Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie/Mądry Uburtis i djabeł
←Kupiec poznański wilkołakiem | Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie 144. Mądry Uburtis i djabeł Lucjan Siemieński |
Chłopski rozum→ |
Każdego razu, kto tylko przechodził mimo góry Dżuga, postrzegał tam Niemczyka w kusym fraczku przeskakującego z drzewa na drzewo. Wszyscy tę górę omijali ze strachem; bo kto tylko do niéj się zbliżył, wnet go duch nieczysty w rozmaite wyzywał zakłady, a po przegraniu porywał i dusił. Jeden więc odważny wieśniak imieniem Uburtis, przyszedł do bagna leżącego tuż przy górze i począł pleść łapcie dla siebie z łyka łoziny rosnącéj w tamtém miejscu. Po kilku chwilach przychodzi djabeł.
— Co tu robisz człowiecze?
— Łapcie plotę.
— Któż ci to pozwolił?
— Kiedy co robię, nikogo o pozwolenie nie pytam.
— Jak śmiesz na mojéj ziemi i z moich drzew zdzierać łyko; ja jestem panem tych okolic, jeżeli więc niewygrasz zakładów, jakie ci przełożę, natychmiast zginiesz.
— Zgoda; a gdy wygram, co mi dasz?
— Kapelusz pieniędzy.
— Jakiż więc będzie pierwszy zakład?
— Spróbujemy się, kto silniejszy.
— Dobrze.
— No! mocujmy się.
— Dałbyś sobie pokój, co tobie zemną się porywać, kiedy ty nawet mojego stuletniego dziada, który oto o kilka kroków śpi, niezmożesz.
To mówiąc Uburtis, wskazał na leżącego niedźwiedzia. Djabeł podskoczył ku niemu i chwycił oburącz za szyję. Niedźwiedź rozjątrzony rzucił Niemczyka o ziemię i począł chłostać swą łapą. Zmordowany, zbity, ledwie się wydobył biédny djabeł z uścisków niedźwiedzia.
— No, jeden zakład wygrałeś; teraz drugi: rzucajmy, kto daléj zarzuci; to mówiąc, porwał blisko leżący ogromny kamień i cisnął w powietrze, kamień spadł za trzy godziny. Uburtis zaś miał w ręku skowronka i puścił; głupi djabeł rozumiał, że to kamyczek. Czekają godzinę, czekają drugą, trzecią, czwartą, piątą i jeszcze dłużéj — niespada.
— Wygrałeś człecze drugi zakład; teraz trzeci: kto z nas prędszy; ty uciekaj, ja będę gonił.
— Co tobie djable ze mną się porywać, ty nawet mego dziecięcia urodzonego wczoraj niedopędzisz, jeźli chcesz, spróbuj się z niém. To mówiąc, postraszył w łomie leżącego zająca; zając skoczył i począł zmykać. Łapaj! łapaj!
Djabeł popędził za zającem i nic niewskórawszy, powrócił.
— Twoja prawda, człecze, wygrałeś. No, jeszcze ostatni zakład i pieniądze będą twoje. Oto widzisz tę kulę, waży ona funtów sto tysięcy; kto ją z nas wyżéj wyrzuci?
— Ty najprzód próbuj djable.
Djabeł chwycił kulę jedną ręką i wyrzucił tak wysoko, iż z oczu zniknęła, a gdy spadła, połowa zaryła się w ziemi.
— Teraz na ciebie koléj człecze.
Człowiek przyłożył rękę do kuli i począł się przypatrywać obłokom, które po niebie się przesuwały.
— Czegóż się tak przypatrujesz? rzekł djabeł.
— Czekam, aby ta ogromna chmura nadeszła. Mój brat jest w niebie kowalem i teraz bardzo potrzebuje żelaza; on siedzi za témi obłokami i czeka, abym mu kulę podał.
— Ach! zmiłuj się dobry człecze, nierzucaj; ona mi jest bardzo potrzebną, Wiém, że jesteś silny. Wygrałeś wszystkie zakłady, a więc daj mi swój kapelusz dla napełnienia go złotem.
— Dobrze, chodź ze mną w głąb lasu, a tam mi oddasz należną kwotę.
Człowiek miał już od dawna wykopaną ogromną jamę, nad którą postawił swój dziurawy kapelusz; zakrywszy darniną wszystkie na około otwory, aby djabeł jego sztuki niepoznał.
— Oto panie djable mój kapelusz, syp pieniądze.
Djabeł wsypał jeden wór złota: w kapeluszu ani znaku; przyniósł drugi, ani znaku; wysypał trzeci, czwarty, dziesiąty, setny; a gdy już napełniło się miejsce w jamie, napełnił nareszcie i kapelusz.
Od tego czasu nigdy djabeł niepokazał się na górze Dżuga. Uburtis zaś stał się bogatym: zbudował sobie nowy dom, nakupił miodu, wódki i codzień pił krupnik i ja u niego byłem, jadłem i piłem, przez brodę ciekło, a w zęby się niedostało.