[111]
LXII
Podróż.
1.
Dziecku, rozkochanemu w mapach i obrazkach —
Wszechświat — jego wielkiemu równy jest pragnieniu.
Jak olbrzymią jest ziemia w lamp wieczornych blaskach,
Jakże drobną jest ziemia w przeszłości wspomnieniu!
[112]
Pewnego ranka z mózgiem, w którym myśl się pali,
Z sercem pełnem rozpaczy, mar i namiętności —
Odpływamy, kołysząc z rytmem srebrnej fali
Naszych dusz nieskończoność — na mórz skończoności.
Ci — chcą uciec z ojczyzny, macochy złowrogiej;
Ci — rzucić swych kołysek zgrozę, a niektórzy,
Zatopione w kobiety oczach astrologi,
Swoją Cyrce tyrańską o zapachu róży.
Aby nie zezwierzęceć, szukają miraży,
Upajając się światła i przestrzeni trunkiem;
I lód, który ich mrozi; słońce, co ich żarzy,
Zwolna z nich pocałunek ściera za całunkiem.
Lecz prawdziwi wędrowcy są ci, którzy płyną,
Aby płynąć. I z sercem podobnem lekkiemu
Balonowi — przeznaczeń swych nigdy nie miną —
I zawsze mówią: Płyńmy! choć nie wiedzą czemu!
Ich żądze są jak chmury wyciem wichrów gnane,
Oni marzą, — jak rekrut walk pobojowiska —
Namiętności olbrzymie i nieokiełznane,
I nigdy duchom ludzkim — nieznane z nazwiska!
[113]2.
Naśladujem, o zgrozo! wartałki i błoto
W ich skokach i w ich tańcu. Nawet sny trująca —
Ciekawość — serca nasze zalewa zgryzotą —
Niby Anioł okrutny, co biczuje słońca.
Szczególny los, w którym się cel wieczyście zmienia,
Co nigdzie może nie jest, albo może gdzieś-ci,
Dotąd człowiek jak warjat dąży bez wytchnienia
I nigdy nieziszczoną nadzieją się pieści.
Nasz duch jest szukającym Ikarji okrętem,
Wtem słychać głos: źrenicę otwórz swego oka!
Jakaś mgła swem śpiewaniem nęci nas zaklętem,
Brzmiąc: Szczęście — Sława — Miłość... Nie, to skał opoka...
Każda wyspa przez majtka z masztu dostrzeżona,
Zda się nam obiecanem z dawna Eldoradem;
Wyobraźnia nocnymi orgjami zmęczona,
Głaz odnajduje próżny — w świetle ranku bladem.
Czyli rzucić do morza tego nieszczęśliwca,
Kochanka fantastycznych krain? Czy w kajdany
[114]
Ma iść ten pijany majtek, Ameryk odkrywca,
Co zwielokrotnia przepaść przez Fatamorgany?
Tak to stary włóczęga, co się w błocie kiwa,
Marzy w mglistem powietrzu o raju tęczowym —
Oczarowanem okiem Wenecje odkrywa
Tam, gdzie nędzna chałupa lśni w blasku łojowym.
3.
Dziwni wędrowcy! Jakież historje szlachetne
Czytamy w waszych oczach, głębokich jak morza?
Otwórzcie nam pamięci waszej skrzynie świetne,
Klejnoty — z gwiazd utkane i z niebios przestworza.
Chcemy płynąć zasiadłszy fantazji okręty!
Więc, aby rozweselić nasze straszne nudy,
Przenieście na nasz duch, jak płótno rozciągnięty —
Waszych wspomnień obrazy z ich wszystkiemi cudy!
Mówcie, coście widzieli!...
4.
Widzieliśmy wody
I gwiazdy. Widzieliśmy też piaski bezludne —
I mimo liczne klęski, burze, niepogody —
Mieliśmy nieraz chwile, tak jak tutaj, nudne!
[115]
Chwała słońca na morzu, odzianem w fjolety,
Chwała grodów w purpurze zachodu słonecznej:
Krwawiły nasze serca, budziły podniety,
Aby w toni lazurów pogrążyć się wiecznej.
Bo najbogatsze miasta, najzłotsze pejzaże
Nie miały nigdy owej barwy tajemniczej,
Jaką mają przypadkiem z chmur zwite miraże,
I zawsześmy tonęli w wiecznych żądz goryczy.
Rozkosz w pragnieniu moce niezwalczone sieje.
— Pragnienie, stare drzewo, karmione rozkoszą,
Gdy pień ci potężnieje, kora ci twardnieje,
Konary twe wciąż wyżej w niebo się unoszą.
