Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie/Krysztofor
Przed bardzo dawnym, dawnym czasem żył na świecie pewien wielkolud, nazwiskiem Oferusz. Był to człowiek tak ogromnego wzrostu, że w wielkim palcu swéj rękawicy wyprawił siostrze wesele; a kiedy mu matka umarła, on chcąc jéj grób usypać, nabrał w bót swój ziemi i wytrząsnął ją na ciało matczyne, i wzniosła się góra aż pod obłoki. Tam zaś, z kąd owéj ziemi nabrał, powstała przepaść; a była to przepaść tyle mil głęboka w ziemi, ile mil owa góra nad ziemią sterczała. Nad przepaścią usiadł Oferusz i płakał rzewliwie, a wszystkie łzy jego w otchłań kapały i zrobiło się morze. Dla tego to woda morska jest gorzka i słona. Potém wyszedł Oferusz na wędrówkę i szukał pana, któryby ze wszystkich był najmocniejszy i najpotężniejszy; u takiego pana jedynie chciał służyć. Radzono mu tedy, aby się udał na dwór pewnego króla, który nieznał wyższego od siebie i nieznał, co to strach w życiu.
Przybywszy do niego Oferusz, popisywał się ze swoją siłą i został mile przyjęty; nieodstępował odtąd na chwilę boku mocarza i był jego najulubieńszym powiernikiem. Podobało się to bez wątpienia Oferuszowi; postanowił więc całe życie na dworze pozostać. Ale zdarzyło się pewnego dnia, że jeden z sług królewskich wymówił w gniewie imię djabła. Słysząc to król bogobojny przeżegnał się krzyżem świętym.
— Dla czego to zrobiłeś? zapytał się Oferusz, który jeszcze był poganinem i nieznał zwyczajów chrześciańskich.
— Zrobiłem to dla tego — odpowiedział król, że się boję djabła.
— Kiedy ty się djabła boisz, więc jesteś słabszy od niego; pójdę ja zatém służyć u silniejszego pana, zawołał Oferusz i zaraz dwór królewski opuścił i powędrował na puszczę, w któréj dnia pewnego napotkał rotę czarnych rycerzy, z rogami na głowie, z pazurami u rąk, a z widłami w pazurach. W pośrodku siedział najczarniejszy i najokropniejszy na tronie z głów trupich i kości ludzkich, i wrzasnął rykliwym głosem: Oferusie! czego szukasz?
— Szukam djabła — odpowiedział nieulękniony Oferusz, ażeby u niego służyć.
— Ja jestem djabłem, rzekł wódz czartowski i podał rękę Oferuszowi, który odtąd boku jego nigdy nie odstępował; a był mu, jak prawa ręka przydatny.
Pewnego dnia wyruszyła cała owa rota po zdobycz do pobliskiego miasta i przybyła na drogi krzyżowe, kędy stała Boża męka. Postrzegłszy ją dowódzca, zatrąbił co tchu na odwrót.
— Dla czego to zrobiłeś? zapytał się Oferusz.
— Dla tego mój przyjacielu, że się boję Chrystusa! odpowiedział djabeł.
— Ty się boisz Chrystusa, pomyślał sobie Oferusz, więc jesteś słabszy od niego; pójdę więc służyć Chrystusowi.
I znowu djabła opuścił; a wędrując po puszczy, napotkał ubogiego pustelnika i zapytał go: gdzie jest Chrystus?
— Wszędzie! odpowiedział pustelnik; ale poganin nie rozumiał i pytał powtórnie: jak ja mam służyć Chrystusowi?
— Módl się, a pracuj! rzekł zapytany. Modlić się Oferusz nie umiał, lecz umiał pracować. Poszedł tedy za pustelnikiem nad bystry strumień płynący z góry i dowiedział się, że każdy pielgrzym, chcący się przeprawić na drugą stronę, tonie na środku.
— Tobie, mówił pustelnik, dał Bóg silne zdrowie i ciało olbrzymie; przenoś więc podróżnych na swoich barkach. Jeżeli to zrobisz dla miłości Chrystusa, to cię przyjmie za swego sługę.
— Zrobię to dla miłości Chrustusa; zawołał Oferusz i przenosił dniem i nocą wszelkich pielgrzymów, wspierając się na ogromnéj sośnie, którą wyrwał z korzeniem.
Pewnéj nocy zasnął głęboko, znużony pracą dzienną; w tém słyszy głos dziecięcia, wołający go trzy razy po imieniu. Wstał więc bez zwłoki, wsadził dziecię na barki i wkroczył we wodę, która dawniéj zaledwie kolan mu sięgała. Ale dzisiaj, gdy stanął na środku, szum powstał i wicher, woda się wzburzyła; bałwany biły z wściekłością o brzegi, a Oferusz zgiął się pod dziecięciem jak pałąk, i pierwszy raz w życiu uczuł strach i drzenie. Podniósł więc głowę i rzekł: Dziecię! dziecię! dla czegoż ty takie ciężkie? Mnie się zdaje, że świat cały dźwigam na moich ramionach?
— Nietylko świat dźwigasz na swoich ramionach, odpowiedziało dziecię, ale i tego, który świat stworzył. Jestem Chrystus, któremu ty służysz; chrzcę ciebie w imię Ojca, w imię moje i w imię Ducha Świętego. Odtąd nazywać się będziesz Krysztofor, to jest piastun Chrystusa.
Odtąd więc nazywał się ów wielkolud Krysztoforem i chodził wzdłuż i w szérz po świecie, aby nauczać słowa Pana swojego, i został za te nauki od pogan ukamienowany.
- ↑ Podanie to, lubo nie jest płodem wyobraźni naszego ludu, wszelako stało się jego własnością wraz z innémi legendami, króre w średnich wiekach z Niemiec do nas przybyły. Rozpowszechniło się ono, równie jak często widzieć się dające posągi Krysztofora na domach w Krakowie, Kazimierzu i t. d. Jest téż i pieśń stara o Ś. Krysztoforze, którą Lelewel w księgach bibliograficznych przytacza. Wiara taka panowała w średnich wiekach, iż kto ujrzał wyobrażenie Ś. Krysztofora, miał śmierć szczęśliwą; ztąd przysłowie łacińskie:
Christophorum videas, postea tulus eas. Godną rzeczą zastanowienia jest herb miasta Wilna Krysztofor święty.