[31]Pejzaż.
Ponad krawędzią Granatów posępnych
Nagle zajaśniał blask słaby i mały,
Jakby się zatlił mech na wierzchu skały
Od ogni której gwiazdy z nieba zstępnych.
I potem wyszła zwolna z poza grani
Gwiazda i biegła między gwiazdy złote
Rozjaśniać nieba cichego ciemnotę,
Wyżej i wyżej wznosząc się w otchłani.
A kiedy ona szła świecąc, ze ściany
Czarnej granatów błysło światło nowe,
Mdłe i omglone, błękitno-różowe,
I zwolna w półkrąg wzrastało świetlany.
Ów półkrąg coraz wyżej się podnosił,
Rozszerzał, mieniąc się coraz tęczowiej,
I poblask rzucał szklisty granitowi,
Jakby go deszczem łez perłowych rosił.
[32]
I w tęczy drżącej, niepewnej, zamglonej,
Okrąg księżyca wypłynął powoli
I zawisł w niebie w światła aureoli
I szedł za gwiazdą między gwiazd miliony.
I nagle wówczas od brzegów w oddali
Na czarnej wody przepaściach bez końca
Zamigotała poświata miesiąca,
Jak piana wrzących gdzieś w bezdni metali.