Piękno w życiu kobiety

>>> Dane tekstu >>>
Autor Gabriela Zapolska
Tytuł Piękno w życiu kobiety
Pochodzenie Nowe słowo, 1903, nr 3-4
Redaktor Maria Wiśniewska
Wydawca Maria Wiśniewska
Data wyd. 1903
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PIĘKNO W ŻYCIU KOBIETY.

Kobieta jeśli chce być szczęśliwą trzeba ażeby wierzyła w piękno.
A wiara jej powinna być tak silna, że promienieć powinna od niej na zewnątrz i rozjaśniać życie jej samej i tych z którymi jej życie jest związane.
„Kobiety pierwszym obowiązkiem jest — piękno“. To są słowa Ruskina.
Jakież piękno — fizyczne czy duchowe, twórcze czy odtwarzające? Czy ma to być wspaniałe Piękno uczonych kobiet Odrodzenia? — czy ma to być czar Primavery Boticellego i dziewcząt jej orszaku? — Czy raczej ciężka piękność flamendzkiego wnętrza oświeci postać kobiecą blaskiem domowego ogniska, lub znowu chorobliwe profile pani Jaquemina lub przecudna delikatna linja dziewcząt Redona zamajaczy duchową wizyą o kobiecych kształtach?
Jakież „piękno“ jest obowiązkiem kobiety, czy to które człowiek w siebie chłonie, czy to które daje? — Czy kobieta winna ukazywać się oczom ludzkim zaledwie zaznaczona przez szybę, dojrzana gdzieś pod kręgiem samotnej lampy, jak w pastelach Vuillard’a, czy jak niewieście postacie z obrazu Carpaccia iść w blasku szat błyszczących i piękności cielesnej? Czy wszystkie siły kobiecego artyzmu powinny się koncentrować w chęci wytworzenia jakiegoś dzieła które pozostawi w muzeach ludzkości, czy raczej artyzm ten powinna z całą hojnością łaskawej wróżki rozsypywać dokoła siebie jak deszcz gwiazd pełnych jej czaru i wdzięku?
Oto pytanie pierwsze wysnuwające się z obranego przezemnie przedmiotu, który może niebacznie i w zaufaniu zbytniem w swe siły podjęłam. Pociągnął mnie swym wdziękiem, jak pociąga łąka pełna zdaleka czarującego kwiecia. Pragnie się zerwać wiązankę, lecz — oto — gdy znajdziemy się w pełni zielonej szumiącej trawy, stajemy zdumieni. Kobierzec szmaragdowy który zdał się, tak gęsto przetykany klejnotami kwiecia, wydaje się nam falą rzeczną szumiącą i zwodniczą. Z daleka tylko migocą gwiazdy jaskrów i złocieni jakby gwiazdy odbijały się w zielonej wód powierzchni. Lękamy się schylić po nie aby ręką niebaczną nie zmącić kryształu wód i nie utracić widoku gwiazdy. I stajemy niepewni, niezdecydowani nie wiedząc co począć i jak złożyć zaczątek tej równianki która nasz pokój wdziękiem swym rozjaśniać miała.
— „Obowiązkiem kobiety jest — piękno“.
Tych słów kilka i nic więcej. Piękno pełne, całe — szeroko pojęte, skoro ma stać się obowiązkiem, warunkiem istnienia. Czyż może kobieta stać się zarazem wytwórcą piękna tak ogromnego i wielkiego a równocześnie uczynić się podatną do przyjmowania i odczuwania wrażeń piękności innych? Wiadomo jak bardzo jest wrażliwą dusza kobiety — czy jednak jest wrażliwą aż do tego stopnia aby ten obowiązek swego życia jaki angielski esteta na nią wkłada wypełnić zdołała?
Rozważmy to spokojnie.

