Był to pustelnik, od dawnego czasu
Mieszkał samotnie w głębi ogromnego lasu, Małą kapliczkę wykuł sobie w skale, Ku Boskiej chwale.
Zaledwie zajaśniał dzionek,
Już brzmiał głośno jego dzwonek Na wieżyczce zawieszony A te wdzięczne jego tony Odbijały się o drzewa.
Klęka starzec, ręce wznosi,
Drżącym głosem piosnkę śpiewa,
Szczęśliwość cnoty, chwałę Boga głosi. Potem idzie do ogrodu, I w czoła pracuje pocie,
Myśli zawsze przy Bogu, ręce przy robocie.
Aż o południu odpoczął wśród chłodu,
W altance ubogiej dar Boży pożywa.
Surowe owoce, z ogrodu warzywa,
I czysta z krynicy woda. Choć ubogi, on nieraz rękę poda, Niejednemu pomoc niesie, Co się w tym zabłąkał lesie. Dzwonek mu go tam sprowadził,
On go przyjął uprzejmie, na darni posadził,
Uczęstował, pocieszył;
A podróżny odpoczął i dalej pośpieszył.
Poczciwy starzec, jak witał blask słońca,
Z sercem wesołem czekał i dnia końca:
Znowu się dzwonek odezwał z wieżyczki,
Znowu się starzec udał do kapliczki,
Ze świętą skruchą odmawiał pacierze.
Powiedźcie mi dzieci szczerze, Czy wy myślicie, Że tak tylko możecie wieść pobożne życie? O! błędne wasze mniemanie, W każdym wieku, w każdym stanie, Otwarte do tego wrota; Lecz pierwszym warunkiem: cnota, Przy cnocie modlitwa, co z serca wypływa, Bez cnoty, Bóg mówi i wiara nieżywa. Pobożnemi być mogą i maleńkie dziatki, Niech słuchają ojca, matki, Staruszków, nauczycieli; Niech się każde, czem ma dzieli, O Bogu zawsze pamięta, Dobrem bliźnich niech będzie myśl jego zajęta; Niech z wszystkiemi w zgodzie żyje, A czy je chleb, wodę pije, Niechaj Bogu niesie dzięki. Bo to wszystko z jego ręki. Gdy nieszczęście go dotyka, Niech nie szemrze, nie narzeka, Niech się zgadza z wolą pana: Ta pobożność pożądana!