Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie/Żaby, drzwi i grobla w Wiślicy


Kamienna figura na kollegiacie w Wiślicy Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie • 43. Żaby, drzwi i grobla w Wiślicy • Lucjan Siemieński Zamek Ojcowski
Kamienna figura na kollegiacie w Wiślicy Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie
43. Żaby, drzwi i grobla w Wiślicy
Lucjan Siemieński
Zamek Ojcowski

Był sobie jeden ksiądz w Wiślicy, bardzo pobożny i uczony. W skutek zapewne łaski, jaką sobie zasłużył u Pana Boga, mógł rozkazywać złym duchom i zaklinać głupie twarze, to jest zwierzęta. Wiadomo, iż Wiślica stoi, jakby na jakim ostrówku, pośród niezmiernych błót rzeki Nidy; owoż w tych błotach gnieździła się moc niezmierna różnych gadów, a mianowicie żab, które grzechotaniem swojém naprzykrzały się ludziom. Zdarzyło się, iż podczas solennéj mszy, którą ów ksiądz odprawiał, żabska tak przeraźliwie skrzeczeć zaczęły, że ani on siebie niesłyszał, ani jego niesłyszano. Uniesiony więc żarliwością chwały boskiéj, zaklął żaby i ropuchy, i odtąd nigdy ich głos niebył słyszan w Wiślicy.
Pewnego razu tenże sam ksiądz, zwyczajem swoim przechadzał się wieczór po nadworcu plebanii, odmawiając wieczorne pacierze. Na dzwonnicy kościelnéj usiadło właśnie kilka kruków, które zaczęły między sobą rozmowę. Ksiądz, że był człowiek uczony, rozumiał również i głos ptaszy; przeto zebrała go chęć podsłuchać, co téż ci ptacy prawią. Z pierwszych wyrazów domyślił się, jakie to ptaszki, więc tém ciekawiéj słuchał. Opowiadali oni sobie różne ze świata nowiny; i tak, jeden się chwalił: że chłopa pijanego zaprowadził w błota; drugi, że staremu sknérze kark skręcił, a pieniądze zakopał; ale trzeci, który najdłużéj milczał, odezwał się nakoniec: Stareć to rzeczy prawicie, panowie bracia! jać to wiem fortel jednego naszego kolegi, który wszystko zakasuje, co kiedykolwiek bies spłatał na świecie. — Cóż takiego? cóż takiego? pytały rozciekawione kruki. — Oto tak, mówił ów trzeci djabeł (bo to wszystko były djabły), nasz brat, którego tu brakuje właśnie, jest w Rzymie. Dziś rano, kiedy papież mszę odprawiał, on mu się pokazał w kościele, w postaci prześlicznéj panny; musiał dobrze oczarować papieża, kiedy jéj kazał na wieczór być u siebie. — Czy to tylko prawda? zawołały kruki odchodząc od siebie z podziwu. — Nic prawdziwszego na świecie — mówił daléj opowiadający — w téj chwili ona tam jest u papieża i siedzi na łóżku obok niego. Ksiądz usłyszawszy to bluźnierstwo, struchlał, ale się zaraz pomiarkował, a znając wszystkie exorcyzmy, zaklął kruki tak, że, jak przykute, niemogły ruszyć się z miejsca, gdzie siedziały. Djabły widząc, z jakim nieprzyjacielem mają do czynienia, daléj w prośby, ale napróżno! ksiądz, który tylko myśli, jakby ratować duszę ojca świętego, coraz okropniejszemi formułami smaga onych biesów, nakoniec temu, co owę historyę opowiadał, każe się zanieść do Rzymu. Djabeł wszakże szukając sposobu, jakby się wykręcić, zagadł: a na czémże cię zaniosę mości księżę? na moim grzbiecie będzie ci za twardo? — Na tych drzwiach od kościoła! odrzekł ksiądz. Posłuszny djabeł wyrwał drzwi z zawiasami, ksiądz siadł i w mgnieniu stanęli w Rzymie. Przyjechawszy przed pałac, ksiądz prosto walił do sypialni papieża, a djabeł czekał na dworze ze drzwiami na plecach. Na nieszczęście, co szatan wyprorokował, było prawdą: papież leżał na łożu, a obok niego siedziała prześliczna panna. Nasz proboszcz, niemówiąc ani słówka, sunął śmiało ku onéj pokusie i zaraz od lewicy palnął ją po twarzy; a że to był szatan, więc natychmiast rozlał się smołą. Dopieroż wsiadł na ojca świętego, karcąc go ostremi słowy, czém tak zmiękczył papieża, iż ukląkł i kazał mu się wyspowiadać. Po dopełnieniu chrześcijańskiego obowiązku, ksiądz spieszy się do domu, bo już mało czasu zostaje. Wychodzi na podwórze, djabeł czeka ze drzwiami, ale złośliwy bies niemógł się obejść, żeby figla nie spłatał, bo miasto drzwi onych z Wiślicy, wyjął inne ogromne i na tych zataszczył księdza. Dotąd stoją one bez użytku w kościele wiślickim. — Gdy zalecieli na miejsce, a proboszcz postrzegł, że ma jeszcze czas djabłem się posłużyć, kazał mu budować groblę na błotach Nidy. Stanął kontrakt między stronami, w którym djabeł zastrzegł sobie, że co pierwszego przejdzie przez groblę, będzie jego własnością z duszą i ciałem. Proboszcz bojąc się, aby która z jego owieczek niepadła pastwą szatańskiéj złości, zakazał, aby nikt nieprzechodził przez groblę. Cóż się tedy stało? Djabli wysypawszy, co się nazywa dokładną groblę, zrobili rogatkę, czyhając na onę duszyczkę; aż tu coś bieży — oni wskok się rzucą, chcąc porwać, co swoje, gdy przypatrzywszy się bliżéj, poznali, że to była świnia! Djabeł widząc się oszukanym, w największéj furyi porwał ją za ogon, zakręcił i z całéj mocy cisnął w środek grobli, tak, że wybił jamę, któréj dotąd nikt a nikt załatać nie może.