∗                                        ∗

W chwili prowadzenia walki o niepodległość nie można wymagać od szeregów żołnierzy aby stawali się gienjalnymi artystami. Kobieta jest w tej chwili takim bojownikiem o niepodległość. Idzie powoli i wytrwale walcząc, niosąc jako puklerz nie swoją siłę, ale właśnie skargę słabszego uciemiężonego — i zdobywa szrank po szranku. Z hieratycznego krzesła kasztelanek, od krosien na których wyszywała perłami i łzami mszalne stroje — podniosła się i stanęła nagle przy stole uczty życiowej, wyciągając rękę nie po wiązankę róż których miała dosyć w swej sypialni, nie po kielich złocisty bo ten ją nie nęcił — lecz po księgę mądrości, po księgę wiedzy i po księgę praw, aby dojrzeć co tam o niej w tym kodeksie napisano. Zdumienie ogarnęło mężczyzn — jakto? krosna pozostaną puste? — i razem z pudrem i zalotną peruką ustąpiono kobiecie zaszczyt błahych dyskussyi i dyssertacyi przepełniających parkietowane salony epoki Ludwików — wrzawą kobiecego szczebiotu. Puder jednak rozwiał się pod tchnieniem gorących społecznych prądów. I oto powstała z tego amalgamatu, kobieta nowa, kobieta, która nie zadawalnia się przyklęknięciem turniejowego rycerza i gestem narzucenia na jego pierś haftowanej szarfy, kobieta która niechce zuchwałych pokłonów francuskich fircyków podających jej wachlarz a na nim madrygał, taka kobieta nie chce stać naprzeciw mężczyzny nawet jako cel jego uwielbienia i podziwu — lecz obok. O nawet ani trochę nie cofnięta w cień, lecz obok — w szeregu jak równy obok równego.
Dochodzi do tego wielką walką. Gdy śledzi się codziennie z uwagą drobne ustępstwa jakie mężczyźni robią na korzyść kobiety nie czuje się na razie całego ogromu siły z jakim te ustępstwa wywalczone być musiały.
Wieki całe składały się na to, aby w kobiecie stłumić energję a teraz dnie mamy tylko przed sobą, aby tę energję wywołać. W pięknie — w artyzmie dzieje się to samo. Kobiety są dopiero jako twórczynie w kolebce — mężczyźni trenowali się“ wieki całe aby pracować twórczo — kobiety zaś dopiero stoją niemal u ich punktu wyjścia. To wszystko co do tej chwili zdziałały — można nazwać prawie cudem — samopomocą, bo w tym kierunku jakże niedawno geniusz kobiecy działać począł! — Dlatego niwa nasza jeszcze uboga, dorobek nie wielki. Gdy wieki całe, rodzaj nasz w kierunku twórczości trenować się zacznie, i my wydamy może Dantych, Botticellich, Beethowenów, Cellinich, Słowackich, Maeterlincków. Sądząc potem co kobiety już teraz przynoszą — spodziewać się trzeba wiele. Dużo nam dopomoże iż kroczymy niejako w nagromadzeniu już skarbów wszelakiego objawienia gienjuszu artyzmu. Lecz kobiecie szczególniej posłuży do rozwoju jej twórczości artystycznej to, że nie będzie analizować dzieła sztuki suchością serca. Nikt więcej jak kobieta nie umie odczuć dzieła sztuki. Mężczyzna przedewszystkiem zwraca uwagę na robotę, ocenia wartość zużytej siły czy to fizycznej czy duchowej. Kobieta wczuwa się w dzieło mistrza, dozwala się przeniknąć jego pięknościom i wprowadziwszy się w stan takiej ekstazy analizuje wartość dzieła odczutą sensacją. Mężczyzna wobec dzieła sztuki okrywa się niejako puklerzem nieprzystępności, i często czuje się obrażonym za sentyment, do którego go uczucie mistrza mimo wszystko zmusza. Kobieta przeciwnie. Odrzuca precz od siebie wszystko, co może przeszkodzić jej w odczuciu pierwszego bezpośredniego wrażenia z danem dziełem. Nie waha się narazić na kontakt tak silny, choćby poraził zbyt wielką mocą, jej nadto wyczuloną duszę. Serce swe przedewszystkiem wysyła na wywiady. Nie waha się narazić je na ból a nawet na ranę bolesną. Kobieta przyzwyczajona do cierpienia kocha cierpienia innych i jego objawy. Jeżeli w dziele geniusza nie znajdzie nic, przedczem by jej serce zadrżało, czy to z współczucia dla bolu twórcy, czy to wspomnieniem przeżytych podobnych cierpień — dzieło takie pozostawi ją obojętną. Dlatego tak często widzimy kobiety zimne i nieporuszone, wobec najgenjalniej pod względem techniki odegranych dzieł muzycznych — prosta zaś piosenka zasłyszana o zmroku pobudza ich serce i duszę do rozkosznej melancholii. Kobiety pod względem sztuki potrafią być tylko entuzjastkami — bo na sztukę patrzą sercem.
