzisz jak to trudne
Uprawiać cnoty pustynie odludne,
Jaki pot wielki z człowieka się leje,
Gdy w ideał stoi lub ideę.

Dawniej ci ręce Jezuitów plotły        5
Wianeczki i te śpiącemu wkładali,
Leciałeś jako komeciane miotły,
Sił nie zużywszy — byłeś coraz dalej.

Dawniej ploteczka szła nakształt zegarka
I ciągle twemi wiewała sztandary,        10
Lepsza niż sonet, plotka soneciarka,
Pełniejsza miodu — niż oba puhary.

Medale rosły w olbrzymie posągi,
K... — odeskie zmieniały [w] grafinie,
Nie tak to widzisz, Adamitku, nynie,        15
Nie tak to nynie — jak to było ongi.

Dziś jezuityzm, jak wąż, ciebie łamie,
Sam go wskrzesiłeś... widzisz, mój Adamie!





NA JEDNEJ GÓRZE...
(URYWEK).

Na jednej górze podczas zawieruchy
Widziałem Polski najstraszniejsze duchy.
Zeszły się cicho w nocy i mówiły:
Dobądźmy trupa polskiego z mogiły
A wykażemy, że to bez żywota,        5
Nie żywy anioł jest — lecz garstka błota.

I rzekł z nich jeden, wychudły i zbladły,
Którego już wszy pogryzły i zjadły,
A który gnaty suchemi grzechotał:
Jam — rzekł — tę Polskę jak pająk umotał!        10
Jeżeli chcecie trup obejrzeć siny,
Zdejmcie — koszulę z niego — z mojej śliny...

Wtenczas na pierwsze z tym trupem szarmycle
Dwaj — a moskiewscy przyskoczyli hycle...
.................
.................





BÓG DUCH, INNEGO ZWAĆ NIE BĘDZIECIE...

Bóg duch, innego zwać nie będziecie
W nieszczęściu waszym, o bracia moi.
Duch Syn — objawion formą na świecie,
W gwiazdach, w miesiącach i w słońcach stoi,
A w nim miłości duch — duch święty,        5
Przemienion w róże i w dyamenty.

Tym trzem się nasze duchy należą,
W tych trzech się rodzą, pracują, palą;
A nieśmiertelni — w co tylko wierzą,
Nawet że globy w słońcu zapalą,        10
Nawet że ruszą ciała z mogiły,
Wszystko mieć będą — w co uwierzyły.

Niechże twarz wasza nie będzie blada,
Niechże w was duchy nie drzą przed ciałem,
Niechże wam rozpacz krwi nie wyjada        15
Ani was rzuca wściekłych zapałem;
Boście strażnicy globu północni,
Wy słońc duchowie — w duchu wszechmocni.





ODPOWIEDŹ NA »PSALMY PRZYSZŁOŚCI«.

Podług ciebie, mój szlachcicu,
Cnotą naszą — znieść niewolę.
Ty przemieniasz ziemską dolę
W żywot ducha na księżycu;
Głosem dziecka wołasz: czynu!        5
Czynu — czynu naród czeka.
Lecz ty wiesz, bez ducha gminu
Jaka słaba pierś człowieka...
A ty, który budzisz czyn,
Gdy spojrzałeś w ludu oczy,        10
Rzekłeś, że z nich rzeź wyskoczy!!
A kto inny jest — niż gmin?

Nie tak — nie tak, mój szlachetny,
Bo czyn ludu nie piosenka.
To nie w herbie z mieczem ręka,        15
To nie ród imieniem świetny,
To nie pieśni próżny twór,
To nie buntu próżna mara,
To nie chmurny lot Ikara,
Gdzie zasługą upaść z chmur!        20
To nie na słońc, gwiazd granicy
Z kochankami mdlejąc latać,
Włosy splatać i rozplatać,
Tchnienie tracić w błyskawicy;
Ale twardo, ale jasno        25
Śród narodu swego stać,

Myślą bić, chorągwie rwać,
Świecić czynu tarczą własną!
W drogę, choćby niepowrotną,
Ale prostą — naprzód twarzą,        30
Z piersią czystą, choć samotną,
Choć ją sztyletami rażą,
Z twarzą smętną, ale białą,
Chrystusową, choć zwiędniałą,
A ciągnącą lud do siebie        35
Niesłychanym Bożym czarem:
Takim duchem i sztandarem
Być na ziemi — jest być w niebie!

Jam spróbował na mej głowie,
Nakształt gwiazdy kałakuckiej,        40
Nosić gwiazdę myśli ludzkiej
I z tą gwiazdą żyć surowie.
I przybiegli aniołowie,
Aniołowie Betleemscy —
A odbiegli ludzie ziemscy        45
I drzwi moje pożegnali,
I przeklęli... me domowe
Duchy — serce — moję głowę —
Każdy włos poprzeklinali...
A jam przecie, bez ich wiedzy        50
I bez serc ludzkiego ciepła
Czuł, ze w żyłach: krew nie krzepła.
Ani na rozstajnej miedzy,
Która świat od Boga dzieli,
A do przyszłych idzie światów,        55
Rosło mniej tęczowych kwiatów,
Choć suszyli ją i klęli.
I dlatego, żem się umiał
Pohamować — być nad zgraję —
Wichr przeleciał i wyszumiał        60
I legł martwy... a ja wstaję;
Bo ojczyznę mą w łańcuchu
Widząc, miałem tę pokorę,
Żem żadnego nie klął ruchu...
Czuł gorących — bo sam gorę,        65

Modlił się o czasy nowe
I o wrogów mych zwycięstwo,
Choć groziło mi męczeństwo,
I w sąd... mogło pójść o głowę.
Bo ty nic myśl, że z anioły        70
Tylko Boża myśl nadchodzi;
Czasem Bóg ją we krwi rodzi,
Czasem rzuca przez Mongoły!...

A ty, jasny jakiś panie,
Bo cię nie znam, ale słyszę,        75
Słysząc twoje wierszowanie,
Że ktoś jak perłami pisze,
Że ktoś nakształt się proroka
Stawia ludziom — ale modny,
Jak historyk świata — chłodny,        80
Obejrzawszy świat z wysoka,
Wieszcze rymy, jako cugi
Posłał na świat równym kłusem
I napełnił wóz Chrystusem,
Jak Owidyusz Faetonem,        85
I rozesłał swoje sługi,
Swe kolory czcić pokłonem.

Honor myślom, z których błyska
Nowy duch i forma nowa!
Bo są światu, jak zjawiska,        90
Jako jutrznia są różowa,
Jak ogniste meteory
Stopom ludu podścielona,
By gościńce Irydyona
Pielgrzymowi, który od nich        95
Bierze ogień i kolory,
Gdy już gwiazd dochodzi wschodnich.

Taką była dawniej dana
Poetyczna karm dla ludu,
Objawienie pełne cudu;        100
Myśl, jak mara niespodziana,
Z piersi naszej wychodziła

Nakształt gwiazdy lub miesiąca,
Narodowi dźwiękiem miła,
Ludu sen wspominająca,        105
To jak słońce wpółobłoku
Oczom wschodziła i rosła,
To jak róża na potoku,
Albo lekki Sylf bez wiosła.
Jakaś siła niewidzialna,        110
Przez poetę na świat lana,
Wolna — jako anioł Pana!
Silna — jako skra zapalna!

Dziś co? — Każdy wieszcz z rozkazem,
Każdy patron... lecz za sobą;        115
Nie z promieniem, lecz z wyrazem,
Nie duch-duchem, lecz osobą,
Kiedy gore świat cierpieniem,
Kiedy wzbiera czynu fala,
On się kładzie sam kamieniem,        120
Na ruch ludzki nie pozwala;
Chce zawrócić w stare łoże
Nowe fale — rzekł Boże;
Do zbolałych serc nie wnika,
Gromu ludu nie ma w dłoni,        125
Ale w uszy formą dzwoni,
Albo dzwoni — albo syka.
Jego dźwiękiem, jego mową
Nie odetchnie pierś szeroka,
Nie pomyśli jego głową,        130
Skier nie weźmie z jego oka;
Tylko nędzne ujrzy płachty,
Zamiast wieszcza — sztandar jego
I krzyk: »Na Boga żywego!
»Ty, kto jesteś? nie rznij szlachty!!...«        135

Któż i gdzie zagroził nożem?
Któż i gdzie ci stanął sporom? —
Możeś spotkał się z upiorem,
Z całem dawnem Zaporożem?
Możeś widział pochód głuchy,        140

Krzyki krwawe i namiętne,
I księżyce nad krwią smętne
I sokoły w mgle, jak duchy?
Może tobie zastąpiły
W poprzek twojej sennej stecki        145
Same tylko ich mogiły —
A ty zląkł się! — wódz szlachecki!! —

Może tylko w noc półjasną
Upior jaki nadlatywał,
Strzały sobie z ran wyrywał        150
I mgły krwią czerwienił własną,
Hełm rozpalił w błyskawicę,
Miecz potrząsał purpurowy,
A okropne cztery głowy,
Jako perły zausznice        155
Z twarzą nieznajomych plemion,
Niby róże — niósł u strzemion.
— A ty zaraz — w ręku kord,
W kosach przed nim cała wieś!
Duch ten, krzyczysz, jest to rzeź!        160
Duch ten, to czerwony mord!...
— Nie mord, nie rzeź: — to z girlandy,
Co leciała ponad Lidą,
Jakiś sługa dziewki Wandy,
Jakiś złoty husarz z dzidą,        165
Jakiś krzyża kapłan świecki,
Z tęczy widzeń oderwany,
Znów powracał na kurhany —
A ty zląkł się! — syn szlachecki!! —

Duchy lecą i nie giną —        170
Czasem pełne snów czerwonych:
Czy ty jeden z przestraszonych
Ręką rzezi — gilotyną?
Skądże taka w tobie trwoga
I od ludu rów i przedział?        175
Prawdę mówisz?... Nie, na Boga,
Wiem, żeś prawdy nic powiedział!
Tylko jakieś sny czerwone,

Zaludnione czartów gminem,
Twych firanek karmazynem        180
Owionięte, osłonione,
Jak róż jasne — jak sen płone,
Pełne, mówię, mar szkaradnych,
Bez słońc, bez gwiazd, kwiatów żadnych,
Przestraszyły cię, żeś krzyknął:        185
»Stójmy tak — na Ojców kości!«
I twój anioł, już w przyszłości
Zabłyśniony — jak sen zniknął.

Jeszcze co? ani zamachu —
Naród cały hasła czeka —        190
A krzyk pierwszy z ust człowieka
Był krzyk: stójmy! był krzyk strachu,
Bo to sen na końcu pieśni,
Że magnaty — kiedyś — staną
Z wielką tęczą chorągwianą.        195
Otrząśnięci z wieków pleśni,
Z wielką myślą w sercu — w głowie —
Chatom — niby aniołowie;
I bunt święty rozpłomienią,
I świat cały od nich zgore...        200
— W tych magnatach serce chore:
Wąż im sercem, a proch rdzenią!...

Kiedyś ze sto was tysięcy
Było szlachty z serc i z lica;
Dziś jednegom znał szlachcica,        205
I kraj cały nie znał więcej.
Jeden tylko serca męką,
Zamiarami, choć nie skutkiem,
Wielkim, cichym, dumnym smutkiem,
Pełną zawsze darów ręką,        210
Smętną jakąś nieszczęść sławą
Był szlachcicem — i miał prawo...
Dziś — i ten nie został z wami
I godności swej nie trzyma;
Poszedł gnić między królami,        215
Już go niema — i was niema!


Nie myśl, ze wszystko na naszej łące
Smutnieje, więdnie, zachodzi nocą,
Że nietoperze ociemniające
W powietrzu cicho skrzydły łopocą,        220
Gdzie znajdą lampę — skrzydły zaduszą,
Gdzie znajdą ciepłą polską krew w żyłach,
To ją wysmokczą — serce wysuszą —
Mózg o waryackich zostawią siłach.
Nie tak, tu nie tak... jak ci się może        225
Przyśniło, głośny szlachty upiorze!

Duch, ogień, młodość
Orla i żywa
Ogniem porywa
I z ducha czerpie.        230
Nad nią na sierpie
Z blasków księżyca
Boga Rodzica
W zorzy czerwonej,
Na wywróconej        235
Tęczy porannej!
A pod nią mgła
Z ognia i szkła
W skrze nieustannej
Bałwany wznosząca,        240
By znieść ją z miesiąca,
Z gwiazdami złotemi
Postawić na ziemi,
Ogłosić królową,
Piękność z płomieniem w sercu, z gwiazdami nad głową.        245

Wyszła, wyszła z za obłoku,
Ludom się pokaże,
I na żniwie i na toku
Ujrzą ją żniwiarze!
Cała w słońcach, cała w błyskach,        250
Z kwiatem złotym w dłoni;
Pastuszkowie przy ogniskach
Zaśpiewają o niéj!...
Ujrzą ją na polu trzody

I smętnie zaryczą;        255
Zadrzą drzewa, staną wody,
Sny z niej tęcz pożyczą!
I zgromadzą się włódarze
Z kosami na roli;
Bo się w sercach — w śnie pokaże        260
Człowiek dobrej woli...

Bądźże żywotniejszej cery,
Bo cię żywym być przymuszę;
Wygnaj z myśli Maryusze,
Cezary i Robespiery.        265
Z komet, z meteorów cyfer
Czytaj przyszłość, wieszczu młody,
Nie bądź w przyszłą noc pogody,
Jako gwiazda zła — Lucyfer,
Gdy słoneczny wóz wyciąga,        270
Jak pies, węża mając szyję,
I zła skrzy... i w oczy bije
I bezsennym się urąga. —
Bo my z bezsennego łoża
Wzrok rzucamy gorączkowy,        275
A ty łyskasz blaskiem noża,
Dziecko, lub zły duch Jehowy,
Bo nam tworzysz czarną marę
I w zrodzoną rodzisz wiarę.

Ten, kto ojcu powie: raka!        280
Ten przeklęty: — więc się bój!
Polski lud, to ojciec twój.
Zeń, jak z cierniowego krzaka,
Gotów znowu Bóg wybuchnąć,
Z wichru mając twarz i lice,        285
I na ciebie, jak na świecę —
Iść — i dalej pójść — i zdmuchnąć!

Więc się bój: — bo nie ja grożę,
Marny człowiek i twój brat,
Ale jakiś straszny świat        290
I widzialne światła Boże,

Z ciszą, z wiatrem i z szelestem
Rzucające się na lud
Strachy, które mówią: cud!
Ognie, które szepcą: jestem!        295

Więc się bój: — bo duch się wdziera
Zewsząd i podważa wieże.
Słaby, mówisz, rzeź wybiera;
A czy wiesz, co on wybierze?
Może ludów zatracenie,        300
Może nam przyniesie w dłoni
Komet wichry i plamienie,
W których drzy król, matka roni,
Działa, wozy, hufce, konie
Ogień pali, ziemia chłonie;        305
A nikt z mogił nie korzysta,
Jeno wszczynający ruch,
Wieczny rewolucyonista,
Pod męką ciał — leżący duch!

We łzach, Panie, ręce podnosimy do Ciebie,        310
Odpuść nam nasze winy!
Niech będzie Twoja wola na ziemi i w niebie;
Przez nas czyń Twoje czyny!
Niechaj się Twoje imię na wysokościach święci,
Niech się święci trzy razy!        315
Abyśmy już nie byli z ksiąg żywota wyjęci
Dla naszych ran i zmazy.
Wspomnij, cośmy cierpieli pod chłostą tych mocarzy,
A ducha-śmy nie dali;
Nie poznaliby ojce naszych bolesnych twarzy,        320
Gdyby z grobowca wstali.
Gdyśmy cierpieli mocno, wołaliśmy do góry,
Jak gołębie: »nie ciśnij« —
Duchy, jak gołębice, rozleciały się w chmury;
Zatrwóż! niech wrócą!... błyśnij!        325
W tej błyskawicy, Panie, ujrzym się i z daleka
Brat pozna swego brata,
I wejdzie nieśmiertelność, jako anioł, w człowieka
I staniem ludem świata!...


A tu niżej        330
Pan poniży
Namiętnych.
Głos uciszysz,
A usłyszysz
Jęk smętnych.        335
Zebrzydowscy
I Zborowscy
W czerwonych deliach,
Błyskawice
I dziewice        340
W bladych kameliach.
Chór przychodzi,
Zda się w łodzi,
O brzegi trąca.
Nad smętnemi        345
Lampa ziemi,
Okrąg miesiąca.
Zegar świata,
Ptak Piłata,
Godzinę pieje,        350
Strach i nudności,
W grobach drzą kości,
Bezduch szaleje.
Duch uciska,
Mroczy i błyska,        355
Aż uzupełni
Wiek idący,
Bogiem błyszczący,
Jak miesiąc w pełni,

W takim hymnie wieszczu stój;        360
Bo pieśń taka pójdzie górą,
Nad podlejszych dusz naturą
Panująca — Boży strój,
Do którego Bóg nagina
Wszystkie tego wieku struny,        365
Złączy dźwięki i pioruny,
Świat, co kocha i przeklina,
I błękitu rzuci na tła,

Przemienioną krwawość w światła.
Anioł się z aniołem zetrze,        370
Chrystus wyjdzie na ciał złamy
I z Chrystusem się spotkamy,
A spotkania plac... powietrze! —

Lecz dopóki ty i twoi,
Duchem Bożym nie skrzydlaci,        375
Chcecie stać na głowach braci,
Tak jak szatan dotąd stoi,
Ciałem — formą, która kuta
Od tysięcy lat we świecie,
Choć spróchniała — duchy gniecie,        380
Wyrobiona i przeżuta,
Przeświecona piekłem mara,
Dla was święta tem, że stara...
Póki wy, jakby z kamienia,
A kryjący strach kobiecy,        385
Opieracie wasze plecy
O ten wiatr z gwiazd i z płomienia,
Który się jak słońce pali
I lud niesie, a was wali —
Lecz dotychczas jeszcze szczędzi        390
Najpiękniejszych od zagłady,
Aż nie mogąc, dusz gromady
Przerażone z ciał wypędzi; —
To ja — pomny na potrzebę
Przyszłych ludzi, tych Cezarów,        395
Którym każdy stary narów
Kładł pod nogi kamień, glebę,
Męczenników pełną chatę,
Swój interes i prywatę; —
To my święci, to my młodzi        400
Jutrzenkami i błyskaniem,
Charonowej twojej łodzi,
Pełnej trupów — poprzek staniem!





WSPOMNIENIE
PANI DE ST. MARCEL Z DOMU CHAUVEAUX.
(14 stycznia 1846).

Staruszko moja! o staruszko moja
Twoje mięszkanie takie wonne tobą,
Na murach twoich jak z obrazów zbroja,
A każdy obraz był jakąś osobą.
Dziś raz ostatni widząc pożegnałem,        5
Wszedłszy do domu — bym poszedł za ciałem.

Dawno bez męża — i bez towarzysza,
Który niedawno ciebie odszedł stary,
Przycichłaś w domu — dziś ta sama cisza
W domu — a w bramie stoją twoje mary.        10
Gdym wszedł... myślałem że szata szeleszcze,
Ogień się palił — zegary szły jeszcze.

Lecz jakaś ciemność... dziwne jakieś mroki
Nad twym kominem — nad twoją kotarą,
Jakby te dziwne smiertelne obłoki,        15
Które zmieniają dzień w godzinę szarą,
A człowiekowi bronią słów i ruchów,
Bo są z poważnych i ze smętnych duchów.

Lat dziewięćdziesiąt ciałoś ty nosiła,
Przez krew szły twoje panieńskie nóżeczki,        20
Przez smutek starość szła twoja pochyła,
A w trumnie leżą już tylko kosteczki;

Wszystkoś wybrała ze skarbu żywota,
Czemuż po tobie — ta wielka tęsknota?

Może dlatego, że gdym twoje ściany        25
Odwiedzał... dawno swiatem niezabawne,
To spotykały mnie Republikany
I wielkich imion — dawne duchy sławne,
I wszystkie stały z odkrytemi głowy
Słuchając we mnie grzmiącej polskiej mowy.        30

Gdym nieraz siedział przy twoim kominie
A ty myślałaś, że ja sobie drzymię,
Jam na mownicy stał w tych duchów gminie
I brałem sobie między niemi — imię;
Od głów zaczynał — i do serc im sięgał        35
I znów na wielkąm ich sprawę sprzysięgał.

A ty jak trupek w krześle, pod zamętem
Cicha, podobna do Park — życia matek,
Byłaś jakby tych sejmów prezydentem
Duchem — próchenko ciała i opłatek,        40
Co miejsca przez lat dziewięćdziesiąt bronił
A nie ustąpił — aż Pan Bóg zadzwonił.

Dlategom ja cię czuł pod suchą kością
Dobrą, choć ludzie o złość oskarzali,
Tyś sławne imię nosiła ze złością;        45
A ja sam także mam to, co mię pali.
Gdym jest wielkiemi burzami natchnięty,
A w burzach nawet czuję się sam święty.

Wszystko to w głębi twojego pokoju
Czułem dziś, patrząc na złoconą ścianę,        50
Żegnaj-że cicha, staruszeczko moja,
A popamiętaj — na sejmy zerwane,
I pomóż zgrają twoich duchów tłumną
Mnie, który szedłem dziś jeden — za trumną.





JAKIEŚ ZŁOTE SIĘ SZEREGI...
(URYWEK).

Jakieś złote się szeregi
Pokazały na dolinie
W kurzu — i zorzy bursztynie —
Na koniach jaśniejszych niż śniegi. —
Na przodzie starzec sędziwy        5
Z buzdyganem ponad głową,
Jako Jowisz z piorunową
Błyskawicą... za nim dziwy!
Wiatr jakiś straszliwy pędzi
Pełny słońc — gwiazd — i łabędzi,        10
Łabędzi, które się nagle
Mienią w lotne rycerze,
A słońce — w złote puklerze,
A skrzydła na zbrojach — w żagle.
..............





BO TO JEST WIESZCZA NAJJAŚNIEJSZA CHWAŁA...

Bo to jest wieszcza najjaśniejsza chwała,
Że w posąg mieni nawet pożegnanie.
Ta kartka wieki tu będzie płakała
I łez jej stanie.

Kiedy w daleką odjeżdżasz krainę        5
Ja kończę moje na ziemi wygnanie,
Ale samotny — ale łzami płynę —
I to pisanie...





USPOKOJENIE.

Co nam zdrady! — Jest u nas kolumna w Warszawie,
Na której usiadają podróżne żórawie,
Spotkawszy jej liściane czoło śród obłoka;
Taka, zda się, odludna i taka wysoka!
Za tą kolumną we mgły tęczowe ubrana        5
Stoi trójca świecących wież świętego Jana;
Dalej ciemna ulica, a z niej jakieś szare
Wygląda w perspektywie sinej Miasto stare;
A dalej jeszcze we mgle, która tam się mroczy,
Szkła okien — jak zielone Kilińskiego oczy,        10
Czasami uderzone płomieniem latarni,
Niby oczy cichego upiora z pod darni.

Więc lada dzień, a nędza sprężyny dociśnie:
To naprzód tam na rynku para oczu błyśnie
I spojrzy w Świętojańską na przestrzał ulicę;        15
A potem się poruszą wszystkie kamienice,
A za kamienicami przez niebios otchłanie
Przyjdzie zorza północna i nad miastem stanie;
A za zorzą wiatr dziwne miotający blaski
Porwie te wszystkie zemsty i te wszystkie wrzaski;        20
Wicher jakiś z aniołów urobiony Pańskich,
Oderwany, jak skrzydło z widzeń Świętojańskich,
Przezroczysty jak brylant, a jak ogień złoty,
Który chwyci te zemsty, te światła, te grzmoty,
Zwinie i niemi ciemną uliczkę zalęże,        25
Jako brąz w niej zakipi, zaświszcze jak węże

I naprze tak, że będzie trzęsąca się cała
Jako wół sycylijski na miasto ryczała.

Usłyszycie wy wtenczas, serc naszych złodzieje,
Jaki wiatr z tej ulicy na miasto powieje;        30
Przez harmonikę tonów swój krzyk przeprowadzi,
O kościół katedralny skrzydłami zawadzi,
Porwie królewski zamek, otworzy jak trumnę,
A potem na Zygmunta uderzy kolumnę
I z marmuru wyciągnie jakieś echo skalne,        35
Jakieś smętne, dalekie muzyki chóralne,
Które ja dziś już chwytam myślą na pół senną,
Słysząc ten wiatr i strunę pod wiatrem kamienną.

Więc kiedy kościół zadrży od stóp aż do skroni
I płaczącym się głosem na miasto rozdzwoni,        40
Więc kiedy ta kolumna w pomroku miesiąca
Zostanie gdzieś na placach, jak harfa grająca...
To wtedy co? — Krzyk jeden jak burza ponura,
Nie wiem, »Niech żyje Polska!« czyli też krzyk »hurra«!
Wyleci, jak koń śmierci zerwany z wędzidła,        45
O katedralny kościół otrze głośne skrzydła...
A miasto co? — Słuchając z wyciągniętą szyją
Powie: że tam się ciemni aniołowie biją,
Że tam szatan ogniste przywoławszy moce
Koń swój brązowy ciska i piorun gruchoce;        50
Że jako Machabeusz pod zwalonym słoniem,
Tak szewcy pod piorunem padają i koniem
Zgruchotani; że księżyc na niebie odkryty
Pokaże tę ulicę pustą, lud wybity,
Piorun zagasły, walkę okropną skończoną,        55
Ulicę całą ciemną i krwią zadymioną...

Więc kiedy miasto całe przestrachem ogłuchnie,
To znowu ta ulica jednym wiatrem buchnie,
Jednym krzykiem ..........
A potem co? — Stojący uliczce na strychu        60
Kościół się katedralny odezwie po cichu,
Walkę i krzyk, różnymi wiejący głosami,
Jak organ rzuci miastu — głucho — akordami —

Coraz głośniej; — i całą tę harmonią senną
Roztrąci o kolumnę, tę strunę kamienną.        65

Wtem znów jeden z tych wrzasków, od których natura
Wzdryga się — jeden »vivat« uliczny i »hurra!«
Jeden z tych krzyków, które czynią, że skrzydlata
Natura ducha w kościach tak jak ptaszek lata;
Że duch na ustach staje i już nie jest zdolny        70
Zatrzymać śmiech serdeczny i płacz mimowolny;
Jeden z tych krzyków, który wnikając w człowieka
Tak śpiewa w nim jak anioł, a jak szatan szczeka;
Jeden z tych krzyków... szumem błyskawic nawalnym
Uderzy, na kościele pęknie katedralnym,        75
Pójdzie mimo, lecz skrzydłem o kościół otarty
Kamienie w nim wrzeszczące zostawi jak czarty,
I wiele innych głosów, które zmartwychwstanie
Zapieją, jak anioły związane w organie.

I jeszcze ta harmonia nie zamilkła senna,        80
A już kolumna placu, ta struna kamienna,
Tym samym wichrem bita, z rozwahanem czołem,
Prym wzięła przed chóralnie jęczącym kościołem,
I dwa te śpiewy już bez odpoczynku
Będą miastu ogłaszać lud idący z rynku.        85
Jeśliż ma ta ulica taką ciasną szyję,
Że z niej — by słowo wyszło, to jak działa bije;
Jeśliż na każdą formę naszego uczynku
Tak srogo ona patrzy oczyma aż z rynku;
Jeśliż lada noc, a z niej wystrzeli powstanie        90
I w proch tego rozrzuci, kto na rychcie stanie;
Jeśliż taka mocna, że przez nocy cieni
Muzykę ciemną strachu wyrzuca z kamieni,
A kolumny na swoje muzykanty stroi:
To człowiek, który zawsze o zdradę się boi        95
I wszędzie widzi tylko postrachu upiory,
Albo dzieckiem być musi, lub na serce chory.





PANIE! JEŻELI ZAMKNIESZ SŁUCH NARODU...

Panie! jeżeli zamkniesz słuch narodu,
Napróżno człowiek swe głosy natęża:
Choćby miał siłę i odwagę męża,
Z niemiłowania umrze tak jak z głodu.

Próżno na ręce rękawice kładnie        5
I jako szermierz wystąpi zapaśnie:
Lica mu wyschną i oko zagaśnie,
Sprzepaści się pierś i głos w nią zapadnie.

Ale komu ty twoje namaszczenie
Włożysz na czoło, ten bez żadnej pracy        10
W powietrzu twojem jak powietrzni ptacy
Pływa, a święte karmią go promienie.





KIEDY PRAWDZIWIE POLACY POWSTANĄ...

Kiedy prawdziwie Polacy powstaną,
To składek zbierać nie będą narody,
Lecz ogłupieją — i na pieśń strzelaną
Wytężą uszy, odemkną gospody.

I będą wieści z wichrami wchodziły,        5
A każda będzie serce ludów pasła;
Nieznajomemi świat poruszą siły
Na nieznajome jakieś wielkie hasła.

Nie pojmie Francuz, co to w świecie znaczy,
Że jakiś naród wstał w ciemności dymie,        10
Choć tak rozpaczny — nie w imię rozpaczy,
Choć taki mściwy — a nie w zemsty imie.

Nie pojmie, jaką duch odbył robotę
W przeświętej serca ludzkiego ciemnicy,
I przez sztandary jest tłuczony złote,        15
I przez bój wielki przy dział błyskawicy.

Cóż to — zapyta — są za bezimieńce,
Którzy na dawnym wstali mogilniku?
Bój tylko widać i ogniste wieńce,
A zwierzęcego nic nie słychać krzyku!        20


Nie, to nie ludzie z krwi i ciał być muszą,
Lecz jacyś pewnie upiorni rycerze,
Którzy za duszę walczą tylko duszą,
I ogniem biją niebieskim w pancerze.





ZAKOŃCZYŁ ŚPIEWAK, A MY ZASŁUCHANI...

Zakończył śpiewak, a my zasłuchani
W rytm, w oczach mieli tę światłą sielankę,
Aż wstała złota na murawie pani,
Z kwiatów podnosząc uwitą równiankę.
Wszyscy zachodem byliśmy rumiani,        5
Który oświecił tę cichą polankę,
A las szemrał swemi brzozy,
Jakby gdzieś duchów przeszłości obozy.

Helion się pierwszy ocknął, i ocknięty
W duchu się uczuł i rzekł: »Wieczna sława        10
»Duchowi, który tworzył dyamenty,
»I myśl dziś tworzy na te same prawa.
»Śpiewaj nam dalej dzieje, wieszczu święty!
»Czuję, że idzie na nas burza krwawa;
»Jeszczem nie słyszał, jak gra twoje łono,        15
»A już myśl czarną mam i chęć szaloną.

»Zda się, że słyszę, jako w Dnieprze biją
»Żelazne słupy, widzę je pod wodą;
»Widzę Rusałki, jak łabędzią szyją
»Wiążą się, grają, taniec skoczny wiodą.        20
»Powiedz, Bohdanie, czyż doprawdy żyją
»Królowe twoje pod wodną gospodą?
»Czy mi się tylko śnią w tęczowym dymie
»Jasno dlatego, że błysły w twym rymie?«


Wszyscyśmy na to czekali, co powie        25
Dumek poeta; lecz on gdzieś ponury
Siedział na stronie i sumował w głowie
I wiązał złote jakieś rytmów sznury.
Seweryn więc wstał, i w ognistem słowie
Tłómaczył duchów podziemnych natury,        30
A my słuchając, zda się, coraz daléj
Szliśmy z poetą w łono złotej fali.





POŚRÓD NIESNASEK PAN BÓG UDERZA.

Pośród niesnasek Pan Bóg uderza
W ogromny dzwon,
Dla słowiańskiego oto papieża
Otworzył tron.
Ten przed mieczami tak nie uciecze        5
Jako ten Włoch,
On śmiało, jak Bóg, pójdzie na miecze;
Świat mu — to proch!

Twarz jego słowem rozpromieniona,
Lampa dla sług,        10
Za nim rosnące pójdą plemiona
W światło, gdzie Bóg.
Na jego pacierz i rozkazanie
Nietylko lud —
Jeśli rozkaże, to słońce stanie,        15
Bo moc — to cud!

On się już zbliża — rozdawca nowy
Globowych sił:
Cofnie się w żyłach pod jego słowy
Krew naszych żył;        20
W sercach się zacznie światłości Bożej
Strumienny ruch,
Co myśl pomyśli przezeń, to stworzy,
Bo moc — to duch.


A trzeba mocy, byśmy ten pański        25
Dźwignęli świat:
Więc oto idzie papież słowiański,
Ludowy brat; —
Oto już leje balsamy świata
Do naszych łon,        30
A chór aniołów kwiatem umiata
Dla niego tron.

On rozda miłość, jak dziś mocarze
Rozdają broń,
Sakramentalną moc on pokaże,        35
Świat wziąwszy w dłoń;
Gołąb mu słowa w hymnie wyleci,
Poniesie wieść,
Nowinę słodką, że duch już świeci
I ma swą cześć;        40
Niebo się nad nim piękne otworzy
Z obojga stron,
Bo on na świecie stanął i tworzy
I świat i tron.

On przez narody uczyni bratnie,        45
Wydawszy głos,
Że duchy pójdą w cele ostatnie
Przez ofiar stos;
Moc mu pomoże sakramentalna
Narodów stu,        50
Moc ta przez duchy będzie widzialna
Przed trumną tu.

Takiego ducha wkrótce ujrzycie
Cień, potem twarz:
Wszelką z ran świata wyrzuci zgniłość,        55
Robactwo, gad,
Zdrowie przyniesie, rozpali miłość
I zbawi świat;
Wnętrze kościołów on powymiata,
Oczyści sień,        60
Boga pokaże w twórczości świata,
Jasno, jak dzień.





TY GŁOS CIERPIĄCY PODNIEŚ...

Ty głos cierpiący podnieś — i niech w tobie
Krzyknie i naraz poważnie zaśpiewa
Wszystko, co naród sądził, że śpi w grobie,
Albo się ze krwią ludzką w krew przelewa.
Bo nie ten, który z rdzy pancerz oskrobie,        5
Albo w mogile dawnej zajrzy trzewa,
Prochom dawny spoczynek naruszy,
Wiek pomknie — lecz ten, kto się dotknie duszy.

Mów, otwórz drogi Świętemu Duchowi,
Mów, a do niebios Bożych pokaż wrota;        10
Cały naród z ducha niech wysłowi,
Cały o przyszłość niech się zakłopota;
Niech dusze kładą za siebie, aż nowi
Obaczą się tu, jaśni jak z pod młota
Hamerni złoto wychodzi świecące,        15
Jagnięta pańskie na słonecznej łące.

Stój! stój! — gdy przyjdzie w powietrzu ów święty,
Wróci raj, naszą utracony winą,
Liczyć zaczniemy rok nowo zaczęty
Z Panem w jasnościach; pieśni nawet miną,        20
Poganie ducha pójdą ze zwierzęty
Otaczać obóz ducha, lecz poginą:
Światłość je miasta świętego uderzy,
Odejmie im głos, wzrost grobami zmierzy.


Nie mów — leniwych duchów nie budź rzeszy,        25
Bobyś obudził ogień nienawiści;
Kto grzeszny teraz, niechaj jeszcze grzeszy,
A kto jest czysty, niech się jeszcze czyści.
Czas blizki, który święte z nas pocieszy,
A złymi pogna, jak wiatr chmurą liści;        30
I będą się jak zwiędły liść sypali,
W czarne jeziora, które duch zapali.

Biada tym, które koniec znajdzie świata,
Że jeszcze ciała takie, jak my, noszą;
Biada tym, które raz przez ogień kata        35
Dla prawdy Bożej nie przeszły z rozkoszą;
Biada tym, którzy chcą jednego lata
Owoców, a o męczeństwo nie proszą,
A o dar ducha do nieba kołacą
Jak ty, nie wziąwszy go czynem i pracą.        40





NARODZIE MOJ...

Narodzie mój,
Coś widział miecz
Na niebie ciemnem świecący,

Powrócę ja —
Patrz, Furya zła,        5
Przyjdę jak płomień gorący.

Wezmę wichrzyce
I na stolicę
Wpadnę i dachy pozrywam;

W rzeki się rzucę,        10
W krew je obrócę,
W domy zlęknione powpływam.

Przez nocne cienie
Tak jak płomienie
Pójdę, a wam wzroki wypalę —        15

Przez błyskawice
Mocarze chwycę,
Nagie postawię na skale.

Przepuść jeszcze ludowi,
On sędzie postanowi,        20
I proroki swe Boskie wybierze,


Oto leżą jak snopki
Błękitne twoje chłopki
I baranków duchowi pasterze.

Przez błękitne niebiosy        25
Rozwiń słoneczne włosy,
Nie trwóż biednych — patrz — jęczą znędzniali;

Tysiąc lat w gwiazdę Twoją
Idą, a w miejscu stoją,
A tak drżą, jak gdyby po fali.        30

A jakiż to lud,
Który broni swych trzód?
Jak przewinił, że nie pomógł żadnemu —

Jeżeli mieczem władnie
A stoi, to upadnie        35
I blaskowi się pokłoni złotemu.

Obnażę jego wstyd,
Z pod sztandarów i kit
Oberwanych, twarz jego zawstydzę;

Bo on sam sobie płacił,        40
Z chwał się swoich zbogacił,
Kwiat swój wydał na ludu łodydze.