Czy wiecznie kwitnąć będziesz, bardziej niespożyte
Niż cyprys? — Jednakżeśmy starannie wybrali
Kilka szkiców na wasze albumy niesyte,
Bracia, którym jest piękne wszystko, co z oddali!
Więc widzieliśmy bogów z trąbiastemi nosy;
Trony, co pod ciężarem drogich cacek giną;
Czarodziejskie pałace, co na złote trzosy
Waszych wielkich bogaczów byłyby ruiną,
[116]
Suknie, co są dla oczu narkotycznym trunkiem;
Kobiety, co malują zęby i włos płowy;
I kuglarzy, co węże pieszczą pocałunkiem.
5.
I co jeszcze, co jeszcze?
6.
O, dziecinne głowy!
Ach, któż o najważniejszej rzeczy zapomina?
Bez szukania widzieliśmy wszędzie wokoło,
Gdzie tylko się unosi fatalna drabina —
Nieśmiertelnego grzechu postać niewesołą.
Kobieta — niewolnica — nędzna, dumna, głupia,
Co wielbi się bez śmiechu i kocha bez wstrętu;
Mąż jej, tyran zwierz, który chciwie żer swój skupia,
Niewolnik niewolnicy — i zdrój ścieków mętu.
Kat, który się weseli; ofiara co jęczy;
Święto, co krew rozlaną nasyca pachnidłem;
Tyranja, co swym jadem nerwy królów dręczy; —
Lud bezmyślnie chodzący pod biczów wędzidłem.
[117]
Rozmaite religje do naszej podobne,
A wszystkie prowadzące do niebiosów. Święci,
Co, jak zbytniki w łoża wchodzący ozdobne,
Stoją, rozpustą gwoździ męczeńskich opięci.
I ludzkość gadatliwa, genjuszem pijana,
A skazana na wieczne błędy i szaleństwo,
Wołając w agonji swej do Boga-Pana:
— O mój bliźni, mój Panie, rzucam ci przekleństwo!
I najmędrsi — odważni kochankowie szału,
Uciekający od tych głupich stad — w otchłanie,
Opjum, nieskończonego źródła ideału:
— Oto świata całego wieczne sprawozdanie.
7.
Gorzka wiedza, jaką się wyciąga z podróży!
Świat monotonny, mały jak dzisiaj, tak wprzódy,
Jutro — wiecznie — jednaki obraz nam powtórzy:
Jest to oaza zgrozy na pustyni nudy!
Czy odpłynąć, czy zostać? Zostań, jeśliś w stanie,
Płyń, gdy czas. Ten więc biegnie, tamten się ukrywa,
By żałobnego wroga omylić czuwanie,
By zmylić Czas. Lecz on jest, on stoi, on wzywa
[118]
Tych, co jak Żydy wieczne albo apostoły
Błądzą; dla których niedość ziemi ani morza,
By uciec stąd. Są inni — o duszy wesołej, —
Co umieją go zabić, nie rzucając łoża.
Gdy na koniec swą nogą stanie nam na karkach,
Wołajmy wtedy: Naprzód! pełnym szczęścia głosem,
Jak do Chin kiedyś w drobnych płynęliśmy barkach,
Z okiem utkwionem w niebo i rozwianym włosem,
Tak popłyniemy teraz na ocean Mroków —
I z radością młodzieńca w pierwszych dniach podróży
Usłyszym czarodziejskie głosy śród obłoków,
Śpiewające: O pójdźcie wy do nas, wy, którzy
Jesteście lotosowych owoców spragnieni!
Bo tu ich wiekuiste żniwo trwa przecudnie;
Tutaj czeka was kąpiel tęczowych promieni,
Bo tu lśni na lazurach wieczne popołudnie.
Poznajem drogie widma z ich pieśni życzliwej,
Pylady ku nam ręce wyciągają zdali.
Płyń do swojej Elektry, gdy chcesz być szczęśliwy!
Mówi nam ta, którąśmy niegdyś całowali.
[119]8.
O Śmierci, stary wodzu, czas! Zakończ nasz lament —
Ten świat nas nudzi. Chcemy pić Nieskończoności!
Jeśli niebo i ziemia — czarne jak atrament —
Nasze serca — ty znasz je — pełne są światłości.
Pokrzep swoją trucizną naszą duszę biedną —
My chcemy — tak nam płonie mózg od ognia twego,
Iść w otchłań — Piekła? Nieba? To nam wszystko jedno,
Byle tam w Niewiadomej znaleźć coś nowego!
KONIEC.
|