Wobec tego, nie należy wątpić że i piękno twórcze w przyszłości liczyć będzie w swej świątyni genjusze kobiece. Stanie się to wtedy, gdy kobieta przestanie już potrzebować walczyć, gdy zamiast wspinać się na wyżyny, stanie wreszcie u szczytu i obejrzawszy się dokoła spokojna o swoje prawa człowieka, o godność swej wolności cielesnej i duchowej, zabezpieczona od wyzysku swej pracy, unormowana ekonomicznie — powie: „A teraz duchu mój rozwiń skrzydła! idź w krainę serdecznego piękna!“...


∗                                        ∗

To stanie się wtedy — gdy nadejdzie wielki, uroczysty dzień.
Lecz do tej chwili — kobieta przeważnie, z nielicznymi wyjątkami, które bardzo ciężko walczyć idą po zabarykadowanej drodze twórczości artystycznej — kobieta ma przed sobą królestwo domowe, to wnętrze które niejako winno nosić piętno jej samej — bo ona w nim obowiązek swego życia wypełniać musi. „Jeżeli wypełniamy z przekonaniem to co jest naszym obowiązkiem — z biegiem czasu możemy to pokochać“, mówi Ruskin. A więc nawiązując jego słowa do poprzedniej dewizy — „obowiązkiem kobiety być piękną“ — należy wypełnić zadanie tej „piękności“ z całem przekonaniem i prawie pietyzmem.
Bo — piękną — każda kobieta być może. Niech te kilka słów Danta za bliższe określenie mojej myśli starczą.

„Często gdy trwoga ogarnie człowieka
Człowiek od czynu wielkiego ucieka.
Aby ci koniec położyć tej trwodze,
Powiem com słyszał, dlaczego przychodzę
Co moją litość wzbudziło dla ciebie.
Byłem rozkazem kobiety wezwany
A ona była tak piękna — tak święta.
Że ją sam o jej prosiłem rozkazy.
Więcej jak gwiazdy błyszczały jej oczy,
Z ust jej szły pełne słodyczy wyrazy,
Głos jej anielski, dźwięk mowy uroczy.

A dalej jeszcze.

— „Błyszczące łzami oczy obróciła
Przez co chęć skorszą poczułem do drogi“. —

Dwoje oczów kobiecych zamglonych łzami — i oto świat cały Piękna w nich się mieści. A potem chód cichy, gest spokojny, umiejętność milczenia, usunięcie się w cień, uśmiech rzadki jak klejnot okryty zasłoną, lub kwiat w dalekich odstępach czasu kwitnący. I ta duchowość, ten odblask wewnętrznej pracy ducha otaczający ciągle jej postać! Dziś już o Danta trudno — lecz często nawet teraźniejszy mężczyzna odczuje taką piękność kobiecą „że sam poprosi o Monny rozkazy“. I gdy pani domu będzie promienić tą wielką pięknością spokojnego ducha — cały jej dom, całe jej otoczenie rozpromieni się z nią razem. Cisza zalegnie jej progi — ktoś wchodzący w te ściany uczuje się nagle ukojony i sam odczuje walor swej piękności. Kobieta piękna — moralnie i fizycznie potrafi własny swój zakątek uczynić pięknym i spokojnym, potrafi siebie, dzieci lub domowników przyoblec w piękno duchowe. Niech tylko potrafi główne znaczenie nadać rzeczom pozostającym w związku z duchem ludzkim, niech zwróci uwagę główną i nacisk na charakterystyczne cechy duszy swojej i tych co ją otaczają i niech podniesie te cechy do godności najwyższej wagi w domowem życiu — spychając drobiazgi materjalne do poziomu koniecznych akcessoryi. Wtedy łatwo jej przyjdzie porozumieć się ze swem otoczeniem i być odczutą w uniesieniach Piękna — wtedy obowiązek jej piękności będzie łatwym i stanie się dla niej drugą nią samą.