Duchu, na mały czas,
Proszę, pozostaw nas,
Pozwól dożyć spokojnie starości —        45

Właśnieśmy jak anieli
Wytrzeźwieli, dojrzeli
Krajów naszych cudownej piękności.

Promień nowej oświaty
Na tureckie makaty        50
W nasze ciemne uderzył alkowy —


Od stepów przyszły szumy
Wiatrów, smętki i dumy,
A od Litwy szum drugi sosnowy. —

Ziemi wrócona siła        55
Oto nas upowiła
I wonnymi oblała balsamy;

Świat snem — snu ziemia łożem —
Ze snu powstać nie możem,
Ale z łoża do Boga wołamy.        60





DO FRANCISZKA SZEMIOTHA.

Nie zapominaj, że niegdyś ubogi
Twój przodek, włosy zarosły długiemi,
Miał swoję puszczę i miał swoje bogi
I swoich duchów opiekę na ziemi.

A kiedy mówił pacierz tajemniczy        5
I o potomstwo wielkie prosił ducha,
To krzyczał z piersi — tak jak morze krzyczy,
A Bóg go słuchał, tak jak morze słucha.

Dziś, z jego domu rozwalonej ściany
Na krąg kamieni gdyś trafił w młodości,        10
Ciekawy byłeś, lecz nie zapłakany;
Nie ducha jego ciekawy — lecz kości.

Dziś, gdy cię ręka prześladowcza losu
Nad morze wiedzie, a tajemnic uczy:
W żywiołach — przodków ty nie słyszysz głosu,        15
Nie po litewsku tobie bałwan huczy.

Duchy twe jednak wodzą cię na pasku
I niańczą — i dziś to sprawiły rano,
Żem kląkł przed tobą i pisał na piasku
Te rzeczy, które w puszczy już wiedziano.        20

Pamiętaj ten dzień, gdy cię duch gołębi
Ostrzegał, własnych zapomniawszy krzyży;

Bo wkrótce w piasku tym ja jeszcze głębiej
Będę — i u nóg ludzkich jeszcze niżej...

Ale ci wtenczas tęsknota nakaże        25
Po mego ducha iść w duchów krainę,
Aż — odświeconych myśli moich twarze
Ujrzysz, i piasek ten i tę godzinę.


Dieppe, w niedzielę 1846, 23 sierpnia,
w dzień moich imienin.




NIE UŻYWAŁEM LEKÓW I LEKARZY...

Nie używałem leków i lekarzy,
O! moi bracia, chcąc pozostać z wami,
Ale się tłukłem z wichrem i z falami
Pytając czasu: która moc przeważy?
Czy moje duchem napełnione ciało?        5
Czy morze, które wichrami szalało?

Wstydzę się wyznać! Morze zwyciężyło
Swoim bałwanem zimnym i szalonym,
A ja się wstydzę wyznać zwyciężonym
Wichrów szaleństwem i żywiołów siłą.        10





PROWADZIŁ MNIE
NA BARDZO CIEMNE WĘŻOWISKO...
(URYWEK).

Prowadził mnie na bardzo ciemne wężowisko
I rzekł: »To miejsce było proroka kołyską,
Proroka... o którym już dziś nie gada sława;
Ta w błotach wyspa... wyspą jest i zwie się Jawa,
A ten człowiek, który był wierny lokaj pański,        5
Od wyspy był nazwany w proroctwie Jawański...«

Tu mi wydobył starą i żółtą kronikę
W skórze cielęcej... i żab głośną harmonikę
Uciszywszy... bo ducha miał moc i potęgę
Mojżeszową... otworzył zapyloną księgę        10
I czytał...





POLSKO, OJCZYZNO! PADAJ ZE MNĄ NA KOLANA...

Polsko, ojczyzno! padaj ze mną na kolana,
I proś Boga o starcie złotego szatana,
Który spadł z nieba jako jasna błyskawica,
Zmiótłszy trzecią część twoich gwiazd i ćwierć księżyca,
Nie z woli, ale właśnie zaparciem się woli,        5
Myśląc, że Bóg na skrzypcach szlachcica rzępoli,
Za cudownością wszelką, idący po ciemku.





SNYCERZ BYŁ ZATRUDNIONY DYANY LEPIENIEM...

Snycerz był zatrudniony Dyany lepieniem.
Stała już czysta, cała, miesięcznym promieniem
Swiecąca z oczu; brakło już tylko na głowie
Położyć srebrną, jasną skrę — księżyca nowie.
Wtem do snycerni przyszedł człek, co wszędy biega        5
Tak, że doń zawsze błoto uliczne przylega.
Chodził, patrzał, trząsł sobą i błotem i swiatem;
Sam z gliny, więc posągów wnet się nazwał bratem,
Ojcem snycerza, który przed statuą ukutą
Stał cicho... oczy w ziemię spuściwszy i dłuto.        10
Już się mieli pożegnać, gdy snycerz, zajęty
Statuy skończeniem, marząc owe dyamenty
I półkręgi srebrzyste, miesięczne różowe,
Które będą wieńczyły posągowi głowę,
A nie widząc, skądby miał w szaleństwie zapału        15
Na stworzenie miesiąca dostać materyału,
Nagle, z wielką pokorą, wielkiego człowieka,
Ujrzał na ziemi błoto, odpadłe od ćwieka
I od podkówki gościa, na ziemi leżące,
(Zwykle po błotnych ludzi śladach półmiesiące).        20
Te snycerz wziął i z wielką położył pokorą
Tam, gdzie nad posągami zwykle gwiazdy gorą,
Albo przez lat tysiące; w kamień duszą wlany
Płomyk się geniuszu podnosi różany.
Zaledwo to uczynił, aż błotna istota        25
W gościu zaczęła krzyczeć o tę kradzież błota,
I pełna krwi na twarzy — w oczach błyskawicy.

Wrzeszczał ów gość: »Ja błoto przyniosłem z ulicy,
Jam przyniosł i wydeptał, i miesiącem zrobił,
A tyś skradł, abyś siebie u ludzi ozdobił        30
I zarobił majątek u polskich szlachciców
Tajemnicą, jaką mam, lepienia księżyców.
Więc nietylko, żeś plagiat popełnił haniebny,
Ale mnie w dom przyjmujesz, boć jestem potrzebny,
Bo twych posągów czoła byłyby bez wieńca,        35
Bez piękności«... — To słysząc snycerz, bez rumieńca
Na twarzy, wobec gościa, który się szamotał
Po snycerni, — ciął młotem w posąg i zdruzgotał.





DAJĘ WAM TĘ OSTATNIĄ KORONĘ...

Daję wam tę ostatnią koronę pamiątek
I łez i dawnych moich nadziei koronę...

Dawniej myślałem rzeczy uczynić szalone,
Wami — założyć nowych narodów początek,
Lecz mi teraz wystarczy mały ziemi kątek,        5
Gdzie w deskowej się zawrę muszli i utonę.





WIERZĘ.

Wierzę w Boga Ojca wszechmocnego,
Ojca naszego,
Przez któregom jest duch rodzony,
Twórczością i wolą udarowany,
Abym się objawił światłością.        5

Wierzę w Chrystusa Pana,
Słowo świata całego,
Który wszelką sprawę czyni,
Żywot ku Ojcu prowadzi,
A urodził się z Dziewicy        10
Przez natchnienie Ducha świętego
Za śćmieniem się ludzkiej natury.
I rozpięty był na krzyżu;
Trzy dni przetrwał w łonie ziemi,
A po trzech dniach zmartwychwstał,        15
I niesion jest z ciałem w obłoki,
Skąd przyjdzie rządzić Królestwo Boże.

Wierzę w Ducha Świętego,
Trzecią Świętej Trójcy osobę,
Nieśmiertelną i wszechmocną,        20
Z Ojca i Syna urodzoną,
Równą Ojcu i Synowi,
Przez którąm jest napełnion świętością.

Wierzę w święty Kościół Powszechny,
I w Najwyższego Ducha pasterstwo;        25

Wierzę w Świętych Duchów związek,
Widzialnych i niewidzialnych —
Wierzę w świata przemienienie,
W ostateczne zmartwychwstanie
Ciała wszelkiego na ziemi.        30
W Królestwo Boże widzialne,
Przychodzące z przemienieniem
Natury naszej cielesnej,
Z przełamaniem grzechu wszelkiego —
Wierzę i w żywot wieczny. — Amen.        35





NAJPIĘKNIEJSZY, NAJŚWIĘTSZY BOGA TRON
NA ZIEMI...
(URYWEK).

Najpiękniejszy, najświętszy Boga tron na ziemi,
Na który Pan Bóg nieraz kilka wieków czeka,
Jest to duch ogromnego wieszcza i człowieka,
Wiatrak niby ze skrzydły jasno słonecznemi,
Ciągle porywający świat kamienny w górę.        5
............





JEŻELI KIEDY W TEJ MOJEJ KRAINIE...
(FRAGMENT).

Jeżeli kiedy w tej mojej krainie,
Gdzie po dolinach moja Ikwa płynie,
Gdzie góry moje błękitnieją mrokiem,
A miasto dzwoni nad szmernym potokiem,
Gdzie konwaliją woniące lewady        5
Biegną na skały, pod chaty i sady, —

Jeśli tam będziesz, duszo mego łona,
Choćby z promieni do ciała wrócona:
To nie zapomnisz tej mojej tęsknoty,
Która tam stoi jak archanioł złoty,        10
A czasem miasto jak orzeł obleci,
I znów na skałach spoczywa i swieci.

Powietrze lżejsze, które cię uzdrowi,
Lałem z mej piersi mojemu krajowi...
............
............





MŁODOŚCI, UWIERZ W SNY...

Młodości, uwierz w sny czyste i złote,
Które nad formy przelatują stare,
A masz broń pewną na świata ciemnotę,
Masz we snach twoich już stworzoną wiarę.





PRZEZ FURYE JESTEM TARGAN...

Przez furye jestem targan ja, Orfeusz,
Mówią mi, abym wyrzekł się rozumu,
A będę latał niebem — jak Perseusz,
A piękność z wody najbielszego szumu
Przy bladym różu jutrzenki wytryśnie        5
I da mi otchnąć się, — Płomieniem gorę —
Tam Parnas... coraz coś w ciemnościach błyśnie
I tę srebrzystych oliw białą korę
Ubiera w złote pancerze. — O jędze,
Jeśli jesteście w tym lesie czerwone        10
Płomieniskami... pokażcie mi przędze
Żywota, jeśli pasmo uprzędzione
Z łez mych — boleści — targań się samotnych,
Epileptycznych skoków mego serca —
Blizkie już końca...        15





PATRZ NAD GROTĄ...
(URYWEK).

...Patrz nad grotą
Uwieńczona wstążką złotą,
W którą polnych róż natknięto
Wydaje się jakąś świętą,
Jakąś cudną mgieł dziewicą,        5
Duchem stepów... czarownicą,
Stepy te koronującą.
— Niech ją wiatry stepów trącą
A jak tęcza... wnet uleci;
— Niech noc spadnie — a zaświeci        10
Jako księżyc... taka biała,
Albo ogniem spłonie cała,
Taka w oczach, patrz, ognista,
Albo w źródło się zamieni
Kryształowe... taka czysta.        15
Lub jak gwiazda w sto promieni
Rozleci się duch niewinny,
A z promieni każdy inny
I w jasności i w kolorze...
Pod nią stepy... stepy... morze,        20
Co falami w słońce idą.
Ona traw Oceanidą
Bez łabędzi wodnych płynie,
Taki wietrzny w tej dziewczynie
Duch, i taka czarów siła   .......        25
................





SEN Z 30-go na 31-go STYCZNIA 1847 R.
(URYWEK).

Na górze, która jako szmaragd była,
Stały kolumny — małom na nie zważał,
Aż je duch słońca światłem porozżarzał,
I każda cudnie w sobie zaświeciła.
Szedłem jak człowiek, który przypomina        5
Gdzie jest — i myśli, że w kraju Greczyna...
Potem był szlachcic, którego ścigało
Nieszczęście — niby mój krewny, któremu
Nowe domostwo, gdzie osiadł — zgorzało...
Potem gdzieś rada, sejmowi czarnemu        10
Podobna    ..............
..................





CÓRKA CERERY.

Przez miedzę, która podobna do szlaków
Różnych kolorów, między złotym kłosem
Tyś szła, owieczka, białością i losem
Podobna owcy śród kłosów i maków.

Wtem Pluton ogniem wylatując z krzaków,        5
Porwał cię w ręce i uniósł do piekła,
Córko Cerery — a tyś nic nie rzekła;
Weselił cię gwałt i wrzask nocnych ptaków.

Jakaż cię teraz cudotworcza siła
Porwie i znowu cudownie przemieni        10
W córkę świecącą kłosów i promieni,
Kiedyś ty piekłu jak miesiąc świeciła
I tam, gdzie ludzie jadem są żywieni,
Tyś nie umarła — lecz jadła i żyła.


∗                         ∗

A ona bywało        15
Głowę mi piękną położy na ramie
I mówi: »Słyszę piosnkę doskonałą«.
Ja patrzę w oczy — i wiem, że nie kłamie,
W promiennych oczach bowiem światło grało
Słoneczne, jakieś piękne było znamie.        20

Patrząc w twe oczy i w księgę twych losów
Pojąłem, czemu Pluton niegdyś chwycił

I żądze swoje ogniste nasycił
Córką Cerery — onej Bożki kłosów.
Wieńczoną makiem, ludy Cię Połosów        25
Królową swoją piekielną uczuły,
Płacz cię nie zabił — jady nie otruły,
Ogień się nie jął twoich zimnych włosów.

Pluton cię kochał, boś mu w dom książęcy
Zarażającej miłości nie wniosła,        30
A nad ogień go nie kochałaś więcej,
Więc ci zaufał i użył za posła.
A matce oddał cię na sześć miesięcy,
Abyś piekielne w domu jajo zniosła.





GDZIE ŚWIATŁA GORĄ...
(FRAGMENT).

.......gdzie światła gorą,
[Dziwi] mnie uczta, gdzie wino piją,
[Dziwią] mnie serca, co serc nie biorą,
Dziwią mnie żywi, co jeszcze żyją,
Gdy tyle nieszczęść i zbrodni tyle        5
Polskę trzymają w głuchej mogile.
Czemuż nie mogę jak trup u wezgłowia
Powstać i głową ruszyć potężną,
Jako trup powstać i piciem zdrowia
Z grobu poruszyć Polskę orężną?        10
..............





ZACHWYCENIE.
(URYWEK).

................
Bo mój Stworzyciel znalazł mię na ziemi
I napadł w nocy ogniami złotemi...

Bo Pan, mówiący w objawieniu: jestem,
Napadł mię w ogniach z trzaskiem i szelestem.

Przetoż się, Panie, wiecznie upokorzę,        5
Pomnąc na ono płomieniste łoże.

Gdy Pan nademną stał w ognia oponach,
Gdym był jak ptaszek w Pana mego szponach,

Gdy stał nademną jak ogień straszliwy,
Kiedym się w strachu sądził już nieżywy —        10

Dlaczegoż bym się, o Panie, zapierał,
Żem drżał i cały z przestrachu umierał...

Dlaczegoż bym się miał zapierać strachu,
Żem drżał jak listek w Pana mego gmachu?

Takiej bojaźni bym nie doznał, Panie,        15
Choćbym się dostał pod mieczów ścinanie.


Choćbym czuł w sobie to, co ludzie święci,
Takbym nie stracił wiedzy i pamięci.

Przywalon byłem Twej lekkości skałą,
Serce jak ptaszek zlękniony latało.        20

Światłem zalały się moje alkierze
A jam był porwan, jako lekkie pierze.

I przez wiatr lekki i przez szelest święty
Byłem pochwycon a z łoża nie zdjęty.
................





NA DRZEWIE ZAWISŁ WĄŻ.

Na drzewie zawisł wąż,
I rzekł szatan do Ewy:
»Patrz, pod ciemnemi drzewy
We śnie leży twój mąż.

Jemu mówił Jehowa        5
Tajemnicę stworzenia
Ze światła i z promienia,
Z miłości i ze słowa.

Ja ci dam tajemnicę
Duchów, Jehowy sług,        10
Że duch w Trójcy — to Bóg,
Słowo — trzy błyskawice.

Zwycięż na ziemi zgon,
Rozwesel cały Eden;
Ja w was dwóch będę jeden,        15
A we mnie ty i on.

Zdołaj duchy spłomienić,
Spokojny ciała dom
Chwilę zamienić w grom!
Trójcę w jedność zamienić!        20

Sama ogniami stlej,
A gdy się mąż zamroczy,

Patrz mu ogniście w oczy,
Usta z ustami zlej!

Szepcząc do ucha wciąż,        25
Czyń bez żalu i skruchy,
Ty i on — to dwa duchy,
Z wami trzeci ja, wąż.

Jeśli masz ognia mało,
To ściągnij oto dłoni        30
Po owoc tej jabłoni,
Jej duchem podkarm ciało.

Ty będziesz świata panią!...«
Lecz już z jabłkiem od drzewa
Biegła w płomieniach Ewa,        35
A szatan poszedł za nią.

Oto z ziemią się stało,
Co z gwiazdy trapionemi:
Promienność poszła z ziemi,
A duch węża wziął ciało.        40





GDYBYM SIĘ NIE CZUŁ NIEŚMIERTELNYM DUCHEM.

Gdybym się nie czuł nieśmiertelnym duchem
Rozrzuciłbym swiat grzechów mych wulkanem.
Ha...
Gdybym nie czuł się natury panem
A czuł naturę na woli łańcuchem,
Tobym się rzucił jak lew... na tym scierwie        5
Ciał... i gryzł żywcem — i gryzł nawet trupa...
Ha?...
Moja biedna, gliniana chałupa
Gdziem żył jako wilk... a swiatowe czerwie
Pozwalał, że mię toczyło powoli,
Póki nie doszło aż do serca rdzeni.        10
Teraz ta chata, jak pałac z płomieni,
Wachlarzem wodnych, złocistych topoli
Od różanego księżyca zakryta
Niby dziewica... patrz, ta chata w bluszczach
Nad tym jeziorem — sama jedna w puszczach,        15
Jak Świtezianka albo Amfitryta,
Żyje... i moim duchem gra na stawy,
Staruszka, patrzaj, takie głosy roni
Jak skrzypce z starych deszczułek jabłoni.





WIESZ, PANIE, IŻEM ZBIEGAŁ SWIAT SZEROKI...
(FRAGMENT).

Wiesz, Panie, iżem zbiegał swiat szeroki,
Szukając jednej prawdy człowiekowi,
Śród tęcz chodziłem skalnych — przez obłoki,
I rzekłem: »Wola ich nie zastanowi,

Człowiek nie wyrwie piorunu z chmurzycy,        5
Lecących niby stadami srebrnemi,
Gwiazd nie zatrzyma — ani z błyskawicy
Miecza ukuje, chcąc być panem ziemi« ...

I byłem jeszcze tam, gdzie Ateńczyki
W lasach oliwnych gwarzyli poważnie,        10
Duchem być sądząc wodę lub płomyki,
A prawdą: przeciw nędzom stać odważnie.

Więc i tam, Panie! pod temi niebiosy
Turkusowemi, kiedym słuchał blady,
Leciały do mnie różne prawdy głosy,        15
Jak echa od harf umarłej Hellady.

A jednak smętny odszedłem od echa
Partenońskiego, gdzie marmur różany
I gładki — wiecznie z nieba się uśmiecha,
Jak Wenus w srebrne wracająca piany,        20

Skąd była wyszła kwiatem. — I tak, Boże!
Słuchałem znowu lecących bocianów,

Które się wlekły girlandą przez morze,
A niosły mi pieśń z mych ojczystych łanów.

Ale i głosy ptaków nic nie rzekły        25
Rozumieć tworów nieumiejącemu,
Tylko girlandy smętnych jęków wlekły,
Szum skrzydeł dając wiatrowi wielkiemu

A smętek morzu... Lecz teraz, o Panie,
Radosny jestem i rozweselony,        30
Przyszedłszy na to natury poznanie,
Które mi staje za skarby i trony

A z Ciebie wyszło...
Niechże nie powiada
Człowiek, że w moich słowach kościołowi
Jaka nienawiść jest lub jaka zdrada        35
Albo strach jaki...
Bośmy w nim nie nowi,

Bośmy go dawniej pełni złotej wiary
Ani krwi nie żałując, ani stali —
Stroili w straszne tureckie sztandary,
A sztandarami w miesiące ubrali;        40

A miesiącami dzisiaj błyszczy temi
I tą odwieczną sztandarów purpurą,
Błyszczy jakoby pióry anielskiemi
Pod Apeninu rozwinięty górą.

Oto więc proszę, aby mi na progu        45
Pozwolił z mego narodu żebraki
Usiąść, a nie siał tam ciernia i głogu,
Gdzie człowiek zbity niby orzeł jaki

Piersią upadnie... Proszę, niech już przecie
Z litości nad swą wiarą wyziębioną        50
Pozwoli, że kto czarta w nim rozgniecie
I z błyskawicą się zetrze czerwoną,


Pozwól, że strzegąc krzyżowego znaku
I polskiej wiary i Boga Rodzicy
Polak aż w kościół wjedzie na rumaku,        55
Z szablą dobytą na pół i w przyłbicy.

Ledwom to wyrzekł, ktoś wykrzyknął: »Roma!
Nie jesteś ty już Panią i królową,
Boś jest, jak szatan cielesny łakoma,
A niższa sercem od ludów i głową«.        60

Spojrzałem wtenczas, kto w powietrzu gada,
A oto obok jednego grobowca,
Na którym w locie jaskółka usiada,
Tak jest samotny, a biały jak owca,

Na ciemnej tych pól kampańskich zieleni,        65
Na którą słońce, gdy bije, to broczy,
I niby dawną, rzymską krwią rumieni
I niby w jakiś sen wtrąca proroczy,

Ujrzałem mary dwie, niby młodzieńca
Z dziewicą, cudnej i smukłej urody,        70
Braniem łącznego zatrudnionych wieńca,
Albo czerpaniem łez źródlanej wody,

Która z fontanny dawnej po Rzymianach,
Rzadkie już perły srebrzyste sypała,
Oboje bowiem byli na kolanach        75
Przed nią, a ona ta fontanna stała

Płacząca... Rzekłem więc: »Czego szukacie
I czemuście tu klękli przed źrodłami?«
Na ten głos obie cudowne postacie
Wyprostowały się mówiąc: »My sami        80

Nie wiemy czemu u zrzodeł tej wody
Schylamy kolan, nie mając ni dzbanka,
Ani potrzeby picia i ochłody,
Ani trzód, jako gdzieś Samarytanka«.


Na to im rzekłem: »Wiem, czego szukacie,        85
I czego chcecie od zrzodeł«. — A oni:
»Od zrzodeł, które są w powojów szacie,
Piękności tylko żądamy i woni«.

»O biedni! — rzekłem — piękność, woń i świéca
Jest w duchu... a wy na zewnątrz wyciekli,        90
Jak rozwiązana w chmurze błyskawica.
.................
.................





POWSTAŁ NARÓD WYKONAWCA...

Powstał naród wykonawca,
Ręka świata — i miecz Zbawca,
Zatrząsł twierdzą i łańcuchem,
Serce rozgrzał — ruszył Duchem.





PANIE! O KTÓRYM NA NIEBIOSACH SŁYSZĘ...
(URYWEK).

Panie! o którym na niebiosach słyszę,
Gdzie słychać grzmot słońc — albo gwiazd dzwonienie,
Panie, w którym ja nieraz się uciszę,
Gdy padnę we łzach — twarzą na kamienie...
....................
....................





GDY NOC GŁĘBOKA WSZYSTKO USPI...

Gdy noc głęboka wszystko uspi i oniemi,
Ja ku niebu podniosłszy ducha i słuchanie,
Z rękami wzniesionemi na słońca spotkanie
Lecę — bym był oswiecon ogniami złotemi.

Podemną noc i smutek — albo sen na ziemi,        5
A tam już gdzieś nad Polską swieci zorzy pręga,
I chłopek swoje woły do pługa zaprzęga,
Modli się. — Ja się modlę z niemi i nad niemi.

Tysiące gwiazd nademną na błękitach swieci,
Czasem ta, w którą oczy głęboko utopię,        10
Zerwie się i do Polski jak anioł poleci;

Wtenczas we mnie ta wiara — co w litewskim chłopie,
Że modlitwa w niebiosach tak jak anioł kopie,
A czasem ziarno ducha wrzuci i zanieci.





DAJCIE MI TYLKO JEDNĘ ZIEMI MILĘ...

Dajcie mi tylko jednę ziemi milę, —
Może, o bracia, za wiele zachciałem!
Dajcie mi jednę bryłę — na tej bryle
Jednego — duchem wolnego i ciałem,
A ja wnet z siebie sprawię i pokażę,        5
Że taki posąg — dwie będzie miał twarze.

Dajcie mi gwiazdę mniejszą od miesiąca,
Kometę złotym wiejącą szwadronem,
Niechaj po lasach będzie latająca,
A tylko święta jednym polskim zgonem,        10
A ja wnet siły dobędę nieznane,
Skrzydła wyrzucę — i wnet na niej stanę...

O bracia moi! kiedy krzyżem leżę,
A proszę Boga o kraj, o człowieka —
To mi się zdaje, że tętnią rycerze,        15
A wróg z piorunem przed niemi ucieka...
Chcę biedz — lecz kiedy na blask gwiazd wynidę,
Gwiazdy mię drwiące pytają, gdzie idę.

O gwiazdy zimne, o świata szatany,
Wasze mię wreszcie niedowiarstwo zwali...        20
Już prawie jestem człowiek obłąkany,
Ciągle powiadam, że kraj się już pali,
I na świadectwo ciskam ognia zdroje, —
A to się pali tylko serce moje!...





KIEDY PIERWSZE KURY PANU SPIEWAJĄ...
(URYWEK).

Kiedy pierwsze kury Panu spiewają
Ja się budzę — i wzrok do gwiazd niosę,
Kiedy kwiatki w rosie czoła maczają
Ja ożywam, Pańską pijąc rosę.
Cherubiny wtenczas rzędem stają        5
I puklerze z ognia złotowłose
Przeciw duchom złym mają zwrócone,
Płaszcze, tarcze, jak żelaza czerwone.

Pan mię wtenczas na rannym świtaniu
Za blademi gdzieś słucha niebiosy,        10
Serce moje się roztapia w spiewaniu,
Sny ostatnie — przechodzą przez włosy.
................





JAKAŚ PASTERSKA, CIĄGŁA, SMĘTNA NUTA...
(URYWEK).

Jakaś pasterska, ciągła, smętna nuta,
Ten gmach ceglany — i gościom otwarty
Tak napełniała, — że się w każdej ścianie
Coś odzywało — jak żeńców spiewanie...

Płakanie niby muzyk niewidzialnych        5
Nad Litwą, które dotąd jeszcze słyszę,
Litwini w zbrojach przychodzili stalnych,
Tatarskie Chany — niemieckie komysze.

................
.................





MÓJ KRÓL, MÓJ PAN — TO NIE MOCARZ...

Mój król, mój Pan — to nie mocarz żadny,
Ni ten — na którym trzy koron się piętrzy,
Ale duch pierwszy globu — światowładny,
Chociażby w chłopku — duch świata najświętszy;
Czy on na świecie żyw — czy gdzie nad światem?        5
Wiem, że duch taki jest — i dość mi na tem.

Skądkolwiek jego duch na mnie uderzy,
Gdziekolwiek jego wołanie usłyszę,
Czy to zjawi się w siermiążce pasterzy,
Czy jeszcze w żłobku matka go kołysze,        10
Gdziekolwiek ono dziecko światowładne
Poczuję — klęknę i na twarz upadnę.





TERAZ POD ŻADNĄ ŚWIATOWĄ SIĘ WŁADZĘ...

Teraz pod żadną światową się władzę
Nie mogę poddać — nie przeto żem dumny,
Ale Że duch mój bezoczny prowadzę
Od wielu wieków przez słońca i trumny.





JAK DAWNIEJ — OTO STOJĘ NA RUINACH...
(URYWEK).

Jak dawniej — oto stoję na ruinach
Dawnego miasta... zorze wschodzą ranne,
Ptaszęta małe śpiewają w leszczynach,
Niebiosa blade — przejrzyste — jak szklanne.
Kilka łabędzich chmur na wschodzie świeci,        5
I czerwienieje — i zognia się w zorzy,
Wróżąc — skąd słońce wstające wyleci.
Wszystko spokojne — Bóg serca nie trwoży
Nawet w ptaszętach...
Któżby rzekł, o Boże,
Że tak cudownie dzień zapowiedziany        10
Jutrzenki różą — ma być o wieczorze
Dniem ostatecznej na globie przemiany,
Że te — o gwiazdy takie migające,
Te piękne perły błękitne i kwiaty
Będą... ale nie — ja myślą nie trącę        15
O te ogromne duchów majestaty,
Godzina moja jeszcze nie wybiła...
.............





JEŻELI CI PAN NIE ZBUDUJE DOMU...
(URYWEK).

Jeżeli ci Pan nie zbuduje domu,
Próżno składają ci cegły mularze:
Jeśli nie broni miasta od pogromu,
Próżno czuwają po szyldwachach straże.

Napróżno wstajesz przed świtem, człowiecze,        5
A przy świeczniku nad robotą ślęczysz:
Z gorzkiego żyta chleb ci się upiecze,
Bo ty, o Panie! te, co kochasz, wieńczysz!

Zaprawdę, nie ma hojniejszej nagrody
Nad narodzone w domu twoim plemie,        10
Nad syny, które mąż i człowiek młody
Jak winne grona wyprowadza z ziemie.

Synowie jego powadze przystoją,
Potęgę mnożą, miłość k’niemu niecą,
W kołczanie jako złote strzały stoją,        15
W poselstwa, jako złote strzały, lecą.

A kiedy takich strzał mnóstwo w kołczanie
Pan mu dozwoli mieć — ubranych w ciało,
Przeciw wrogowi swemu śmiało stanie,
Odepchnie napaść i powróci z chwałą.        20

O Panie! rozpuść twoje wielkie moce
Przez lud się twój rzuć ognia strumieniami.
..................
................





TA RĘKA, KTÓRA KRZEMIENIEC WYSTRZYGŁA...

Ta ręka, która Krzemieniec wystrzygła,
Bogdajbym kiedyś ją uścisnął szczerze
I ukłuł, jako magnesowa igła,
Która od słońca swój kierunek bierze.

Róże, fijołki i niesmiertelniczki,        5
To nic, bo swieżych w Paryżu dostanie,
Lecz miłe mi są Gustawa nożyczki
I to żelazem serdeczne władanie.

Bo wszystko w czasu rosnącego pędzie
Zwiększyć się musi, w ducha wchodząc sfery,        10
Urośnie nawet strzygące narzędzie
Jak osty, strzygąc w pół kirassyery.

Wtenczas idąca za widzialne kresy
Dusza Gustawa pozna w jednym rzucie,
Co znaczą ręki przyjaznej magnesy        15
I to w uścisku posłane — ukłucie.





WIELCYŚMY BYLI...

Wielcyśmy byli i smieszmśmy byli,
Bośmy się duchem Bożym tak popili,
Że nam pogórza, ojczyste grobowce,
Przy dźwięku fletni skakały jak owce,
A górom onym skaczącym na głowie        5
Stali olbrzymy — miecza aniołowie.

Ustały dla nas bić godzin zegary,
Duch nie miał czasu, a czas nie miał miary;
Szedł błyskawicą do wieczności progu
Duch — a stał wieczność — kiedy stanął w Bogu.        10
Zaprawdę powiem, bracia moi mili,
Żeśmy się duchem przeświętym popili.

Teraz jesteśmy z ducha wytrzeźwieni,
Bracia rozumni — czciciele pieczeni...
W głowach się nie ćmi, jak pierwej, słonecznie,        15
Fletnie nie grają, mogiły spią wiecznie,
Czas nasz zgodzony z ziemi zegarami —
Stoim i spiemy... a swiat spi pod nami.





HOSANNA! RĘCE PODNIEŚMY...

Hosanna! ręce podnieśmy
Hosanna!... język już niemy —
Synowie Boga jesteśmy,
Czem jutro — jeszcze nie wiemy.
Każdy silny — o pół kroka        5
Pchnąć globem — świat dzisiejszy,
A jutro jeszcze silniejszy.
Każdy, jak przepaść głęboka,
Płomieni pełna gorących
I świateł i uwidomień.        10
O Panie!... któż zerwie płomień
Z hełmicy pierwo-idących?
Któż tarcze postawi rzędem,
Któż rowy nasroży dzidą
Przed duchy — które już idą        15
Z nieśmiertelności rozpędem?
Dlatego żeśmy Jehowę
Wezwali... a ku niemu obrócili twarze,
Oto się już potęgi duchów piorunowe
Przy naszym kręcą sztandarze;        20
A gdy go wiatr odwinie... to tak, jako wczora
Ludzi, którzy grobów strzegą,
Przeraził twarzą Boga żywego
I strachem Boga — upiora.





ANIOŁ OGNISTY, MÓJ ANIOŁ LEWY...

Anioł ognisty — mój anioł lewy
Poruszył dawną miłości strunę,
Z tobą! o! z tobą, gdzie białe mewy,
Z tobą pod śnieżną sybirską trunę,
Gdzie wiatry wyją tak jak hyeny,        5
Tam gdzie ty pasasz na grobach reny.

Z grobowca mego rosną lilije,
Grób jako biała czara prześliczna, —
Swiatło po nocy z pod wieka bije
I dzwoni cicha dusza muzyczna.        10
Ty każesz swiatłom onym zagasnąć,
Muzykom ustać — duchowi zasnąć.

Ty sama jedna na szafir swięty
Modlisz się głośno — a z twego włosa,
Jedna za drugą, jak dyamenty,        15
Gwiazdy modlitwy lecą w niebiosa.





JEST NAJSMUTNIEJSZA GODZINA NA ZIEMI...
(URYWEK).

Jest najsmutniejsza godzina na ziemi,
Która na morzu po północy dzwoni,
Kiedy Dyanna z oczyma złotemi
Swita mi rankiem i wynika z toni.
W niej smętek — i ci, którzy szerokiemi        5
Morzami płyną, gdzie je wicher goni
Półsenni...

Takie uczucia mojemu duchowi
Znane, bo nieraz przed czystości Panną
Stał, kiedy inni zorzami różowi        10
Swiecili gwiazdą na morzu poranną; —
Noc, nachylona ku nowemu dniowi,
Fala, wznosząca na wiatr szybę szklanną.
.................





NARODU MEGO KRWIĄ PISANE CZYNY...

Narodu mego krwią pisane czyny
Słowo mi całe ubrały w rubiny,
.....Polski niebieskie pokusy
Słowo mi złote ubrały w turkusy.





O POLSKO MOJA! TYŚ PIERWSZA ŚWIATU...

O Polsko moja! tyś pierwsza światu
Otwarła ducha tajemnic wrota,
Czeluść, co błyszczy święta i złota,
Królestwo potęg i majestatu.
[I w] tobie widać bijące serca,        5
Zjawisk ci widać otwarte łona,
A ty jak orzeł w duchy wpatrzona,
W stronę prawdziwą stworzeń kobierca,
Widzisz jak silna dłoń robotnika
Napina postaw, wiąże tkaninę,        10
Złotą i srebrną nicią przemyka,
Wieki sprowadza w jedne godzinę.
Nie zna przypadku ani humoru,
Ani się cofa, ani kołysze —
Według jednego Chrystusa wzoru        15
Wszystko na ziemi wiąże i pisze.

Raduj się Polsko! Tobie słodycze
Wiedzy i mądrość i moc przychodzi, —
Anioł twój patrzy w Boga oblicze,
W Bogu panuje, z miłości rodzi        20
Tą siłą, która skrą jest przed Panem,
Zaledwo w duchów świecie zjawiona...
On tu widzialnym tryska wulkanem,
Świat w piorunowe ciska ramiona.





DO AUTORA SKARG JEREMIEGO.[3]

Ojczyzna, twoja święta kochanka,
Chodzi po łąkach, Pani słoneczna;
Ty idziesz za nią, jak duch baranka,
I wołasz: Wieczna!

Jeżeli drogę tęczami znacząc        5
Wyżej poleci i tonie w mgłę,
To ty, baranek, stajesz i płacząc
Wołasz: We! we!

Jeżeli z kwieciem ona swawoli,
I dłoń litosną o cierń rozporze,        10
To ty jak dziecię wiesz, co ją boli,
I wołasz: Boże!

Gdy owies polski jak srebro brzęczy,
Grusza szeleści i szumi kłos,
Słyszy Maryja pod bramą z tęczy        15
Baranka głos.

Słyszy i mówi: Głośniej niż Święci,
Głośniej niż luteń anielskich strój,
Woła mnie z Polski od sianożęci
Baranek mój.        20

Trawki nie skubie, kwiatków nie zrzyna,
Lecz oczy podniósł w słoneczną mgłę,

I wciąż się skarzy jako dziecina:
We! we! — we! we!

Przezeń więc światu moja przytomność        25
Rozbudza czucie, porusza czynność,
Bo w ustach jego baranka skromność,
W głosie niewinność.


Paryż, w listopadzie, 1847 r.




POETA I NATCHNIENIE.
(fragment).
[poeta].

Atesso!...

