Pod lipą/Z dymem pożarów
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pod lipą |
Podtytuł | Z dymem pożarów |
Data wyd. | 1911 |
Druk | Drukarnia Aleksandra Rippera w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dlaczego jadą wszyscy spiesznie w jedną stronę? Czy w Łukawicy odpust dziś będzie wielki? Czy może generał Ganecki tak samo tu, jak w Białej każe klękać przed sobą i śpiewać modły kościelne? W rozległości 20 wiorst, rozkazano obywatelom, szlachcie i włościanom, aby stawili się pod wsią Łukawicą i patrzyli co się dziać będzie.
Dwa tysiące furmanek spędzono pod masą nahajek i batów... na te furmanki kazano ludowi pakować wynoszone ze stodół siano, zboże, pościel i bieliznę włościan.
— Co to będzie? — pytają jedni drugich i patrzą z trwogą, jak biednym włościanom zabierają wszystko, co mają, jak wypędzają ze stajen bydło, drób zabijają i sołdatom dają na pohulanie.
Dzień przeszedł na tych przygotowaniach do czynu wielkiego...
Spędzonej szlachcie, włościanom, każą stać i patrzeć.
— „Dla przykładu“! — woła pułkownik Borejsza — dla przykładu, pokażemy wam, co możemy zrobić z całej Polski, z całej waszej ziemi, z ludem waszym i wami!...
Bydło wypędzone ze stajen ryczy, przeraźliwym krzykiem napełniając okolice... 2,000 wozów naładowanych dobytkiem, tworzy w mroku nocy jakiś dziwny, długi łańcuch, rozciągniony dokoła wsi, a tłumy, stojące wolno zdają się jakoby widmami zstąpionymi kędyś z oddali, które skamieniały pod grozą lęku i trwogi...
— Co to będzie? — szepce jeden, drugi i dziesiąty... a ciemna noc nie przynosi żadnej odpowiedzi, nie rzuca słowa wyjaśnienia. Na wzgórku, za wioską kozacy rozpalili wielkie ognisko, pieką przy niem drób — piją gorzałkę i śpiewają dzikie pieśni. Blask ogniska rzuca się krwawą łuną na blade twarze Litwinów, stojących przez całą noc pod wsią, a na nie jednej twarzy lśnią łzy, ciężko się toczące w bólu milczącym.
O 3 rano... pułkownik Borejsza dał rozkaz.
Sałdaci rzucili się do wsi, poczęli budzić śpiących i wołać:
— Wstawajcie!... wychodźcie w tej chwili!...
Przerażeni mieszkańcy wychodzą z chat, ledwie jaką taką odzież na siebie narzuciwszy.
Dobrze, bardzo dobrze jeszcze było tam, gdzie poczciwszy sałdat szepnął z cicha:
— Weźcie co więcej na siebie!... Weźcie co więcej z odzienia.
Ale gdzie tego nie mówił, tam wychodziły niewiasty w koszulinach tylko, tam wywlekano dzieci ze snu, bose i nie okryte dobrze...
— Prędzej!... prędzej!.. — wołają sałdaci i pędzą nahajami lud biedny... a blask ognia, za wsią rozłożonego maluje krwawym pędzlem wypędzane tłumy...
— Co będzie ?.. — pytają jedni drugich...
Wloką się straszne godziny czekania i trwogi.
Dzieci z płaczem tulą się do matek, starzy opadają z sił i bici nahajkami, wloką się prawie na klęczkach...
— Rozpalić większy ogień!... — komenderuje Borejsza.
— I pędzić wszystkich razem!... — rozkazuje władca carski potężny...
Teraz, gdy wszyscy są blizko i łuna pożaru oświeca dobrze okolicę, pan pułkownik Borejsza, na koniu siedząc, czyta wyrok.
— Wieś Łukawica niejeden raz stała się winną, bo dawała pomoc miateżnikom, bo dawała schronienie rannym powstańcom,.. bo pożywienie posyłała buntowszczykom do lasu...