Wielkiem bowiem i wspaniałem zadaniem jest właśnie ów obowiązek piękności kobiecej. Jest to źródło z którego mogą wypłynąć całe fale ożywczych doskonałych skutków. Kobieta bowiem z natury rzeczy ma w ręku niejako los całej ludzkości i zaczątek duszy człowieka. Kobieta jako matka, jako pani skoncentrowanego kółka pewnej ilości osobników, nadaje temu kółku ilość oświetlenia jakie sama wypromienić ze siebie jest zdolna. Jest ona jakby bóstwo opiekuńcze, u stóp którego, każdy z jej blizkich ustawia lampę w której kryształowem wnętrzu płonie światło jego ducha. I są tam lampy jej dzieci lub jej domowników, jej rodziny, jej przyjaciół i tych co się cisną w cichy krąg jej piękności po radę, ukojenie lub zapas energii skoro im samym sił do życia zabraknie. I pomyśleć że to ona — ta jedna kobieta potrafi i powinna utrzymać te wszystkie płomienie duchowe jasne i czyste — uspokajać i chronić od śmierci i wygaśnięcia, nie dozwalać zatrutym wichrom rozdmuchiwać spokojnego i pięknego światła w syczące i szpetne ognie. Wielkie jest więc zadanie kobiece, bo do niej, do jej rąk białych przypadają prymitywne dusze jej dzieci i służby, ona niejako uczy je lotu i skierowuje na ścieżki piękna.
Wielkim sprzymierzeńcem kobiety, tłem na którem ona rozpiąć może niejako krosna na których tkać będzie przedziwną przędzę, osnuwającą dusze jej oddane, jest przyroda. Ku niej, ku tej wielkiej miłosiernej, choć napozór obojętnej pani — winna zwrócić się kobieta dbała o rozwinięcie kultu Piękna w sobie i swoich! Jakże wielkie skarby odnaleść może w każdej chwili, zdolne do zastosowania dla potrzeb ducha i ciała dbającego o piękno. Przechadzka winna być pretekstem do wywołania seryi wrażeń, które majestatem lub świeżością swoją wpajać się będą silnie, czyniąc duszę mniej przystępną dla rzeczy małych i pełnych banalnego i brzydkiego znaczenia. Dziecko które nauczy się podziwiać zachody słoneczne, odczuwać będzie tylko wielkie rzeczy a latarnie magiczne wydadzą mu się zbyt znikomą zabawą wobec potęgi zapadającego za góry lub wały lasu słońca. Dusza umiejąca wsłuchiwać się w szmer liści drzew, odczuwająca piękność liljowych pęków bzu rozkwitłych pod ścianami starych domostw, umiejąca ścigać marzeniami srebrne fale rzeki rwące wśród kamieni i głazów — taka dusza jest uzbrojona na przyszłe życie w piękno wewnętrzne, które starczyć jej będzie w chwilach zwątpienia i rozpaczy za siłę i dźwignię. Widziałam w Bretanii, w tej krainie milczących ludzi i prymitywnego Piękna — kilka chłopek, ustawiających o zachodzie słońca całe szeregi dzieci na zieleni łąki. Chłopki te przyklęknąwszy stroiły dzieci w całe masy digitalu o fijoletowych czarujących kwiatach. W promieniach zachodzącego słońca, małe bretonki w swych aksamitnych czepkach i długich czarnych sukienkach, wyglądały jak mistyczne księżniczki trzymające się za ręce i osypane całe massą fijoletowych ametystów. I wreszcie, na dany znak — kobiety powstały z klęczek, odstąpiły pod drzewa rozkwitłych jabłoni, a dzieci cicho, wolno, rytmicznie snuć się zaczęły po łące w łagodnych zygzakach — przyśpiewując melancholijną, cichą piosenkę.