[atessa]

Jestem... alem uciekała,
Bo mię ta dziwna pieśń... w otchłanie niosła.
Wszak wiesz, żem z tobą razem zmartwychwstała
I razem z tobą znów różana rosła.
Wszak wiesz... gdzie oliw czarny gaj i skała,       5
I srebrne... ogniem ozłocone wiosła;
Wszak wiesz... ta chata nasza bez zapory,
To falerneńskie wino... i amfory...

I w ścianach różne marmuru odłamy
I strumień, co tam w takt lutniowy ciecze...       10
Wszak ty pamiętasz — bywało, czytamy,
A ja Eschyla tobie rym kaleczę;
A gdzieś daleko... na Pnyxie u bramy,
Słońce... na tańcu piryjskiego miecze
Wzięte... przez liście cytryn się przeciska       15
I w oczy nasze zamyślone błyska...

Tam chór prowadzą młodzieńce na polu,
A tam z Hymetu księżyc biały miga...

poeta.

Dosyć, o duchu biały... bo mi z bolu
Znów serce pęka...       20

atessa.

O! ten sen mię ściga...

poeta.

O straszny Boże burz... o ty, Eolu,
Coś ze skał wiatry wypuścił na Fryga,
Dziś pomieściłeś wszystkie Akwilony
W grobach... i z mogił twoich dmiesz szalony. —

atessa.

Spokojnie, o mój kochanku...       25

poeta.

Spokojnie!

atessa.

Jesteś jak Nimfa echo...

poeta.

Nimfa echo.

atessa.

Ja ci mówiłam po Farsalskiej wojnie,
Że mak, co rośnie pod Greczyna strzechą,
Nie uspi... harfa, chociaż zagra strojnie,
Chociaż wesoło... nie będzie uciechą,       30
Że piękność kształtów będzie w sercu brzydła,
Wtenczas wyrosły mi motyle skrzydła.

I poleciałam... gdzieś na jakąś górę,
Nad którą słońce w krwi, księżyc w zaćmieniu,
Męka, co całą męczyła naturę,       35
I krzyż na słońca czerwonym pierścieniu,
A ja... w te śmierci otchłanie ponure...
Na moich skrzydeł tęczowych promieniu
Lecąca... jako dziś... patrz upior blady,
Ja, pierwsza... z różnych piękności Hellady.       40

Czemu nie patrzysz na mnie... o! czy żal ci
Mojego włosa... pełniejszego łona...

I ducha tego, co jak czarę kształci
Pierś i pięknością oblewa ramiona. —
Teraz patrz — wiatr mi kształt spokojny gwałci;       45
Gdy zadrzysz — jestem ja sama wzruszona,
Oczy się moje jak szafir krysztalą,
Rany na nogach i rękach się palą...

poeta.

Rany twe płoną — widzę — szafir nocy
Ma z twoich strasznych ran cztery pochodnie.       50
Pal się! Nie mogę żadnej dać pomocy,
Tylko to powiem, że przez krew i zbrodnie
Szukałem ciebie, rosnąc w piękność mocy,
Która po twojej trzyma niezawodnie
Najpierwsze miejsce u samego Boga...       55
On wie, ze w moim duchu nie miał wroga.

Lecz ty aż teraz, jak krzyż zapalony,
Przyszłaś, kiedy ja wichrem nieszczęść zbity,
I tak jak sztandar kulami zniszczony,
I tak jako hełm Hektora — bez kity,       60
I tak jak harfa, co straciła tony,
I tak jako trup w grobowcu odkryty,
Na bezlitośne wystawiony wzroki
I tak mający swój zgon, jak proroki,

Walę się w prochu. Gdzie byłaś siostrzana       65
Duszo, kiedym ja cierpiał? czy pod krzyżem
Z tęczowych twoich skrzydeł oberwana
Smiałaś się?... gdym ja stu tysięcznym spiżem
Na świecie Imie obwoływał Pana,
A sam — spędzany zawsze skrzydłem chyżem       70
Smierci — musiałem nędzny grób rozrywać
I sam przychodzić — i znów odlatywać...

Gdzie byłaś, gdym tu nareszcie za karę
I za ostatni los — z potęgą słowa
Wstał, słysząc w duchu jakieś wieki stare,       75
Których ogromna szmerność podgrobowa.

atessa.

Przy tobie byłam; przez powietrze szare
Snułam się cicho, jak wizya tęczowa;
Obłok nas jeden tylko dzielił cienki,
Taki łagodny, jako róż jutrzenki.       80

W dzieciństwie twoim samotna — a potem
Musiałam z większą liczbą mar przychodzić,
Cicha — gwiazdowym uwieńczona złotem,
Smętna, że duszy twojej rozpogodzić
Nie mogłam. Przestań już pamięci lotem.       85
W dawnych się wiekach twoją myślą rodzić.
Patrz, jak w stygmatach piękna, w górne sfery
Lecę, ran niosąc zapalonych cztery.

poeta.

Nad tobą wyżej...

atessa.

Co?

poeta.

Trzy milijony
Słońc i duch jakiś...       90

atessa.

Co? posłaniec Boży?

poeta.

Tam głębszy szafir — z pod słońca korony
Na trzech obłokach niby lekkiej zorzy,
Jak jaka srebrna lampa zawieszony,
Pali się miesiąc — liczba gwiazd się mnoży,
Wyiskrza szafir, zda się jak stal prysnie,       95
Coś w nim od słońca jaśniejszego błysnie.

Ach! od słońca by w oczy mi nie biła
Taka ogromna jasność, jak z tych oczu
Spuszczonych! cały swiat rozweseliła,
Oblana słońcem złotym po warkoczu;       100

Taka miłości w niej ogromna siła,
Że gdy stanęła na ciemnym przezroczu,
Słońc się girlandy — niby zawrócone
Żórawie — wiążą w nadświętą koronę.

Siostro! twe rany mocniej się płomienią,       105
A z twoich oczów wesołość wylata,
I szaty twoje się jak tęcze mienią,
I pierś wzniesiona — i skrzydli się szata.
Nie leć! te słońca ciebie opierścienią,
Jak powój, który kolumnę oplata;       110
I tam zostaniesz, statui starożytnej
Podobna — śród słońc złotych — przy błękitnej.

atessa.

O nie zostanę! bo w tej gwiazd powodzi
Ona się zniża, i z duchami swemi
I na miesiącu swem na ziemię schodzi,       115
Bo zapragniona jest znowu na ziemi,
Oto więc na swej półmiesięcznej łodzi
Płynie, rękami sypiąca złotemi
Litością miłość... dawno tak widziana
Na wyspie Patmos przez świętego Jana.       120

Patrzaj na ciemne, szmaragdowe lasy,
Zniżyła się tam i rzuca z pod siebie
Dwa wielkie tęczy rozwiniętej pasy,
Które się od niej zaczęły na niebie.
Przychodzą nowe na swiat Pańskie czasy;       125
Niechaj umarły swych umarłych grzebie!
A ty, nie maż ust swiatowym piołunem,
Ale tej łaski Pańskiej bądź zwiastunem!

Widzę, jak oczy twe swiatłami skrzą się
I za tym widem przeszły i wróciły       130
Bez łez... Czyć zawsze napisano w losie
Nie być miłości duchem, ale siły!
Mów do mnie! może w twoim smętnym głosie
Nie będzie echa podziemnej mogiły.
O nie! ty cały łamiesz się w boleści,       135
A twoja ręka szuka rękojeści.

poeta.

To nic — jam pobladł... duch mój jest otchłanią
Tęsknot i musi strzec się własną mocą.
Czuję, że gdybym ja poleciał za nią
Tam, gdzie te swiatła całą ziemię złocą,       140
Byłbym jak jedna z gwiazd, co się tumanią
I przez tęczowe jej rąbki migocą,
I już... już własnej twarzy mieć nie mogą,
A ja tu czekam w ciemności —

atessa.

Na kogo?

poeta.

Żaden duch nie jest bez przyjaciół własnych,       145
Żaden głos nie jest bez ech — po za swiatem.
Raz ja nad Ikwą po mych łąkach jasnych
Błądząc, znudzony błękitem i kwiatem,
Bo mi w pamięci koral twych ust krasnych,
Co perły takim obwodzi szkarłatem,       150
Jasniej się palił — i twoje oblicze
Skrzyło jak słońce myśli tajemnicze;

Znudzony, że mój głos tu nie pomaga
Ludziom w niewoli, ogień serca pije,
A ciągłej szczęścia ofiary wymaga       155
I ciągle serca mego jadłem żyje,
A tu na swiecie inna jakaś waga
Waży wypadki... człek podłością tyje
I spity winem, pieśń, co aniołowie
Dają, za pościel kładzie i wezgłowie: —       160

Siadłem pod chatą kobiety cmentarnej,
Co odmykała trumnom kołowroty,
I pełny byłem wtenczas myśli czarnej
Jak Brutus, który na twarz białą cnoty
Krwią swoją rzucił. — A u gospodarnej       165
Kobiety były z malw ogromne płoty,
I z nędzą piękność połączona sielska,
Że chata się ta zdawała anielska.


Wszystko mi jakiś wzrok duchowy, blady
Przemieniał w dziwy: zda się rószczką trącę,       170
A te malwowe z tęczy kolumnady
Dostaną nieba; a te pałające
Cynowe miski, to wróżce na składy
Rusałki swoje oddały miesiące,
A te na półce girlandami świecą       175
I gdy kur nocny zapieje — wylecą.

Ja byłem wtenczas dziecie — lecz do gliny
Kiedy wejdziemy, my straszniejsi z duchów,
To mamy straszne w dzieciństwie godziny,
Gdzie duch bez żadnych więzów i łańcuchów       180
Ma ostrzeżenie. W mogilne doliny
Chodziemy chętnie — niby dla podsłuchów
A duchy wtenczas rozmawiają z nami
Same lub tylko natury ustami.

Otóż i wtenczas w myślach moich zamęt,       185
Zwątpienie było — rozpacz nad zabitą
Polską... Gdzież, rzekłem, jest taki sakrament,
Coby w niej martwej chodził siłą skrytą,
Jak krew żyjąca? — Taki był mój lament,
Który me oczy wnet zamienił w sito       190
Siejące perły łez. A wtem od Boga
Przyszła nauka wielka i przestroga.

Skrzypnęła czegoś jedna stara belka
I poruszyła gniazdo jaskółczychy;
Z gniazda wypadła ptaszyna niewielka,       195
Bez pierza, mały, zimny trupek, lichy;
Więc potem tego dziecka rodzicielku
I ojciec w domek przylecieli cichy,
Prosto do gniazda, do swojego kątka,
I nie znalazłszy swojego dzieciątka,       200

Wyszli oboje. — Boże! z jaką wrzawą,
Wie matka, której ludzie dziecko skradli;
Wreszcie ujrzeli go pod moją ławą, —
Oboje z niebios jak martwi upadli,

Ojciec na lewo, a matka na prawo;.       205
Usiadli przy nim, a skrzydła tak kładli
I tak ciągnęli biedaczki za sobą,
Jak magnet, ciężką okryty żałobą.

Ale oboje... Smierć tak była świeża,
Tak niespodziana, taką zda się zdradą       210
Niebios, że ojciec, matka nie dowierza, —
Owszem przy dziobku jeszcze mu żer kładą,
Dziobkami ciałka probują i pierza.
A ono z główką wyciągniętą, bladą,
Z początkiem tylko dziecięcych skrzydełek       215
Leży, jak srebrny na herbie orzełek.

Więc — o! niewiaro cudna, rodzicielska,
O! długie, piękne tych serc niepokoje,
O cudna myśli w ptaszkach, już anielska! —
Za skrzydła wzięli dzieciątko oboje,       220
I wyżej... niż tam brzoza, nimfa sielska,
Rozrzuci swoje girlando we zwoje,
Podnieśli... myśląc, że w nim lot roznieci
Życie, że z dziobków puszczone poleci!

Tak połączone przez biały dyament       225
Stało nademną w niebie biedne stadło.
Potem je może zdjął rozpaczy zamęt,
Bo upuścili dziecko... a te spadło;
A oni siedli nad nim znów i lament
Taki podnieśli, że mi lice bladło,       230
Serce bolało, tak jak dzisiaj boli,
Bo coś tam dla mnie jest w tej paraboli.

O tak! nim ja w śmierć ojczyzny uwierzę,
Chociażby jak trup w grobie leżąc zbrzydła:
Potargam wprzódy ją pieśnią za pierze,       235
Porwę ją wprzódy na pieśniane skrzydła,
Porwę ją z ziemi, tak jak wicher bierze,
Stargam łańcuchy wszystkie, wszystkie sidła,
Podniosę w niebo, aż gdzie Pan Bóg swieci,
Puszczę... jeżeli żywa — to poleci.       240


Dziecinna to myśl! co... duma dziecinna!
Jam się sam rozbił piersią o granity,
Ale głos ani też lutnia — nie winna.
Cóż ty mi teraz pokazujesz swity,
Gdzie inna matka, i królowa gminna,       245
Dzieciątka swoje podnosi w błękity,
Tak lekko duchy podnosząca wolne,
Jakby z rąk brała piękne kwiaty polne.

Cóż ty mię smucisz tym pięknym widokiem
Tęcz i błękitów? za mną inna strona       250
I duchy, co się na pieśń zbiegły tłokiem,
Od których była już ogniem czerwona,
Ich tchem trująca, tętniąca ich krokiem.
Dobranoc! — harfiarz wasz posępnie kona!
Klnie wam i kona... precz straszydła stare!       255
O siostro! odpędź odemnie tę marę!

atessa.

W powietrzu widzę trzy...

poeta.

Trzy przyszły razem?

atessa.

Twój włos zjeżony operlił cię potem!

poeta.

Patrz! za cerkiewnym, o! tym bohomazem
Powietrze cale się wydaje złotem.       260
Zapewneś przyszedł od duchów z rozkazem?
Albo mi lirą powiedz — albo grzmotem!
Tak zwykle gadał — gdy mu się podoba,
To w jęku głosy te połączy oba.

Teraz nie mówi nic; lecz stoi srogi       265
I zda się, twarz mi swoją w pamięć wraża.
A tamten — patrzaj, tak piękny, jak bogi —
Który wygląda także na harfiarza,
Ale instrument ma bardzo ubogi,

Sam widać był tej harfie za stolarza —       270
Dziwna!... rybie w niej srebrzą się ościenie
I labradorskie Sybiru kamienie.

Struny, podobne do starych badylów,
Pod palcem tego ducha drzą spruchniałe.
A co? czy dobrze na niej panna Nilów       275
Grała, wywiodłszy ciebie gdzieś na skalę
Kamczatki, kędy jasne roje gilów
Latały słuchać, gdy jej rączki białe
W powietrze pełne mgieł, duchów i szronów
Lały z tej harfy girlandami tonów?       280

O powiedz, jakie ci sny o młodości
I o twej miłej ojczyźnie wyjęczał
Jęk tej źle z renów ostruganej kości
I tej dziewczyny głos, który wyręczał
Anioła stróża, a ty — o litości!       285
W oczy jej patrzał czyste, u nóg klęczał,
A drugą myśli połową pieśń mijał,
Palił dom, ojca w płomieniach zabijał.

Powiedz, czy w harfie tej dziś jest żałośny
Tego dziecięcia jęk i skarga cicha?       290
Czy ty pomiędzy aniołami głośny
Tą harfą? Czy ci ręka nie usycha?...
Patrz... ten duch, niegdyś tak mało litosny
Temu dziewczyny sercu, teraz wzdycha
I lirnikowi palcem pokazuje,       295
Jakby chciał mówić: patrzaj, on to czuje!

Precz bladzi! — i ten trzeci, co nad głowy
Wyciąga ręce i nad wami trzyma
Swój wielki, bardzo ciężki krzyż cynowy,
Niech mię nie prosi łzawemi oczyma!       300
Stary swiat skonał... nie zaczął się nowy.
Dla takich duchów, jak wy, miejsca nie ma!
Lećcie i w nową zorzę się rozpłyńcie
I bądźcie nowi duchem — albo gińcie!

atessa.

Stój! oni wszyscy z wiarą i nadzieją.       305
Pozwól im swojej duszy jak kościoła,
Gdzie teraz żadne lampy nie jaśnieją!
Kto wie, przez ciebie jaki głos zawoła,
Gdy będą w tobie... Patrzaj, jak pięknieją!
Ogień im tryska z nóg i z rąk i z czoła —       310
To wielkie duchy i wydarte niebu!

poeta.

Czegóż odemnie oni chcą?

atessa.

Pogrzebu.

poeta.

O tak! grabarzem będę. Ten wid złoci
Z Mgły mej pamięci, siostro, i twój wieniec
Z gwiazd, do ogromnych podobny stokroci,       315
Dziwny ci na twarz rzuca półrumieniec;
Ty jak konwalia na ziemskiej wilgoci
Łez, dobrze kwitniesz — a ja, potępieniec,
Dobrze w natchnienia żyję dzikim wichrze
I serce wtenczas mam lepsze i cichsze.       320

I ja to widzę, że wola Jehowy
Jest, aby nowy swiat stanął przed świtem,
Nie pożałuję ręki ani głowy,
Gdy przyjdzie pora. Ale pod błękitem
Gdzież jest kto świeży i zupełnie nowy,       325
By swiat od razu jednym zbił granitem?
Z uchy, co duchów oszukują, złe są.
błękitów do mnie, Atesso! Atesso!

Swiadcz o mnie, czym ja kiedy Polski ducha
W żywotną jego część i w serce ranił?       330
Czym gdzie zobaczył pleśń, szczątki łańcucha,
Fałsz, co zrennice swiatłAmi tumanił?...
Nigdy na Boży głos nie była sucha
Zrennica moja, choć mię Bóg oszklanił

W koło... jak ludzi oddziela fatalnych       335
Od ludzi — światem rzeczy niewidzialnych.

Teraz już serce moje pełne śniegu,
Który tam zima uczuć napruszyła:
A przyjacioły moje już do biegu
Swiat Boży pędzą, jest w nich Bóg i siła.       340
Może też Bóg chciał, aby w tym szeregu
Z ludźmi żywemi ma jedna mogiła,
Rażąca dziwem takiego sąsiedztwa
Nie dla pospiechu, ale dla swiadectwa

I dla przestrachu... I tak się do ruchu       345
Wiąże girlanda wiosennych żórawi.
W kraju tam jeszcze o tem ani słuchu,
A tu już ducha krwią naszego krwawi,
Serce przy sercu stoim, duch przy duchu;.
Bóg rozkwitnieniem w nas serc błogosławi,       350
Janowych widzeń ozłaca zapałem,
Chrystus krwią poi i nakarmia ciałem.

I już nam widać przez oczy proroka,
Jak Polska nowa na stolicy siada,
Kopułą duchów swych świętych wysoka,       355
A nizka, kiedy przed Panem upada;
A kiedy patrzy w swiat, orlego oka;
A jako tysiąc harf, gdy z Panem gada,
Oblana wdzięków dziewiczych szkarłatem,
A jako tysiąc grzmotów, gdy ze światem.       360

O daruj Panie!... tej wielkiej pustyni,
Co się w marmury i w twój krzyż ubrała;
Jednego wieszcza mię rym smielszym czyni,
Że tego wiary katolickiej ciała
Dotknę się... Ślimak, który kwiaty ślini,       365
Tak ich nie brzydzi, jako ta zuchwała,
Fałszywa, dawna po Cezarach wdowa,
Kościół, — bez ducha Bożego i słowa.

Mój Ukraińcu! nie wołaj tam Jana,
Niech spi pod swoją lipą czarnoleską,       370

Cóż jego biedna lutnia — siostra dzbana,
Pod tą kopułą złotą, pod niebieską,
Troska w niej życia jest poprzeczuwana,
Lecz ta, co leży pod trumnianą deską
Dziś błyskawicą rozdarta północną,       375
Nigdy mu głowy nie zajęła mocno.

Innego trzeba w Rzymie przewodnika,
I ten już idzie, duch prawdy i wiary.
Tego weź, niech ci kościoły odmyka,
Niech Sobieskiego potrzęsie sztandary.       380
A z tego pyłu niech oczy lirnika
Tworzą chodzące po kościołach mary.

Precz z niemi — nudzą mego ducha, łamią,
Ten swój sybirski instrument przynosi,
A dziś muzycy tak na strunach kłamią       385
Czucie, — że serce pęka — łza cię rosi,
A oni, jako stawy zaszłe szlamią,
Przez nerwy sączą żółtą krew. Kto głosi,
Że pieśnią do łez poruszy słuchaczy,
Ten musiał wprzódy zwaryować z rozpaczy.       390

Nie tak, pamiętasz, my... Najokropniejsze
Godziny nasze przeszły w takiej ciszy...
................
................
................
................

A oto wyszedł, — jakby Rafaela
Tarcza okryta różnym malowaniem,
Księżyc i zagrał pierwszą pieśń wesela,       395
Wyszedłszy świecić przed samym zaraniem,
A z niego wielki miecz płomienny strzela,
Nazwany w niebie niebieskim nazwaniem,
Przed którym zadrzy i fałsz i pokusa,
Lecz nikt nie dźwignie miecza — prócz Chrystusa!       400

On na nim ręce skrwawione położy,
Potem podniesie i trzy razy mieczem

Niebiosa całe rozetnie, otworzy;
Wtenczas my duchy pod gwiazdy ucieczem,
Bo z nieba wyjdzie na ziemię duch Boży;       405
A my z tej ziemi mgły i chmury zwleczem,
By się spotkała jej twarz z Bożą twarzą,
Wtenczas się słońce i gwiazdy przerażą.

Swiętych zobaczysz pańskich w jednej stronie
Podobnych chmurze słonecznej, — Marya       410
Stać będzie w słońcu, na złotym wrzecionie
Kręcąc, jako ta, która tęcze zwija;
A po tych tęczach aniołowe konie
Będą latały — a szatan jak żmija
Będzie je straszył wielkim dymu kłębem       415
I językowym je zhuka trójzębem.

Potem to wszystko razem się zasunie
Mgłą... i by lampa zgaszona zagaśnie;
I tam na ziemi po nocy coś runie
I echa niebios tak zajęczą właśnie,       420
Jak kiedy piorun idzie po piorunie.
A potem zagra po skałach i zaśnie;
I znów się zwali coś z odgłosem strzału
Smętniej, jak echo pierwszego powału.

Wtenczas na niebie wyjdzie anioł blady       425
Z lampą olejem napełnioną smolnym
I rzeknie: »Gdzie są ciał i kości składy,
Abym je palił lampy ogniem wolnym?«
To mówiąc, pójdzie i różne gromady
Trupów oswietli, i ogniem okólnym       430
Lampy stosy ciał będzie oczerwieniał
A ciągle idąc, strach i miejsce zmieniał.

Miejsce, gdzie przejdzie, będzie zwane drogą
Poszukiwania, nakształt czarnej szramy.
A idąc anioł ów nadepce nogą       435
Grób — i wykrzyknie: »Rola haicedamy!
Tutaj się ludzie nassać duchem mogą,
Ale zamknięte są już srebrne bramy

I dzieli tu biały powróci nieskoro!«
To mówiąc, lampę rzuci w krwi jezioro.       440

I znów się stanie noc i z końców obu
Swiata płacz wielki pójdzie, jak z bożnicy.
Potem aniołki od świętego żłobu,
Jak białe róże od Bogurodzicy,
Sypiąc się rzekną: »Czas ci wstawać z grobu!       445
Wstań bez korony złotej i zbroicy,
Płomieniem serca świecąca od łona,
Wstań, jakąś była w grobie położona «.

A wtenczas mgła się ze słońca usunie;
I ta, co była w słońcu, znów odkryta       450
Rzeknie; wy słońce w jej znajdziecie trunie
I stratowany miesiąc przez kopyta.
Niech tak na zorzy pokaże się łunie
Piękna, jak piękna leżała zabita!
Niechże tak chwałę wskrzeszenia opowie       455
Z księżycem u nóg — ze słońcem na głowie.

Potem się w pierwsze bicie serca wsłucha
I rzeknie z wielkim uśmiechem: »O Panie!
Nie ciała jestem wskrzeszona, lecz z ducha,
Niech mi się jako służebnicy stanie!....«       460
................
................
...(W autografie karta wydarta.)...
................

Tak nieraz stojąc stary majster cechu
Z chorągwi jednej sklepienie uczyni
Dla trzystu ludzi — albo gdy na blechu
Rozciągnie płótno dobra gospodyni;
Tysiące kwiatków nie widzi uśmiechu       465
Słońca i oczu Efeskiej bogini,
Ale się muszą poddać — z tą nadzieją,
Że płótna wkrótce słońcem wysrebrnieją

I będą zdjęte. — Jestem z liczby kwiatów
Podobrusowych, często słyszę ślepy       470

Nademną jakieś kruszenie się światów,
Szczepienie duchów nowych w stare szczepy,
Pszczelny brzęk niby naszych antenatów,
Idących pomóc. — Lecz że ja do rzepy
Płonącą swieczką włożę, pisząc wiersze,       475
Nie widzę, abym widział swiaty szersze.

atessa.

Zawszeż ta bojaźń o nabyte skarby
Pracami wieków? zawszeż nieujęcie
Twojej tęczowej myśli w żadne karby?
Zawszeż ci błoto cielesne na wstręcie?       480
Gdybyś mógł stopić twoje wszystkie farby
W jednym miłości Bożej dyamencie
I zostać chwilę w czystym bezkolorze,
Miałbyś zeń potem wszystkie ognie Boże.

Przedlotem ducha swiaty byś wyminął,        485
Wiedział o niebie, nim się inny dowie.
Mrówko! nie będziesz ty przezemnie słynął,
Ja ci się strzaskam jak piorun na głowie;
Ja, z którąś dawniej ty jak łabędź płynął,
Kiedyś był nowy i sił nie miał w słowie.       490
Teraz, gdyś wylał ducha serca krzykiem,
Mam cię, niższego, moim niewolnikiem.

Nie drgaj mi jako struna, co chce pęknąć,
Bo mi nie pękniesz, lecz będziesz jak struna,
Która gdy rani, to krwią musi zmięknąć —       495
Lecz tobie strachu trzeba... Patrz, tam łuna
I księżyc, co chce jak umarły jęknąć,
Taki boleśny! Tam morze i truna,
Którą prowadzą fal czerwonych nogi —
Patrzaj!... w trumnie ten, co prostował drogi.       500

Czy widzisz żagli tych trumnianych bicie
W opiekielnione złemi duchy fale?
Bo się nie siarką wy bez fal palicie,
A piekło nie jest w niebie, ani w skale;

Lecz jest to duchów do ziemi przybicie,       505
I krzyż — i po ciał władzy gorzkie żale,
I czas powrotu do ciał niewiadomy,
I czyn, co w piersiach grzmi, jak puste gromy.

Czasem się zbiją i prą całą ścianą
Naturą — a ich oddech mniej tu waży,       510
Niż tego dziecka, co bańkę mydlaną
Uczyni równą aniołkowej twarzy.
Rozpacz im dano, a skargi nie dano!
W niejednym wulkan się miłostek żarzy
Gdyby im kształtów na kształt i kolorów,       515
Wymarlibyście z widzenia upiorów!

Szczęściem, że każdy niby smierć ponosi,
Gdy wchodzi w ciało i uczyć się musi
Siły — od ręki, co kamień podnosi,
Bolu — od swiecy, co rączkę mu skusi.       520
Więcej się złego obraca na osi
I siły, która Iskrę Bożą dusi,
Niźli ty myślisz. — Patrz, czy nie przeraża
W tej zorzy duchów ta trumna mocarza?

poeta.

To jak kolenda, którą w domu dziada       525
Słyszałem! Idą pasterze! pasterze!

atessa.

Patrzaj, znów jasna na stolicy siada
I od Łotyszów dawny piorun bierze,
A drugi jej grom zdala odpowiada,
To Rzym... to klątwa... to straszne przymierze       530
Z trupami... łączcie prawice do prawic,
O ducha teraz, Boże! — i błyskawic!

poeta.

Straszna, milcząca, powiedz?... Więcem nie miał
Grzechu, bijąc ten fałsz w Chrystusa słowie,
Co siły Bożej nie pił i nie wzięmiał       535
I z swiątyń Pańskich uczynił pustkowie,

A w zmartwychwstania dzień wielki oniemiał.
Jak człowiek, co wie prawdę lecz nie powie,
I tak się chował pod wypadków połę,
Jak chłop, co w piekle myśli wozić smołę.       540

atessa.

Tak jest zaprawdę jakeś odmalował.
Błyskawicami bity gmach był dawno,
Dante, Bokacy... i ten, co wychował
Kopernikową sierotę i sławną
Nogą odpowiedź na wieki wykował,       545
Głowy schyliwszy przed powagą prawną,
I wielu innych. Ty, co w kościół wierzysz
Jak oni — bijąc go — do nich należysz.

Od czasu jako zaprzestał soborów
I gwałt uczynił duchowi w tej przerwie,       550
Sobory były ze słońc i kolorów,
Tam gdzie najczęściej przy męczeńskim ścierwie,
Pod szubienicą z kruków i upiorów
Była girlanda, Teraz wiatr się zerwie,
Który kolumny kościoła okręci,       555
Te wszystkie — których nie podparli swięci,

I zniszczy... Oto wielkie rozwidnienie
...Ducha rozlewa się.......

Więc żem ja dobrze służył słowu Pana,
Kiedym się wzdrygał na tej lutni głosy,       560
Co jak ptaszyna, lotem zmordowana,
Siada... probuje siąść na wszystkie kłosy,
I znowu pierzcha, więc tu jedna ściana
Wiary, na której tyle jasnej rosy
Tęczowej leli malarze, już runie...       565
Pozwol mi myśleć jeszcze o tej trunie...

O tam są siostro, Rafaela loże
I te sufity gdzie.....


I zniszczy... Oto wielkie rozwidnienie
Ducha rozlewa się. O, Jeruzalem,       570
Ubrana w żywe błękitu promienie
Schodzi... a mur jej perłą — wał koralem.
Pierwszy duch, który słońce zrobił cieniem
Dla ziemi — a tę dla słońca opalem,
Już urodzony... chór na ziemi zbiera,       575
Czuje go kamień i morze i sfera.

Biedni to teraz; widzę ich jak stoją,
O swej ojczyźnie zadumani, w bieli,
O swej ojczyznie tylko ziemskiej roją,
A przez nią będą tylko tak lecieli       580
Jako żórawie, co słońce rozdwoją
Girlandą długą... i gdzieś w mglistej bieli
Znikają, — dziecko zniknieniem zasmucą,
Ale chłop stary wie, że z wiosną wrócą.

.................
.................
.................
.................






DO LUDWIKA NORWIDA.

Wracają dla nas piękne Chrystusowe
Gwiazdy, a razem korony cierniowe;
Więc, że to ciebie, Ludwiku, zasmuca,
Że tam ktoś czapki przed tobę nie zrzuca,
A jać powiadam: niechaj cię to cieszy,        5
Żeś wyszedł z ludzi pospolitych rzeszy,
Gdzie dobry złego rad nazywa panem
I czci ukłonów fałszywym liczmanem.
Źli ludzie, pełni zabójczego szału,
Złości i żółci, uznali konieczność        10
Postawić zimną między sobą sprzeczność,
Jakoby ścianę z grubego kryształu:
A tak się widzą i czczą dla zabawki,
Jak napełnione woniami karafki,
Które na drogę kupcy zaszpuntują;        15
Bo tylko widzą, ale się nie czują.
Gdzie ręka ukłon przez wiatry posyła,
Jeszcze tam z dłoni w dłoń nie przejdzie siła.
Lepiejże, bracie, żeś uderzył śmiało,
A w gwiazdę się szkło rozbiło, spękało,        20
Bo teraz zawsze powie ci sumienie,
Które miłością będzie pozdrowienie,
A złe zobaczysz twarze niezakryte
Tych, którzy cię klną za zwierciadło zbite,
Które je dzieli, ale nie zasłania —        25
Stąd idą zimne bez łez pożegnania,

Śluby bez ducha — bez serca przyjaźnie,
Odwaga na świat wyjść poważny — w błaźnie,
Ta sama w podłym i w szpiegu odwaga;
Bo kto nie daje nic — mało wymaga.        30





DO LUDWIKA NORWIDA
W BRATERSTWIE IDEI ŚWIĘTEJ.

I.

Bracie Ludwiku, módl się gorąco,
A podnieś ducha wysoko;
Na trzeźwe myśli, na czyste oko
Witajmy prawdę świecącą:
Podwoje wiedzy już otworzyła,        5
Z miesięcznej wyszła topieli,
Już jest na ziemi, już się zjawiła,
Myśmy ją pierwsi ujrzeli!

Świat nam duchowy stanął otworem,
Widzim skąd moce te biegą,        10
Które tu snem są albo upiorem,
Lub ogniem Ducha Świętego.
Widzim, i cali drżym przerażeni,
Gdy nam widzenie ukaże
Powietrze puste, pełne płomieni,        15
W szkłach wichru lecące twarze.

A cóż, gdy duchy, które przed Panem
Są prawie niczem i ciszą,
Tu nam wybuchną z pod gór wulkanem,
Albo miastami kołyszą,        20
Cóż, gdy te burze, któremi szklanna
Otchłań się morza porusza,

My widzim w duchu — krzyczmy: Hosanna!
Hosanna! żyje już dusza!


II.

Nad wszystkie świata wzleciał szatany        25
Ocknięty, ze łzą u powiek,
Jeden w ojczyźnie rozmiłowany,
Cierpiący nędzarz i człowiek.
I trwa na skrzydłach swoich cierpliwie,
Słysząc sąd o globach nocnych,        30
Które karane są sprawiedliwie,
Bo są dziełem nas — duchów wszechmocnych.


III.

Nieśmiertelność i Wszechmocność —
Oto dwa nowe żywioły!
Dotąd cielesnych czynów bezowocność        35
Wyżarła ducha stodoły,
Świat był bez plonu — lecz teraz manna
Nową przywraca mu dzielność:
Wszechmocność i nieśmiertelność!
Hosanna Panu! Hosanna!        40

Przez nie świat uwiązany do girlandy globów,
Które czas zachwyceniem miłości pożarły;
Przez nie słońca nie umarły,
Przez nie już nie będzie grobów,

Ciało nie uzna skażenia,        45

Bo już je duch na wiecznotrwanie rozpromienia.

IV.

A ty rozrzuć twoję glinę,
Nieszczęsna formo człowieka!
Już zamieniasz się w ruinę...
Próżno cię piękności twoje,        50
Jak pasożytne powoje,
Próżno cię mgła cudowną szatą przyobleka;

Próżno cię ręka przychylna
Stroi — stoisz ty żałobna,
Niedołężna, zamogilna —
A choćbyś była podobna        55
Jowiszowi z brwią zmarszczoną,
Mgłami idejskiemi srebrna,
Nakryta gromów koroną —
Próżno! jużeś niepotrzebna —
Już do piękności zjawionych        60
Nie wejdziesz na eter lżejszy,
Bo najmniejszy z odrodzonych
Świętszy niż ty — i piękniejszy!


V.

Lecz w jakimże biednym żłobie
Położym, o mój Ludwiku,        65
To dzieciąteczko na grobie,
Na ojczyzny mogilniku
Zrodzone? Czy go nam ptacy
Wykarmią? Czy jeszcze łzy nasze?
Ileż wieków, ile pracy        70
I starań Bóg nam poruczy?
Kto je tęczami opasze?
Wyniańczy — chodzić nauczy?
Kto poda mądrości czaszę?
Kto mu będzie pierwszym sługą,        75
Ojcem — kto otworzy ręce?
Jak długo jeszcze, jak długo
Popędy świata zwierzęce
Zepchną glob na dawne tory,
Iść nie pozwolą za blaskiem?        80
Juk długo krwią okryte na świecie aktory
Będą witane oklaskiem!


VI.

Do pracy! a więc do pracy!
Wy, co mi jesteście bracią,
Duchy słoneczne, Polacy!        85
Najwyższą was inkantacyą,

Najwyższą — własnym aniołem —
Na nieśmiertelność zakląłem,
Oto miesiąc wschodzi blady
Nad Polską — cały już nowy,        90
Jak dawna lampa Hellady,
Jak obraz Rafaelowy
Piękny i srebrnego łona —
W nim piękność stoi wsławiona,
Kolor wzięty — ton zdobyty.        95
Teraz co? Dalej w błękity
Pracować na całą wieczność...
Otwarta dla duchów droga —
Skrzydła mamy — dalej w Boga!
Po dar ostatni — słoneczność.        100


VII.

Bo patrzcie! tak jak orlice,
Patrzcie na dolinę z góry:
Oto są dzieciątek chmury,
Oto są globu dziedzice.

Każdy za bańką formy, która oczy mami,        105
Ozwierciadlona form wizerunkami,

Leci z pradziadem i dziatwą,
Głupi i śmieszny na poły...
O jak łatwo! o jak łatwo
Wam, co jesteście anioły,        110

Zarządzić tą gromadą, ich ruchem, pośpiechem,

Zdjąć im ich ciężar ze skroni!...
Miecza na to nie potrzeba,
Ani piekła, ani nieba;
Miłością dosyć — uśmiechem, —        115
Patrzcie tylko, jacy oni!
Patrzcie tylko, co je bawi!
Patrzcie, jacy są ciekawi!
Jak patrzą w każdą foremkę,
W każdą jamę oczy włożą,        120
Każdy proszek biorą w rękę,
Ważą — próbują, czy stworzą;
Cieszą się, że piorun pali,

Że gwiazda na czas przychodzi,
Patrzcie — starzy już i młodzi        125
Krzyczą, że wszystko poznali!
Wyschły im wiedzy strumienie...
O anioły! o anioły!
Czyńcie sobie z nich wesoły

Śmiech — i pozwólcie czoła stroić w zamyślenie.        130

VIII.

