Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie/Jaskinia pod Czerczą
←Czajka | Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie 99. Jaskinia pod Czerczą Lucjan Siemieński |
Pieczary pod Straczem→ |
Niedaleko Smotrycza jest miasteczko Czercza; pod Czerczą jar skalisty, w głębi jaru w połowie skały jaskinia. Wchód do niéj z kapliczki w skale wykutéj, ale tak niski, tak ciasny, że na rękach i nogach trzeba się do jaskini wczołgać. Jaskinia nie wielka, nie wysoka, jednak osób dwadzieścia stojących w niéj pomieścić się może; w kilku miejscach po ścianach otwory do nowych jaskiń prowadzą; wszystkie do siebie podobne, wszystkie kościami ludzkiemi wysłane! A lud okoliczny takie o nich zachował podanie:
Tatarzy byli niedaleko; zwiastowała ich złowieszcza łuna pożarów; mieszkańcy uciekali z wiosek, kryli się, gdzie komu łatwiéj przyszło. Jedna gromada cała schroniła się do téj jaskini, aby kilka dni trwogi przeczekać, póki nieprzejdą Tatarzy. Byli tam starce i dzieci, młodzi i kobiety, było ludzi dwoje... młodzieniec i dziewczyna... Kochali się czule; już po dziewosłębach było; kapłan miał ręce ich stułą powiązać, gdy Tatarzy nadeszli i wszystkich za życia jeden grób pożarł.
„O mój Hryciu, powtarzała czuła Hanka, czemu nas ziemia niepołknęła przed ślubem; dla czego nieweszłam do tego grobu z nazwiskiem mołodycy i twojéj żony! Zła myśl serce mi gryzie; już niebędziesz moim mężem! Może w innéj zakochasz się dziewczynie!”... I Hanka rzewnemi łzami płakała, i targała ciemne warkocze włosów, splecione taśmą czerwoną.
A Hryćko smutną narzeczoną pocieszał i łzy jéj gorącym pocałunkiem osuszał. „Nie płacz Hanko, nie płacz, czarnobrewa dziewczyno; nadto dobrze przebiłaś mię czarnemi oczkami, nadto dobrze związałaś mię czarnemi warkoczami, abym mógł o tobie zapomnieć, czarownico, a zalecać się do innéj. Ale mnie także serce źle szepce; może nie tak prędko z tego grobu wyjdziemy. Słuchaj Hanko, w nocy, kiedy część mołodźców za żywnością wychodzi, pójdę z nimi i księdza Cyryla przyprowadzę. Wiém, gdzie jego kryjówka, on wszystko dla mnie zrobi, i jutro Hanka moją mołodycą będzie.”
I tak się stało, jak obiecał Hryćko; przed rankiem kapłan był w jaskini. Ale Hanka jeszcze smutna siedzi; daremnie wybrane drużki wesoło krzątają się koło niéj i chcą jéj ciemne warkocze rozplatać. Hanka je odpycha. „Jakimże wiankiem pokryjecie rozpuszczone włosy mołodycy? gdzie mój barwinek weselny? Zmięszały się drużki i niewiedzą, co począć. Daremnie ją Hryćko pociesza, daremnie do ślubu wzywa; Hanka nie pójdzie do ślubu bez wieńca z barwinku. I nikogo nie słucha i wymyka się z pomiędzy tłumu i ciasnym otworem, jak jaszczurka, już wyśliznęła się z jaskini. Pędem leci ze wschodów kamiennych i po jarze, po nad rzeczułką biegnie; i schyliła się nagle i zerwała duży pęk barwinku, i co tchu pobiegła nazad, i na wschody, i tam dopiero obejrzała się lękliwie, czy jéj kto niewidział... Tuż na dole Tatarzyn smagławy jedną ręką kiwał na nią, aby do niego zeszła, w drugiéj trzymał łuk napięty z strzałą na cięciwie. Biedna dziewczyna krzyknęła z rozpaczy; strzała świsnęła tuż koło niéj i gdzieś w szczelinie skał utknęła. Hanka rzuciła się do kaplicy i wpełzła do jaskini, i wbiegła z barwinkiem w ręku pośród drużek i bez przytomności na ziemię upadła.
W przeciągu dwóch godzin cały hufiec tatarski stanął w jarze i drapał się po wschodach kamiennych i kapliczkę napełniał. Przez otwór do jaskini słychać było gwar wielki; czasem dochodziły dźwięki wyraźne, płacz i narzekanie. A Tatarzyn ten sam, którego strzała biedną Hankę chybiła, kazał przynieść słomy i napchał całą kapliczkę i zapalił.
I śmiech głośny, śmiech szatański rozległ się po jarze, a z jaskini odpowiedział jeden wielki okrzyk rozpaczy. Dym zjadliwy napełniał jaskinię; Hanka jeszcze bez przytomności leżała, a Hryćko uwieńczył jéj głowę uplecionym z barwinku wieńcem. W tém po raz ostatni otworzyła oczy i po raz ostatni uściskała kochanka... i jęki ustawały powoli i umilkły zupełnie. — Dotąd ich kości w czerczeńskiéj jaskini bieleją.