I wtedy zrozumiałam — dlaczego chłopi bretońscy są tak cisi, zamyśleni i tak bardzo wrażliwi na piękno. Wnętrze ich domów to muzea rzeźb drzewnych; naczynia z których jedzą mienią się barwą kamieni drogich, tak ceramika jest tam barwna i pięknie rozwinięta. Czepki haftowane misternie w przepyszne linje i ozdoby kryją głowy dzieci, saboty na nogach powycinane w kwiaty depcą łąki pokryte takiem samem kwieciem. Dzieci nietylko wprowadzone w kontakt z pięknem przyrody, lecz niejako uczynione cząstką jej piękności, poruszają się rytmicznie, starając się zastosować swe gesta i głosy do harmonij piękna otaczającego je dokoła. I takie chwile nazawsze inkrustują się w ich dusze, jak drogocenne kamienie w jakiś klejnot błyskający złotem. Dlatego breton jest cichy i nigdy szpetotą wrzasku nie napełni później tych łąk przez które dzieckiem sunął osypany kwieciem jabłoni i przystrojony w ametysty digitalu. To co wziął od swojej matki, odda kiedyś pięknym gestem swoim dzieciom. I tak — o zachodzie słońca sunąć będą szeregi dzieci kołyszących się wabnemi gestami na tle zielonej, szumiącej lekko łąki.
Te bretonki które przystroiły dzieci są brzydkie może z rysów twarzy, lecz piękne połączeniem uwielbienia dla natury z pięknością dzieci swoich jakie w swej duszy wytworzyły. I one, strojąc te dzieci w ametysty digitalu i puszczając je w rytmiczny taniec — wypełniły swój obowiązek — bo były pięknemi i piękno kochały.
Ten krótki obraz niech zamknie szkic wielkiego wpływu jaki wywrzeć może zwrócenie się do piękności przyrody w życiu kobiety, wpływ na nią samą i na dusze ku niej się garnące.
Lecz jest jeszcze wpływ rzeczy domowych, który nie jest tak samo bez wielkiego znaczenia. Estetycy mówią „należy uczynić wnętrze domu pięknem“. Wobec banalności obecnych sprzętów i sztuki dekoracyjnej wyrabianej hurtownie — zdaje się to niepodobieństwem. A przecież, należy umieć odszukać ducha przedmiotów martwych, a znajdziemy ich piękno. Gdy kobieta nada piętno jakieś duchowe dajmy na to, stolikowi przy którym siada codziennie z książką lub robotą — mówi się wtedy jej stolik“. Ona sama mówi mój stolik“. I oto banalny sprzęt uświęcony niejako, podniesiony do pewnej godności. Gdy zapala się lampę pod którą spędza się prawie pół życia — owiewa się ją niejako przyjaznem spojrzeniem. I oto „nasza lampa“ żyje niemal naszem życiem, płonie jasno i pogodnie w chwilach radosnych — zaciemnia się gdy patrzymy na nią przez mgłę łez. Należy z lampą tą rodzinną — skojarzyć naprzykład we wspomnieniach dziecka przypomnienie dobrych, cichych wieczorów spędzanych wśród grona bliskich i sercu drogich. Będzie to kiedyś wspomnieniem jego lat podeszłych, które będzie dla niego krzepiące i miłe. Kupując sprzęty domowe, kobieta szczególniej powinna dbać o piękność ich form i linij. Wszak towarzyszą one jej ciągle i na nich dzieci uczą się pierwszych estetycznych wrażeń. Dobór barw — dalej dobór deseni