Lecz wy! wam wszystko nowe rozkwita,
Jaśni się forma na świecie,
Świat szuka, a wy już wiecie.
Wam  ............
...............
Wam się już listek różany        135
Tłómaczył z nauki słowa.
Wam już oto noc majowa,
Przez owadów święte Jany
Muszeczki swe jakieś złote,
Apokalipsy śpiewała.        140
We wszystkiem już myśli chwała,
Zasługa świeci lub wina,
Grzech widać ducha lub cnotę.
Wam, oto, stoi cytryna
Na strzałki słoneczne, złote,        145
Jak rycerz przed prochu przyjściem,
Odstrzelająca się liściem,
Kiedy ją Febus obarcza...
A kolor — a światło — a tarcza?
Na to woli błyskawica,        150
Na to wam myśli kuźnica,
Wulkan duch w globie wystarcza.
A wy w nieśmiertelne końce
Idźcie, a duch je wam kréśli...
Czy kształt? to go macie w myśli,        155
Czy światło — to w duchu — już słońce.


IX.

Do Boga ręce podnieśmy,
Język rozwięzujmy niemy.

Synowie Boży jesteśmy!
Czem jutro, jeszcze nie wiemy...        160
Każdy silny, o pół kroka
Ku Bogu świat pchnąć dzisiejszy,
A jutro jeszcze silniejszy! —
Każdy jak przepaść głęboka
Zamiarów pełna gorących,        165
Przepaści i uwidomień...
O Boże, któż zerwie płomień
Na hełmie pierwo-idących?
Kto tarcze postawi rzędem?
Kto drogę założy dzidą?        170
Kto strąci? — Duchy w nas idą
Z nieśmiertelności rozpędem.
Dlatego żeśmy Jehowę
Przywołali na ołtarze,
Oto się już potęgi duchów piorunowe        175
Przy naszym kręcą sztandarze;
A gdy go wiatr odwinie, to tak jako wczora
Ludzi, którzy grobów strzegą,
Przeraził twarzą Boga żywego —
Przestrachem — Boga-upiora.        180


X.

Ale kto, bracia, pogardzi słowem,
Siłą u słowa czerpaną,
Komu dziś w ciele błysnąć nie dano,
Kto wierzga dawnym narowem,
Kto dziś nie wstąpi w święte ognisko,        185
Jeno przez oczy ciekawe:
Taki dziś, bracia, pójdzie na sławę,
Jutro na urągowisko;
I to mieć będzie, że gdy my wstajem
Zrzucić głaz, co ducha obarczał,        190
On siedział, głupi, kłamstwa lokajem
I widział prawdę — i warczał.


Dnia 8 lutego 1848.




SŁUCHAJ MŁODY...

Słuchaj młody człowieku,
W kaweczkach piosnka wieku
Duchowi twemu dzwoni,
Żeś wieczny, swiatowładny,
Oliwny, winogradny,        5
Myślący — już w jabłoni.
Duszeczki twojej siła
W dębie się już liczyła,
W krysztale brała miary,
Któremi się dziś mierzy        10
W brylantowej odzieży.





WYJDZIE STU ROBOTNIKÓW...

Wyjdzie stu robotników,
Oborzą miasta grunt,
Wyrzucą łokieć — funt.
Klatki pełne wróblików
Otworzą — i przed tłuszczą        5
Ptaszki na wolność puszczą...
Muzyka nieustanna:
Wolność! Wolność! — Hosanna.

Swięci staną w katedrze
Trzej... i zawezwą ducha,        10
Lud księgi praw rozedrze,
Próchno kart porozdmucha;
Weźmie stare sztandary,
Wyprowadzi jak mary
Za kościół — na mogiły,        15
Zapali, by swieciły
Swiatu dawnemi dzieły,
Błysnęły — i spłonęły.
Bije godzina ranna,
Masy rzekły: Hosanna!





OTO KOLUMNA DUCHA STOI...
(FRAGMENT).

Oto kolumna ducha stoi w formy osobie;
Wyobraź teraz sobie, że się duch w ciele zjawia,
Trójcę najwyższą stawia — w głowie, na samym wierzchu,
Jak lampę, aby w zmierzchu — (o ile siła woli
Pogodzi się z miłością) — ciału twemu swieciła.        5
Ta Trójca otworzyła okna zmysłowi wzroku,
Aby w swiata zamęcie, wtrącon pomiędzy ciemne,
Umiał swiatło przyjemne — od ciemności rozróżnić...
A strzegąc się od ciemnych — ku swiatłym ulatywał.

Niżej duch poukrywał swe tajemnice ruchu        10
I drugą trójcę zamknął, — a ta czujna — przez bramy
W dwu stronach otworzone, — gdy słuchamy... powiada,
Która duchów gromada, jakim się ruchem kręci,
I ton — gwiazdnej pamięci sługę — na to wzywa,
Aby sądził — gdzie żywa a gdzie umarła jest struna        15
Bez władzy i bez dzwięku; — w materyi już nie dzwoni.
A to samo też woni władza, w nim słuchając,
Rozsądza — gdy ją trąca śmierć i grzech dobrych tworów.
.....................
.....................





A JEDNAK JA NIE WĄTPIĘ...

Ą jednak ja nie wątpię — bo się pora zbliża,
Że się to wielkie światło na niebie zapali,
I Polski Ty, o Boże, nie odepniesz z krzyża,
Aż będziesz wiedział, że się jako trup nie zwali.

Dzięki Ci więc o Boże — że już byłeś blizko,        5
A jeszcześ twojej złotej nie odsłonił twarzy,
Aleś nas, syny twoje, dał na pośmiewisko,
Byśmy rośli jak kłosy pod deszczem potwarzy.

Takiej chwały od czasu, jak na wiatrach stoi
Glob ziemski — na żadnego nie włożyłeś ducha,        10
Że się cichości naszej cała ziemia boi,
I sądzi się, że wolna jak dziecko, a słucha.





MŁODYCH ŚMIERĆ NIE MOŻE MINĄĆ.
(FRAGMENT).

............
Młodych śmierć nie może minąć,
Tak nam ojców mądrość gada, —
Gdyby spytał, jaka rada,
Leonidas, wódz spartański,
Powiedziałbym: iść i ginąć, —        5
Bo ja jestem Anioł Pański,
Duszę mogę wziąść na siebie; —
Ziemi bryłką nie pogrzebie
Tych, co wierzą, jak ja wierzę...





PIĘKNA JAK ZORZE — DŁUGIE JEJ WARKOCZE...
(FRAGMENT).

...............
Piękna jak zorze — długie jej warkocze,
Ciemne — bez światła w złoto się mieniły,
W oczach szafiru światła i przezrocze,
W głosie anielskie, nieskończone siły.
Porywać serca ludzkie umiejąca,        5
A moc miłosnych dreszczów miała w dłoni,
Gdyś od niej odszedł, a pomyślał o niej.
...............





I ANI MI NA POLU WZNIESIONO KURHANÓW...
(URYWEK).

...................
I ani mi na polu wzniesiono kurhanów,
Ani pieśni, ani urn — ni garnków płaczebnych, —
Spałem na wieńcu węży — przestrachem tyranów,
A pieśń zmartwychwstawała z moich dzieł haniebnych.
...................





NIEDAWNO JESZCZE WASZE MOGIŁY...
(FRAGMENT).

Niedawno jeszcze wasze mogiły
Trąciłem piosnką moją, wygnanko,
I wnet się ze snu grobów ruszyły,
Wnet się ruszyły, o Krakowianko!

Niedawno mój duch ogniami dmuchnął        5
Na górę Heklę, tak jak prorocy,
I wnet z pod ziemi wulkan wybuchnął,
Od stu lat śpiący... wulkan północy.





O NIESZCZĘŚLIWA! O UCIEMIĘŻONA!

O! nieszczęśliwa! o! uciemiężona
Ojczyzno moja, — raz jeszcze ku tobie
Otworzę moje, krzyżowe ramiona,
Wszakże spokojny, bo wiem, że masz w sobie
Słońce żywota.





O NAJSTRASZNIEJSZĄ Z WSZYSTKICH TAJEMNIC...
(URYWEK).

O najstraszniejszą z wszystkich tajemnic Boga się mego
Pytałem... a duch ciałem moim chwiał jak lampa gasnąca.
A oto — jak miesiąca krąg i Dyanny mara,
Pajęcza siatka stara i pyłem okryta
U mojego sufita, w izbie ubogiej wisiała...        5
W niej utkwiły me oczy... a szara i słońca promykiem
Złota sień   ...............
...................





NA TO JEDNA ODPOWIEDŹ...
(FRAGMENT).

....................
Na to jedna odpowiedź. Weź w rączęta sliczne
Lampę Psychy — i za mną przez mgły historyczne
Chodź!... Za tobą twój smutnik brat niech zwolna kroczy...
Duch jest swiat... w ten obraz ducha nasze oczy
Miejmy wryte... i posrzód dziwnych malowideł        5
Naprzód zwolna — aż w myślach dostaniemy skrzydeł —
Postępujmy... a może, oto niespodzianie,
Z pięknej pamięci — niby romans stanie
Związany —    ...............
....................

Na to jedna odpowiedź. — Wielki, kto posłucha,        10
Że wszystko jest przez ducha stworzone dla ducha.
A jeśli tak — to oto swiata przeszłość cała
W nas zamarła i z nami razem zmartwychwstała.
A gdy chcesz — to w pamięci cała zmartwychwstanie.
Lecz jakże mi uwierzysz?  ...........        15
....................

Na to ja mam odpowiedź — lecz ta jest otchłanią
Wiedzy — i wy czekacie i swiat czeka na nią,
I patrzy w górę — Boga chcąc widzieć za mgłami,
Lecz On nie jest za zorzą i za księżycami;
I w smętkach ludzkich nie jest jak sen znaleziony,        20
On w czynach ducha napół już leży spełniony.
Już Go widać — jakoby pół posągu w globie,


W swiatłach ducha — i w pracach — i w narodów grobie
Wiecznie pustych — i w ludów ciągłych zmartwychwstaniach,
I w każdym z nas — On większy niż w morskich otchłaniach,        25
Niż w Alpach, — piorunami co są uwieńczone.
On mówię — Bóg-Duch — swiatło już na pół wskrzeszone
W ciemnych globu aniołach — złoci ciała nasze...

Pozwólcie więc, że stułą was drugą opaszę,
Nad tę, którą was ręka związała kapłańska        30
Przed wieńcem was zwiążę... a już lampa Pańska
Prawdy — nie zgaśnie więcej pod waszą kotarą.
....................





ZWIĄZANO WIENIEC...
(FRAGMENT).

Związano wieniec z rzeczy przeklętych,
Lamp pogaszono tysiące świętych,
Pod jeden topor ludzkość się kładzie,
Zegary wszystkie stoją na zdradzie,
Prac przenajświętszych łamie się moc:        5
O! wielka noc! o! wielka noc!

Czujmy — bo kur wnet zapieje trzeci,
Ciemności wiecznych anioł przeleci...





OTÓŻ PODSTAWA WASZA...
(FRAGMENT).

Otóż podstawa wasza — i podstawa swiata,
Ta dawna — smętna — złotej twórczości utrata,
Dotąd nie odzyskana... Więc że ten dzień złoty,
Rajski — w wasze duchowe włożywszy istoty
Jak lampę — przedsiębiorę przez wielkie boleście        5
I pracę — część tej chwały, która się niewieście
W pracy swiata należy — czyniąc tobie wieńcem,
Prowadzić cię — z twym jasnym teraz oblubieńcem,
Przez sprawy globu. — Sprawą nazywając Bożą
Szczeble, przez które duchy wstępujące tworzą        10
Coraz nowe potęgi — formą objawione;
A to czyniąc — rozwiążę rytmy i szalone
Puszczę słowa, by ludzie mogli widzieć prości
Logiczne słońce w rzeczy lecących prędkości
I mieli odtąd wiarę w ducha samotrwanie...        15





WIDZĄC WAS TAKICH, NIERAZ POMYŚLAŁEM SOBIE.
(FRAGMENT).

Widząc was takich, nieraz pomyślałem sobie
Jakiby koniec ducha waszego żałobie
Położyć... z której strony trącić w ból nieznany,
W boleść zadaną duchom bez ciosu i rany.
I zaprawdę, nie widzę, aby dzi[siaj] łzami        5
Strute duchy inaczej jak wiedzy słońcami
Mogły być uleczone, — dlategom głęboko
Słuchał — z których stron swój jęk żórawiany wloką
Dzisiejsze świata dusze — przez ręce szatańskie
Jakoby rozstrojone, złote harfy Pańskie,        10
I popsute — że więcej nad głos urągania
Nie słychać... nawet w ludów choralne śpiewania
Kto się wsłucha — o mili moi — cóż dopiero
Słyszy ten  ..............
..................





POZWOLICIE, ŻE W DZIEŃ ŚLUBNY...
(URYWEK).

Pozwolicie, że w dzień ślubny — ja wam brat przyniosę
Piękną lampę — w promienie całą złotowłosę,
Rozrzucającą swoich rozpromienień złoto,
I tą — was — ducha mego niezręczną robotą
Pozdrowię...        5





DUCH I TRUP, KTÓRY NA PŁOMIENIACH LATA...

Duch i trup, który na płomieniach lata
A ma szafirem płaszcz umalowany,
Gdym odszedł — stanął Panem tego swiata.

Z gwiazdy, która swój swit ciągle błyskany
Nad moczarami w człeka przemieniła,        5
Błysnął — i ogniem był jak trup porwany.

A w kołach duchów twarz złota swieciła
Mimo obrotu — w szworniach — nieruchoma,
Że prawdę mówię — ja duch — wie mogiła.





I WSTAŁ ANHELLI Z GROBU...

I wstał Anhelli z grobu — za nim wszystkie duchy,
Szaman, Eloe... cała ćma z grobów wstawała
I wszystkie brały dawno porzucone ciała.

A Sybir był zaćmiony jakby zawieruchy
Ciemnemi i powietrze się ciągle mięszało        5
I chmury szły i grady błyskały i grzmiało.

Wstaliśmy i ku Polszcze szli — a na cmentarzu
Zatrzymał Szaman ową straszną duchów zgraję
I spytał głośno: Kogo z mogilnych nie staje?

A wszyscy byli; — straszny i zimny grabarzu        10
Smierci, gdzież jest twój oścień, gdzie zwycięstwo twoje?
Wszyscyśmy byli — i krwi naszej poszły zdroje.





POLAK, JAK MÓWIĄ — UJRZYSZ GO ZAPEWNE...
(URYWEK).

Polak, jak mówią, — ujrzysz go zapewne
W dworcu, przy stole i dzbanie — w kontuszu,
Podgolonego, — Niebieską Królewnę
Nosi w szkaplerzu — a ma koło uszu
Krysy od szabel. — Pewnie nas zagoni        5
Tam gdzie pieprz rośnie, gdy się nie poznamy
W stajniach obszernych na defekcie koni,
W domu na dychcie jakiej złotej lamy.
Trzeba się dobrze mieć na ostrożności
A potakiwać — bo to człowiek wzięty,        10
Sławny — i w domu miewa dużo gości.
A potem...
Córki jak trzy dyamenty...
.................





SOWIŃSKI W OKOPACH WOLI.

W starym kościołku na Woli
Został jenerał Sowiński,
Starzec o drewnianej nodze,
I wrogom się broni szpadą;
A wokoło leżą wodze        5
Batalionów i żołnierze,
I potrzaskane armaty
I gwery: wszystko stracone!

Jenerał się poddać nie chce,
Ale się staruszek broni,        10
Oparłszy się na ołtarzu,
Na białym Bożym obrusie,
I tam łokieć położywszy,
Kędy zwykle mszały kładą,
Na lewej ołtarza stronie,        15
Gdzie ksiądz Ewangelią czyta.

I wpadają adjutanty,
Adjutanty Paszkiewicza,
I proszą go: »Jenerale
Poddaj się... nie giń tak marnie«        20
Na kolana przed nim padli,
Jak ojca własnego proszą:
»Oddaj szpadę Jenerale
Marszałek sam przyjdzie po nią...«


»Nie poddam się wam panowie —        25
Rzecze spokojnie staruszek —
Ani wam, ni marszałkowi
Szpady tej nie oddam w ręce,
Choćby sam Car przyszedł po nią,
To stary — nie oddam szpady,        30
Lecz się szpadą bronić będę,
Póki serce we mnie bije.

Choćby nie było na swiecie
Jednego już nawet Polaka,
To ja jeszcze zginąć muszę        35
Za miłą moją ojczyznę,
I za ojców moich duszę
Muszę zginąć... na okopach,
Broniąc się do smierci szpadą
Przeciwko wrogom ojczyzny,        40

Aby miasto pamiętało,
I mówiły polskie dziatki,
Które dziś w kołyskach leżą
I bomby grające słyszą,
Aby mówię, owe dziatki        45
Wyrosłszy wspomniały sobie,
Że w tym dniu poległ na wałach
Jenerał — z nogą drewnianą.

Kiedym chodził po ulicach
I smiała się często młodzież,        50
Żem szedł na drewnianej szczudle
I często stary utykał.
Niechże teraz mię obaczy,
Czy mi dobrze noga służy,
Czy prosto do Boga wiedzie,        55
I prędko tam zaprowadzi.

Adjutanty me, fircyki,
Że byli na zdrowych nogach,
To też usłużyli sobie
W potrzebie — temi nogami,        60

Tak że muszę na ołtarzu
Oprzeć się człowiek kulawy,
Więc smierci szukać nie mogę,
Ale jej tu dobrze czekam.

Nie klękajcie wy przedemną,        65
Bo nie jestem żaden święty,
Ale Polak jestem prawy,
Broniący mego żywota;
Nie jestem żaden męczennik,
Ale się do smierci bronię,        70
I kogo mogę zabiję,
I krew dam — a nie dam szpady...«

To rzekł jenerał Sowiński,
Starzec o drewnianej nodze,
I szpadą się jako fechmistrz        75
Opędzał przed bagnetami;
Aż go jeden żołnierz stary
Uderzył w piersi i przebił...
Opartego na ołtarzu
I na tej nodze drewnianej.        80





VIVAT POZNAŃCZANIE!

Gotują się na powstanie —
Pobłogosław Panie Boże,
Tak jako kaczki za morze
Wybierają się — na wroga
Już! już! vivat Poznańczanie!        5

Potrzeba pierwej, mospanie,
Obliczyć wielu nas stanie
I na koniach i bez koni,
I trzeba zakupić broni
I haj! vivat Poznańczanie!        10

Obliczyli i bez sprzeczek,
Co jest w Polakach nielada,
Że kupić broni wypada,
Broni na takie powstanie
Aż całych trzydzieści beczek.        15

Toż to są ludzie, mospanie,
Prawdziwe swiatu lamparty,
Gdy się bić to nie na żarty,
To nie muchy bić na ścianie
Lecz łby! — vivat Poznańczanie!        20

Toż to ludzie w Borostanie,
A pełni są ekonomii,
Bo chociaż chcą antynomii,

To mają też i poznanie,
Że źle jak broni nie stanie.        25

Toż to jest, mospanie, sliczny
Do polskiej dawnej natury
Przylew: mysł filozoficzny,
Mysł filozoficzny, który
Radzi — ostrożnie i z góry...        30

Wprawdzie jakiś tam półgłówek
Krzyknął na radzie wojennej,
Że można broni kamiennej
Użyć — albo dubeltówek,
Chciał zdradzić — szelma półgłówek.        35

Przez warty obluzowanie
Smielszy, ów syn sukisynów,
Radził dostać karabinów
I zaraz zacząć strzelanie
I ruch. — Vivat Poznańczanie!        40





WTENCZAS W POZNANIU...
(URYWEK).

.....................
Wtenczas w Poznaniu był ruch nieustanny,
Ale przez inne zapały sprawiony,
Wcale nie z mózgu — ruch cebernetyczny,
Ani też modny ruch — ale uliczny...

Szewcy, Mospanie... dawali ton, który        5
Chociaż sprawiony w bardzo nizkiej strefie
.....................
.....................







PRZYPOWIEŚCI I EPIGRAMMATY.


I.

Boga w Trójcy pojmuję — w moich piersiach gości,
Mnie tworzył — ilem swięty kształty jemu tworzę...
Ale nikt dotąd Boga nie pojął w jedności,
A choć kto wmawia, że wierzy, nie może.





II.

Prąd sprawy idzie przez Boga zaczęty,
Serca dziś jako kamienie rozwala,
Wczoraj słyszałem wąsacza Moskala,
Który w Paryżu bunt ogłosił swięty,
Jak Polak Chrystus — słuchałem wzdrygnięty,        5
Bo on nie anioł, bo on nie chciał krzyża,
Ale w oddechu mieszczańskim Paryża
Stał pod krwawemi jak duch sakramenty.

Z Mongolskiej jego i wychudłej cery
Nie swiatło — ale błysk żółty wychodził,        10
W ucho szeptały — la mort Robespiery;
Anioł krwi — w oczach pijanych się urodził,
Myśl była nakształt dychaczki Chimery,
Ogniem nie w serca nam — lecz w głowy godził.





III.

Ja ci mówię, że czynisz dziś rzecz bardzo smutną,
Ranę, dla której tobie jutro nogę utną, —
A ty mi odpowiadasz — spiję się i wstanę,
Nie wiedząc, że sam sobie zadałem tę ranę.
— Dobrze, bracie! lecz jutro noga będzie chora,        5
Utracisz ją — i jeszcze zapłacisz doktora.





IV.

Gdym był jak anioł, co w niebo kołace,
A chciał swiadectwa czystym moim czynom,
Rzekł mi mój Ojciec: Takim jak ty synom,
Gdy są cierpliwi, — ja odrazu płacę.





V.

Dawniej mówiłeś, Janie: Majątku nie zjadłszy,
Gdy Polska zubożeje, ja będę bogatszy.
A teraz ci w kieszeni weksel każdy gada,
Że spadasz na majątku, gdy ojczyzna spada —
Tak ci miłość powszechną napędza do głowy        5
Srogi bat nauczyciel i kurs papierowy.





VI.

Zdrowy rozsądek z myślą walczył kolumbową
Tem, że pod globem ludzie chodzą na dół głową.





VII.

Napełń się przenajświętszym ducha Sakramentem
A w duchu będziesz rządził globem jak okrętem.





VIII.

Karty się dają wszystkie wytłómaczyć tuzem,
Niemcy Niemcem, — Francya ptaszkiem i Francuzem;
Polak się nie rozumie choć żyje od wieka,
Bo musi wprzód rozwiązać zadanie człowieka.





IX.

Otrzymawszy wprzód na to jednomyślną zgodę
Zgodzono się przedawać w pewnem mieście — wodę,
Jednego tylko potem człowieka złapano,
Który chciał dawać darmo — i ukrzyżowano.





X.

Chcesz wiedzieć, czem dziś byłby nasz kraj odzyskany
W trzydziestym pierwszym roku: to patrz na Hiszpany,

A ujrzysz ziarno, które było w czasu łonie.
Austryjak jakiś baba siedziałby na tronie,
Głupi a nieruchomy, tak jak Jowisz Stator;        5
Przy nim stałby podporą — upadły dyktator.
Przeciw myślom praktycznej broniliby tezy
Ministry — uszablone, grube Narwaezy,
Słodki nasz książę i Pan wielce ukochany,
Polityk, jak on cichy Martynez różany,        10
Do ministeryum częstym wracałby nawrotem,
Sterując między królem a prawem — z Guizotem.
Polskim groszem, co z chleba sypie się, anielski
Bankrutowaćby zaczął dawno już pan Jelski;
Po nim zaś pan C[ieszkowski] w kredytu postaci        15
Byłby już nas pozbawił dawno cyrkulacyi.
Cóż więcej? pod wojennym prawem i pod biczem
Barceloną byłoby Wilno z Mickiewiczem;
Gdy przeciwnie wieszcz ciemny, w swoich drogach skryty,
Wlatując w dwór przez okna, albo przez kobiety,        20
Znikałby nawarzywszy kwaśnych intryg piwa,
Sądząc, że ciemny dramat z królami odgrywa.
Z ludem byłoby trudniej — przyszłoby nareszcie
Do sikawek, jak w Porta-sol — na Starym mieście.





XI.

Możnemu, który dzisiaj dom upięknia sobie,
Powiedz, że gdziebądź jutro zbudzi się na globie
A wnet złoto rozleje po swiecie jak wodę,
Chcąc, aby w każdym domu jutro miał wygodę.





XII.

Zemścił się włos. — Na pomoc woła dzisiaj sztuki
Łeb, który mając włosy używał peruki.





XIII.

Przeczułby człowiek, który z ducha rzecz rozbiera,
Dzisiejszą głowomanią — z peruki Woltera.





XIV.

Kłaniał się Francuz, wszystkie pozdrawiał karety,
Zato dziś Francya nosi na głowie tupety.





XV.

Francya jest krajem ugód; począwszy od mody,
Aż do języka, wszystko wyrosło z ugody;
Zgodzić [się] bowiem na to trzeba było z góry,
Że złodziejstwo i czosnek jest nazwiskiem kury.





XVI.
PROŚBA SZEWCA.

Złotówka niesie procent — zapłaćcież mi z góry,
Bo ja dziś biorę — jutro muszę dać za skóry.





XVII.
KREDYT P. CIESZK[OWSKIEGO].

Pieniądze niosą procent — więc choć głodno patrzy,
Szewc niech czeka do roku — musi, bom bogatszy;
A zato, żem wydawał nie skoro, ze wstrętem,
Mnie kraj procent zapłaci — ja szewca procentem.





XVIII.

Chcesz widzieć kraj bogatym? Wynajdź na to sposób,
By mój dukat dziś obszedł ręce wszystkich osób,
A każdy powie: nie ma szczęśliwszego swiata
Zyskuję dziś i tracę na siebie dukata.





XIX.

Ten tylko od pieniędzy procent płacić może,
Kto w roli twórczej ducha posiał je jak zboże.





XX.

Z ducha jest ruch, — pieniądze za nim jak szaleńce
Toczą się i obiegu tworzą piękne wieńce,

Wieńce przez oczy ducha z wysoka widziane,
Jak pierścienie srebrzyste, złote i miedziane.
Kto tchórz albo nad miarę z siebie wydobywa        5
Lub skąpi, ten je w srzodku zawichrza i zrywa.
Rząd to widząc, by naród nie cierpiał na zdrowiu
Jak piękna, ciężko lana fontanna z ołowiu,
Dżdżem złotym napełniona, chociaż wewnątrz pusta,
Leje ciągle kruszcami przez ręce i usta,        10
Więc największy się zdaje najobficiej swięty
Wieniec — przez rząd chociażby z pożyczek poczęty,
On bowiem półpierścionki zamienia w pierścienie
I w rzece złotej topi skąpce jak kamienie.





XXI.

Gdybyś twego dochodu grosz wydał i stracił,
Dłużnikby ci twój jutro tym groszem zapłacił.





XXII.

Z rozrzutnika dziś płynie, lecz fontanna licha,
Jutro ryba, w tej wodzie stworzona, wyzdycha.





XXIII.

Ani rola, ni handel, ni prac rozdzielenie
Nie jest zrzodłem bogactwa kraju — lecz natchnienie.





XXIV.

Za Jowisza konałem niegdyś śmiercią krwawą,
Potem za Rzym — za honor — za krzyż i za prawo.
Wszystko to za Jowisza — raz swięcie konałem,
Aby we mnie duch Boży nie klęknął przed ciałem.





XXV.

Gdyby chciał sprawę ducha odnowić Hiszpanem
Pan Bóg, byłby im Soulta uczynił Sułtanem,
A jużby się dziś, jak my, z pod własnych bezwstydów
Wydobywali duchem Kolumbów i Cydów.





XXVI.

Któryś pono, pan wielki podobno, Mopanku,
Miliony swe w złocie kazał nieść do banku;
Sługom dał worki — drogę rozpowiedział prostą
A sam wszedł na wysoką wieżę ze starostą.
A niedowidząc pyta: »Powiedz mi Mospanie,        5
Który sługa najpierwszy u bram banku stanie
Takiemu wynagrodzę — a powiedz mi który
Wałęsa się — nie żal mi będzie jego skóry...«
To rzekł i chwilę milcząc, znów czyni pytanie:
»Cóż, który?« — A starosta na to: »Żaden Panie, —        10
Owszem zdają się pełni przestrachu i trwogi,
Stoją w miejscu jak gdyby nie wiedzieli drogi«.
»Wskaż im ręką« — rzecze Pan — a na to ponury
Sługa: »Cóż kiedy żaden nie patrzy do góry,
Wszyscy zdają się raczej odmawiać paciorki        15
I zamyśleni w ziemię patrzą lub na worki«.
Zasępił się poważny pan i dobrotliwy
I rzekł: »Jeśli się modlą to będę cierpliwy.
Może który modlitwę mówiąc, w duchu stanie
I wspomni sam na ono moje rozkazanie«.        20





XXVII.

Zgodzić się z wolą Boga? łatwo w tem zawinić!
Chrystus ją nam na globie rozkazuje — czynić.





XXVIII.

Sam tylko wąż przeklęty Jehowy wyrokiem
Magnetyzuje ptaszka językiem i wzrokiem.





XXIX.

Abdul-Kader w pustyniach za Atlasu grzbietem,
Pełny Boga dla ludu swego był meczetem.





XXX.

Kościoł twój tam, skąd Boskie płynie ci natchnienie
A nie tam, gdzie krzyż widzisz, belki i kamienie.





XXXI.

O krzyż Cię proszę modlitwą gwałtowną,
O krzyż i siłę pod rozdarciem ćwieka,
Całemu swiatu lampą tak cudowną
Stać się — gdzież większa jasność dla człowieka?

Panie! Nie jest to, Panie, modlitwa nabożna        5
Albo prośba rycerza, który o krew woła,
Panie! bo dych inaczej pokonać nie można
Tylko w smierci godzinie miłością anioła.





XXXII.

Pan Bóg kazał nam walczyć siłą każdą siłę,
Oszukać jedną tylko pozwolił — mogiłę.





XXXIII.

Nie to człek duchowny, podług Zana słów,
Który swoją myślą tak wysoko strzela,
Że się nad Madonną dziwi Rafaela,
Lecz o tym człowieku, że duchowny mów,
Który chory, chromy, po stracone zdrowie        5
Pełznie do obrazu Panny w Częstochowie
I wraca zdrów.





XXXIV.

Więc mowa narodowość stanowi niemiecką,
Mówisz Grymie? — Niech Pan Bóg ci da nieme dziecko.





XXXV.

Szli krzycząc: Polska! Polska! — wtem jednego razu
Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu,
Pewni jednak że Pan Bóg do synów się przyzna
Szli dalej krzycząc: Boże! ojczyzna! ojczyzna.
Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka,        5
Spojrzał na te krzyczące i zapytał: Jaka?

A drugi szedł i wołał w niebo wznosząc dłonie:
Panie! daj niech się czuję w ludzi milionie

Jedno z niemi ukochać, jedno uczuć zdolny,
Sam choć mały lecz z prawdy — zaprzeczyć im wolny.        10
Wtem Bóg nad Mojżeszowym pokazał się krzakiem
I rzekł: »Chcesz ty jak widzę być dawnym Polakiem«.





XXXVI.

Gdyby instynkt nie szeptał: wiecznąś jest istotą!
Nie nająłbyś żołnierza za Rotszylda złoto.





XXXVII.

Za to Hiszpania w prochu powalona leży,
Że za Boga ginących — tchórz uczył pacierzy.





XXXVIII.

Religii, która się w duchu krajów wzmaga,
Nie pacierz — lecz najlepszym dowodem — odwaga.





XXXIX.

Nieranność Achillesa, a stąd jego dzielność,
Jest to uczuta w duchu wielkim nieśmiertelność.





XL.

Ludzie wielcy, a z siebie ruch urodzić zdolni,
Posrzód min pękających chodzą najpowolniej.





XLI.

Chcąc swiatłem się wydostać z krainy upiorów,
Musisz wprzód Bogu złożyć ofiarę z kolorów.





XLII.

Ziarnem Polski być jeden prosty człowiek może,
Jak w ziarnku żyta — żyje całe przyszłe zboże.





XLIII.

O grzechu pierworodnym pytasz mię z uśmiechem?
Patrz — już tęcza jest swiatłych pierworodnym grzechem.





XLIV.

Cmentarze są za miastem, wszakże im nie szkodzą
Rogatki, cła nie płacą, a do miasta wchodzą.





XLV.

Z pogardzicieli rzemiosł — potomstwo wyrosło,
Czczące dziś rozum tylko taki, jak rzemiosło.





XLVI.

Za głosem Bossueta wszystko dziś wykrzyka:
Bóg jest zegarmistrz bez rąk i bez czeladnika.
A zegar pono z duchów lenistwa i winy
Na słońcu ducha z kształtów pokazał godziny.





XLVII.

Narodowoście, które sama forma wiąże,
Za kieszeń trzyma bankier a za głowę książe.





XLVIII.

Znajdź najszlachetniejszego — a potem cierpliwy
Buduj kraj, — w którymby ten swięty był szczęśliwy.





XLIX.

Ksiądz rękę we mnie włożył, uwiązał za duszę
I krzyczy: rusz się o kraj! — czemże ja się ruszę?
A on mówi do ruchu: porusz twoje kości
I krew, która w zwierzętach zawsze chce wolności.





L.

W Bogu, w duchu, w idei, mówisz, cel daleki,
Siła to grunt... Toż chłopom posyłaj bifszteki.





LI.

Coś — coraz żywszym z grobu podnosi Polaka,
Nie liczba, — bo ta z dawna jest omal jednaka.





LII.

Gdzie jest Bóg tego księdza? gdzie do niego droga?
Mówi z ambony: na wsi jestem bliżej Boga.





LIII.

Dajesz do nieba paszport opłacony złotem,
A szatan, twój sekretarz, pisze go z powrotem.





LIV.

Jeśli się duchem w gwiazdy, jak kamień, wyrzucę,
Zajaśnieję — i może głazem być nie wrócę.





LV.

Powiem ci przypowiastkę. Oto w głębi jarów
Jeden pan mieszkający za czasu Tatarów,
Wlazł z rodziną w utwierdny swój dworzec zamkowy,
Wzniosł parapety — wkoło kazał kopać rowy,
Ponapełniał je wodą, mosty z łańcuchami        5
Popalił — a nareszcie zamurował bramy,
Postanowiwszy sobie — mimo niewygody —
Przez okna i przez furtki i tylne ogrody
Wyłazić na swiat, ile razy go potrzeba
Zmusiła — szukać sobie sąsiada lub chleba.        10
To uczyniwszy długo w zamku żył spokojnie
I umarł — tak jak żądał w łóżku — nie na wojnie.
I stało się, że po nim przyszedł syn nabożny,
Wielbiciel ojca — równie jak ojciec ostrożny,
A ten swoje zwyczaje — krom żadnej nauki        15
I tłómaczenia — przelał gdy umarł — na wnuki;
Więc ci — choć się na świecie wszystko odmieniło,
Urosło — choć Tatarów już dawno nie było,
Bram nie odmurowali — owszem sen je słodki
Upewniał, że swe mądre naśladują przodki,        20
Strzegąc ojców mądrości... I stało się z laty,
Ze wkoło rosły miasta, mnożyły się chaty,
A on zamek niezmienny i nakształt mogiły
Stał pełny ludzi — owszem wody w rowach zgniły,

Zaszły pleśnią i gadem... więc z rowów fetory,        25
Żółte febry — morowe ogniste upiory
Wychodziły... więc się skrzydło śmierci rozpostarło
Nad zamkiem, — co dnia któreś z tej rodziny marło,
Co dnia dzwon — a żaden się z poddanych pod plagę
Nie odważył — ów zwyczaj oddać pod rozwagę,        30
Woleli żyć pod strachem choroby i gadów.
Aż ono powstał wreszcie głośny śmiech sąsiadów
Widzących, — że miasto bram na wielką ulicę
Otworzyć — ci przez furtki i przez okienice
Wyskakują, jakoby szpitalni szaleńce,        35
Bez wyjątku — matrony — panny i młodzieńce,
Nawet starce.
Tę powieść wam powiedzieć trzeba,
Którzy bram, ludy całe wiodących do nieba,
Nie otwieracie, a kto o duch-lud się lęka,
To wy małe prywatnej dewocyi okienka        40
Takiemu odmykacie.





LVI.

Kiedy się boisz duchów, widać, żeś jest dzielny;
Duch, który w ciele czuje strach — jest nieśmiertelny;
Lecz gdyś jest tchórz cielesny, widać, że masz małą
Duszę, która się boi, śmiertelna, o ciało.





LVII.

Możesz się bawić światem, póki cię duch Boży,
Jak strażnika nad swemi skarby nie przełoży.





LVIII.

Nie wiem, co się dzieje? Ku duchowej stronie
Swiat dziś, k’dyablu jadący, odwraca swe konie.





LIX.

O konstytucyach, jak o fortepianach, słyszę,
W których się zamieniają ludzie na klawisze,
Pedały instrumentu są Pluton i Ceres,
A gra na nim — najwyższy pieniężny interes.





