[245]WSTĘP.
Wiatr był północny, droga daleka,
Minstrel był stary, słaby kaleka;
Poważne lice, włos jego biały,
Widać, że lepsze dni kiedyś znały;
Arfę, jedyną jego osłodę,
Dźwigało za nim pachole młode.
Był to ostatni z szkockich Minstreli,
Co ze czcią niegdyś w kraju słynęli,
I głosząc dzieła praojców sławnych,
Uczyli młodych, iść w ślady dawnych.
Lecz się, niestety, wszystko zmieniło!
Współbracia jego śpią pod mogiłą;
On, biedny tułacz w ojczystéj ziemi,
Chciałby już tylko odpocząć z niemi.
Bo cóż po życiu, gdy wszystkie jego
Młode uroki serce odbiegą?
Nie jemu teraz, na rączym koniu,
Jak ptak swobodnie hasać po błoniu!
[246]
Nie jemu teraz, ach! już nie jemu,
Pożądanemu, szanowanemu,
W zamkach, na ucztach, śród grona gości,
Śpiewać cześć męztwa, urok miłości,
I w sercach mężów budząc wzruszenie,
Z oczu piękności czerpać natchnienie!
W Szkocji teraz wszystko inaczéj:
Ani tych biesiad, ni tych słuchaczy!
Z starymi ludźmi, zniknęły wszędy
Stare zwyczaje, stare obrzędy;
Przychodzień, z ciężkiém berłem w prawicy,
Na Sztuartowéj zasiadł stolicy;
Mroczny fanatyzm, grożąc pochodnią,
Pieśń i wesołość mieni być zbrodnią.
Wzgardzony śpiewak, płonąc od sromu,
Musi iść żebrać z domu do domu,
I dla motłochu arfę swą stroić,
Którejby dźwiękiem król się mógł poić.
Szedł, gdzie z śród cienia dębu i świerku
Wznoszą się błyszcząc wieże Newerku.
Bard zwrócił ku nim posępne oko,
Wspomniał swą przeszłość, westchnął głęboko;
Spójrzał dokoła — lecz nigdzie innéj
Nie było niższéj strzechy gościnnéj.
Drżącym więc krokiem, przez most zwodowy,
Szedł ku podwojom bramy zamkowéj,
Któréj żelazne rygle i brony
Odbiły nieraz szturm rozpędzony,
Lecz w któréj zawsze stojąc na straży,
Duch gościnności witał nędzarzy.
[247]
Księżna przez okno starca ujrzała[1];
Włos jego biały, postać nieśmiała,
Wzbudziły litość; — rzekła paziowi,
By go z czcią spotkać wyszli domowi.
Bo choć tak można, z krwią królów bliska,
Znała i ona losu igrzyska,
Gdy kochająca, w lat swych zaraniu,
Z dziką rozpaczą, przy rusztowaniu
Lubego męża, próżno na wroga
Wzywała pomsty ludzi i Boga.
Gdy zmordowane wędrowca siły
Skromnym posiłkiem nieco ożyły,
A widok chętnéj, dworskiéj względności,
Wzbudził w nim pamięć lepszéj przeszłości:
Z dawno doznaném czuciem wesela,
Zapłonął w duszy ogień minstrela.
Zaczął więc prawić o przodkach księżny,
Co był za rycerz dziad jéj potężny[2],
Jak gromił wrogów, jak w kraju słynął;
Jak, świeć mu Panie! ojciec jéj zginął.
Dodał, że jeszcze z dawniejszych dziejów
Wié różne czyny wielkich Buklejów;
I gdyby księżna, przez wzgląd na treści,
Chciała posłuchać starca powieści,
[248]
Choć dłoń mu skrzepła, choć głos oniemiał,
On — i dla czegóż wyznaćby nie miał? —
On czuje w sobie dość jeszcze ducha,
By śpiew zanócić godny jéj ucha.
Chętnie spełniono skromne żądania,
Paź go do księżny zawiódł mieszkania.
Lecz skoro wstąpił w gmach jéj wspaniały,
Gdzie z nią jéj dworskie damy siedziały,
Możeby raczéj wolał odmowę;
Tak uczuł w sobie wzruszenie nowe,
Tak mu się nagłe w myślach zmąciło
Wszystko co teraz, co dawniéj było;
Że gdy sam w sobie upokorzony,
Chciał dobyć z arfy dawne jéj tony,
Uczuł, że palce moc swą straciły,
Którą nadaje wiara w swe siły.
Księżna odgadła co się w nim działo.
A więc nie rażąc zbytnią pochwałą,
W słowach jednakże miłych dla ucha,
Dodała serca, zagrzała ducha,
Aż stróny, w które trącał powoli,
Zabrzmiały wszystkie w ton jego woli.
Wtedy rad z siebie ozwał się śmieléj,
Że pomni powieść dawnych minstreli,
Któréj już w życiu swém poniżoném
Nie miał nadziei śpiewać przed zgonem.
Bo nie dla gminu pieśń ta złożona,
Lecz dla dam wielkich, dla panów grona;
Sam ją przed królem śpiewał za młodu,
Na jednéj z świetnych uczt Holyrodu;
[249]
Pieśń tę powtórzyć chciałby w téj dobie,
Nótę jéj tylko przypomni sobie.
I zwolna ręką wodząc po strónach,
Coraz to w innych przebiera tonach;
I w czole widać walkę z pamięcią,
Którém raz po raz wstrząsał z niechęcią.
Aż gdy raz wzbudził znajome brzmienia,
Twarz zajaśniała blaskiem natchnienia,
Duch w oku starca zaiskrzył młody,
Dziwny rumieniec oblał jagody,
I harmonijny, choć w miarach zmienny,
Rozległ się odgłos pieśni wojennnéj. —
Miejsce, słuchacze, dola żebraka,
Wszystko zniknęło z myśli śpiewaka;
Zimna nieufność w sercu zbolałém.
Nagle przed wieszczym pierzchła zapałem;
I tak, gdy wszyscy wkrąg oniemieli,
Nócił ostatni z szkockich Minstreli.
|