[172]PO GRADZIE.
Różaną jutrzenką promieni się dzionek.
Pogodny, łagodny, wiosenny:
W przezroczach błękitu poranny skowronek
Wyśpiewuje hymn swój codzienny.
I patrząc nad sobą w niebiosa przeczyste,
Jak wróżą pogodę i ciszę:
I patrząc pod sobą na łany kłosiste,
Jak wiatr w nich urodzaj kołysze:
Śpiewacze w nim serce wezbrało pociechą,
I pieśń brzmi radością natchnięta,
Wkrąg budząc jak echo, pod niebem i strzechą,
Lud do pracy, do chóru ptaszęta.
I chór ten i praca, naprzemian, koleją,
Ożywia las, pola, i domy. —
O! pieśni! o! praco! o! ludzka nadziejo!
Jak radość, jak plon wasz znikomy!
[173]
Cóż nada, że słońce opatrzne na niebie
Wyiskrzą blask twórczych promieni?
Kir chmury burzliwéj zagarnął je w siebie,
Grom z wichrem panują w przestrzeni.
I z czarnych chmur łona jak śmierci nasiona,
Sypnęły się grady ziarniste.
O! biedny skowronku! gdzież dla cię ochrona?
O! biada wam, łany kłosiste!
A z nich ci to przecież, rolniku! brać trzeba
Wzór wiary i męztwa w niedoli.
Skowronek po burzy znów — leci pod nieba,
Kłos z ziemi się dźwiga powoli.
A tobież z rozpaczą, w krzyż składać ramiona,
Jak ten, co snem wiecznym już drzemie? —
Dłoń tylko śród pracy ku Niebu wzniesiona,
Miłosierdzie ściąga na ziemię.
1867.