— Wieś Łukawica zasłużyła na karę, bo nie doniosła oddziałom wojsk moskiewskich, iż blizko niej spoczywał Ejtminowicz Julian, zdrajca, buntownik, który był ulubieńcem generała Maniukina, który był kapitanem wojsk rosyjskich, który zdezerterował od Moskali i do Polaków przystał. Ejtminowicz Julian odesłał krzyż zasługi wojskowej, jaki mu dano, odesłał mianowanie na majora, zebrał kilkunastu sałdatów, z niemi dezerterował i do buntowszczyków poszedł. Pod wsią Łukawicą maszerował, tu spoczywał, tu z nim pułkownik Borejsza spotkał się... za to wieś Łukawica jest skazana:
1) na konfiskatę wszelkiej ruchomości i własności,
2) na spalenie całej wioski, a wysłanie mieszkańców w Sybir na posielenie,
3) ziemia rozdana będzie włościanom pobliskich obszczeństw.
Wyrok odczytany...
Tłum ludu z jękiem wyciąga ręce ku swoim chatom w dali bielejącym... ogromny szereg wieśniaków stoi, jak skamieniały w bolu i trwodze.
— Hej! rabiata!... podpalić chaty!...
„Dwieście płomieni“ bucha w górę, dwieście sadyb tonie w łunie ognia... z dymem pożaru niknie Łukawica a lud stoi i patrzy!...
— Hej!... patrzcie jak w gruzę popiołu obraca się wasza wieś! — woła pułkownik Borejsza... tak pójdzie cała Ruś, Litwa i Polszcza, a zostanie wszędzie tylko jedna, święta ziemia nasza — własność Hosudara...
Z płonącej wsi tworzy się jedno wielkie morze ognia... wiatr unosi w górę snopki strzech, walą się ściany chatek, drzewa w okół stojące palą się jak pochodnie wysoko wzniesione, a lud stoi... skamieniały i niemy.
Na drugi dzień rano o 8, pozwolono widzom wrócić do domów.
Bydło pognali sałdaci na ucztę dla wojska — 2,000 furmanek ze zbożem, przyodziewą i dobytkiem powieziono także tam, na rozkazy generała Ganeckiego.
Pułkownik Borejsza każe liczyć, czyli są wszyscy mieszkańcy nieszczęsnej Łnkawicy,[1] czyli nie zabraknie chociaż jednej istoty, czyli w śród dymn pożaru i jęku płaczących nie zdołał kto ujść i skryć się...
Liczą....
Jest o dwie istoty więcej.
Dwoje dzieci, tej strasznej, okropnej nocy, pełnej krwi ognia i dymu pożaru, ujrzało ziemię swą rodzinną...
Zaśmiał się szatańsko Borejsza i kazał gnać wszystkich w Sybir...
To było 5 października 1863 roku...
To było wtedy, kiedy zaprzysięgano tysiąckroć Polsce i Litwie śmierć, a dziś każą jej dawać synów swoich na obronę caratu...
To było wtedy, kiedy słudzy carscy wierzyli w to, iż zdołają zabić miliony serc — spalić kraj od krańca do krańca i z tryumfem stawiać swe kroki, po ziemi zwyciężonej.
To było wtedy.
Lecz choć Łukawica tak strasznie została zniszczona „dla przykładu“, choć taką grozą i trwogą przejął ten widok patrzących — pułkownik Borejsza nie zwyciężył.
Na zaoranej ziemi — rozsiały się łzy nieszczęśliwej Litwy i one wyhodowały pokolenie nowych obrońców...
O Rosyo!... kiedyś ty liczyć będziesz znów dzieci Litwy i obaczysz je w dymie pożarów... Lecz wtedy one będą tobie wyroki odczytywały.
Przypisy
edytuj- ↑ Błąd w druku; powinno być – Łukawicy.