tapet, portjer, firanek należy niejako do edukacyi artystycznej człowieka. Dziecko od pierwszej chwili oswojone ze szpetotą i przyjmujące ją obojętnie jako rzecz zwykłą — nie będzie później zdolne do odczuwania prawdziwego Piękna. Czy nie należy pomyśleć jak najwcześniej o edukacyi artystycznej dziecka? Czy zamiast zabawiać wzrok jego bohomazami przepełniającymi książeczki dziecięce nie należałoby podsuwać dziecku pod oczy dzieła sztuki te, które już jego duch wchłonąć w siebie potrafi. A gdy chciwe dziecię prosi o książkę, czyż należy dziecku dawać to, co jest przeznaczone ogólnie dla dzieci, lub jakieś „dzieła“ cieszące się owczem uwielbieniem tłumu? Wszak w ten sposób zatraca się indywidualne cechy w duszy dziecka, wtłacza się je w formę pospolitości. Niech każden czyta wedle swej duchowej potrzeby a kobieta powinna być tak subtelna w swem pięknie, że powinna odczuć jakiego rodzaju piękno, duszy jej dziecka przystoi. I nie szarpać taką duszę po manowcach szablonu lecz już kierować nią w tę stronę w którą sama dąży.
Kobieta piękna tą pięknością aniołów Danta, którzy są intelligencją którzy są miłością — zdoła w każdym swym czynie ujawnić świat moralny i artystyczny. I tak — naprzykład gdy dziecko jej natrafi czy to na obrazie, czy w rzeczywistości na wieżę w gotyckim stylu — może mu wykazać z czego powstał ten styl, choćby pięknemi słowami legendy. Składając dłonie do modlitwy — wskaże mu na łuki rąk i wieżyc biegnące ku niebu. Pokazując liść koniczyny przypomni mu iż widziało budowle, w których takie liście były najulubieńszym tematem ich wykreśleń.
Kobieta może sama stać się malarzem naprzykład tak wielkim jak Claude Monet. Czy dla siebie samej czy dla swego dziecka niech patrzy i nauczy patrzeć na wieżę katedralną w rozmaitych oświetleniach dnia. Będzie to serja Monetoskich katedr w Rouen, może stokroć piękniejszych i wspanialszych kolorytem i ogromem. I tak, należy uczyć siebie i swoich estetyki sprzętów, kwiatów, liści — estetyki ruchów, dźwięku głosu, linij szat i linij ciała. Kobieta jedna potrafi nadać urok i wartość... szarej godzinie. Nie należy zaniedbywać tej uroczej pory dnia. W tej chwili właśnie duch ludzki jest najpodatniejszy do życia swem życiem i do wystarczania samemu sobie. Kobieta potrafi rozbudzić słodką melancholję zmroku i czy to legendą opowiadaną pół głosem, czy to nawet milczeniem rozciągnie panowanie myśli dokoła siebie. Nie należy zaniedbywać także tych chwil podniosłych urokiem niewysłowionego wdzięku tradycyi, które już potem pod śniegiem włosów siwych, rozkoszne wzruszenie wspomnień wywołują. Zaświecone całym bukietem blasków drzewko w noc Wigilijną rozpłonie miłością i ciepłem w sercu człowieka. To nie jest czcza zabawka ten bukiet płonących świateł, to duch nastroju chwili w której jedno uczucie piękne i ciche przenika naokół dusze ludzkie. Jednoczą się wszyscy we wspólnem wrażeniu i tu leży całe piękno takiej chwili.
