Pierścień Polikratesa
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pierścień Polikratesa |
Pochodzenie | Z obcego Parnasu |
Wydawca | Księgarnia A. Gruszeckiego |
Data wyd. | 1886 |
Druk | Bracia Jeżyńscy |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Stanisław Budziński |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cała antologia |
Indeks stron |
Na krużganku stał wysokiem
I wesołém patrzał okiem
Na zdobyty Samos gród;
„W okół ziemia mi poddana,” —
Do Egiptu rzecze pana —
„Któż szczęśliwsze życie wiódł?”
„— Ty doznałeś łaski bogów;
Tobie równych dotąd wrogów
Berłem schylasz do twych nóg.
Jeden jeszcze budzi trwogę;
Więc cię szczęsnym zwać nie mogę,
Póki groźny czuwa wróg.” —
Gdy król prawi temi słowy,
Wszedł posłaniec miletowy,
Do tyrana rzecze w głos:
„Każ ofiary palić wonne
I w gałązki, z lauru szczknione,
Panie, uwieńcz boski włos!
Wróg raniony poległ wczora,
Od wiernego Polidora,
Wodza, dar ten niosę ci.”
Czarną skrzynię w tém otworzy:
Król i tyran się zatrwoży.
Głowę wroga widząc w krwi.
Król się wzdryga, cofa z dreszczem.
— „Nieraz szczęście jest złowieszczém;
A choć zawsześ wroga zgniótł,
Pomnij, chytra jest fal łaska:
Może burza w krótce strzaska
Wątłe szczęście twoich flot.” —
Zanim król te skończył słowa,
Mowę radość przerwie nowa,
Co śród portu brzmi raz wraz:
Z skarby, z łupy bogatemi
Do ojczystéj wraca ziemi
Okrętowych masztów las.
A król rzecze znów w podziwie:
— „Choć los sprzyja ci szczęśliwie,
Śród pogody strzeż się burz;
Lud kreteński, męztwem swojém
Sławny, krwawym grozi bojem,
A twych brzegów blizki już.” —
Zanim skończył nagle zoczy
Tłum, z okrętów co się tłoczy,
I tysiączny słyszy krzyk:
„Nie doznamy wojen klęski,
Śród fal zginął lud kreteński;
Bój skończony, strach już znikł!”
Gdy to słyszy gość trwożliwy,
Rzecze: — „Iście tyś szczęśliwy,
Jednak drżę o przyszłość twą,
Bo się zemsty boję boskiéj;
Chwile błogie, a bez troski,
Czyż udziałem ziemian są?” —
— „I mnie wszystko szło po myśli:
W czyn wcielałem co nakreśli,
W rządach łaskaw był mi Bóg;
A w tém zmarł mi dziedzic drogi,
Bo zabrały syna bogi,
Zapłaciłem szczęściu dług.” —
— „Więc proś nieba, niech dozwoli
W szczęściu doznać i niedoli,
Gdy uniknąć pragniesz mąk:
Bowiem smutny koniec człeka,
Gdy mu zawsze bóstw opieka
Sypie dary z pełnych rąk.” —
— „Więc gdy grożą ci zagładą,
To za bratnią idź-że radą,
I nieszczęście sam zwij już:
Co śród skarbów twych tysięcy
Ceni serce twe najwięcéj,
To rzuć w ciemną otchłań mórz.” —
Tyran na to z przerażeniem:
„Patrzaj, oto z tym pierścieniem
Rozstać się największy żal;
W cześć Erynnom dam skarb cały,
By mi szczęście zachowały
Rzekł i rzucił w odmęt fal.
Ledwie świt się dostrzedz daje,
Wnet wesoły rybak staje
Przed tyranem panem swym:
„Ot tę rybę pierwszą, Panie,
Dziś schwytałem; na co stanie,
To odemnie w darze przyjm.”
Niosą rybę do kucharza;
Kraje, cudo go przeraża,
Pędzi zdziwion ledwie tchnie.
„Patrz o władco! w wnętrzu ryby
Był ten pierścień; bez ochyby
Jest bez granic szczęście twe”.
Lecz gość na to się oburzy;
— „Już nie mogę tu być dłużéj,
Odtąd mnieś ni druh ni brat;
Twojéj zguby snadź chcą bogi,
Nie chcę dzielić śmierci srogiéj.” —
I odpłynął szybko w świat.