Podróż do Turcyi i Egiptu/List II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podróż do Turcyi i Egiptu |
Podtytuł | Z wiadomością o życiu i pismach tego autora |
Wydawca | Żegota Pauli |
Data wyd. | 1849 |
Druk | Drukarnie D. E. Friedleina |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dziś rano puściliśmy się na morze.
Przyjaciele nasi odprowadzili mię aż do portu, i żegnali nas znakami poty, pokiśmy ich tylko zoczyć mogli. Wkrótce potym weszliśmy w ten labirynt wysp, który niegdyś Czajkom kozackim służył za schronienie. Widzieliśmy z daleka bujne nadbrzeża, gdzie wznosiły się już wsie i znaczne domy w kraju, w którym przed kilku latami widać tylko było namioty i trzody.
O szóstéj przybliżyliśmy się do wnijścia Limanu: tak się nazywa Golf gdzie Dniepr wpada, czyli raczéj sama ta rzeka ma w tém miejscu szerokości więcéj, jak mil trzy. Niezręczność sternika naszego który zapomniał okrętowi potrzebnéj dać wagi, i nadzwyczajna jego niewiadomość miejsc i obrotów morskich, przymusiły nas schronić się do portu Gluboska, gdzie mi dano za mieszkanie zemlankę czyli podziemną chatkę. Winszuję sobie jednak, że w niéj jestem, gdyż wiatr się wzmaga, i wały Limanu toczące się nad mojém schronieniem sprawiłyby mi noc dość niespokojną, gdybym podróż mą daléj odprawiał.
Niemogłem wczoraj rano wyjechać, bo majtkowie nasi nieumieli nigdy korzystać z wiatru, wieczór zaś dla tego, że byli pijani. Dziś nakoniec wypłynęliśmy z pomyślnym wiatrem, i w czas dość pogodny. Po dwóch godzinach żeglugi, czas się zachmurzył i wiatr dmąc raz urywkami, drugi raz ze szturmem bliską obiecywał burzę. Majtkowie chcieli daléj płynąć, alem ich przymusił udać się do portu Stanslawa. Na dobre nam to wyszło; bo zaledwie wysiedliśmy na ląd, wiatr tak się wzmocnił, iż rzucał nam na twarz piasek a nawet i zwir tak silnie, że ledwie postępować mogliśmy. Słowem, był to uragan, czyli szturm mocny, i z ciężkością dostaliśmy się do pierwszych we wsi domostw.