Kobieta powinna rozwijać i przechowywać nader silnie kult wspomnień. Taksamo jak i w umyśle swych bliskich powinna często przeżywać jakąś wzniosłą chwilę — pytaniem „pamiętasz?“ — Piękno potęguje się przez oddalenie — lecz nigdy nie powinno zacierać się zupełnie. Każden człowiek żyjący życiem wewnętrznem powinien mieć cmentarz swych wspomnień do których powinien powracać po wrażenie piękna, gdy życie realne go nadto przygniecie. Dalej kobieta żyjąca w pięknie musi umieć cierpieć, dlatego aby nauczyła innych cierpieć. Sokrates bowiem bardzo słusznie powiedział, że są boleści dobroczynne i złe. Należy więc w każdej boleści znaleść stronę piękną i nie mogąc pozbyć się bolu i smutku, znosić go w piękności. I dziwne są objawy tak przyjętego cierpienia. Kobieta zrosła się z niem niejako, łączy się — ono przejmuje ją nawskróś i staje się cząstką jej piękna. I powoli — smutek, żałość, tęsknota, zawód — stają się jej drogie, tworzą dokoła niej atmosferę łagodnego wdzięku, i oto kobieta kochać zaczyna swe cierpienie, tak kochać jak przedtem kochała swą radość lub szczęście.
Nowy rodzaj piękna zostaje przed nią odkryty, przepojona cierpieniem z którem się rozłączać już nie pragnie — odczuwa nadzwyczaj cierpienia innych. Cisną się ku niej — mówiąc jej swe bole i oto ona ma równie piękne zadanie, jak tam w szpitalnych murach Siostra miłosierdzia!
Kobieta piękna uczy cierpieć i bunt serca zamienia na cichą rezygnację. Jest to najwyższa mądrość życia i tę mądrość nadać może tylko kobieta. Czyż więc nie szczytne, nie wzniosłe ma zadanie przed sobą?
Spostrzegam się iż mówię ciągle o duchowem pięknie i tylko zlekka dotykam kwestyi materjalnego piękna w życiu kobiety. Lecz — zdaje mi się, iż obecnie duch ludzki coraz silniej dąży na szczyty, gdzie dusze ludzkie przebywają i gdzie przeznaczenie spełnia się w milczeniu. Obecnie coraz częściej zaczynamy przeżywać chwile, które nie zawsze zdają się „związane z życiem widomem“. Dusza ludzka jak mówi Maeterlinck zaczyna się coraz więcej pozbywać swych osłon i przemawia do nas nawet tam gdzie poprzednio widzieliśmy tylko czysto materjalne objawy. Zaczynamy odczuwać mowę dusz prymitywnych, rozumiemy ich piękno. Weźmy prostego naszego górala. Jak on kocha swój dom, swoją chatę, swą siedzibę. Czy ta miłość odnosi się do ceny drzewa z którego chata zrobioną została, czy do ceny gruntu na którym chata stoi? Nic wcale. Góral bezwarunkowo kocha niemą piękność ścian, które służą za miejsce w których się spełnia jego przeznaczenie. A potem dom ten jest jego cząstką, jego objawem i wypowiedzeniem się w dziedzinie piękna, w najszlachetniejszym zatem przejawie duchowej żywotności. Zachowując indywidualność, czuje taki góral, iż chata jego pochodzi z całego ogromu narodowego piękna i zda mu się, że jest on niejako podniesiony do wielkiej godności wspólnego życia w świątyni.


∗                                        ∗

I — oto — dochodzimy do punktu, który niemal stanowi cel mego odczytu.
