[84]Pelikan i bocian.
Opuszczon od rodziców, przyjaciół, rodziny,
Żył samotnie pelikan pośród gęstej trzciny,
[85]
I tem jedynie gorycz osładzał tęsknoty,
Że nie zboczył z drogi cnoty.
Chociaż go wszystko prawie opuściło w świecie,
Znalazł on rozkosze przecie,
I nie zazdrościł, gdy marnej igraszki
Inne po borach używały ptaszki.
Bocian, którego miłość ku rodzicom znana,
Napotkał samotnego w brzegach pelikana.
Oddawna pragnął poznać tego pustelnika;
Widok jego postawy czcią gościa przenika;
Dobremu, jak on dziecku, jakąż radość sprawia,
Widzieć tego, co dzieciom własną pierś rozkrwawia!
— Synu zacnych rodziców! — rzekł bocian wzruszony —
Przypadek mnie tu w twoje przyprowadza strony,
Ale jakżem szczęśliwy, że tego poznaję,
Co miłości ojcowskiej rzadki przykład daje.
Lecz co widzę? tyś wesół, choć żyjesz w pustyni?
Cóż cię na rozkosz świata obojętnym czyni?
— Mam ja — rzecze pelikan — okropne zgryzoty,
Niedawnom stracił matkę uwielbianą z cnoty,
Opuścili mnie wierni niegdyś przyjaciele,
Z nikim ani pociechy, ani łez nie dzielę;
Lecz Bóg, co okiem łaski na wszystkich spoziera,
On jeszcze nieszczęsnego pelikana wspiera.
Za tę małą cierpliwość, z którą troski znoszę,
Wlał w serce moje innym nieznane rozkosze:
Te osładzają życie, powleczone chmurą
I w niebo przemieniają pustynię ponurą.
Kto się z młodu nauczył mężnie walczyć z losem,
Cenić rozkosze serca, iść za cnoty głosem,
[86]
Komu czarnych sumienie wyrzutów nie czyni,
Ten może być szczęśliwym nawet wśród pustyni.