Którzy byli tam Anieli,
Zaraz się ze mnie naśmieli,
Do rozpuku.
Dźwigalić mnie z ziemi owi Anieli,
Aż mi skołatali koźlę w kobieli:
Wstań nieboże, bóg pomoże,
Wstań Michale. Ale, ale,
Bok mnie boli.
Porwałem się przecie z pomocą Bożą,
Pobiegłem do braci co siano wożą:
Powiadając swą przygodę,
Oni ze mną poszli w drogę,
Do Betlejem.
Kuba biegł do trzody, schwytał owieczkę,
Tomek wziął mleka dzban, Jan kukiełeczkę,
A ja z budy wziąwszy dudy,
Choć nie mogę biegnę w drogę,
Za drugiemi.
Przyszliśmy do szopki, aż Panieneczka,
Piastuje dziecinę, jak Aniołeczke:
My mu dali swe ofiary,
Co kto może, przyjmij Boże
Utajony.
Dziecina przyjmując mruga oczkami,
Skazuje na dudki paluszeczkami:
Zagrać Panu chętnie trzeba,
On nam da zapłatę z nieba,
Nieprzeżytą.
Zagraliśmy skoczno, aż Józef stary,
Nie mogąc się wstrzymać, skacze bez miary:
Nuże Grzeli, nuże Wachu,
Nuż Ambroży, nuże Stachu,
Nu w dudy nu.
Zatrzęsła się z nami cała stajenka,
Cieszyło się Dziecię, śmiała Panienka.
Nuże Kuba, nu Michale,
Nu Walaszku u ty Jane,
Nu skoczno, nu.
Jak się już skończyły one radości,
Rzekł nam Józef stary żegnając gości:
Za waszą taką szczodrotę,
I za tę miłą ochotę,
Bóg wam zapłać.
Potem się dziecięciu na sen zbierało,
Żebyśmy juposzli, rączką kiwało:
Idźże Tomku, idź Michle,
Idź ty Kuba i ty Janie,
Do swej trzody.
Michał się wymawia, chodzić nie mogę,
Kiedym z budy zleciał, skręciłem nogę:
I wszyscy się upraszali,
Aby dłużej pozostali,
Przy dzieciątku.
Jakże cię odejdziem pociecho nasza,
W tak okropne mrozy, idąc do lasa:
Nie wyżeniesz nas ztąd Panie,
Miłe nam z tobą mieszkanie,
W tej tu szopie.