Odrzućmy jednak precz słowa „moda“. Zapomnijmy że to o czem mówić będę, jest modne. Mówię bowiem o pięknie — wielkiem, słonecznem, przeogromnem, a piękno jest wiecznotrwałe, i nigdy „modnem“ być nie może. Chodzi tu właśnie o tę chatę, o ten dom nasz, o to miejsce naszego życia domowego, w którem się spełnia przeznaczenie nasze. Ponieważ mamy je kochać, mamy poprzeć je niejako essencją naszych myśli, pięknością gestów i szlachetnością czynów — tragicznością faktów musimy stanowić z tem miejscem, z tem wnętrzem — jedną nierozerwalną spójnię. Wielki spokój powinien nas ogarniać, gdy drzwi naszego domu zamkniemy, spokój i piękno — a na jego strażnicy stać winna kobieta. Lecz aby się połączyć tak duchowo i nierozerwalnie z domem naszym należy, aby tak jak u górala coś łączyło nas przez te nieme ściany i sprzęty z pochodzeniem i z pięknem ogółu, który odczuwać winien te same co i my wrażenia. Jakżeż jednak wrażenie odnieść można z banalnej tandetnej linji sprzętów i mieszkań, które bez najmniejszej troski o naszę kulturę, o nasze rdzenne umiłowania — podsuwają nam przekupnie? Od dziecka żyjemy w szablonie, od dziecka wchłaniamy pojęcia bazarowego piękna. Obecnie angielska moda przystosowana do zimnych potrzeb albjońskiej mglistej natury wtargnęła w nasze sentymentalne trochę, romantyczne, nerwowe i butne dusze. Czy my nie mamy swego piękna? Szaleństwem byłoby twierdzić o specjalności tego piękna. Wszystkie linje powstały z jednej linji — lecz ta nasza wykwitła i zastosowała się do naszych warunków i potrzeb naszej duszy. Dlaczego więc nie mamy zwrócić się ku nim — ku tym motywom, które niosą nam ze sobą świeżość wielką i piękno prawdziwie jakieś nieskalane a nadzwyczaj ożywczo na duszę naszą działające. I tu zaczyna się przecudna rola kobiety, która jest panią na przestrzeni gdzie spełnia się cicho a nieubłaganie przeznaczenie jej i jej blizkich. Gdy ona stanie nagle w kręgu płonących ku niej kryształowych lamp, oświetlonych ludzkiemi duszami, gdy ona stanie w tym kręgu piękna, ukochaniem krajowego piękna, zdobna w to co wieki przyniosły z tęczowych barw i kwiatów, gdy uczyni dom rodzajem skarbca do którego składać się będą ukochane i odczute sprzęty będące tak nawskróś swojskie iż staną się przyjaciółmi naszymi — wtedy zadanie swe kobieta piękna wypełni w całej swej wielkości. Rozpraszanie ducha, rozrzucanie wspomnień które niechcą się inkrustować w wytwory obcego taniego artyzmu — nie podnosi cichej doskonałości szlachetnych wrażeń. Barwy habrów i maków zmieszane ze złotem dojrzałego żyta drogie są sercu naszemu, bardziej odpowiednie dla nastroju naszej natury, niż chorobliwe, szare zieloności krzeseł, jakby z kwiatów Gracyi Boston zapożyczonych. Wszystko co jest sztuczne, co jest przymuszone nie jest szczere. Piękno musi być szczere bo inaczej martwe będzie i nieme. Kult swojskiego piękna który kobieta wprowadzi w życie musi cechować szczerość. A szczerość ta musi być wywołaną nadzwyczajną wrażliwością z jaką kobieta połączy swe wrażenia zewnętrzne z tajemniczą pięknością wsłuchania się w duszę ogółu i w odczuciu przejawów tej duszy. Nikt jednak nie potrafi stanąć tak „na progu swej własnej istoty“ jak kobieta, nikt także nie potrafi zbliżyć drugich do progu ich istot własnych. Dlatego jestem przekonana, że gdy kobieta wyczuje swojskie piękno i sama wchłonie je w siebie, po to aby strząsnąć je ze swych dobroczynnych rąk, jak kwiaty pełne świeżości i rosy — na ugory szare spalone od banalnej szpetoty bezczelnych brzydactw artystycznych — jestem przekonana iż piękno w życiu kobiety — stanie się pięknem w życiu narodu — bo jedna tylko kobieta ma dar i siłę zwracania siebie i drugich do przeczystego pierwotnego „źródła“ — prawdziwego Piękna!

Gabryela Zapolska.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gabriela Zapolska.