LX.

Prawo Mojżesza w globie wyryte głęboko
Dotąd trwa — ząb dasz za ząb — i oko za oko;
Bóg chce, aby się tego prawa domyślono —,
I spełnia je — schowany za smierci zasłoną.





LXI.

Sto dam za grosz — tym, którzy jałmużnę uczynią,
Mówi Pan; — cóż byłoby, gdyby stał ze skrzynią?
A to prawdziwy byłby dla lichwiarzy Eden,
Taki ogromny procent z grosza — sto za jeden!
A jednak Bóg jest godzien, aby mu wierzono,        5
I płaci — lecz schowany za smierci zasłoną.





LXII.

Lud mówi, gdy zobaczysz, że gdzie skarby płoną
Rzuć nitkę, — abyś znalazł po dniu miejsce ono.
Dla nas to nieśmiertelnych duchów jest nauka,
Każdy zaznasz, co znalazł duch — a czego szuka.
Nić niech będzie — przez gmachy — księgi — piramidy.        5





XLIII.

Małą jest wadą strój modny nowy,
Lecz gdyby ujrzał cud Mojżeszowy,
Myślałby o tem modniś zalękły,
Że gdyby ukląkł — portki by pękły.





LXIV.

Drą się o wolność — Boże nachylaj im grzbietu,
Bo wolność jest jakoby posiadanie fletu;
Jeśli go weźmie człowiek muzyki nie swiadom,
Piersi straci — i uszy sfałszuje sąsiadom.







OBJAŚNIENIA AUTORA.


Str. 19. w. 29:
Jakiś mnich stanął u proga
Luter.

Str. 20. w. 57 i n.:
Na lądzie nowego świata
Żałobne drzewo wyrosło i t. d.
W Ameryce znajduje się drzewo nazwane drzewem śmierci, pod którem zasypiający człowiek umiera.


Str. 36. w. 41:
Krwi trójcę w jednej wcieloną osobie
Napoleon...

Str. 36. w. 51:
I pod kolumną spiżu wszyscy posną
Kolumna Vendome.

Str. 37. w. 65:
Gdzie wielki cmentarz zalega na górze
Cmentarz Père la Chaise.

Str. 37. w. 74:
Gotyckim kunsztem ukształcona ściana
Kościoł katedralny Notre-Dame.

Str. 37. w. 79:
Stoją posągi (gdzie płynie Sekwana)
Most zgody albo Ludwika XVI. z białemi posągami.

Str. 37. w. 90:
Zaczął dynastyą trupów, był ostatnim z rodu
Po wzięciu Luwru na królewskim tronie lud położył trupa...


Str. 38. w. 9:
Na kartach kładł rytownik chmurną dłoń olbrzyma
Na kartach przed odkryciem Ameryki kreślonych, a ogromnej przestrzeni Atlantyku rysowano dłoń olbrzyma z otwartemi palcami. Ta dłoń przerażała rozognioną podówczas fanatyzmem imaginacyą ludzi.

Str. 39. w. 28:
Powstał duch Luzyady, ów olbrzym odmętu
W Luzyadzie olbrzym, duch morza, grozi Hiszpanom i śmierć przepowiada za to, iż odważają się zapuszczać w jego królestwo.

Str. 39. w. 54:
Teraz się wahasz lekko w jedwabnym hamaku
Rodzaj krzeseł, używany w Kolumbii i stosowny do gorącego klimatu tej krainy, jest to siatka jedwabna zawieszona na dwóch kwiecistych drzewach.

Str. 40. w. 76:
Czekaj! może muezin...
Muezin zwołujący pieśnią lud na modlitwę proroka.

Str. 40. w. 78:
Czekaj! może z dzikiego w Kaukazie Aułu

Auł, wioska Czeczeńców.


Str. 44. w. 112:
I sam się zastrzelił na dziale.

Orlikowski, kapitan artyleryi konnej, dowodzący działami w bitwie pod Daszowem. Skończył jak powyżej duma opisuje.






ODMIANY TEKSTU.



Skrócenia: R = rękopis; inne skrócenia objaśniam przy każdym poemacie. — Cyfry arabskie oznaczają liczbę wiersza. — Przekreślone w rękopisie ustępy całe lub wyrazy drukuję w nawiasach ( ). — Teksty podaję z zachowaniem najważniejszych cech językowych i pisowni.

DUMKA UKRAIŃSKA.

Tekst według autografu, znajdującego się w bibliotece im. Ossolińskich we Lwowie; »Dumka« wpisana jest przez poetę w zeszycie razem z »Szanfarym«. Na końcu poematu podpis: J. S. i data.
W. 24. w R. pod wyrazem »tylko« napisane było: »zawsze«; 25. w R. pod wyrazem »kwiecie« napisane było: »kwiatek«. — 147. obali || obbali R.

SONET.

Tekst według wydania w »Pamiętniku J. Słowackiego« (Listy... wyd. L. Meyéta. Lwów, 1899. T. I. str. 8.), odmianki według wydania w artykule Jana Prusinowskiego p. t. »Jeszcze słówko o Jul. Słowackim i próbki pism Wład. Słowackiego« (Gazeta codzienna, Warszawa, 1860, nr. 225.) (G).

3. Zewsząd mnie otaczają czarnych myśli zgraje G; 5. znużone ciało we śnie odpoczywa || na chwilę we śnie umysł mój spoczywa G; 6. myśl znów ulatuje w snów i marzeń || serce, ulatując w wyobraźni G; 7. szczęściu || szczęście G; 10. miłe || lube G; 14. głębokie || wewnętrzne G.

DO LUDWIKA SZPITZNAGLA.

Tekst według wydania w artykule L. Meyéta: »Sztambuch matki Juliusza Słowackiego« (Ateneum, Warszawa, 1895. T. II. str. 93.).

SONETY.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 13—15.).
Pod sonetem IV. w wydaniu tem podana data i miejsce napisania: »1827. r. Wilno«.

MATKA DO SYNA.

Tekst według wydania w artykule Jana Prusinowskiego p. t: »Jeszcze słówko o Jul. Słowackim i próbki pism Wład. Słowackiego« (Gazeta codzienna, Warszawa, 1860. nr 225.).

PIOSNKA DZIEWCZYNY KOZACKIEJ.

Tekst według wydania w artykule: »Korespondencya czasopisma »Kłosy«, Bruksella 1. lutego« — podpis: S(abowski). — Kłosy, Warszawa, 1866. T. II. nr. 32.).

ODA DO WOLNOŚCI.

Tekst według osobnego wydania p. t.: »Oda do wolności i Hymn przez Słowackiego«. W Warszawie (w drukarni stereot. przy ul. Królewskiej w pałacu Dembowskich nr. 1065.) 1830.

HYMN.

Tekst według wydania w »Poezyach Juliusza Słowackiego« (Paryż, 1833. T. III. str. 97—100.); odmianki według druku w »Kurjerze polskim«, Warszawa 1830. dnia 7. grudnia nr. 354. (oznaczam: K) i według osobnego wydania p. t.: »Oda do wolności i Hymn przez Słowackiego«, Warszawa 1830. (oznaczam: W).
Oprócz tego ukazały się współcześnie przedruki w »Kurjerze lubelskim«, 1830. z dn. 9. grudnia nr. 3.; w »Bardzie Oswobodzonej Polski«, Warszawa 1830. grudzień nr. 3. str. 33—35.; w »Szczerbcu«, Warszawa 1830. dnia 1. stycznia i w »Bardzie nadwiślańskim nad brzegami Duranny i Rodanu«, Awenjon 1832. str. 3—4.
1. Bogarodzica || Bogarodzico K. 3. spiew || śpiew K. i W; 4—5. w K. i W. wiersze te są przestawione. 8: spiew || śpiew K i W; 10. Podnieście || Podnieśmy K i W; 12. Wstrzęsną || Wstrząsną K; 15. duszę || dusze K; 17. Drzemał || Dumał K; 27. Jeśli || Jeżeli K; 29—31. w K. brzmią:

Głos Cię pokoleń obwini
Jeśli nie skruszysz narodzie
Krwią Carów zlanej korony.

35. || Lub K; 38. Z ciemnej pognębienia || Wolność z upodlenia K; 39. Z popiołów || I z popiołów K; 41. grzmi || brzmi K i W; 42. Bogarodzica || Bogarodico K; 44. spiew || śpiew K i W; 47. wolnych || wolna K i W.

KULIK.

Tekst według wydania w »Poezyach Juliusza Słowackiego« (Paryż, 1833., T. 101—106.); odmianki według druku p. t. »Kulik Polaków przez Julliusza Słowackiego«, w Warszawie 1831. w 8-ce, str. 8. nlb. (K).
6. Zbudzimy śpiących || Zbudziemy śpiących K; 14. spi || śpi K; 22. Cha, cha, cha! || Ha! ha! ha! K; 29. spi || śpi K; 35. pije || hasa K; 43. dwór || dom K; 51. prosimy || prosiemy K; 57. zamięszkał || zamieszkał K; 65. błękitne rzucał || północne sypał K; 68. sami grają || grają sami K; 69. A my do koni || A wy za nami K; 72. Zamorskie || Dziwaczne K; 74. lepione || krajane K; 86. spią || śpią K; 89. spi || śpi K; 90. spi || śpi K; 91. trzecie || drugie K; 99. Jedźmy więc || Więc jedźmy K.
W wydaniu warszawskiem z 1831. wiersz ten ułożny jest w ośm liczbowanych zwrotek.


PIEŚŃ LEGIONU LITEWSKIEGO.

Tekst według wydania w »Poezyach Juliusza Słowackiego« (Paryż, 1833. T. III. str. 107—110.).

NIEWIADOMO CO CZYLI ROMANTYCZNOŚĆ.

Tekst według wydania w »Poezyach A. E. Odyńca« Poznań 1832.
Odyniec drukując tę balladę umieścił przypisek, w którym oświadczył, iż współ-autorem ballady jest p. Juliusz Słowacki, tytuł zaś Adam Mickiewicz doradził. Ułamki tego wiersza przechowały się w korespondencyi J. Słowackiego z matką, a mianowicie w liście z Paryża d. d. 9. listopada 1832. r. (Lwów 1899., T. I. str. 148.); według tego tekstu podaję odmianki (K).
2. Aż || Wtem K.
W K. wiersze 13 i 14. są następujące:

A obudzon z wielkiej trwogi
Włos się jeży — drgają nogi,

33. Długo || Oni K.

FRAGMENT.

Tekst według wydania w artykule L. Meyéta p. t.: »Sztambuch matki Juliusza Słowackiego« (Ateneum, Warszawa, 1895. T. II. str. 95—6.).

PARYŻ.

Tekst według wydania w »Poezyach Juliusza Słowackiego« (Paryż, 1833. T. III. str. 121—126.).

DO M. ROLA SKIBICKIEGO.

Tekst według wydania w »Poezyach Juliusza Słowackiego« (Paryż, 1832. T. I. str. 159—166.); poprawiłem jedynie w w. 55. »mangolii« na »magnolil«.


DUMA O WACŁAWIE RZEWUSKIM.

Tekst według wydania w — »Poezyach Juliusza Słowackiego« (Paryż, 1833. T. III. str. 111—120.).

W ALBUMIE MARYI WODZIŃSKIEJ.

Tekst według wydania w »Listach Juliusza Słowackiego« (Lwów, 1899. T. I. str. 287—8.); odmianki według wydania w »Dziełach Jul. Słowackiego« (Lwów, 1894. T. II. str. 211.); oznaczam: (D).
1. Byli tam || Tam byli D; 2. sosen || wiszeń D; 3. białe || ciche D; 4. w łąkach smutnie biją || smutnie biją w łąkach D; 5. wodospadem || wodospady D; 7. kiedyś razem || razem — kiedyś D; 10. błogosławiąc chat wieśniaczych || chat wieśniaczych błogosławiąc D; 11. Wszyscy pod jeden ganek || Zajeżdżają przed ganek D.
W D. pod wierszem podpis: Juliusz Słowacki. — Luty 1835. Genewa.

PRZEKLĘSTWO.
DO ***

Tekst według wydania w »Tygodniku Literackim« (Poznań, 1839. d. 20. maja, nr. 8. str. 58.). Odmianki według autografu, znajdującego się w albumie rysunkowem z podróży na Wschód (R).
W tytule: Przeklęstwo || Przekleństwo. R.
10. iż samotności || że w samotności R; 11. moje || błędne R.

ROZŁĄCZENIE.

Tekst według autografu, znajdującego się w albumie rysunkowem z podróży na Wschód.


STOKRÓTKI.

Tekst według autografu, znajdującego się w albumie rysunkowem z podróży na Wschód.

CHMURY.

Tekst według autografu, znajdującego się w albumie rysunkowem z podróży na Wschód.

OSTATNIE WSPOMNIENIE.
DO LAURY.

Tekst według wydania w »Tygodniku literackim« (Poznań, 1839. d. 25. listopada, nr. 35. str. 275.). Odmianki według autografu, znajdującego się w albumie rysunkowem z podróży na Wschód (R).
3. Dla ciebie z || Tobie śród; tłumu || szumu R; 12. Wkrótce || Pamięć R; 16. A w nicość || Cieniami R; 17 Strętwiałość! za cóż ten zimny || Za cóż tak zimny nieczucia R; 18. nasze || moje R; 19. niegdyś || kiedyś R; 24. Za innem biegłaś || Biegłaś za innem R; 29. I nie wiem nawet czy z twego || Nie wiem czy róża z twojego R; 38. Gdzież ty oddechem || Gdzieś ty ustami R; 39. Nie laur || A ten; lecz z ognia || płonący R; 46. za szczęsnych || szczęśliwych R; 47. bladością || ogniami R; 52. w aniele || z aniołem R; 61. spostrzegły || postrzegły R; 62. oczu || oka R; 65. serca || nikłej R; 67. łza || łzy R; 69. moje oczy || oczy moje R.
W »Tygodniku« umieszczona jest w przypisku data przysłania wiersza do redakcyi: »Paryż 1839«; w albumie data napisania: „Veytoux, d. 30. lipca 1835. r.«

RZYM.

Tekst według autografu, znajdującego się w albumie rysunkowem z podróży na Wschód.


SUMNIENIE.

Tekst według wydania w »Tygodniku literackim« (Poznań, 1839. d. 20. maja, nr. 8. str. 58.). Odmianki według autografu, znajdującego się w albumie rysunkowem z podróży na Wschód (R).
5. Osrebrzała || Osrebrzyła R; 6. leciał || jechał R; 8. targały myśli || piosenkę grały R.
W »Tygodniku literackim« w przypisku: Paryż w kwietniu 1839., co oznacza datę przesłania wierszy redakcyi; w albumie podpisano: Rzym, d. 1. maja 1836. r.

UŁAMKI.

Tekst według autografu, znajdującego się w albumie rysunkowem z podróży na Wschód.
W w. 26. zrazu poeta napisał »na swiecie«, potem poprawił na »dokoła«.

HYMN.

Tekst według wydania w »Tygodniku literackim« (Poznań, 1839. d. 6. maja, nr. 6. str. 42.). Odmianki według autografu — rzut pierwszy — będącego w posiadaniu Romana Ujejskiego w Pawłowie (R) i według autografu — rzut drugi — wpisanego w albumie rysunkowem z podróży na Wschód (R1).
W tytule: Hymn || (Do matki mojej) — Na morzu śródziemnym 19. Octobr. R; Hymn. O zachodzie słońca na morzu R1.
W R przed samym »Hymnem« są następujące wiersze przekreślone:

(Matko! moja — twe dziecko noszone na ręku
Widziało zachód słońca, na który proroki
Patrzali pełni luteń Dawidowych dźwięku.
Widziałem roztopione w promieniach obłoki,
Wielką tęczę kolorów i krąg słońca biały,
Rzucający po niebie wielkie światła strzały.


I w myśli mojej było jedno czucia mgnienie.
Rozprysnione na wieczność, jak słońca promienie.
Niech będzie życie pełne chwil takich a prześnię
I zbudzę się u Boga, nie wiedząc, że byłem
(W innym świecie... i że mnie obudził zawcześnie)
Zbudzony — ani spytam dla czego tak wcześnie...

I wieczność mi się w tym słońcu przyśniła
Jako orłowi co ku niemu l(ata)eci
Myśląc, że będzie tam orłów mogiła
Lub gniazdo dzieci...)

2. tęczę blasków || blasków tęczę R; 3. gasisz || widzę R; lazurowej || szafirowej R (szafirowej) R1; 5. Choć mi tak niebo ty złocisz || Lecz chocieś niebo ozłocił R; Chociaś tak niebo ozłocił R1; 7. podniesioną || (pochyloną) R1; 8. próżen i dosytu || (tego swiata próżny) R; 3. Dla obcych ludzi || (Ale dla ludzi) A dla mych bliźnich R; 13. Jako na matki odejście się żali || (Jak dziecko płacze za matką) Jako za matką (odchodzącą z domu) R; 14. Mała || (Płacze) R; 15. na słońce || za słońcem R; 17. błyśnie || zalśni R; 19. Dzisiaj || wczoraj R; wielkiem || wielkim R i R1; 21. Widziałem || Spotkałem R1, lotne || w szarym R; 22. Długim || Spięte R; 23. kiedyś || (kiedyś) dzieckiem R; 26. (Żem się z grobami więcej niż w ojczystem) R; prawie nie znał || nie znał prawie R1; 27. Żem był jak pielgrzym, co się w drodze || (Bawił w domu) Żem był jak człowiek co (się próżen) się w drodze R; 32. (Na każdym polu... gdzie się wiatr (rozrzuci) rozsypie) R; 34. popiołom || (prochom) R; 35. mieć będę niespokojne || mi błędne gdzieś gotujesz R, nieznane gotujesz mi R; 37. Kazano || (Mówiono) R1; 39. Wiem że mój okręt || (Błądzę samotny... i mój okręt) R; 41. Więc że || Że ta R. W R. po w 43. następuje kilka wierszy przekreślonych:

(Więc niech się próżna i żałośna skarga
Roztopi w tęczy olbrzymiej zachodzie
I niech ją wicher z chmurami roztarga,
Że na te słońce zozlane ogromnie
W tęczy-szafirze — i w złotym błękicie
Nowi smiertelni w sto lat będą po mnie
Patrzeć w zachwycie).

44. w niebie || w słońcu R; 47. moją nicością || blasków wiecznością R, (twoją wiecznością) R1; W R. po wierszu 48. są jeszcze nakreślone wiersze następujące:

(Źe moje życie nie jest jak ta gwiazda,
Która dopiero przedzierać zaczyna
Różowy obłok —)
Że moje życie mi dopiero swita
Jak (ta) pierwsza gwiazda — (wynurza się z blasku)
[(wyrazy nieczyt.) wynurzona z blasku
Ale jest jako lilja wpół rozwita
Na białym piasku,
Że tak bez celu wędruje przez morze,
Smutno mi Boże!

Przypisek w R1: d. 20. Paździer.: dopływając do Alexandryi 1836.
W R1 są poprawki waryantów wpisane ołówkiem.
W »Tygodniku literackim« umieściła redakcya następujący przypisek:
»Pan Słowacki przesyłając kilka poezyj do naszego pisma tak wspomina o »Tygodniku«: »Gdym odebrał to pismo, gdym je na stoliku zobaczył, zdawało mi się, żem się o pół drogi do mojej ojczyzny przybliżył; kiedy albowiem jedno jakie dzieło z kraju przychodzące, zdaje się być ziomka przybyciem: to pismo czasowe, pełne różnych imion i talentów, podobne jest do gwaru jakiego polskiego miasta, coby się skutkiem czarów nagle przybliżyło«.

DO TEOFILA JANUSZEWSKIEGO.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych Jul. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 38—41.); odmianki z wydania lwowskiego z r. 1885. T. I. str. 36-40. (M).
Przy wierszu 20. podane są następujące waryanty:

I.

Ujrzałem niebo, które po ......
........ błyskawice letnie
....... Czy pamiętasz chwile

Gdy księżyc wszedłszy stąpał po lawy mogile.
Znając ustawicznego drogę wędrownika.
Widzielismy, że wyszedł z chaty pustelnika,
A potem szedł po góry czarnej... krańcu
I stanął na kraterze, jak rycerz na szańcu,
Lub jak anioł na grobie zmarłego człowieka
Nim odleci w błękity... zatrzyma się... czeka...

II.

Gdzie Wezuwiusz czarniejszem zasępiony licem
Nie lawą, lecz ma srebrnym wybuchnąć księżycem.
Pomnisz, miesiąc, z krateru wynurzony dołów,
Gdy stanął na ponurym kurhanie popiołów
I stamtąd białe czoło obrócił do świata...

36. Nigdy razem na bliskie nie usiędą || Nigdy się na pobliskie nie przeniosą M; 116. wychudłe w białe owinięte || piszczele w białe owijając M.

PIRAMIDY

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1885. T. I. str. 40—43.); odmianki również z tego wydania (M).
W wydaniu tem tytuł mylnie podany: »Odwiedziny piramid«.
21. Wystrzelony pod niebo || Drzew wysoko pod niebem M; 69. królów || głazów M; 77. Od nowej się napaści obroniłem || Natenczas chcąc zebrany tłum rozpędzić M.
W M. w. 89 i n.:

Dwóch mnie za ręce ręką chwycili kościaną
A raz stopę, drugi raz kolano.
Stawiałem w korytarzu, gdzie mi ścianę spodnią
Twarzą do mnie idący Beduin z pochodnią
Oświecał...

95. I dalej korytarzem trumnianego || I znów jak przez korytarz kamiennego M; 109. grobowce pod nogami || kamienie pomnikowe M.


NA SZCZYCIE PIRAMID.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1885. T. I. str. 43—45.); odmianki również z tego wydania (M).
19. Sfinx i grobowce || grobów okruszyny M.
W M. przy wierszu 25. podarty jest następujący waryant:

Dwie równe — myśli trwożne trzymający w grozie
Tworzyły wąwóz gmachów... w głębokim wąwozie
Na ziemi — właśnie słońce patrzało tamtędy —
Widać było, aż w głębi dwa mrówczane rzędy
Czarności nieruchomej... były to poryte
Mogiły, niecałymi kamieniami kryte.


PIEŚŃ NA NILU

Tekst według wydania w.Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 46—8.).

ROZMOWA Z PIRAMIDAMI.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 49—50.).

LIST DO ALEKSANDRA H(OŁYŃSKIEGO).

Tekst według wydania przy »Lilli Wenedzie« (Paryż, 1840. str. 157—166.); odmianki według autografu, wydrukowanego w »Dziełach J. Słowackiego« (Lwów, 1899. T. VI. dodatek) i w artykule L. Meyéta p. t.: »Przekreślone strofy« (Warszawa, 1905.) — ozn. A. — i według wydania w »Tygodniku literackim« (Poznań, 1839. z dnia. 15. lipca nr. 16.) — ozn. T.
3: Spodziewałem się niegdyś || Myślałem całą drogę A; niegdyś || kiedyś T; 5. mumiów balsamiczne || trumien balsamicznych A i T; 7. kończyć || toczyć T; 8. drzewa || krzyża A i T; 9. mię || mnie, T; 10. mnie || mię A; 11. twój. brak || brak twój A; 12. Żem przedsięwziął do ciebie || Że mi na myśl przybiegło A; Że mi przypadło na myśl T; 13. Nad leniwą, więc || Więc nad leniwą T; 15. ludzkiem || ludzkim T; 16. posłańca || mi ptaszka A; gołębia T; 21. gdym o tem rozmawiał || gdy o tym gadałem A i T; 22. lotusów ustrojona || lotusu rozkwiecona A; 24. Ostróżnie || Roztropnie A; 27. naszych strumieniem || Egiptu w morze A; strumieniem || szeroko T; 28. Powiedz mi || Tak mówił T; 29. taka || piękna T; Abissy || dziewice A i T; 3R. bez kwiatów || piaskowej A; 35. Aż || A T; 36. wszystko || wodę T; 37. wszystko to || to wszystko A i 7.’; 39. żeni || wiąże A; bawi T; 40. wahane || szumiące A; 42. o || po A; 43. w A. brak »oka«; 46. jak || i A; 47. oczy || oko A i T; 49. Nilu || rzeki T; 50. wiodą || wiedzie T; 55. Dalej niż || Są A; pamięci i || myśli i krótszego A; 62. odkąszonej || posadzonej A i T; 66. Mało dbam || Co mi tam T; 67. berło lub || gorące A; żelazne T; 68. piasku kamień || kamień piasku A; 69. przez rodzime || wzrosłemi A; stepowe T; 70. Założyli w Judei || Położyli Judei A; 72. Kiedy ja hardy || Tak, że ja mściwy A; 76. słońce idzie || idzie słońce T; 77. Obłąkane w szarańczy zwichrzonej || Czerwone w ciemną chmurę lecącym A; 78. Tam dalej || Na prawo A i T; 79. pokręconym || kolumnowym A; 80. pada || leży A.
W A. wiersze 80 — 1.:

Gdyby to dziś zobaczyć i zmysły przekonać
O widzianym obrazie... można paść i skonać.

81. Krzyczą matki, pobladły starych || Mdleją niewiasty: bladną hardych T; 83. gdy w królów || w granitów A; królów || grobów T; 84. uczynić || utworzyć A; 85. Bogów || Boga T; 88. światowa || ogromnych A; ogromna T; 92. łonach || łonie A; 100. grobowem || grobowców T.
W A obok wierszy 101—104. jest ośm przekreślonych przez poetę wierszy:

(Piękna, przy geniuszu widziana pochodni,
Makbet ta granitowa piramida zbrodni,
Na którą wchodząc myślą bledną widzów twarze,
Piramida nieszczęścia rosnąca w Learze,

Marzeń w Hamlecie... czarnej zazdrości w Otello...
Jeden gmach wystawiony pomnikami wielą,
Który pod takim kątem Will postawił stary,
By w nim niebo błyszczało astronomom wiary).

102: Gmachy stawiane || Stawiane gmachy A; 103. piękną zdaje || zdaje piękną A i T; dumań || myśleń A; 105. bledną z trwogi || bledną białe A; zgrozą bladną T; 108. budzące niebo || stojące ostrzem A; 109. gmachy piramid || egipskie T; 110. wyśledzał || dozierał T; 112. Patrzącemu się oku || Oku patrzącemu A; 114. dotąd nieznane || nieznane dotąd T; 115. od wieków uśpiony || znaleziony w trumnie A i T; 118. połowę || połowy A; prawie połowę || połowę prawie T; 122. Wyświeciły || Wyświecały A; 123. narodów || dziwaczny A; 125. Lecz taki sposób pisma || Taki sposób pisania T; sobie || w sobie A; 126. literach || nazwisku A i T; 127. wyrytem || wyciętem T; 128. rycerskie || rycerskiem A.
W A. po wierszu 128. znajduje się następujący ustęp przekreślony przez poetę:

(Piękność umarłej pięknym przypomina kwiatem...
Lecz na co wygrzebywać prochy pogorzelisk...
Zobacz dziś wędrujący po ziemiach obelisk,
Wygnaniec w obcym kraju — wryty w plac szeroki
Mglistą głowę przed ludźmi ukrywa w obłoki,
O tym, co widział, w żadnym języku nie gada,
Czy ją lud pod nim wznosi — czy we krwi upada
Smutny niezrozumiany... zimny — obojętny.
Nie da cienia, gdy pod nim siądzie żebrak smętny,
Własne nieszczęście jut w nim wytrawiło litość,
Jedynym jego skarbem jest duma i skrytość.
Spotkaliśmy się... pierwszy raz — oba tułacze...
Ten przeniknąwszy później zamiary dościgłe,
Rzekł mi: pozdrów odemnie Kleopatry igłę,
Pozdrów, jeśli twe czółno na Nil się odważy,
I tego, co sam został w Luksorze na straży,
Pod trumny między palmy — pod niebem z błękitu
Ja tu nie umrę... ale zostanę... z granitu!...
Tam obalił monolit — tylko słychać szklanny,
Płacz wiecznie buchającej na księżyc fontanny... )

134. nurkować || nurtować T; 135. zrodziła || zrobiła A i T; 137. Pojąć || myśleć T; wychodnie || wychodźce A; przychodnie T; 140. ją || je A. i T; malować w || kreślić na A. i T.
W A. i T. następują po w. 140. dwa wiersze opuszczone w wydaniu z r. 1840.:

Słychać jak ciche wieki Egipcjanów idą
Mrówki, — mające mrównik zwany piramidą.

W T jest: Egipcyan.
143. Egipskim || Amońskim A. i T; pogrzebane || zagrzebane T; 147. zanurzeni || zatopieni A; utopieni T; 148. w Cezarów || pod Rzymian T; 151. nań leci || wypada A; go chwyta || chwyta go A; 152. Ilot || człowiek A; wskoczył || skoczył A; Kolosseum || Kolizeum T; 153. pokonanym || nieruchomy A; usiada || zostaje A. i T; 155. Żonę || Młodość A. i T; 159. Wzięty z pomiędzy ruin, prochów || Wyrwany z poczerniałych ogniem A; prochów || albo T; 160. obcych krajach błąkać się || ziemiach obcych wędrować A; błąkać się || wędrować T; 161. jakoby || nieszczęściem:: 162. nawet nie da || nie chce rzucić A; 167. trupy || kości A; prochy T; trumiane || trumniane T; 170. świecznik w próżne alabastru || lampę w grobu przeźroczyste A; 172. ożywiona || obudzona A; 173. Że pełny nauk, ciemną przyszłością || I pełnych nauk ciemnej przyszłości A.
W A. po wierszu 178. znajdują się następujące wiersze przekreślone przez poetę:

(Gdy zazierała w grobu głębokiego cienie,
Nie ma go tu... powiedział Anioł Magdalenie.
Taką odpowiedź próżne grobowce przyniosą
Wędrownikowi... nie ma ich tutaj, lecz gdzie są?...
Pytanie wielkiej — dziwnie dzwoniącej próżności,
Jak trąba sądu... w tłumy ciał nie zbierze kości.)

176. skrwawionego || wielką wieczność i A; 178. katakumb || katakomb T; 179. w A. brzmi: Precz z balsamem tego co smutki człowieczeństwa chował; 180. nam || dziś T; dusz || ciał A; 181. duszę ludzką || ludzką duszę A; ludzką || naszą T; 183. egipskiej || Egiptu T; 185. nauki || mowy A; 186. zamieszkał || krył się mnich A; zamieszkał T; 187. Czyniąc mogiły || Robiąc grobowce A; mogiły || grobowce T; 191. sądzę || może A; przyjdzie || przydzie T; 194. pożółkłej || odwiecznej A.
W »Tygodniku liter.« dopisek: Pisałem na łódce Nilowej. — Juliusz Słowacki. Oprócz tego w »Tygodniku liter.« Jest przypisek do wiersza 154:
»Athor, Wenus Egpska, której świątynię widziałem w Tentyrze. Jest to jeden z najpyszniejszych pomników.

Z NILU.
DO***.

Tekst według wydania w artykule dr. H. Biegeleisena: »Wrażenja z podróży J. Słowackiego na Wschód« (Biblioteka warszawska 1891. T. IV. str. 344—5.); odmianki według druku w »Warcie« (Poznań, 1879. nr. 285.) oznaczam (W).
4. domie || domu W; 9—10:

(Ten brylancik na ślubny twój pierścionek zgodny
w głębi fali spoczywa).

12. komunu || komina W.
Po wierszu 19. następują w »Bibliotece warsz.« dwa wiersze przekreślone:

(Lecz ja, co tobie róże — ty, co kwiaty wdowie
Rwiesz na łąkach i niemi ubierasz słomiany
Kapelusz...)

W »Warcie« wiersze te są podane w tekscie.

CZYŻ DLA ZIEMSKIEGO TUTAJ WOJOWNIKA.

Tekst i odmianki według wydania w artykule dr. H. Bieilena: »Wrażenia z podróży J. Słowackiego na Wschód« (Biblioteka warszawska 1891. T. IV. str. 345.).
9 10:

(I pytam kiedy słońce zamigoce)
(I niespokojny jestem o świtaniu).

W w. 11. poprawiłem: »natacza« na: »stacza«.


DO Z. BRZOZOWSKIEGO.

Tekst według wydania w artykule L. Meyéta: „Z nieznanych pamiątek« (Tygodnik illustrowany, Warszawa 1892. str. 105.).

I PORZUCIWSZY DROGĘ ŚWIATOWYCH OMAMIEŃ.

Tekst według wydania w »Listach J. Słoackiego« (Lwów 1899. T. II. str. 42.); autograf, wpisany w dzienniczku z podróży na Wschód, jest własnością L. Meyéta.

O STEPOWY MÓJ NAMIOCIE.

Tekst według wydania w »Warcie« (Poznań 1880, nr. 301.).

Z LISTU DO KSIĘGARZA.

Tekst według autografu, znajdującego się w albumie rysunkowem z podróży na Wschód, odmianki według druku; w »Czasie, dodatku miesięcznym« , Kraków 1857. T. VIII. str. 641-643. (oznaczam: Cz).
W tytule: Z listu do księgarza || Do Eustachego J.... Cz.
6. morskie czuję || czuje morskie Cx; 7. Wycia hyjen || Słyszę wycie Cz; 13. Lecz ty wyrwiesz || Wiem, że zbudzisz Cz; 14. Ty || I Cz; 18. kraj i || słowo Cz; 26. szczękały || brzękały Cz; 30. zgubił || gubił Cz.
W »Czasie« prócz tych odmianek są następujące objaśnienia autora:
W. 35. Tyfon — bóg piekła; w. 37. Athor — Venus egipska.


DO A(NIELI) M(OSZCZYŃSKIEJ).

Tekst według autografu, znajdującego się w albumie rysunkowem z podróży na Wschód.

SONET II.
DO A(NIELI) M(OSZCZYŃSKIEJ).

Tekst według autografu, znajdującego się w albumie rysunkowem z podróży na Wschód.

DO. Z. KRASIŃSKIEGO.

Tekst według wydania w »Tygodniku illustrowanym« (Warszawa, 1868. nr. 29. z d. 18. lipca); odmianki według druku w »Warcie« (Poznań, 1878. nr. 196. z d. 31. marca).
7. wysoko || daleko W; 11. szyderce || morderce W.
W »Warcie« nie ma podziału na zwrotki.

NA SPROWADZENIE PROCHÓW NAPOLEONA.

Tekst według wydania w »Młodej Polsce« (Paryż, 1940. d. 20. czerwca, nr. 17. (89.) str. 225–7.); odmianki według autografu, wpisanego w albumie rysunkowem z podroży na Wschód (oznacz: R).
W tytule: prochów || zwłok R.
3. sam leżał || był sam — lecz R; 4. sam leżał || był sam R; 6. mieczu || szabli R; 8. królewiczu || królewicu R; 9. rąk dwoje || swe ręce R; 12. Powiedz, czy trup zadrżał || Czy trup zadrzał? powiedz R; 13. On przeczuwał || Bo przeczuł R; 17. zdejmie || zrzuci R; 18. proch || trup R; 23. trochę || resztkę R; 24. chce || chcesz R; 29. Tam na morzach || Ta na morzu R; gromadka || girlanda R; 30. To jest || Jest to R; 31. przestępne || występne R; 32. Car wygląda || I car patrzy R; 34. trzęsą || sączą R; 35. zdobywcze || skrzydlate R; 38. usłyszysz || zagrają R; 40. pacierzy || pogrzebne R; 42. I zwyciężysz || Duch zwycięży 46. Z tak ogromną bezśmiertnych || Z taką straszną królewską R; 47. I mocą... i z tak dumnem || Z takim strasznem na przyszłość R; 48. wielki || prochu R.
W »Młodej Polsce« po wierszu obok daty podpis: Juliusz Słowacki.

DO MATKI.

Tekst według wydania w »Warcie« (Poznań, 1881. nr 349., z d. 6. marca); w »Warcie« wydrukowano ten wiersz z autografu. Z odpisu podał ten wiersz A. Małecki w wydaniu »Pism pośmiertnych« (Lwów, 1866. T. I. str 56–57.); według tego wydania odmianki (M).
5. żebym Ci wróceniem moim lat || że wróceniem mojem lat-bym ci M; 6. Mów kiedy cię || Wszakże gdy się M; 7. Że || Mów M; 11. konający nie || tutaj konac niż M; 12. Lecz || Bo; choć || pić M; 16. Trzebaby || Musiałby M.

WSCHÓD SŁOŃCA NAD SALAMINĄ.

Tekst i odmianki według autografu. Wiersz ten wchodził w skład — »Beniowskiego« i miał rozpoczynać pieśń VI.; prof. Małecki wydrukował go z tytułem według odpisu Szcz. Felińskiego i umieścił po »Podróży na Wschód« (Pisma pośmiertne, Lwów, 1866. T. I. str. 183.).
2. Leżałem w || (Spałem na) R; 9. Zwolna || (nagle) 10. powiał wiater świeży || (chłód poranny wionął) R; 11. Wzdrygnęła się łódź || (Wzdęła się fala jak wąż po) R; 14. Szła od || (Wyszła z); gdzie Temistokl || (tej gdzie rycerz) R; 17. tańczyły fal różane bryły || (zarówno wschód oczerwieniony) R.
18 — 20:

(Nie dał poznaki gdzie jest słońca droga
Jutrzenka wstała w róż nie uboga
I nie wiedziałem
Jutrzenka dawna nimfa) R.

21. Zmartwychwstający anioł || Zmartwychwstając(e swiatło) R; 24. stanęło || (błysnęło) R.


DO E...

Tekst według wydania w artykule p. t. »Z pozostałości po Juliuszu Słowackim« (»Czas«, Kraków, 1871. nr. 96. z d. 27. kwietnia).

W ALBUMIE E. HR. KRASIŃSKIEJ.

Tekst według wydania w »Kronice rodzinnej« (Warszawa, 1875. nr. 12. z d. 15. czerwca).

POGRZEB KAPITANA MEYZNERA.

Tekst według autografu, znajdującego się w bibl. muzeum polskiego w Rapperswilu. Prócz tego są jeszcze dwa, autografy, według których podaję odmianki: jeden, będący pierwszym rzutem wiersza, znajdujący się w bibliotece im. Ossolińskich, a pochodzący z papierów po ś. p. Tadeuszu Wasilewskim — oznaczam R1 —; drugi zaś autograf, wpisany w albumie rysunkowem z podróży na Wschód — oznaczam R2. Ponadto wiersz ten wydrukowano z pewnemi odmiankami w »Czasie, dodatku miesięcznym« (Kraków 1856. T. III. str 694–6.) p. t. »Śmierć żołnierza w szpialu«; oznaczam Cz.
1. Wzięliśmy || Braliśmy R2 i Cz; 2. mieli rzucić || rzuciliśmy R1; chcieli rzucić Cz; 3. matczynego || pamiątki i R2; a. grobowca || westchnienia R2; 5. Wczora || Wczoraj R2 i Cz; 10. belwederski || bohaterski Cz; 11. miecz w sercu lub śmiertelna || przynajmniej pod głowami R1; miecz w sercu lub zabójcza R2; miecz w piersiach lub śmiertelna Cz; 12. szpitalne łoże || szpitalny kamień R1; 13. Tej nocy błęktów || (w owej (nocy) chłodnej nocy) R1; śród nocnych błękitów R2; tej nocy świetlanej Cz; 14. Gdy Polska cała w twardej zbroi szczękła || (Gdy na Belweder szedł wyrzucać Cary)R1; Gdy Polska (w chwili) z grobu powstająca jękła R2; Kiedy młódź dziarska w stare kordy brzękła Cz; 15. smętny w trumnie Karmelitów || w trumnie żyw — zamurowany Cz; 17. Gdy swój || Kiedy R1; 19. Dziś || I R1; chciwy jałmużny || do nas szpitalu R2; 20. wiedmy || Wiedźmy R2; 21. otworzyli || otworzyły R1; 22. rzekli || rzekły R2; 23. wczora || (błąkał) R1; z wami R3; 24. Kołata z wami || (A dziś tu leży, co?) Z wami kołatał R1; Kołtał wczora R2; 25. I płachtę z głowy mu szpitalną || Szpltalną płachtę z oblicza mu Cz; 27. Zrennicę trzymał na blask odemkniętą || (I zrennicę miał jasną nie zamkniętą) Zrennicę trzymał jasną — nie zamkniętą R1; 28. od braci miał twarz || (twarz od nas trzymał) R1; 29. Więceśmy rzekli wiedmom by zawarły || (I ciche glosy szpitalnym odparły) R1; wiedmom || wiedźmom R2; 30. trumnę — bo to || (Zaprawdę — jest to) R1; 32. A jeden z młodszych || I jeden spytał znów... a R1; z młodszych || młodszy Cz; 33. mu || znów R1; 35. Kładziemy || (Rzucamy) R1; 37. ów młodzieniec || (jeden w piersiach) ktoś tam R1; 38. złoty jeden || jeden złoty R1 i Cz; 39. nad nim || jemu R1; 40. Niechaj ogródek ma || (I niechaj ma drewniany) R1.
są dwa przekreślone rzuty w. 41-2:

I:  (Niech i to będzie także napisanem
że był czwartego pułku kapitanem)
II:  (I słychać było aż w gwiazdzistem niebie
Ten głos... który był mową na pogrzebie).

41. Zamilkł || Umilkł R2; 42. talerz cynowy || (kamień grobowy) R2; 44. Pochwali tym, co || Pochwali (krzyżem) R1 Zasłoni ten co Cz; 45. w dziewiątym || czwartego R1; mężnego Cz; 46. go słuchała, rycerzy || (na głos jego żołnierzy) R1; rycerzy || ginących Cz; 47. ojczyźnie || krajowi Cz.
W R1 jest pierwszy rzut w. 49–53. przekreślony:
(Ale ty Boże (kiedy to usłyszysz) słysząc (w jakiej) jak [w ciemności
Mrą ludzie — niegdyś ojczyzny obrońce
(Gdy chcesz nas karać... (na trumny) usłysz modlitwę
(Nad zgonem zapal nam przynajmniej słońce)
My zaklinamy Ciebie na te kości
Abyś nad zgonem naszym palił słońce)
Niechaj...
49. Boże || Panie R2; 50. Strzały twe rzucasz na kraju || Patrzysz jak giną ojczyzny R2; Wytracasz wierne twej sprawy Cz; 51. Błagamy || Prosiemy R2; 53. z jasnej || jasny R1.
W R1, R2 i Cz nie ma ani miejsca, ani daty napisania.

ANIOŁY STOJĄ...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w album rysunkowe z podróży na Wschód; wiersz ten wydrukowany był również z autografu w »Warcie« (Poznań, 1881. nr. 352.).
3. nędzy || (nędzach) R.

TESTAMENT MÓJ.

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w albumie rysunkowem z podróży na Wschód.
18. I || (W) R; spalą w aloesie || (zapalą) aloes R; 19. I tej, która mi dała to serce || (W garnek zbiorą popioły — i matce) I tej która mi (serce) dała (niech) to serce R; 20. Tak się matkom wypłaca świat — gdy proch odniesie || (Ona łzami obleje tego (nogi obmyje temu) — kto przyniesie R; 21. Niech przyjaciele moi siądą || (A potem niechaj w nocy) R; 24. Bóg nie uwolni od męki || (oni duchami nie będą) R. W R przez pomyłkę autor opuścił słówko »nie« 34. mieć dla świata || (pokazywać) R.

DO PANI JOANNY BOBROWEJ.

Tekst podług wydania w artykule p. t. »Nieznany Wiersz Juliusza Słowackiego« (»Gazeta lwowska« 1899. nr. 209.).
W autografie tytułu nie ma.


TAK MI BOŻE DOPOMÓŻ.

Tekst według wydania w »Dzienniku narodowym« (Paryż, 1842. z d. 30. lipca, nr. 70. str. 281.).

RADUJCIE SIĘ! PAN WIELKI NARODÓW NADCHODZI.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 67–68.).

GÓRY SIĘ OZŁOCIŁY...

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 71–2.).

DO LUDWIKI BOBRÓWNY.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 57–8.).

W PAMIĘTNIKU ZOFII BOBRÓWNY.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 59.).

DO PASTERECZKI SIEDZĄCEJ NA DRUIDÓW KAMIENIACH.

Tekst według autografu, wpisanego w raptularzu poety — K. 3—3v. W raptularzu jest również pierwszy rzut tego wiersza, następujący:

Boże! Błogosław tej małej pasterce

Na druidycznych siedzącej kamieniach
Tak, że jej głowa (na zorzy) w zorzowych płomieniach
Była... a za nią morza pas — po serce.
A (nogi bose) jej chodaki na białych krzemieniach
(A rączka nad nią biały półkrążek miesiąca)
Podkute jasnym ćwiekiem w półmiesiące,
A włoski złote z wiatrem igrające
A jakieś przeszłe anielstwo w spojrzeniach.

Błogosław miejscu, gdzie ona usiadła
(Tęczy daj jasnej) I o swej trzodzie mówiąc łzy perłowa
Lała... i perły te nieszczęsne jadła
Albowiem w dziecku tym słychać królowę
Ducha, która (tak jak róża spadła)
(gdzieś z przed stworzenia spadła)
w nieszczęście popadła
(I (głowę) położyła tu na ciernie głowę)
I na ciernisku położyła głowę.

13. I byłaś mi || (Byłaś mi) R; 22. Ranunkuły || (Kwiatki z bliskiej) R; 25. Które tobie do lica || (Od czyścowych duszeczek) (Z dusz umarłych Druidów) R; 26. Przypięła upiorzyca || (Z grobu, który pod nami) R; 28. Za tobą || (Po pas twój) R; 29. dzielił kibić || (Przeżynał cię) R.
W R. są dwie redakcye w. 32–38. Pierwsza, przekreślona brzmi jak następuje:

(Pogodne) (Jasne jak dyamenty)
(A pod nogami drzące)
(Dwa swiatła, dwa miesiące)
(I Druidów) (Nad temi monumenty)
(Gdzie róża rosła skalna)
(Na miesiącach stojąca)
(Ciągle dziwem swiecąca)
(Zawieszona wysoko)

Pomiędzy te wiersze wpisał Słowacki jeszcze następujące:

(A która rój gwiazd przetrąca)
([wyraz nieczyt.] głęboko)
(A ty nad monumenty)
(Przez dwa jasne miesiące)
(Oświecona)
(Zawieszona wysoko)

(O ty monumentalna)
(Z niewinnością na licach)
(Z nóżkami na księżycach).


BIADA WAM, GDY SIĘ BUDZI DUCH...

Tekst i odmianki według autografu, zapisanego w raptularzu J. Słowackiego — karta 1.
2. swieża || (na pla) R; 4. do nowych wielkich || do lotu woła niby) R; 6. zamiast krzyczeć || (krzycząc głono) R; 7. Wyście krzyczeli: niechaj żyje || (Krzycząc niec żyje Polska — a idąc) (święta) R.

LOS MIĘ JUŻ ŻADEN NIE MOŻE ZATRWOŻYĆ...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — karta 1 — 1v.
9. nich || (nim) R 14—15. w R. są odmianki pokreślone, nie do odczytania.

KIEDY SIĘ W NIEBIE GDZIE ZEJDZIEMY SAMI.

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — K. 4v.
5. latami || (słowami) R.
6–8:

(W niebie nie możesz modlić się gorąco
Bo w (Ave Maryi) zawsze one) pozdrowieniu one naprzód trącą
O imię co jest wspomnieniem i łzami) R.

Po wierszu 8. jest w R. wiersz przekreślony:

(Słowo się stało... słowo... ja na)

Po wierszu 12. są w R. wiersze przekreślone następujące:

(Ból mój i serce moje — te dwie rzeczy
Są takie, że mnie żadna nie tknie trwoga,

Żaden mi człowiek serca nie skaleczy,
Bo wie, tam by ranił Pana Boga,
Wyjmują (gady) węże... i ród nie człowieczy) R;

13. W słowie jest jego || (Słowem się modli) R; 14. ziemskiej przeszłości || (moja ziemska) R.

ŚMIERĆ, CO TRZYNAŚCIE LAT STAŁA...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — K. 9—9 v.
10. czarne || (nasze) R; 20. się krył przed narodem || (zakrył teraz przed ludem) R; 21. który || (jest) R; 26. ża był jak ruina || (że był resztą ciała) R; 27. Która me okna || (Jakaś ruina, która) R; 33. i car || (niższy) R.

PRZEMÓWIŁ, STRZELIŁ I OD KULI GINIE...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — K. 26. U góry tejże karty kreślone jest motto z Szekspira: Why — all the souls at were, were forfeit once. — Measure for measure.
1. Przemówił, strzelił i od kuli || (Upada na wznak i od kuli) (Od własnej kuli z pistoletu) R; 4. i ludziom || (a drugim) R; 9. głęboko || (otwarta) R; 10. Chrystusa || (skrwawionym) R; 11. W takim ujęciu || (Tak sam leży) R; 12. Jak zawstydzona nagością || (Umierający) (Jak jaka skonać nie...) R; 13. Która się katom z ręki nie wyrywa || (Która przed śmiercią zebrała swe siły) (Ktróa w katowskiej widząc się [wyraz nieczyt.] R; 17. Więc na tej twarzy || (A na tym trupie) R.

DUSZA SIĘ MOJA ZAMYŚLA GŁĘBOKO.
Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — K. 108 v. W tymże raptualrzu na K. 51. jest pierwszy rzut tego wiersza następujący:

(Dusza się moja zamyśla i zwodzi)
(Duch mój dziś głębszy jakiś)
Dusza się moja zamyśla głęboko
(Myślą po życia falach bliska)
Wszystkie pamiątki — (w tłum) blisko pogrzebanych,
(Bo czuje, że się na nowo urodzi)
Z któremi znów się napowrót urodzi
O ileż znowu dni dziecka różanych
ileż przypomnień z tego mi żywota
Wróci (a smętnych jak jęków) i smętnych (mych) stąd tonów harfianych
Bądźże mi lepsz(a)y (o młodości złota) wieku krotochwili
(I zejdź mi (czystą) prędzej — mądrości miesiącu)
I ty najpierwsza młodości godzino
(Niż dziś)
Niż ta, za którą mi łzy dzisiaj płyną.

Na tejże karcie raptularza u góry nakreślony jest początek wiersza:

Polsko, ojczyzno moja — jeśli się nie(lękam) boję
Echa, które obudzi to wielkie wołanie
Ani mary, co na ten krzyk dziecięcia wstanie.

Odmianki tekstu są następujące:

9—11:  (A jeszcze (dawno) dzwoni echem (w duchu) — jak tęsknota)
(I ty — matczyna duszo moja miła)
(Zjawże mi się gdzie znów blisko przy boku) R;

12. tutaj || (na zi) R.

DO MATKI.

Tekst według wydania w »Warcie« (Poznań, 1881. nr. 346.).

BARANKI MOJE.

Tekst i odmianki według wydania w »Warcie« (Poznań, 1882. nr. 435.).

12—13:  (Patrzę w miesiąc promienny
I odprawiam bezsenny) W.


PROROCTWO.

Tekst według autografu.

SPROBÓJMY WIĘC... A MOŻE.

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w rękopisie »Zawiszy Czarnego« (karta 12 v.).
3. z edeńskich że wyszły ogrodów || (aż doszły) (że wyszły) aż z Edeńskiej róży) R; 4. I na siedm słonecznych wsępowały wschodów || (I ujrzały się żywe u końca podróży) R; 5. A niestrudzone pracą || (Rozmiłowane w sobie) R; 9. polskiej idei przewiodę || (cudną ojczystej idei); 16. Zamięszanie postawi || (Szlachcica sobie pozwoli) R.
W R. po słowie: »Zamięszanie« następuje przekreśloe: »się«. 20. upojenia || (słodkiej) R. Wiersze 25—31. wpisane są między liniami pierwszej redakcyi poematu, którą poeta pozostawił nieprzekreśloną; brzmi ona jak następuje:

Jeszcze na morzu ranna panowała szarza
Gdym przyszedł i rzekł: »Mistrzu z polskiego cmentarza
Naleciały mię duchy... gwałtem z sobą biorą«.
— A on: »Jacyż są owi«...

Odrzekłem: »Siedmioro
Gwiazd... ogromnej wielkości... zajrzało mi w oczy;
Jedna miała rozwoje z tęczowych (rozwoje) warkoczy,
Drugie... jak płomiennice jasne wyglądały,
Jeden czarny... a jeden był zupełnie biały....

Tu Helois... dziewczyna złotych, jasnych włosów,
Rzekła: »A jam słyszała we śnie siedem głosów«.


ŚNI MI SIĘ JAKAŚ WIELKA...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w rękopisie »Zawiszy Czarnego« (karta 13 v.).
5. Na niebiosach zjawione || (Stojące na niebiosach) R; 9. Nieśmiertelnej || w rękop. błąd: nieśmiertej; 13. też || (dusz) R; 15. Niebios || (Niebieskiemi) R.
Po słowach w w. 18. »kaznodziei poecie« następuje w R. ustęp przekreślony:

Niebiescy aniołowie
Rozrzucili mi głazy — zbrój miedzie i ołowie,
Nawet same szkielety rozmietli (w proch miałki) na proch sypki,
Nawet wieże i skały... Bym jako piorun szybki
Przez ducha przelatywał — wszędy wnikał
I ran się Chrystusowych samym palcem dotykał.

22. Oblicze || (Lica) R; 23. rozwieszony || (owieszony) R.

BO MIĘ MATKA MOJA...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego na marginesie »Zawiszy Czarnego« (karta 32 v.), 6. Te moje || (Poezye) R.

NIEDAWNO JESZCZE — KIEDYM SPOCZYWAŁ...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w zeszycie razem z dramatem »Z dziejów Wielkiego Nowogrodu«; jedynie w w. 18. dodałem słowa: »Spełnione tu... osądzą w niebie«, według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 98.).
2. A sen mój || (A we śnie) R; strzałem || (kłębem) R.

JAK KAMIEŃ SZEDŁEM...

Tekst według autografu, wpisanego w zeszycie razem z dramatem »Z dziejów Wielkiego Nowogrodu« (karta 18.).

PRZY KOŚCIÓŁKU.

Tekst według autografu, wpisanego w raptularzu Słowackiego — K. IX v.


W OSTATNI DZIEŃ.

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — (K. IX v.).
6. Gdy głos doleciał || Glos (miły z lubej) R; 7. Wylazła nagle człeka || (Z dębu strzeliła piękna) R; 8. Z pod kory || (Twarz żywa) (Z pod liści) R; 10. I ręka — i kawał korony || (Twarz i rycerskie odzienie) (Groźna ręka — gromu strzałami) R; 12. I wam się pokazał zjawiony || (wyszedł) błysnął — i gadał z wami) R.

CHWAL PANA, DUSZO MOJA.

Tekst według wydania w »Warcie« (Poznań, 1882. nr. 414.).

O BOŻE OJCÓW MOICH, TOBIE CHWAŁA...

Tekst według wydania w »Warcie« (Poznań, 1882. nr. 418.).

OTO BÓG, KTÓRY ŁONA TAJEMNIC ODMYKA...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego raptularzu J. Słowackiego — karty 67-67 v. i 75.
5. oczy || (czoła) R; ofiarnej || (wodzie) (otwartej) R; na trupy || (tych trupów) R; 7. Kijami po moskiewsku nasiekane || (A reszta co dożyła jeszcze) R; 10. (Wielki Boże mych ojców odkryłeś nam matecznik smierci) R; 12. się || (swe) R; 13. (Straszne widmo, chodzące po marłym sieroctwie) R; chora || (bańka) R; 16. waryatów || (się gru) R; 17. i za podłość || (jak proch) R; 19. Któżby powiedział || (O jaka noc) R Wiersze 21–25. w R przekreślone zostawiłem w tekscie dla związku logicznego. 23. z uczuciem wieczności || z waryata nadzieją R; 24. (Nie widząc, że to trupy są, które się śmieją) R; 26. I ręka carska ogniem po ścianach || (Że tam jest ręka, ogniem po carsku) R; 27. zbierając || (jedząca) R; 28. Siedzą || (Jedzące); nie || (a w) R; 35. rozczochra || (pod) R; Po w. 36. następują w R dwa przekreślone wiersze:

(I tak zajęczy)
(I znowu smiech rosnący w głowach pasożytnie
Z pod stołu jako szklanna harmonika zgrzytnie)

37. w którym już braknie oddechu || (braknie mu w piersiach oddechu) R; 38. Zakończy || (I) zakończy; dziecinna || (szklanna) R; 43. gdzie one jeszcze || (jej, w ktorym ona) R; 45. zaguby || (okrop) R;
W wydaniu »Pism pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 85—6.) pomieścił A. Małecki ten wiersz, dając tytuł »Matecznik«, Tekst z wydania Małeckiego, odbiegający prawie zupełnie od tekstu naszego; podaję poniżej, uzupełniając go wierszami dopisanemi w egzemplarzu prof. Małeckiego.

MATECZNIK.

Bóg, który łono wszelkich tajemnic odmyka,
Do tego ohydnego w duchu matecznika,
Gdzie duch z duchem się bije, a kość trupia z kością
Pozwolił wejść i oczy oswoić z ciemnością.
I zoczyłem okropną umysłów ruinę,
Oczy krwią zaszłe, twarze ołowiane, sine,
Żywe zwierzę, myślące o knucie i carze,
Dalej trupy i skryte na trupy cmentarze.
Tam jeśli który ludzkiej nie wytrwa ohydzie,
Pokorny, waryat blady, sam na cmentarz idzie
I kładzie się i kona od braci daleko:
Dlatego nigdy trupów za sobą nie wleką,
Ani się pokazują śród ludzi ze łzami,
Ani krzyku usłyszysz, stojąc pod oknami.
Pośrodku tron ujrzałem... zbroczony i czarny,
Na którym usiadł straszny duch — niedźwiedź polarny,
Figura z krwi i ciała, ohydna i tłusta,
Mocarz zapowiedziany w proroctwie oszusta.
Przed jego pożyczoną od Mongołów mocą
Szkielety waryatów kładną się, gruchocą,
Podlą się i za podłość mu składają dzięki:

Słychać trzask czaszek, gruchot piszczeli i jęki,
Któżby rzekł, że ta ciemna tajemnic kotara
Kryła taką straszliwą ucztę Baltazara?
Że tam w nocy, po ciemku, bez gwiazd i miesiąca
est ręka straszna, ogniem po ścianach pisząca?
Ze przy stole żebrackie zbierając okruchy
Siedzą ciała, nie swymi napełnione duchy,
Liczba jakaś szatanów, która ciał używa?
Inny, którego przeszłość w siebie zajrzeć znęci,
Spojrzy i cudzą pamięć znajdzie w swej pamięci;
Inny, gdzieś pod Grochowem naznaczony blizną,
Zapomni się i północ nazywa ojczyzną;
Tamten rozczochra włosy i podniesie pięście,
I wrzaśnie, jak kobieta: »Boże! o nieszczęście!«
A potem, gdy w szlochaniu pozbędzie oddechu,
Upada w zgrzytającą harmonikę śmiechu,
Z tonu na ton zlatując, jak czart i kobieta
I szkło, które pod palcem zajęczy i zgrzyta.

Pośrodku upior — niby zachłyśniony Bogiem,
Swojej dawnej Ojczyzny-Matki stanął wrogiem...
..................


MÓJ ADAMITO...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego. Karta 96—97 v.
9. szła nakształt zegarka || (wyrzucona zgrabnie) R; 10. (Leciała twoje podnosić sztandary) R; 11. Lepsza niż sonet — plotka soneciarka || (Matuszki ruskie — i Ruskie puhary) R; 12. oba || (ruskie) R; 14. zmieniały || (w olbrzymie) R; 17. Dziś jezuityzm jak wąż ciebie łamie || Czart jakiś twoje ciągle dzieło łamie R; 18. Sam go wskrzesiłeś || Ja ci mówiłem R.

NA JEDNEJ GÓRZE...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego. K. 28—28 v.
5. A || (I) R; 9. gnaty || (formy) R.


BÓG DUCH, INNEGO ZWAĆ NIE BĘDZIECIE...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego. K. 36 v.
1. zwać || (brać) R; 2. W nieszczęściu waszym || (Imienia Boga) R; 5. Miłości duch || (pracuje trzeci) R; 9. A nieśmiertelni w co tylko wierzą || (W co tylko ducha gołębia uwierzą) R; 14. w was duchy nie drzą przed ciałem || (wam kości nie drzą przed knutem) R; 16. Ani was rzuca wściekłych zapałem || (Niech krew nie będzie zimna zapałem) nie będzie wściekła R; 18. Wy słońc duchowie || (Duchowie duchów) R.

ODPOWIEDŹ NA »PSALMY PRZYSZŁOŚCI«.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych« (Lwów 1866. T. I. str. 108-120.); Małecki oparł się na autografie Słowackiego, który z wszystkich znanych jest najobszerniejszy i najpoprawniejszy. Odmianki podaję według autografu, przechowanego w Bibliotece ord. im. Krasińskich — oznaczam R i według wydania w Lipsku w r. 1846. — oznaczam L.
Autograf Krasińskich i druk lipski są prawie identyczne; od autografu, na którym oparł się Małecki, różną się prócz waryantami także układem i opuszczeniami; nie ma w nich mianowicie wierszy 39—73, 170—173, 217—226. i 374-403. Następnie zaś co do układu to wiersze 227-261. następują po wierszu 309. poczem idą wiersze 330—359., dalej w. 310—329. i dopiero następują wiersze 360—373. Autograf, na którym się oparł Małecki, nie miał tytułu; autograf Biblioteki Krasińskich ma tytuł następujący: »Odpowiedź na Psalmy Przyszłości Spirydjonowi Prawdzickiemu«; bezimienny druk lipski nosi tytuł: »Do Autora trzech Psalmów przez x. x. x.«. Na ostatniej stronie autografu Bibl. Krasińskich jest dopisek: »autograf samego mistrza w r. 1848. z Paryża«.
W »Warcie (Poznań, 1882. nr. 409.) ogłoszono fragment z tego wiersza, prawdopodobnie pierwszy rzut, zupełnie różniący się od znanych nam tekstów; tekst z »Warty« podaję też w całości poniżej.
4. ducha || dziecka R; 5. Głosem dziecka wołasz || (Dzwonisz) W pieśniach wołasz: czynu R; 7. Lecz ty wiesz bez ducha || A ty drzysz przed piersią R, A ty drżysz gdy z ducha L.
W R zamiast w. 8–12. są następujące:

Drzysz, gdy błyśnie Bóg z człowieka,
Drżysz, gdy kos Cię ukraińskich
Długi smętny brzęk zaleci,
Drzysz, gdy w marzeń mgle zaświeci
Groźna, stara twarz Kilińskich.

W wyd. lipskiem te wiersze są identyczne z autografem i mają tylko takie odmianki: S. Drzysz gdy błynśnie Bóg || Błyśnie w ogniach twarz L; 9. kos Cię || od kos L; 11. Drzysz gdy w marzeń mgle zaświeci || Do Warszawy, — gdzie was dzieci L; 12. Groźna, stara || Straszy teraz L.
Waryant tychże wierszy podał w przypisku Małecki w wydaniu z r. 1866. z zaznaczeniem, iż jest on dopisany na boku w rękopisie.
14 Bo czyn || (Gwiazda) R; 30. Ale prostą || Lecz ofiarną R;
W R i w L nie ma w. 39 — 73.
79. Stawia || Stawi R; 81. świat || (świat) glob R; 82. Wieszcze rymy || Swoje wiersze R i L; 83. Posłał || Wysłał R; 91. Jako jutrznia || (Jako jutrznia) Jak jutrzenka R; 93. ludu podścielona || ludzi podesłane R i L; 94. Irydyona || Irydyane R; 95. który || A my R i L; 96. Bierze || Bierzem R i L; 97. Gdy już gwiazd dochodzi || I gwiazd dolatujem R i L; 106. To Jak || Czasem R; 107. wschodziła i || wychodziła R i L; 108. To jak || Czasem R; 109. Albo lekki || W listku róży R; 115. lecz || sam R i L; 117. duch || z swych L; 120. sam || (wspak) wstecz R; 125. Gromu || Czynu R i L; 132. nędzne ujrzy || z nędznej, starej R;, z nędznej szyty L; 134. I krzyk: na Boga żywego || Krzyk: Na Boga czerwonego R i L; 136. gdzie || gdzieś! R; 137. stanął || (groził) stanął R; 140. widział || słyszał R i L; 141. i || krwi R i L; 146. Same tylko ich || (Nie ich) Już nie duchy — lecz R i L; 147. ty || tyś L; wódz || syn R i L; 149. Upior jaki || Jeden upior R; 151. własną || jasną R i L; 153. Miecz potrząsał || Kurz podnosił R; 154. okropne || (okropne) (ucięte) zrąbane R; 155. Jako || Niby R i L; 157. Niby róże || Głowy trupie R; Gdyby róże L; 168. powracał || poleciał R i L; 169. ty || tyś L.
W A i L nie ma w. 170 — 173.
174. taka w tobie || w tobie taka R i L; 188. zabłyśniony || zabłyśnięty R i L; 192. krzyk: stójmy,. był krzyk || okropnym krzykiem R i L; 199. I || Że R i L; 200. I || Że R i L; 202. Wąż || Proch R i L; 206. I kraj || Kraj ich R i L; 210. zawsze || niegdyś R; 211. jakąś nieszczęść || wzięta z nieszczęść R, jakąś dawną L; 214. I godności swej || (Bo) Swej godności (swej) już R; 215. Poszedł gnić między || Marą króla — (spadł) zgnił z R; 216. Już || Dziś R i L.
W R i L nie ma w. 217 — 22g.
227. ogień || światło R; 228. i || (się) i R; 229. Ogniem || (Skrzydły się) Niebo R; 230. I z ducha || (Siły zeń) Z Boga moc R; 239. skrze || grze R i L; 247. Ludom || Ludziom R; 251. Z kwiatem złotym w dłoni || Ludom się pokłoni R; 254. ją na polu || (drzewa) ją na łąkach R; 258. I zgromadzą się || Gwarząc zbiorą się R, W polu zejdą się L; 260. w sercach — w śnie || w światłach, w snach R, we snach snu L; 262. żywotniejszej || mi weselszej R i L; 269. Jako gwiazda zła || Jak ta gwiazda psia R i L; 271. Jak pies węża mając || Z morza wytknie łeb — po R; W morzu kąpie łeb i L; 272. I zła || A złem L; 276. blaskiem || łyskiem L; 278. tworzysz czarną || rodzisz buntu R; 285. Z wichru mając || Z (wichrów) (ogniów) wichrów uwić R, uwić L; 292. Z ciszą, z wiatrem || Z mocą, z wichrem R; 297. Zewsząd i podważa || Już podnosi (kraju) góry R, I podważa miasta L; 300. ludów || (ludu) ludów R; 306. z mogił || z ruin R; 310. Panie || nasze L; 311. Odpuść nam nasze || Panie odpuść nam L; 317. naszych ran || ran naszych R, wad naszych L; 326. ujrzym się i || obaczym się R i L; 328. wejdzie || wstanie R, w cłowieka || z człowieka R; 331. Pan poniży || Kilka krzyży R i L; 332. Namiętnych || Płacz namiętnych R, Krzyk namiętnych L; 333. Głos || Pierś R; 335. Jęk || Jęki R i Li 339. Błyskawice || Sny — martwice R; 342. przychodzi || nadchodzi R, przechodzi L; 344. brzegi || brzeg R i L; 347. okrąg || (okrąg) krąg R; 350. Godzinę || Godziny R; 351. nudności || nudnoście R; 352. kości || koście R; 365. tego wieku || wieku tego R; 366. dźwięki || (wichry) dźwięki R; 368. błękitu || błękitom R; 371. wyjdzie || wejdzie R, wstąpi L.
Fragment wydrukowany w »Warcie« brzmi jak następuje:

.............
Mój duch zawsze grzmi ponury,
Jakby dawny Jowisz jaki
Lub kataklizm śrzód natury,
Lub duch Indów — w tęczy szlaki
Rozsypany po niebiosach,
Z rojem różnych gwiazd we włosach.
Czasem twarz swą do was zbliży,
Jakby w mglisty czas jesienny
Miesiąc krwawy i płomienny,
Przez las waszych starych krzyży,
I przygląda się ciekawie
Waszej wierze — waszej sławie,
Waszej szabli — i postawie.

Dziatki! dziatki.. na otchłani
Wasze wielkie apostoły,
W kręgach złotych słońc porwani,
Z wzniesionemi k’ słońcom czoły
Idą wyżej... do ........
.............


∗             ∗

Ach jakie tam lutni tętno,
Jaka ciżba, która słucha,
Jaki ciągły umizg ducha,
Ach jak smętno! Ach jak smętno!


∗             ∗

Lecz na Boga — ty lutnisto,
Ty mój bracie — ciebie znałem

Archanioła mgłą ognistą
Owianego — i zapałem.
I myśliłem — i dumałem,
SIedząc gwiazd nad tobą znaki,
Skąd ty jesteś — kto ty taki?
Co nam w tobie ziemia dala,
Jaka z ciebie będzie chwała?
Jakie ty nam dusz orszaki
Przyprowadzisz — na komendzie
Twej miłosnej... latające,
Powiązane jak łabędzie,
Satellity twe — miesiące
W której stronie zaszeleści
Twój chór męski i niewieści,
Z której gwiazdy odedzwoni,
Którym znakiem uzna ciebie,
Której wierze się pokłoni?
.............


WSPOMNIENIE PANI DE ST. MARCEL
Z DOMU CHAUVEAUX.

Tekst odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego, — K. 24 v. — 25 v.
7. Dawno bez męża || (Przygłucha byłaś) R; 11. że szata szeleszczę || (że twój duch szeleszcze) R; 14. na twoją kotarą || (i nad twoim łożem) R; 15. te dziwne smiertelne obłoki || (posmiertne wisiały obłoki) R; 16. które zmieniają dzień || (zmieniły ranek na) R; 19. ciałoś ty nosiła || (twe ciałoś nosiła) R; 22. A w trumnie leżą już || (To też już w trumnie nic) R; 32. że ja sobie drzymię || (że jestem drzymiący) R; 38. Cicha, podobna do Park — życia matek || (Duchów siedząca ze szklannemi wzroki) R. W R brzmi pierwszy rzut przekreślony w. 40 — 42. jak następuje:

(Nad którym już są przyszłości obłoki)
(A twój trupeczek zdawał się wysoki)
(Przy dzwonku sucha [wyraz nieczyt.] drząca)

(Wszystko zniknęło z tobą jak błysk gromu
Dlatego smętno mi wyjść z twego domu)

41. Duchem || Duch R; 42. CO || Bo R; 44. Dobrą choć ludzie o złość oskarżali || (Matką mi niby — i czułem dlaczego) R; 45. sławne || (wielkie) R; 46. A ja sam mam także to, co mię pali || (A króla nazwać nie chciałaś kolegą) R; 50. złoconą || (pstrą, starą) R; 51. Zegnajże cicha || (Bądźże mi zdrowa) R. W R pierwszy, przekreślony rzut w. 53 — 54. brzmi jak następuje:

(I bądź z pogrzebu twego w duchu dumną
Choć (ja sam jeden prawie) mię jednego dziś miałaś za trumną)


JAKIEŚ ZŁOTE SIĘ SZEREGI...

Tekst według wydania w »Warcie« (Poznań, 1879. 279).

BO TO JEST WIESZCZA NAJJAŚNIEJSZA CHWAŁA.

Tekst i odmianki według wydania w »Warcie« (Poznań, 1879. nr. 279); wiersz ten jako nieznany wydrukował L. Méyet w artykule p. t. »Nieznana strofa J. Słowackiego« (Tygodnik illustrowany 1902. nr. 14), lecz odmianki podał niedokładnie.
2. nawet pożegnanie || (chociażby w płakanie) W; 6. (Ja w posąg mienię łzy i pożegnanie) W.

USPOKOJENIE.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 82 — 85); odmianki według tekstu, wydrukowanego w »Czasie« (Kraków, 1861. nr. 228). Tekst podany w »Czasie« przez K. B. opierać się ma na rękopisie; prawie identyczny z tymże tekstem jest odpis wiersza, znajdujący się w bibliotece Pawlikowskich we Lwowie.
4. zda się odludna || zapraszająca Cz; 9. jeszcze we mgle, która tam || we mgle, która na rynku Cz; 10. Szkła okien || Dwa okna Cz; 11. Czasami uderzone płomieniem || Uderzone płomieniem ognistej Cz; 16. wszystkie || matki Cz; 21. urobiony || rozigrany Cz; 24. chwyci || porwie Cz; 25. uliczkę || ulicę Cz; 26. zaświszcze || zaświśnie Cz; W Cz brak ww. 29 — 46. — 55. okropną || okropnie Cz. W Cz brak ww. 56 — 65. — 66. Wtem znów || A wtem Cz; 67. jeden vivat uliczny || jedno vivat szewieckie Cz; 71. i || lub Cz; 72. wnikając || wstąpiwszy Cz; 73. i || a Cz; 74. szumem błyskawic || z szumem gwałtownym Cz; 78. Wiele innych głosów || szklanne inne głosy Cz; 80. I jeszcze ta harmonia nie zamilkła || Jeszcze się ta harmonia nie zakończy Cz; 81. placu || z placu Cz; 82. bita || tarta Cz; 83. wzięła || weźmie Cz. — W odpisie w bibliotece Pawlikowskich w. 83. brzmi: »Prym weźmie przed choralnym w ciemnościach kościołem«. 84. I dwa te śpiewy || I odtąd te dwa głosy Cz; 85. ogłaszać || głosiły Cz; 87. wyszło || wiało Cz. W Cz brak wierszy 88 — 89. — 91. rozrzuci || rozerwie Cz; 92. jest taka mocna, że przez nocy || w niej wiatr jest taki, że wśród nocnych Cz; 93. ciemną strachu wyrzuca || niewidzialną wyrywa Cz; 96. postrachu || przestrachu Cz.

PANIE! JEŻELI ZAMKNIESZ SŁUCH NARODU.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego (Lwów, 1866. T. I. str. 86).

KIEDY PRAWDZIWIE POLACY POWSTANĄ...

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego (Lwów, 1866. T. 1. str. 87 — 89); odmianki według urywku (w. 1 — 24), wydrukowanego w »Warcie (Poznań, 1882. nr. 443). W wydaniu Małeckiego złączono przez omyłkę ten wiersz razem z wierszem: »Dajcie mi tylko jedną ziemi milę«.

3. Lecz ogłupieją — i na pieśń || (Lecz uchem chwytać harmonią) W; 6. A każda, będzie serce ludów pasła || (Albo jak gwiazdy nim która zagasła) W. W W. jest pierwszy rzut w. 13 i 14. przekreślony:

(Ani dla jadła... ani dla pieniędzy,
Ani dla dumy... która...)

14. przeświętej || przeświętych; ciemnicy || ciemnicach W; 16. przy dział błyskawicy || i w dział błyskawicach W; l8. Którzy na dawnym || (Bez godeł znanych) W; 20. nic nie słychać || wiatr nie niesie W; 21. z krwi || krwi W; 24. I ogniem biją niebieskim || (A dusza trzaska jak działo) W.

ZAKOŃCZYŁ ŚPIEWAK A MY ZASŁUCHANI.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. l. str. 91 — 92).

POŚRÓD NIESNASEK PAN BÓG UDERZA.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 93 — 95).

TY GŁOS CIERPIĄCY PODNIEŚ...

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 95 — 96).

NARODZIE MÓJ.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 101 — 2); w tekscie wrowadziłem układ zwrotkowy.

DO FRANCISZKA SZEMIOTHA.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 97); w wydaniu tem tekst oparty jest na odpisie Szcz. Felińskiego z poprawionego autografu poety. Odmianki podaję według pierwszego rzutu tego wiersza, wpisanego w raptularzu (K. 129 — 129. v.).
1. niegdyś || kiedyś R; 3. swoję || swoją R; 8. Bóg go słuchał tak jak morze || (słuchał go Bóg jak) globuR. W R w. 10. jest kilka razy kreślony:
(Został kamieni krąg, który [wyraz nieczyt.] ty widział) (Kręgu kamieni dotknąłeś się nogą) Na ścian ostatek (na trafiony w puszczy) trafiony w młodości </poem> 12. ciekawy || szukałeś R; 13. prześladowcza || (niesz) rodowego R; 14. wiedzie a tajemnic || pędzi a (wszystkiego) (przyszłości) tajemnic R. Ww. 15 — 16. w R są kilka raz kreślone; z tych dwa pierwsze nieczytelne, tylko do od czytania następujące:

(Ty [wyraz niecyt.] nie słyszysz które huczy)
(I Bóg) wybuchów nie rozumie głosu
Ani wołania duchów, gdy wiatr ryczy.

17. Duchy || One; cię || jak R; 18. I niańczą || (Jak dziecko-światem) (Mgłę dać) (Dzieciątko ducha twego) R; 20. puszczy || puszczach R; 22. własnych || swoich R; 24. i u nóg ludzkich || (a u stóp ludzi) (jakiś słaby) a u nóg twych będę R. W. 25 — 28. w R kilkakrotnie kreślone są następujące:

(Ale gdy fala jęknie — i łuk tęczy
Uderzy — wtenczas na twoje wezwanie)
(Wyraźniej)

(Ale to w wieńcu mego będzie blaskach).
(Najświetniej... w duchów (koronie) swieciło koronie)
(Żem (gadał wiatrem) się poniżał... i pisał na piaskach)

(I nie był księgę pokazał otwartą)
(I tę ci księgę)
(I w tę otwartą księgę)

(Biadaż ci — jeśli cię duch nie odmieni)
(A fala morska zmyje to wybrzeże
Gdzie ślad mych kroków jest i pisanie moje [wyrazy nieczyt.]

Niechże cię kiedy — (z myślą wiedzie) przywiedzie tęsknota
(I świat daleki pamięci — na te same ślady)

Ciałem lub myślą na te nasze drogi
Odzie ta ogromna... z piasku karta złota
Leży...


NIE UŻYWAŁEM LEKÓW I LEKARZY...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — Karta 142 v.
4. która moc || któr(y) z nas) R.

PROWADZIŁ MNIE NA BARDZO CIEMNE
WĘŻOWISKO...

Tekst według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — Karta 76.

POLSKO, OJCZYZNO! PADAJ ZE MNĄ NA KOLANA...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — Karta 76 v.
2. złotego || (czarnego) R; 4. Zmiótłszy trzecią część twoich gwiazd i cwierć księżyca || (I gwiazd trzecią część twoich zmiótł — i pół księżyca) R.

SNYCERZ BYŁ ZATRUDNIONY DYANY LEPIENIEM...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — Karta 77 — 77 v.
1. Dyany || Dyanny R; 7. trząsł sobą i błotem i swiatem || (w udany szał snycerski wpadał) R. W R jest pierwszy rzut w. 8 — 9. przekreślony i brzmi jak następuje:

(Z gliny — jak brat pomiędzy posągami gadał)
(A że był z gliny uczuł się posągów bratem
A snycerz, dla którego to było pokutą)

14. w R słowa: »Które będą wieńczyły« są przekreślone i nad niemi dopisano ołówkiem: — »Uwieńczą skończonemu«. Zatrzymałem w tekście pierwszą wersyę, jako poprawniejszą. 15. A nie widząc || (Spojrzał) R; 16. stworzenie || (ów miesiąc) R; 17. z wielką || (z gen) R; 18. odpadłe || (wybite) R; 19. na ziemi leżące || (na swojej podłodze) R. 21 — 22.

Te z pokorą — schylony (wziął) snycerz wziął z podłogi
I uczynił (zeń gwiazdę) zeń statui dyadem dwurogi R; 29. Jam przyniósł i wydeptał i miesiącem zrobił || (Pod moją nogą miesiąc stał się z podłej gliny) (miesiąc ów był wydeptany) R; 31. I zarobił || (Tajemnicą) R; 34. boć jedynie || boć jestem || (bom ci jest) R; 35. Bo twych || (Bo bezemnie) R.

DAJĘ WAM TĘ OSTATNIĄ KORONĘ...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — Karta 79 v.
1. wam tę ostatnią koronę pamiątek || (wam tu ostatnią koronę z pamiątek) R.

WIERZĘ.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych« J. Słowackiego (Lwów 1886. T. I. str. 70 — 71); odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu poety — K. 93 v. — 4.
1. Wszechmocnego || (wszechmogącego) R; 3. którego jest duch rodzony || który wszelki duch (jest) był urodzony R; 4. udarowany || (opatrzony) udarowany R; 5. Abym się objawił swiatłością || (Wszelką widzialnością) (Duch odwieczny wszelkiej widzialności stworzyciel) Aby się (wielkiem) widzialnem ciałem objawił R; 12. Za śćmnieniem || I przez śćmienie R; 13. był || (był) jest R. W R nie ma w. 14; 15. A po trzech dniach zmartwychwstał || (który zmartwychwstał i jest) I po trzech dniach zmartwychwstał R; 16. I uniesion jest z ciałem w obłoki || (Z ziemi uniesion był w obłoki) I z ciałem uniesion był w obłoki R. W R następuje wiersz, którego nie ma w tekście: »I w obłokach na ten swiat wróci«. 17. Skąd przyjdzie królestwo Boże || ([wyrazy nieczyt.] w powietrzu) Skąd przyjdzie rządzić królestwo Boże R. W R po w. 18. następuje wiersz: »Dawcę twórczości i siły« a brak w. 21. — 23. napełnion świętością || (swięty) (swięcon) (i pełny) napełnion świętością R; 25. I w najwyższego ducha pasterstwo || I w jednego najwyższego pasterza R; 27. Widzialnych || (I tu i zaw) Widzialnych R. W R po w. 30. są dwa wiersze przekreślone:

(Wierzę w żywot wieczny ducha
I w królestwo Boże widzialne)

W R w. 34-35. są kilka razy kreślone i tak brzmią:

(I w zwycięstwo ducha swiętego) naszego
W odpuszczenie grzechów swiata)
[wyrazy nieczytelne]
Z przełamaniem grzechu (świata) (ducha) (cielesnego) wielkiego
(I w pokonanie ducha grzesznej natury)
Wierzę i w żywot wieczny mój wierzę... Amen.


NAJPIĘKNIEJSZY, NAJŚWIĘTSZY BOGA TRON NA ZIEMI.

Tekst według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — Karta 94.

JEŻELI KIEDY W TEJ MOJEJ KRAINIE.

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego V raptularzu J. Słowackiego — K. 94 v.
4. nad szmernym || (i mruczy) R; 5. Gdzie || (Przez) R; 6. Biegną na skały, pod chaty i sady || (Pójdziesz... na skały wiszniowe i sady) R; 7. mego łona || (nieskończona) R; 10. jak archanioł || (tak jak anioł) R; 11. A czasem miasto jak orzeł || (Lub z gór na górę — malowany) R; 12. I znów na skałach spoczywa || (Albo na skałach trzyma się) R; 14. Lałem z mej piersi || (Wlałem mą) piersi(ą) R.


MŁODOŚCI, UWIERZ W SNY...

Tekst według autografu, wpisanego w raptularza J. Słowackiego — Karta 96 v.

PRZEZ FURYE JESTEM TARGAN...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — Karta 99.
1. ja, Orfeusz || ja(k Perseusz) R.

PATRZ NAD GROTĄ...

Tekst według wydania w »Warcie« (Poznań, 1881. nr. 349.).

SEN Z 30-GO NA 31-GO STYCZNIA 1847. R.

Tekst według wydania w »Warcie« (Poznań, 1884. nr. 505.).

CÓRKA CERERY.

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w dzienniku z lat 1847/8. — str. 231 — 2.
8. Weselił cię gwałt i wrzask || (Aleś się smiała środ ognist) A; 34. w domu || (twoje) A.

GDZIE ŚWIATŁA GORĄ...

Tekst według wydania w »Warcie« (Poznań, 1882. nr. 402.). Autograf, według którego drukowano, jest uszkodzony; w tekście dodano słowa ujęte w nawias w w. 2. i 3.


ZACHWYCENIE.

Tekst według wydania w »Warcie« (Poznań, 1881. nr. 348.).

NA DRZEWIE ZAWISŁ WĄŻ.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 99 — 100.).

GDYBYM SIĘ NIE CZUŁ NIEŚMIERTELNYM DUCHEM

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — K. 19.
4. A czuł naturę || (A ona był): woli || (szyi) R; 5. tym scierwie || (to scierwo) R; 17. na sławy || (staruszka). W R w. 18. przekreślony brzmiał jak następuje:

(Jak stare skrzypce... z suchej gdzieś)
Staruszka patrzaj... (odmłodniała niby)
takie głosy roni


WIESZ, PANIE, IŻEM ZBIEGAŁ SWIAT SZEROKI.

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego: w raptularzu poety — K. 17-19. i 23.
2. człowiekowi || (anielski) R; 6. niby || (jako) R; 10. Poważnie || (z powagą) R; 11. Duchem być || (Za ducha) R; 17. odszedłem od echa || (poszedłem z krainy) R; 18. Partenońskiego, gdzie marmur różany || (A za mną białe Partonu (sic) czoło) R; 19. I gładki, wiecznie z nieba się uśmiecha || (Urągał mi jako księżyc siny) R; 28. Szum skrzydeł dając || (Tylko leciały jak wiatr) R; 29. A smętek morza || (Który gnał żagle) R. W 43 — 4 rzut pierwszy:

(Jako paw pióry (ubrany) wstrząsa złotemi
A za mgłą wieków stojąc — jak za chmurą

Aż Bóg gwiazdą, piorunem i chmurą
A ich szelestem grzmi wiatr — jak chmurą) R.

49. proszę niech już przecie || (niech że już te znaki) R; 50. nad swą wiarą wyziębioną || (nad swą własną wiar ducha) R; 52. I z błyskawicą się zetrze czerwoną || (I wlect zbroją okryty czerwoną) R. W R. po w. 52. są następujące wiersze przekreślone:

(Aż pod ołtarze sam na rumaku
Nie zgiąwszy czoła — (nie zdjąwszy przyłbicy) z przyłbicą na (oczach) włosach
Bo taki jest czar w mieczowym Polaku
I taka wziętość w jego szablach — kosach.
Że swięcą nawet kościoły
Spruchniałe nieco litości uproszą.
Niech wolno będzie wpaść aż do kościoła
(Z szablą dobytą) Z tą bronią którą kwiatki łączne koszą
Ludzie, a która jest broń archanioła).

66. Słońce gdy bije || (Po których słońce) Na którą kiedy słońce bije R; 70. i smuklej || (oboje) R; 71. Braniem łącznego zatrudnionych || (Niby schyleni byli braniem) R; 72. Albo czerpaniem łez || (Z ziemi albo też) (Oboje albo też) R; 74. Rzadkie już || (Rzadkiemi) R; 75 — 76:

(Niby krew w napół zasklepionych ranach)
(Nie czarną już była ale niby w ranach)
(Całego który [wyrazy nieczyt.]
(Różnemi biegnąc swego [wyraz nieczyt.] ciała).

W R. po w. 76. słowa przekreślone: (Znajdując usta). 78: w R. po słowie »tu« R jest: (przed posągiem); 90. wyciekli || (wybiegli) R.

POWSTAŁ NARÓD WYKONAWCA...

Tekst według autografu, wpisanego w rękopisie »Króla Ducha« (I. str. 150).


PANIE! O KTÓRYM NA NIEBIOSACH SŁYSZĘ...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w rękopisie »Króla Ducha« (I. str. 150).
3. Panie w || (Przez któr) R.

GDY NOC GŁĘBOKA WSZYSTKO USPI...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w rękopisie »Króla Ducha« (I. str. 150).
5. Podemną noc i smutek || (Jeszcze jutrznia daleko) R.

DAJCIE MI TYLKO JEDNĘ ZIEMI MILĘ.

Tekst i odmianki według wydania w »Warcie« (Poznań, 1882. nr. 439).
5. A ja wnet z siebie sprawię i pokażę || (A wnet ja, bracia, cud taki pokażę) W. — W W. wierszy 17 — 18. są dwa rzuty, przekreślone:

I. (Zrywam się, biegnę... aż mię gwiazda nocą
Jak szyldwach pyta: gdzie? dokąd? i po co?)

II. (Nikt mię nie trzyma, gdy lecę z pomocą,
Lecz się gwiazd pyta: gdzie... dokąd... i po co?)

23. I na świadectwo || (I swiadcząc z oczu) W.

KIEDY PIERWSZE KURY PANU SPIEWAJĄ.

Tekst według autografu, wpisanego w rękopisie »Króla Ducha« (T. 1. str. 83).

JAKAŚ PASTERSKA, CIĄGŁA, SMĘTNA NUTA...

Tekst według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — Karta 105.


I MÓJ KRÓL, MÓJ PAN — TO NIE MOCARZ.

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — Karta 108 v.
3. globu || (światu) R; 4. duch świata || (ale duch) R.

TERAZ POD ŻADNĄ ŚWIATOWĄ SIĘ WŁADZĘ

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — Karta 109.
Wiersz 4. w autografie, przez poetę niepoprawiony brzmi: (»Przez wielkie) słońca i przez wielkie trumny«; nad wyrazami przekreślonymi dopisano: »Od wielu wieków przez«.

JAK DAWNIEJ — OTO STOJĘ NA RUINACH.

Tekst według wydania w »Warcie« (Poznań. 1881. nr. 349).

JEŻELI CI PAN NIE ZBUDUJE DOMU...

Tekst i odmianki według wydania w »Warcie« (Poznań, 188l. nr. 359).
16. W poselstwa, jako złote strzały || (Na wszystkie strony z poselstwami) W. — W W. jest pierwszy rzut w 16-20. włączony w tekst i są dodane odmianki. Tekst jest następujący:

Błogosławiony, kto sobie w kołczanie
Takich strzał natknął; taki człowiek śmiało
Wrogowi kraju dotrzyma gdy stanie
Wielki u ludzi synów swoich chwałą.

Pierwsze trzy wiersze mają waryanty następujące:

Błogosławiony, komu ty w kołczanie
Takich strzał natknąć pozwoliłeś dużo,
Taki na wroga idąc śmiało stanie.


TA RĘKA, KTÓRA KRZEMIENIEC WYSTRZYGŁA...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — Karta 142.
12. Jak osty strzygąc || (Gdy będzie strzygła) R.

WIELCYŚMY BYLI...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — Karta 146.
10. stał wieczność || (trwał) wieczn(ie) R; 13. z ducha || (bracia) R.

HOSANNA! RĘCE PODNIEŚMY...

Tekst i odmianki według wydania w »Warcie« (Poznań, 1881. nr. 363).
22. Ludzi, którzy grobów strzegą || (Ludzi, co za wiatrem biegą) W.

ANIOŁ OGNISTY, MÓJ ANIOŁ LEWY...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — K. 154 v.
W R. w w. 4. przed słowem »pod« wpisane jest »to«; w tekście opuściłem, gdyż za dużo głosek. 7. rosną || (białe) R, — W R. jest pierwszy rzut przekreślony w. 8 — 10. następujący:

(Jak z alabastru (czystego) przeczystej czary
(A w nocy swiatłość przeswięta bije)
A w koło wichry, duchy i mary
Jako różany płomyk ofiary

9. z pod wieka || (z grobowca) R; 10. cicha dusza || (jak dusza wieczna) R; 12. Muzykom ustać || (Dźwiękom ucichnąć) R.


JEST NAJSMUTNIEJSZA GODZINA NA ZIEMI...

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — K. 184 v.
4. wynika || (wychodząca) R; 5. W niej smętek || (Ona zmęczona) R; 13. wznosząca || (muzyką) R.

NARODU MEGO KRWIĄ PISANE CZYNY...

Tekst według autografu, wpisanego w raptularzu J. Słowackiego — K. 186 v.

O POLSKO MOJA! TYŚ PIERWSZA ŚWIATU...

Tekst według wydania w »Warcie« (Poznań, 1881. nr. 364). — Na początku w. 5. jest w autografie wyraz nieczytelny; w tekście uzupełniłem go.

DO AUTORA »SKARG JEREMIEGO«.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 73 — 4)., w którem wydrukował A. Małecki ten wiersz z autografu; odmianki podług pierwszego rzutu, nakreślonego w rękopisie — »Króla Ducha« (II. 102 i 103).
6. Wyżej poleci || Ta pani biegnie R; 9. Jeżeli z kwieciem ona || Jeśli z kwiatkami sobie R; 10. I dłoń litosną o cierń || A dłoń słoneczną cierniem R; 11. To ty jak dziecię || (To ty baranek) Ty duch baranka R; 13. polski || w polu R; 14. Gruszą szeleści || Gdzie szumią grusze R.
Po w. 16. następuje w R. szereg zwrotek przekreślonych, ciągle poprawianych i zupełnie prawie różniących się od tekstu. Oto one:

(Słyszy (jak) Marya, jak inni święci
Grają na lutniach
I mówi Bogu — słychać jak święci)


Słyszy i mówi — oto mi święci
Rzucają wonie na tęczy łuk
Ale mię (ściąga) woła — głos sianożęci
Baranek Bóg.

(Oto mię serca proszą ognistsze)
(Choć mgły czerwone ziemię zawleką
Mówi Marya.)

Słyszy i mówi — (nad luteń dźwięki) głośniej niż święci
(Nad (ogni tony) gwiazd co mi gra nad głową wianek)
Głośniej, niż nić gwiazd gra złoty wianek
Głośniej mię woła... (do) od sianożęci
Biały baranek.

(Nie tknie się wody — (nie skubie) trawki ni kwiata,
Na chwilę jedną nie spuści głowy,
Lecz płacze głośno król tego swiata
Duch barankowy!)

Choćbym ulecieć chciała oczyma
Na słońca złote... nad duchy złe...
(To mię na tęczach smętną (może) zatrzyma)
To mię na tęczach smętni i trzyma
Jego... be! be!

(Widzę, że po pas utonął w kwiatki
Ale nic nie je — trawek nie zżyna
Lecz podniósł głowę i szuka matki).

Po pas w kwiateczkach — kwiatków nie skubie
Na trawce młodej — trawek nie zżyna
Zgubił się w drodze — jak ja się gubię
W anielstwie syna.

(Więc choć mię chorał swiatów kołysze
Choć odp)
(Głosniej) (Smętniej nad wszelkie powietrzne cisze) (nad wszelkie słowo)
(Więc go wysłucham więc go usłyszę)


Zesmętniał cały (jak ja się smętnię) i swiata cisz
(Słysząc) (Widząc krwawą narodów łzę)
(Usłyszał w sobie i serca mdłe)
(Stanął na łąkach — i nas smęt)
(Woła — be, be)
Przyjął do (serca) ducha — serce ma mdłe
A jednak smętne (słuchając) od łąk tam słyszę
Jego — be, be!

Tak mówi Pani (wiecznej) (królowa swiata) (pogody) mocarka słowa.
(I nowe w duchu królestwo tworzy
(Wiecznej miłości — i wiecznej zorzy)
Zbliżona ludom na rannej zorzy,
(Boś ją zawołał... jak anioł trzody)
Boś ty ją wołał — jak duch Eliaszowy
(Baranek Boży)
Baranek Boży.

Ani ku kwiatkom główeczki zegnie
Ani czem serce ożywi mdłe,
Wciąż — gdzie ja lecę — to za mną biegnie
Jego — be! be!

Nad litanę czystych dzieweczek
Nad (smętną wdowią) matek wrzaski — nad wdowią łzę
Głośniej i smętniej mój baraneczek
Woła — be! be!

Kwiatami miecąc — gwiazdami śnieżąc
(Wszędzie gdzie stanę a słucham)
Ilekroć (stanę wsłuchana w mgłę) pójdę w słoneczną mgłę,
Słyszę, że za mną goniąc i bieżąc
Woła — be! be!

(On ludom spędza moją przytomność)
Przezeń więc swiatu moja przytomność
A stąd i ducha oddech i czynność,

Bo w ustach jego baranka skromność
W oczach niewinność.

Więc go wysłucham — chociaż bogata
Owszem (otworzę) natężę litośny słuch,
Bo to duch przyszły — król tego swiata
Baranka duch.

Więc go wysłucham, więc go nie stracę,
Owszem aniołom otworzę słuch,
Niech ciągle w bramy święte kołace
Baranka duch.

Słyszy i mówi głośniej niż swięci,
Głośniej niż luteń omdlałych strój,
Woła mię z kwiatków od sianożęci
Baranek mój.

Kwiatków nie skubie — (łąki) trawki nie zżyna
Lecz oczy podniósł w słoneczną mgłę,
Ciągle mię woła (jako) z łąk jak dziecina
Be! be! ve! ve!

Więc ci miłością złotą ulegnie
(I spraw, że słońca strąciły łzę)
(Bo za nią ciągle goni i biegnie)
(Twoje be! be!)
Ty ją w świętości przemienisz łzę,
Bo za nią twój głos — baranek biegnie
Krzycząc: be! be!


POETA I NATCHNIENIE.

Tekst i odmianki według autografu, znajdującego się wzbiorze rękopisów Biblioteki Ossolińskich. W tekście wprowadziłem tę tylko zmianę, że wszędzie dałem »Atessa« a nie jak w autografie, gdzie kilka razy nazwana jest »Natchnienie«.
7. ta chata nasza bez zapory || (te złamki marmurowe w chacie) R; 9. odłamy || (ułamki) R; 13. Na Pnyxie || (u Pnyxejskiej) R; 18. księżyc || (słońc); miga || (krągły) R. W R. po wierszu 20. są dwa wiersze przekreślone:

Jestem strunami czucia... ach Eolu
Twój (odde) wiatr.

31. piękność || [wyraz nieczyt.] R; 34. w zaćmieniu || (szczerniały) R; 40. pierwsza || (wiesz) R; 42. pełniejszego || (piersi) R; 43. jak czarę || (ją w czar) R. 59. W R. napisano mylnie sztanr zamiast sztandar; 64. mający || (widz)ący R; 75. słysząc || (czując) R; 76. których ogromna || któr(e szumiały) R. W R. po wierszu 78. następuje wiersz przekreślony:

(W tysiącznych marach się pokazywałam)

88. ran || (gwiazd) R. W R. po wierszu 88. następuje ustęp przekreślony:

POETA.

O nie odlatuj... bo ten co nas stwarza
Nie jest okrutny... stój... siostro... ja byłem —
Ja byłem w strasznym grobowcu harfiarza,
Pusty... za złotym (ja) tam pustyni pyłem
(Widziałem ciebie)
(W pałacach naszych nie ma gospodarza)
Kaskadą gmachów podziemną przeraża...
A gdy sarkofag (pusty) jeden poruszyłem
I o ten granit me prochy podróżne
Strząsłem... to jęknął tak, jak serce próżne...

(Lecz duch mój urósł tam... )
I duch mój urosł... (chcesz to dziś polecim) i serce unieś cało
W pustynie... może w oazę Amona
Cały lud... jak te ogromne mogiły
Co na pustyniach granitową bryłą
Swiat przyciskają

Ja tak nie mogę....)

92: trzech || (dwóch) R. — W R. po wierszu 94. następue wiersz przekreślony:

(Obłok z nich lekki... szafir głębiej)

95. szafir zda się jak stal pryśnie || (niebo ciemnieje umyślnie; zda się || (ciemnieje) R; 96. Coś w nim od słońca || (Na tym szafirze czuć, że) (I coś... od słońca) R; 97. w oczy || (pełn) R; 100. Oblana słońcem || (Miłości strumień) R; 101 — 103. w R przekreślone brzmią:

(Słońce lecące w czeluść zawróciła
I tak wracają po ciemnem warkoczu
Jako girlanda (żórawi złamana) w niebie załamana)

110. (I tu zapomnisz kochanka i brata) R; 118. rękami || (deszcz) R; 122. z pod siebie || (w półkole) z pod (stopy) R; 129. skrzą się || (skrzą się) gorą R; 130. przeszły i wrócY || (lecą — jasne — chciwe) R; 131. (Orle... a jednak suche... strasznie szklnią się) R. — W R. po wierszu 136. naatępuje ustęp przekreślony:

POETA.

(Gdzie oni... gdzie są moi... gdzie te duchy
Czerwone....
Odleć ty za nią... bo nie ma tortury
Jak zostać... (serca) ducha miłością oblanym
A nie mieć serca. — Patrz czerwone chmury
Lecą podobne... (dymom i czerwonym) dymom chorągwianym.
(Wronom... które wiatr jesienny do góry)
To są przeklęci przez czystość natury
(To oni... jam jest tym przeklin)
(Siostro a jam jest pokrzekl..)
A jam litośny jest poprzeklinanym
(Wódz — a ostatni z nich — mam serce w łonie)
Za gron ich kilku dziś jak wroblów tanich
Przedają... lecz ja z nich — i cierpię za nich.

DUCH.

To piekło starych kształtów — ten tłum niemy,
Nie daje nawet jęku... chcesz mój drogi

To środkiem tego tumanu przejdziemy.
I te mgły krwawe (owiążą nam) nam owiążą nogi,
Chcesz by jęczeli... to tylko krzykniemy
Ojczyzna... a ci wszyscy, Boże wrogi,
Którzy przed Bogiem ugiąć się nie raczą
Wszyscy się we mgłach (zwiną) skłębią i rozpłaczą

138. własną mocą || (w każdej chwili) R; 144. A || (I) R; 146. poza swiatem || poza (chmurnych) (mgłami) R; 154. ogień serca pije || (a serce(n) (ogień wypija) R; 155. A ciągłej szczęścia || (Ze mnie... ) Ciągłej żywota ofi) R; 159. co aniołowie || (aniołów drużkę) R; 160. (Kładzie sennemu licu za poduszkę) R; 167. (Niby tęczowe wiejskie kolumnady) (Niby kolumn (z tęcz) wiejskie kolumnady) R; połączona sielska || (dziwnie połączona) (cudnie) R; 173. wróżce || (na półkach) R; 176. I gdy kur || (I na. swist) R; 191. łez || (ogniste) R. — W R. po wierszu 192. następują dwa wiersze przekreślone:

(Jedno jaskółcze piskle zabiło się
Z gniazda upadłszy... na kamienną ławę)

194 — 5:

(Nad moją głową i z jaskółczynego
Gniazda... wypadła ptaszyna niewielka) R;

198. w domek przylecieli || (swój dom odwiedziwszy) R; 199. (Bez dziecka swój dom) (Wlecieli mówię do czarnego kątka) R. — W R. po w. 200. następuje przekreślony pierwsz rzut wierszy 201 — 207:

(Wyszli oboje... (i nie swiegotali) aniołkowie prawie
(Ale postrzegłszy... że był na kamieniu)
Lecz pod kamienną ujrzawszy go ławą
Do gniazdka swego zlecieli ciekawi
Ojciec na lewo... a matka na prawo

Wyszli oboje... a potem z postawą
Zmoczonych (ptasząt) łzami... przy trupku usiedli
Ojciec na lewo — a matka na prawo...
I dziobki mieli pełne — i nie jedli...


A potem z troską obeszli ciekawą
(Ptaszynkę swoją... i po piasku wiedli)
Za kręgiem swoich skrzydełek obwiedli
Skrzydełka swoje... )

202. której ludzie dziecko skradli || (której w Sybir dziecie wzięto) (która jest po dziecku wdową) R 204. (I przylecieli... i z niebios upadli) R. W R pierwszy rzut wierszy 207 — 8. brzmi:

(Na ziemi jakby...
(Jak gdyby ludzie) Jakby magnety w najcięższej żałobie
Bo skrzydła miały ołów łez na sobie
Za sprawiedliwym)

W R po wierszu 208. następuje ustęp przekreślony:

(I długo, jako posążki z metalu,
Smierci nie wierząc — budzić go się bali,
Potem go matka, że pełniejsza żalu,
Obeszła... potem cicho zaspie wali.
Potem oczęta... perełki z opalu
Od trupka tego z trwogą od wiązali
I cicho...
Nie uwierlili (sic) w śmierć.... )

216. jak srebrny || (bez dusz) R. W R po w. 216. są na stępujące wiersze przekreślone:

(Na tym kamieniu... więc jeszcze nie mieli
W nieszczęście swoje wiary... ci rodzice...
Ale dzieciątko za skrzydełka wzięli)

217. tych serc niepokoje || (anielskie zwątpienie) R. 220 — 1:

(O piękny wymysł o złote sumnienie
Litości Bożej)

Drugi rzut:

(O złote Boskiej litości sumnienie
Ptaszków) R.

221. brzoza, nimfa || (lipa stoi) R. 223. Podnieśli || (Ponieśli) R. 225. przez biały || (jak biały) R. 226. Stało || (Stali) R; 229. A oni || (Wtenczas) R. 231. bolało || (pękało) R. 36. Porwę || (Podłożę) R. 245. i || (ludu) R. 250. za mną inna strona || (i serc podniesienia) R. 255. przez straszydła || (w natchnie) R. 257. widzę || (przyszły) R. 258. zjeżony operlił cię || (najeżał... sypie w per) R. 260. się wydaje || (dniem się zdaje) R. 277. jasne roje || (roje tylko) R. 274. W powietrze pelne || (Kładła na struny) R. 282. wyjęczał || (wyjawił) R. 302. wy || (ja) R. 303. w || (grajcie) R. W R po w. 312. następuje ustęp przekreślony:

(POETA).

(Ja będę w twoje smętne głosy kładła
Łzy moje... (ku mnie obracaj wejrzenie) a ty bądź wpatrzony we mnie.

Duchy kochane te są jak zwierciadła
Od których (wraca) oczy odwracać daremnie).

316 — 17:

(Obraca się tam... (gdzie ten... ten) tam gdzie ten szaleniec) ubrany w rumieniec
Na pół piekielnych świateł... siostro... co ci) R.

322. przed || (na) R. 326. swiat odrazu jednym zbił || (jako olbrzym... rzuconym) R. 327. Duchy, co duchów || (Wszystko przywalił) R. 335. W koło || (I okrył); oddziela || (odkrywa) R. 336. Od ludzi || (Swiatem) R. 342. Z ludźmi żywemi ma jedna || (Stanęła jedna (tam) sród żywych) R. 349. Serce, przy sercu || (Już dawno serce) R. 351. widzeń || (widok) R. 352. poi || (karmi) R. 360. grzmotów || (grom) R. 362. w marmury i w twój || (marmurów czołem) R. 366. ich nie brzydzi || (się na w) R. 367. dawna || (która) R. 372. kopułą || (otchłanią) R. W R po w. 372. są trzy wiersze przekreślone:

(Co będzie kiedyś cała rozebrana
Rękami Sławian — aż się gołą deską
Pokażą trumny papieżów... popsute)

388. sączą || (leją) R. 429. pójdzie || (będzie) R. 431. W R po słowie »Lampy« jest (ozł) (te). 436. Grób || (Krzy) R. 455-6:

(Albowiem szaty nie zdarła nikomu
Nie okradajcie wy umarłych domu) R.

Po w. 456. następują w R dwie zwrotki przekreślone:

(Lecz nim postanie... niech z niej będzie zdjęty
Sąd, bo zaprawdę niewinnie sądzona
(Na smierć) To mówiąc... przyjdzie jeden anioł swięty
I poda księgę... i jedna czerwona
Karta w tej księdze... jako liść pomięty,
Mokra... wydarta (była) będzie i rzucona

(Na dół) W czeluście... a duchy co tam chór prowadzą,
Lecącej... aby spadła — miejsce dadzą...

Potem umarłej będzie podniesienie
I salutacya — a ta w takiej sile
Rozeszle pierwsze posmiertne promienie,
Że na ostatniej (krańcowej) aż smętnej mogile
(Dotkną się końcem) Końce położą — Więc ducha nasienie
Wszędzie się ruszy śpiące w wieków pyle,
Zaprawdę — przyjdzie do niej z wielką chwałą,
Choć dziecie— co jej jasełka oddało.)

458. z wielkim || (z łzami i) R.
Po wierszu 460. jest w autografie jedna karta wydarta; następna karta rozpoczyna się od wierszy przekreślonych:

(I będzie takie swiata rozwidnienie
Że teraz chyba ci się przysnią noce
Równie błękitne)
(Rozwija tęcza).

461. stary || (dobry) R. 466. Efeskiej || (Dyanny) R. 467. z tą nadzieją || (większej sile) R. 470. W R po słowie »często« następuje przekreślone: (ślepy). 475. Płonącą || (Lichtarza); włożę || (trzaskającą w) R.
Po w. 500. są w R następujące wiersze przekreślone:

(Duchy, jak piasek mórz... czekają)
(Potem tak było jakby się z miesiąca
Lał dzień zupełnie nowy).

501. trumnianych || (straszliwych) R. 510. mniej tu waży || (milijonów) R. 511. Niż tego || (Jak d) (Mniej czyni) R. 512. równą aniołkowej twarzy || (prawie nie ruszywszy twarzy) (nim zyska (brudna) dawnej twarzy) R. 514. wulkan || (ogień) R. 520. (A tchu... od piersi, która (serce) ogień dusi); swiecy || (ognia) R. 521. Więcej się || (Spróbować) R. 523. myslisz. Patrz || (wiesz... Stój) R. 539. I tak się chował || (Czekając chwili) R. 545. Nogą odpowiedź || (Zrobił odpowiedź nogą) R. 551. ze słońc i kolorów || (przeświętych upiorów) R. 555. kolumny || (powali) R. 559. służyć słowu Pana || (wzdrygał się na głosy) R. 560. kiedym się wzdrygał || (Lutni tej się na) (Ptasząt) R. 561. Co jak || (Której) R; 572. wschodzi || (widzę) R. 576. i morze i || (i czuje go) R.


DO LUDWIKA NORWIDA.

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. 1. str. 75.); w wydaniu tem mylnie podano w tytule, iż wiersz napisany był do Ludwika Nabielaka

DO LUDWIKA NORWIDA
W BRATERSTWIE IDEI ŚWIĘTEJ!

Tekst według wydania w »Pismach pośmiertnych J. Słowackiego« (Lwów, 1866. T. I. str. 76-82.); w wydaniu tem mylnie podano w tytule, jako wiersz do Ludwika Nabielaka. Odmianki według wydania w »Warcie« (Poznań, 1882. nr. 397. z dn. 5. lutego i nr. 401. z dn. 5. marca).
89. wschodzi || wyszedł W. 90. cały już || a cały W. 93. Piękny || Pełny W. 94. stoi || święta W. 97. Pracować na całą || Dalej pracować na W. 99. Skrzydła mamy — dalej w Boga || Skrzydła dalej w łono Boga W. 100. dar ostatni || moc ostatnią W. 101 — 4:

A teraz niby orłowie
Spojrzcie się w doliny z góry
Na tych dzieciąteczek chmury,
Którzy są świata synowie W.

106. Ozwierciadlona || Odzwierciedlona W. 107. dziatwą || z dziatwą W. 112. W W brak tego wiersza. W W p w. 115. jest wiersz: Oczyma i gestem dłoni. 120. jamę || dziurę W. 121. biorą || wezmą W. 125. starzy już || i starzy W. 130. i pozwólcie czoła stroić || pozwólcie im czoła ubrać W.

SŁUCHAJ MŁODY...

Tekst i odmianki według autografu, napisanego w rękopisie »Króla Ducha« (II Karta 16 v.).
7. twojej || (się twej) R.


WYJDZIE STU ROBOTNIKÓW.

Tekst i odmianki według autografu, napisanego w rękopisie »Króla Ducha« (II. K. 27.).
7-8. w R przekreślone brzmią:

(Wzlatujące pokażą
Wolności lud nauczą)

17. Swiatu || (Błysły) R. 19. Bije godzina || (Godzina weszła) R. 20. Masy krzykły || (Swiatło! Swiatło!) R.

OTO KOLUMNA DUCHA STOI.

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w rękopisie „Króla Ducha« (II. K. 27.).
2. teraz sobie || (sobie ducha); duch || (tu) R. 6. Ta trójca otworzyła okna zmysłowi wzroku || (Patrz niżej — ruchu siła temu zmysłowi) R. 7. zamęcie || (obłoku) R. 9. strzegąc || (od ciem) R. 11. zamknął — a ta czujna przez bramy || (trzyma — (z najeżonemi włosy) z którą przez zmysły słuchu) R. 12. W dwu stronach otworzone || (Jak Meduza) (Głos i ton skutek ruchu) R. 14. sługę na to Wzywa || (rozsądek zastosowywa) R. 15. gdzie umarła || (gdzie martwa) R. 17. władza w nim słuchając || (słuchająca w nim wietrzność). 18 — 19:

(Czyni z duchami... jasność wzrokowi (a sobie samej) zaś sobie
Ocenienie dobroci zostawiwszy
I złość) R.


A JEDNAK JA NIE WĄTPIĘ...

Tekst według wydania w Warcie — (Poznań, 1883. nr. 453.). Oprócz tego dwie pierwsze zwrotki wydrukowała »Warta« (Poznań, 1881. nr. 358.)

MŁODYCH ŚMIERĆ NIE MOŻE MINĄĆ.

Tekst według wydania w »Warcie « (Poznań, 1882. nr. 405.).


PIĘKNA JAK ZORZE — DŁUGIE JEJ WARKOCZE.. .

Tekst według wydania w »Warcie« (Poznań, 1882 nr. 404.).

I ANI MI NA POLU WZNIESIONO KURHANÓW.

Tekst według wydania w »Warcie« (Poznań, 1881. nr. 358.).

NIEDAWNO JESZCZE WASZE MOGIŁY...

Tekst i odmianki według wydania w Warcie « (Poznań, 1882. nr. 404.).
6. Na górę Heklę, tak jak prorocy || (Na popiół, który Heklę pokrywa) W.

O NIESZCZĘŚLIWA! O UCIEMIĘŻONA!

Tekst według autografu, wpisanego w rękopisie »Króla Ducha« (II. K. 27 v.).

O NAJSTRASZNIEJSZĄ Z WSZYSTKICH TAJEMNIC.

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w rękopisie »Króla Ducha« (II. K. 27 v.).
5. ubogiej || (mojej) R.
W tymże rękopisie, na tej samej karcie jest wpisany pierwszy rzut tego poematu, odmienny od podanego w tekście; brzmi jak następuje:

O najstraszniejszą z wieści pytałem Pana Boga,
A wtem — u mego proga — ujrzałem krąg pajęczy,
Nakształt miesięczny tęczy... i farelię... którą
Nad jesienną naturą (często widzisz) (widać w okrąg [miesiąca) widzisz nad lasem smętną,

Tę ja — wnet namijętną myślą, która szukała
(Prawdy w każdym przed)
Pomocy w każdej ciała zjawionego literze
Wziąłem za cel widzenia. Szczerze — tak jak dziecina
Mówię — ta pajęczyna była mi tłem widzenia...
Tam kędy się spromienia krąg... (tam utkw) oczy me utkwiłem,
Blady — okryty pyłem... stary miesiąc Dyanny.

Po tym rzucie następuje nowa redalrcya poematu:

O najstraszniejszą (ciemną) z wszystkich tajemnic — pytałem (się Boga)
Boga mego — a oto


NA TO JEDNA ODPOWIEDŹ!

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w rękopisie »Króla Ducha« (II. K. 35. v. i 38.).
8. Z pięknej pamięci || (Z przeszłości naszej) R. 9. W R po »Związany« jest (przez jed). 12. W R po »swiata« jest (tego) 13. W nas zamarła i z nami razem || (W nas spi (i oto trzeba) i trzeba aby teraz) R. 14. W R są następujące rzuty przekreślone:

(A to się jeszcze [wyraz nieczyt.] gdy posłuszna stanie
Pczwól mi — że naprzód cię piękną (całą) postawię
Z Szczęsnym... gdzieś na cudownej Edenu murawie)

18. W R jest ten wiersz przekreślony i nad nim dopisane: »Pozwólcie więc«. 2 7. Bóg || (Boski) R. 31. prawd || (I lampę) R.

ZWIĄZANO WIENIEC.

Tekst i odmianki podług autografu, wpisanego w rękopisie »Króla Ducha« (Karta 38 v.).
5. Prac przenajświętszych || (Mąk przeswiętych) R.

OTÓŻ PODSTAWA WASZA.

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w rękopisie »Króla Ducha« (II. K. 33 v.).
7. czyniąc || (oddawszy) R. 11. potęgi || (wypadki) R. 14. rzeczy || (rymów) R.

WIDZĄC WAS TAKICH NIERAZ POMYŚLAŁEM SOBIE.

Tekst i odmianki według wydania w »Warcie« (Poznań, 1883. nr. 454.).
3. trącić || (dotknąć) W. 5. »dzisiaj«; w autografie do odczytania jedynie »dzi«, dalej nieczytelne.

POZWOLICIE, ŻE W DZIEŃ ŚLUBNY.

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w rękopisie »Króla Ducha« (II. K. 38 v.).
2. Piękną || (Ochładzającą) R. 3. swoich rozpromienień złoto || (swoje swiatłoście przedziwne) R. 4. I tą was || (Lampę żywota); niezręczną || (pozdrowię) R.

DUCH I TRUP, KTÓRY NA PŁOMIENIACH LATA.

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w rękopisie »Króla Ducha« (II. Karta 56 v).
1. trup || (jakiś) R. 7. twarz || (złota) R.

I WSTAŁ ANHELLI Z GROBU.

Tekst według autografu, wpisanego w rękopisie »Króla Ducha« (Karta 69.).

POLAK, JAK MÓWIĄ, — UJRZYSZ GO ZAPEWNE.

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego w rękopisie »Króla Ducha« (II. Karta 77 v.).
7. obszernych || (obfitych) R.


SOWIŃSKI W OKOPACH WOLI.

Tekst i odmianki według autografu, zapisanego na marginesie rękopisu »Zawiszy Czarnego« (Karta 3 — 4.)
2. Po słowie »Został« następuje w autografie przekreślone »sam«, 3. Staruszek o drewnianej || (Starzec o jednym) R. 4. broni szpadą || (jeszcze broni) R. 5. A || (Choć); wodze || (trupy) R. 6. Batalionów i żołnierze || (Siwych zabitych wiarusów) R. 7. I potrzaskane armaty || (Rowy i okopy wzięte); I || (Na) R. 8. I gwery || (Szturm został) R. 14 — 16. w autografie są trzy redakcye:

(Tam gdzie zwykle mszał przenoszą
Gdy ksiądz ewangeliją czyta)
(Kędy ewangeliją kładą
Kiedy księdzu mszał przenoszą)
(Gdy ksiądz ewangeliją czyta
Na tym się miejscu oparłszy)

17. I wpadają || (Wpadają doń) R. 26. Rzecze || (Krzykn) R. 37. duszę || (imię) R. 40. wrogom || (smierci) R. 43. w kołyskach leżą || (w kołysce leżą) (na łonie matki) R. 44. I bomby grające słyszą || (I słyszą bomby grające) (I bąb grających grzechotkę) R. 46. wspomniały sobie || (o dniu tym nieszczęścia) (miały też gadki) R. 47 — 8:

(O Sowińskim jenerale)
(Sztykalcu — z drewnianą nogą) R.

49. Kiedym chodził po || (Widziano mię na) R. 50. I || (Żem) R. 55. Czy prosto do Boga wiedzie || (I czy prosto) (I do mogiły prowadzi wiernie) R. 56. I prędko tam zaprowadzi || (I czy) (Prędzej, niż gołębie Wenery) (I mi zostanie się — nim dojdę) R. 58. byli na zdrowych nogach || (mieli nóg zdrowych obie); byli || (mogli) R. 59. usłużyli sobie || (nóg użyli teraz) R. 60. W potrzebie temi nogami || (Zostawiwszy mię samego) R. 61. Tak, że muszę na || (Więc się na Boga) R. 62. Oprzeć się || (Oparłem); w R po »Oprzeć się« jest (na kiju). 63. Więc || (Bo) (I) R. 64. dobrze || (swietnej) (swieżej) R. 76. Opędzał przed || (Bronił — scinając) R. 79. opartego || (stojąc) R.


VIVAT POZNAŃCZANIE!

Tekst i odmianki według autografu, wpisanego na marginesie rękopisu »Zawiszy Czarnego« (Karta 4-5. Poemat rozpoczynają 2 strofki ośmiowierszowe przekreślone:

(Gotują się na powstanie
Patryoty... Poznańczyki,
Posłali po broń do Paryża,
Po broni... trzydzieście beczek,
I czekali całą zimę,
Aż lody na rzece bryzną,
Aż przyjdzie z bronią wicina,
O! biedna, o! biedna ojczyzno.

I czekali całą zimę
(Gadając) Zapuszczając sobie wąsy,
Na broń czekali z Paryża
I na lodów popękanie,
I czekali w Borostanie
(Filozofy — wojownicy)
Jak filozoficzne szyki,
Na kupca i na powstanie
Zbrojne — vivat Poznańczyki!)

6. Potrzeba || (Gotują się) R. 8. I na koniach || (I posłać) R. 16. Toż to są ludzie mospanie || (Vivat! vivat poznańczanie!) R. 20. łby || (psy) R. 21. Toż to ludzie || (I posłali) R. 30. ostrożnie || (zdaleka) R. Po w. 30. następuje w autografie nieprzekreślona zwrotka niedokończona:

I posłali do Paryża
Bez żadnych (już) sporów i sprzeczek
Po broni trzydzieście beczek.

32. radzie wojennej || (wojennej radzie) R. 36 — 7:

(Mówił, że stoją odwachy
Na odwachach karabiny) R.

37. Smielszy || (Nieprawda) R. 39. I zaraz || (A potem) R. 40. I ruch || (Krzycząc) R.


WTENCZAS W POZNANIU...

Tekst według autografu, wpisanego w rękopisie »Zawiszy Czarnego« (Karta 35 v.).

PRZYPOWIEŚCI I EPIGRAMMATY.

Tekst według autografów, zapisanych w oprawnym zeszycie, mieszczącym oprócz »Genezis z ducha« i »Listu do J. N. Rembowskiego«, również »Dziennik poety z lat 1847 — 1848«; wśród zapisek codziennych rozrzucone są te poezye (str. 225 — 265).

I.

2. kształty jemu || (i żyw ja go) (ja mu) R. 4. A choć kto wmawia, że wierzy || (I nie wierzy, że jest Bóg taki i) R. W R po »kto« przekreślone: (jest co mówi).

II.

6. anioł || (człowiek) R. 8. Stał pod krwawemi || (Pod czerwonemi) R. 10. żółty wychodził || (żółto-zielony) R. 11. la mort || (duchy) (sny) R. 13. dychaczki || (zielonej) R. 14. Ogniem nie w serca || (Żądłem wypuścił) R.

III.

4. zadałem || (zrobiłem) R.

V.

3. ci || (ja) R; każdy gada || (ci to gadam) R. 4. Że spadasz na majątku, gdy ojczyzna spada || (Dbaj o dobro powszechne, gdy spada — ja spadam); spadasz || (tracisz); ojczyzna || (kraj nasz) R. 5. Tak ci miłość powszechną napędza do || (O biadaż mi, że takie jak ty łyse) R. 6. Srogi || (Uczy) (Późno) R.


X.

2. W trzydziestym pierwszym roku ||(Za czasów rewolucyi) R. 3. W R po »ujrzysz« jest (jakie). 12. Sterując między królem a prawem z Guizotem || (Trzymając się pomiędzy Carem a) (Przeciw szumiącym duchom z prawem i z Gizotem); królem || (prawem) R. 13. sypie się || (jest więc jest) R. 18. Barceloną || (Jak Barcelona) R. 19. wieszcz ciemny, w swoich drogach skryty || (w swych drogach wiesz niepospolity) R. 22. Sądząc, że ciemny || (Poeta, sniąc że) R.

XII.

2. używał || (używał) (kładł je pod) R.

XIV.

2. Za to dziś || (Dziś cała) R.

XV.

2. wyrosło || (przyrosło) R. 3. W autografie brak, »się«.

XVIII.

4. Zyskuję || (Zysku(jąc) R.

XIX.

2. twórczej ducha || wynalazków R.

XX.

10. Leje ciągle kruszcsami || (Leje się ciągle z góry) R. 12. chociażby z pożyczek || (wylany z łona i) R.

XXIV.

2. honor || (kościoł) R. 3. Jowisza || (bałwana) R. 4. Aby we mnie duch Boży nie klęknął || (Abym Syna Bożego nie ugiął) R.

XXV.

3. jak my || (oto); własnych || (świata) (swoich) R.


XXVI.

4. wysoką wieżę || (wieżycę) R. Po wierszu 8. następuje ustęp w autografie przekreślony:

(A nie tylko on, ale za pół milijona
Odpowie mi (dom jego) takiego dom — dzieci i żona.
To rzekł srogo grożący, ale sprawiedliwy,
Wszystko złoto rozdawszy — aliści o dziwy!
Starosta zda się gani ono zaufanie)

10. który? a starosta na to || (rzekł: czy który idzie a on) R. 11. Owszem zdają się pełni przestrachu i || (Cóż robią? A starosta: stoją pełni) R. 12. Stoją w miejscu || (Niepewności) R. 13. Wskaż im || (potem) R. Wiersze 13 — 20. dopisane są w autografie na marginesie str. 241; na str. 244. wpisany jest następujący ustęp przekreślony:

(Ręką im pokaż, rzekł Pan [(łaskawej) dobrej był natury]
Na to starosta: żaden z nich nie patrzy do góry,
Wszyscy zdają się raczej odmawiać paciorki
I zamyśleni — w ziemię patrzą lub na worki.
Schmurzył się nieco słysząc to Pan dobrotliwy
I rzekł: — »Jeśli się modlą — to będę cierpliwy,
Zaczekam... a nie wątpię o poczciwych... duszą,
Choćbym skarb stracił... Mów mi Acan (jak się ru) gdy wyruszą
A rozwiąż niecierpliwość — która mi jest gnidą
I wężem«.. Tu starosta mu przerwał: »już idą« —
A Pan: »Gdzie?« A starosta pobladł niesłychanie,
»Któryż do Banku idzie « — rzekł Pan. — »Żaden, Panie«;
Jakto —)


XXXIII.

5. po stracone || (chcąc odzyskać) R. 6. Pełznie || (Idzie) R.

XXXV.

3. W R po »Bóg« jest (synów) 9. Jedno z niemi ukochać, jedno uczuć || (W jednym ogniu miłośnym Panem obrać) (jedną miłością z ludźmi króla) R. 10. Sam choć mały lecz z prawdy || (Poddany mu z miłości a) (Sam choć biedak lecz z prawdy) (Choć żebrak a z Chrystusem) (Wszakże z prawdy — z miłości) R.
Przypowieść ta jest jeszcze w innem opracowaniu w autografie (Biblioteka Ossolińskich nr. rkp. 1792. IX)., i brzmi jak następuje:

Krzyczeli Polska! Polska... lecz jednego razu
(Ci ludzie zapomnieli)
Chcąc krzyczeć — zapomnieli na ustach wyrazu,
(Pewni jednak, że je B)
Pewni jednak, że Bóg im prawo krzyku przyzna,
Szli i krzyczeli jeszcze: Ojczyzna! Ojczyzna!
Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka
I przeraził je wszystkie... zapytawszy — — Jaka?
A drugi człowiek (ujrzał się w ducha) niby w żebraka postaci
(Wolnym... i pomyślał, że mu trzeba)
Pomyślał, że mu trzeba w duchu wolnych braci,
I wolności mu trzeba w milionów osobie,
Ziemię bowiem pod sobą ma i (kościół) Boga w sobie,
A Pan (Bóg się pokazał znów w ogniu) w nim jako ogień — i już nie nad krzakiem)
(Chcesz, jak widzę powiedział być dawnym)
(I rzekł).
Zagrzmiał — prosisz (mię) się widzę być dawnym Polakiem.


XXXVII.

2. tchórz || (uczon) R.

XL.

1. a z siebie || (z pokoju) R. 2. pękających || wysadzonych R.

XLVI.

3 — 4. (Czas by pojąć, że zegar idzie z naszej winy,
Bóg jeszcze na nim żadnej nie czytał godziny.) R. 3. z duchów lenistwa || (z naszej... utworzył się) R. 4 ducha z kształtów pokazał || (jestem, stworzył z kolorów) R.

XLIX.

1. uwiązał || (trzyma mnie) R. 4. w zwierzętach || (u zwierząt) R.


L.

2. Toż chłopom posyłaj || (Posyłajże) chłopom R.

LV.

2. czasu || (czasów) R. 5. łańcuchami || łańcuchy R. 15. A ten swoje zwyczaje krom żadnej || (Który to samo czynił... A ten strzegł) (A ten bez nau) R. 16. I tłómaczenia, przelał gdy umarł na || (I co tak po sobie ponauczył wnuki) (Zwyczaj swój przelał na wnuki) (zostawił na) R. 17. Więc ci choć się na swiecie wszystko || (W zamurowanym zamku) I zszedł ze swiata — a ci choć się R. 18. Urosło — choć || (Na swiecie — i) R. 24. owszem wody w rowach || (rowy zatęchły i) R. 26. morowe, ogniste || (powietrze zielone) R. 27. Wychodziły... więc się || (Uderzały na zamek) R. 29. Co dnia dzwon, a żaden || (A żaden nie pomyślał) R. 30. oddać || (ojców) R. 31. Woleli żyć pod strachem choroby || (Poddać, choć je strach cisnął i śmierci) R. 32. Aż ono || (Powstał) R. 34. Otworzyć || (Wiodących) R. 35. Wyskakują jakoby szpitalni szaleńce || (Wyłażą niby więźnie jakie Pana Boga); jakoby || (prawie jak) R. 36. Bez wyjątku matrony || (Nieuszkodzone na ciele) (Same siebie dręczące) (Na ciele wszakże piękne) R. 38. ludy całe || (narodowi) R. 39. kto o duch-lud się lęka || zaś sercu, które pęka. R. 40. To wy małe prywatnej || Za lud — wy Jakieś małe R. Po wierszu 40. są w autografie następujące wiersze przekreślone:

(Macie otwarte wedle gustu i osoby)
(Pokazujecie wedle gustu i osoby)
(Byle się ta publicznej nietknęła choroby)
(Nie dbając o) Mimo publiczne smiercie i ludów choroby)


LVI.

3. Po słowie »masz« w autografie przekreślone: »duszę«. 4. Duszę, która się boi smiertelna || (Która tu zatrwożona ciałem) R.

LXI.

6. płaci lecz || (spełnia to) R.


LXII.

2. nitkę || (drzazgę) R.

XLIII.

2: ujrzał cud || (miał grom) R.

LXIV.

Po wierszu 2. w autografie następują dwa przekreślone wiersze:

(Temu tylko potrzebna — kto grać dobrze umie,
Niech(aj) ma wolność — kto Boski żal widzi w rozumie).







OBJAŚNIENIA WYDAWCY.


Na autografie »Dumy ukraińskiej« nakreśliła ołówkiem matka Słowackiego zapiskę następującą: »Po napisaniu wpisał do książki matki. We Wrocławiu 1848. pytał się o Ruńka, czy mam go i powiedział: jakbym go teraz chciał przeczytać. Ta »Duma ukraińska« — była jednym z pierwszych utworów jego.«

Sonet napisany w Wilnie w r. 1826; wpisał go Słowacki nie tylko w swym pamiętniku, lecz również w sztambuchu swej matki. Wuj Słowackiego, Teofil Januszewski, napisał parodyę tego sonetu (ob. artykuł L. Meyéta: Sztambuch matki J. Słowackiego — »Ateneum«, Warszawa, 1895. T. II.).

Ludwik Szpitznagel (ob. o nim objaśnienia do »Godziny myśli«, T. II. str. 373.) wpisał w r. 1827. do sztambucha Słowackiego czterowiersz; odwdzięczając się wpisał Słowacki do jego sztambucha tenże wiersz.

Sonety te są poetycznym wyrazem miłości Słowackiego dla Ludwiki Śniadeckiej.


Wiersz napisany na wyjezdnem z Krzemieńca do Warszawy.

»Oda« powstała przy samym końcu listopada lub na początku grudnia 1830 r. pod wrażeniem pierwszych wypadków powstania.
23. Starzec pochylony latem oznacza papieża.
40. Oliwer Cromwell, protektor zjednoczonej rzeczypospolitej brytyjskiej, wywołał rewolucyę, która doprowadziła do detronizacyi i ścięcia Karola I. Stuarta w r. 1649. Cromwell, ofiarowanej mu przez parlament korony, nie przyjął.
51 i n. Mowa tu o odkryciu Ameryki przez Krzysztofa Kolumba w r. 1492.
65. Jerzy Washington (1732 — 1799), twórca niepodległości Stanów Zjednoczonych.
70. Ludy saksońskie t. zn. Anglicy, pokonani w wojnie o niepodległość Ameryki.
134. Amfitryta, bogini wód w mitologii greckiej, królowa morza.

»Hymn« napisany w pierwszych dniach grudnia 1830 r.
16. Orzeł dwugłowy oznacza herb państwa rosyjskiego.
27. Gedymina gród t. zn. Wilno.

»Kulik« powstał z końcem grudnia 1830. lub na początku 1831 r.
58. Pamfil w kartach polskich oznacza wyżnika, jeżeli jest tego koloru, co wyświęcona karta.
62. Dej algierski, przewódca wojska tureckiego w Algierze, znany z despotyzmu; w r. 1830. Francuzi pozbawili go władzy. — Karol X., król francuski (1824—1830), przeciwnik konstytucyi.
63. Delfin t. zn. następca tronu we Francyi. Ostatnim delfinem był Ludwik Antoni ks. Angoulême.
64. Kozera albo kozyra, karta świętna w grze.
65. Błękitne papiery t. zn. ruble.
76. Sycylijskie nieszpory t. zn. rzeź Francuzów, dokonana przez Sycylijczyków podczas okrutnych rządów Karola Andegaweńskiego.
77. Minny orszak t. zn. orszak miłosny.
91. Trzeciego grudnia 1830 r. zawarła Warszawa w imię całej Polski przymierze z powstaniem, ślubując sprawie niepodległości wiarę niezłomną.

»Pieśń« powstała najprawdopodobniej już po wyjeździe Słowackiego z Warszawy, w kwietniu lub w maju 1831 r.

W liście do matki (z Paryża 9. listopada 1832 r.) pisze Słowacki, że zrobił tę balladę w Dreźnie razem z Odyńcem, powracając wieczorem z »Grossen Garten«.

FRAGMENT.

Urywek, zapisany na k. 93 i 94 sztambuchu matki Słowackiego; poprzednia karta, na której był początek wiersza, jest wydarta. W pozostałym »Fragmencie« odnaleść można myśli i wyrażenia te same, co w poemaciku p. t. »Paryż«, Czas napisania przypada prawdopodobnie na koniec 1831 r.
W sztambuchu dopisał Słowacki jako odsyłacze przy w. 7: »Kolumna Vendóme bronzowa«, przy w. 9: »Most, na którym stoją białe statuy wielkich ludzi«.


Wiersz ten powstał prawdopodobnie w pierwszej połowie 1832 r.; w pamiętniku swym tak o nim pisze Słowacki: »Wieczorem (22 lipca 1832.) byłem u Podczaszyńskiego, chciałem aby nie drukował »Ody« i natomiast dawałem mu kilka strof o Paryżu, ale te zdawały mu się nie patryotycznemi, więc prędko cofnąłem się z niemi«.
42. Rodyjski posąg, jeden z siedmiu cudów świata, wzniesiony został przez Charesa około r. 229. przed Chrystusem; wysokość jego wynosiła 32 metrów.
54. Burboni mieli w swym herbie lilie.
77. Ossyan, mityczny bard szkocki, którego pieśni wydał — a właściwie napisał — Macpherson w XVIII w.
82. Luwr, pałac królów francuskich w Paryżu, mieszczący dzisiaj muzea sztuki.
84. W lipcu 1830 r. wybuchła rewolucya w Paryżu.

Z Mich. Skibiekim, adjutantem jenerała Paeza w Kolumbii, zawarł Słowacki przyjaźń serdeczną w Paryżu; szereg wzmianek o nim mieści się w listach poety do matki.
2. Szymon Boliwar, oswobodziciel Ameryki południowej z pod jarzma hiszpańskiego.
16. Kortezy t. zn. Hiszpanie. — Inkas, tytuł absolutnych monarchów peruwiańskich.
26. Luiz de Camoëns (1524 — 1579), słynny poeta portugalski, autor epopei p. t. »Luizyady«.
78. Auł, osada, wioska.

»Dumę« napisał Słowacki w lecie 1832 r. pod wrażeniem, jakie wywarła na nim wieść o śmierci jego wuja, Jana Januszewskiego. Dumę tę wpisał później poeta do albumu Henr. Ankwiczównej.
3. Khaaba, świątynia mahometańska w Mekce.
45. Smotrycz, dopływ Dniestru.
85. Daszów, miasteczko w powiecie lipowieckim; w dniu 2. maja 1831 r. była tutaj bitwa powstańców z Moskalami.

O Maryi Wodzińskiej, którą Słowacki poznał w Szwajcaryi, ob. artykuł dr. H. Biegeleisena p. t. »Juliusz Słowacki i Marya Wodzińska« (Biblioteka warszawska, 1893. IV. 201—220.).

Wiersz ten odnosi się do stosunków poety z Eglantyną Pattey. O niej ob. artykuł dr. li. Biegeleisena p. t. »Juliusz Słowacki i Eglanyna Pattey«. (»Tygodnik illustrowany«, Warszawa, 1892. nr. l i n.).

Mowa tutaj o rozstaniu się z Maryą Wodzińską.

Wiersz pisany z myślą o Maryi Wodzińskiej.

Wiersz ten odnosi się do Ludwiki Śniadeckiej; nie jest jednak ostatniem wspomnieniem, są jeszcze ustępy jej poświęcone w »Podróży na Wschód« i w »Beniowskim«.


Do Rzymu przyjechał Słowacki dn. 22. lutego 1836 r.

Ze swoim wujostwem, Teof. Januszewskiemi, mieszkał Słowacki w r. 1836. w Neapolu, w hotelu Vittoria, nad samem morzem.
5. Szecherezada, księżniczka opowiadająca baśni sułtanowi w »Tysiącu i jednej nocy«.
39. Z Neapolu wyjechał Słowacki dnia 24. sierpnia 1886. r.
62. Mohamed-Ali, wicekról Egiptu.

52. O Cheopsie ob. w »Wykładzie nauki« (T. X. str. 205. w. 442 i n.).

W tytule: Z Aleksandrem Hołyńskim, młodszym bratem Stefana, któremu poświęcił Słowacki »Anhellego«, spotkał się poeta w Egipcie, a mianowicie w Denderah, dn. 19. listopada 1836 r.
29. Z Abissy t. zn. z Abissynii.
50. Strabon, znakomity geograf grecki, ur. około roku 60. przed Chrystusem; podróżował po Egipcie. — Manetho, kapłan egipski, żyjący za panowania dwu pierwszych Ptolomeuszów, autor dzieł napisanych po grecku: »O starożytności i religii Egipcyan« i »Dzieje Egiptu«.
52. Mowa o Napoleonie I.
64. Manes — właściwie Menes — najstarszy król Egiptu, założyciel Memfis.
66. Około r. 2000 przed Chr. zawładnęli Egiptem zdobywcy, którzy panowali pod nazwą królów pasterskich.
89. Ereb, u Homera, kraina ciemna, leżąca między powierzchnią ziemi a Hadesem, miejsce przejścia ze świata ziemskiego w podziemny.
113. Gryf, zwierzę bajeczne u starożytnych, strzegące skarbów.
117 i n. Mowa tu o hieroglifach, które dzięki badaniom uczonego francuskiego J. F. Champolliona, stały się zrozumiałymi.
140. Luksor, słynny obelisk, podarowany Francyi w r. 1831. przez Mehemed Aliego; stoi teraz w Paryżu na placu Zgody. — Ewander, ob. obj. »Podróży na Wschód« (T. II.).
145. Ptolomeusze, władcy Egiptu, rządzący nim trzy wieki, po śmierci Aleksandra Wielkiego.
149. Dendera, po grecku zwana Tentyris, wioska w górnym Egipcie, na lewym brzegu Nilu, słynna zwaliskami świątyni bogini Hathor. — Hathor, albo Athor — bogini egipska, matka słońca.
175. Słowa te powiedział anioł Maryi Magdalenie, kiedy w towarzystwie pobożnych niewiast poszła do grobu ukrzyżowanego Chrystusa. (Ewangelia św. Mateusza, Rozdział 28).
184. Tebaida oznacza okrąg miasta Teb.
188. Omar, drugi Kalif, wierny wyznawca wiary Mahomeda; bibliotekę w Aleksandryi zniszczyli Arabowie pod wodzą Amru, naczelnika wojsk Omara.

Wspomnienie Maryi Wodzińskiej.

W wierszu tym są pewne refleksye, jakie posąg Memnona i wyryty na nim napis obudził w duszy Słowackiego.


Zenon Brzozowski był towarzyszem podróży Słowackiego po Wschodzie. Życiorys Brzozowskiego — ob. »Kłosy« (Warszawa) 1887. T. XLV. str. 196).

Z dnia 14 na 15. stycznia 1837 r. spędził Słowacki samotnie noc u grobu Chrystusa w Jerozolimie.

Księgarzem był Eustachy Januszkiewicz, z którym poznał się Słowacki w Paryżu. Wiersz jest naśladowaniem podobnego wiersza »do księgarza«, jaki napisał Byron do wydawcy swoich dzieł, Murraya.

Z An. Moszczeńską poznał się Słowacki we Florencyi w lecie 1838 r.

W październiku 1838 r. przybył Zygmunt Krasiński do Florencyi, gdzie bawił podówczas Słowacki, i przywiózł wiadomość o aresztowaniu pani Becu i Teofila Januszewskiego. Na odjezdnem z Florencyi napisał Słowacki wiersz do Krasińskiego.


W dniu 15. grudnia 1840 r. pogrzebano uroczyście zwłoki Napoleona w Paryżu; wiersz Słowackiego jest dowodem, że już w czerwcu tegoż roku wszystkie umysły były zajęte kwestyą sprowadzenia zwłok Napoleona.
Redakcya »Młodej Polski«, drukując wiersz, zaopatrzyła go następującym przypiskiem: »Szczęśliwym dla nas zdarzeniem, doszedł rąk naszych niniejszy wiersz p. Słowackiego. Pozwolił nam, abyśmy przypuścili naszą publiczność do rozkoszy, jakiej doznaliśmy sami, czytając te piękne strofy«.

Dnia 21. października 1841. r. zmarł w szpitalu paryskim Józef Meyzner, kapitan 9. pułku b. wojska polskiego, jeden z Belwederczyków. Pod wrażeniem tej śmierci napisał Słowacki wiersz, który krążąc w odpisach wśród emigracyi, powszechny budził zachwyt. Wspomniał o tem dziennik »Trzeci maj« (6. listopada 1841.), w wzmiance o śmierci Meyznera; ustęp ten brzmi: »Tymczasem zachęcamy, niech się rodacy starają o wiersz Juliusza Słowackiego p. t. »Pogrzeb Meyznera«, przypisany zacnemu, skoremu do posług i — gdzie idzie o wyrzucenie grosza bratnieg ohojnemu młodzianowi, którego piękny czyn Pogrzeb Meyznera uwieczni; wiersz palący i okropnej prawdy wart najpowszechniejszego czytania.

Dnia 12. lipca 1842 r. poznał Słowacki Andrzeja Towiańskiego i zaraz w dniu następnym ukazał się wiersz, będący wyznaniem nowej wiary.


W wydaniu prof. Małeckiego, jako objaśnienie pierwszego wiersza, podano, iż jest mowa tutaj o jenerałach Różyckim i Dembińskim i o pułkowniku M. Kamińskim.

Spotkanie swe z dziesięcioletnią pasterką w Pornic, która urosła w oczach Słowackiego na postać sylficzną Druidessy, opisał on w liście do pani Bobrowej (Paryż, 1845 r. dn. 18. stycznia).
W raptularzu, gdzie poeta wiersz wpisał, jest również rysunek jego, przedstawiający tę pastereczkę, siedzącą na kopcu druidycznym.

W urywku tym jest odbicie uczuć Słowackiego w chwilach walki z Kołem Towiańczyków. Matecznik — to Koło; »człowiek zachłyśniony Bogiem« — to Mickiewicz; — »oszust« — to Towiański; proroctwo jego — to Biesiada, w której mowa o niedźwiedziu polarnym, zasiadającym na tronie; »szkielety waryatów« — to członkowie Koła.

Wiersz pełen złośliwych alluzyi do Mickiewicza.

Krasińskiego »Psalmy przyszłości« wyszły z druku w sierpniu 1845 roku; przeciwko tym »Psalmom« — a głównie przeciwko »Psalmowi miłości« — napisał Słowacki swój wiersz, który blizko dwa laty krążył w rękopisie. W odpowiedzi Słowackiemu powstał Krasińskiego »Psalm żalu«. Bliższe szczegóły o tej walce poetyckiej ob. w rozprawie A. Mazanowskiego: »Stosunki i wzajemne sądy Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego« (Warszawa, 1890); wobjaśnieniach do wydania dzieł Słowackiego przez H. Biegeleisena (T. VI. str. 462 — 96); J. Tretiak: »J. Słowacki« (II. 404-12).

W r. 1841. zamieszkał Słowacki w Paryżu przy rue de la ville l’Eveque, 10 bis. i tam zawarł znajomość z swą sąsiadką z poddasza, panią de St. Marcel, wdową po jenerale francuskim; przyjaźń trwała aż do zgonu dziewięćdziesięcioletniej staruszki.

1. Kolumna w Warszawie — to kolumna Zygmunta na Krakowskiem Przedmieściu.

W roku 1846. w połowie sierpnia wyjechał Słowacki nad morze, do Dieppe razem z Franciszkiem Szemiothem, dawniejszym — w r. 1841. — swoim adwersarzem, a teraz przyjacielem.

W wierszu tym jest złośliwa alluzys do Towiańskiego.


W wierszu tym jest również złośliwa alluzya do Towiańskiego.

Wiersz ten jest próbą ujęcia w strofy historyozofii; urywa się przy samem rozpoczęciu rozmowy z młodzieńcem i dziewicą, którzy, jak się można domyśleć, miel1 odgrywać rolę Heliona i Heloisy.

W końcu 1847. roku przyjechał do Paryża Kornel Ujejski i wkrótce zaprzyjaźnił się ze Słowackim. O stosunku tym ob. artykuł: »Ujejski o Słowackim« (Wyjątek z listu Ujejskiego do H. Biegeleisena — Tydzień«, dodatek do »Kuryera lwowskiego«, 1894).

Poemacikowi temu poświęcił rozprawkę dr. W. Hahn (»Pamiętnik literacki«, Lwów 1904. T. III. str. 628-47). Dr. Hahn zwraca uwagę, że z Atęssą spotykamy się w »Samuelu Zborowskim«, i że jest ona równoznaczną z Helois, poeta zaś — to Eolion; w »Wykładzie nauki« znajduje się więc najlepsze objaśnienie tych postaci. Następnie dr. Hahn zauważa, że fragment nasz jest poniekąd uzupełnieniem losów Heliona i Helois w czasach pochrystusowych. Poeta — Helion — ma jeszcze jeden znamienny rys: przeczuwa on, że z głębi ducha coś ważniejszego wyrwać potrafi — ojczyznę jakąś, któraby razem dla ludzkości mogła być węgielnym kamieniem nowo budujących się domów; cel ten patryotyczny chce zgodzić z celem duszy swej. W tem oświetleniu nabiera parabola o jaskółkach, nie mogących uwierzyć w śmierć swego pisklęcia, znaczenia niezmiernego.
Trzy mary, które się w poemacie zjawiają — to Wernyhora, Beniowski i ksiądz Marek. Królowa gminna — to N. P. Marya; opis Jej zjawienia się zgodny jest z opisem św. Jana.

Ludwik Norwid, brat Cypryana, poety, przyjechał w r. 1846. do Paryża, z zamiarem studyowania medycyny; posiadał talent literacki i był współpracownikiem »Biblioteki warszawskiej«. Uległ wpływowi Słowackiego i tak daleko posunął swój zapał dla messyanicznej doktryny poety, że zupełnie jej się poświęcił. Dopiero w r. 1848. porzucił Paryż i osiadłszy w którymś z miast francuskich, zapisał się na medycynę.

W roku 1831. jenerał Józef Sowiński miał powierzoną obronę Woli pod Warszawą; zginął d. 5. września.

Objaśnienie tej przypowieści — ob. Dziennik z r. 1847. (T. X. str. 459. w. 212—226).

Wiersz ten jest wyrazem myśli, wyłożonej przez Słowackiego w odezwie do Koła, że »odrodzenie nasze powinno nosić cechy dawno na duszach wybite«.








  1. Przypis własny Wikiźródeł Marcin Luter
  2. Wiersz napisany wspólnie z A. E. Odyńcem.
  3. Przypis własny Wikiźródeł „Skargi Jeremiego“ — cykl liryków Kornela Ujejskiego.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.