Podróż więźnia etapami do Syberyi/Cześć trzecia/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podróż więźnia etapami do Syberyi |
Wydawca | Księgarnia wysyłkowa Stanisław H. Knaster |
Data wyd. | 1912 |
Druk | F. A. Brockhaus |
Miejsce wyd. | Poznań – Charlottenburg |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Myśli te i ciężkie dumy zasnąć mi nie dały. Noc prędko przeszła, na dworze już zaświtało, gdy klucze w zamkach skrzypnęły. Na głos ten karciarze, którzy dotąd grali, zerwali się jak oparzeni ze swoich miejsc; karty w mgnieniu oka poukrywali i każdy położył się na swojem miejscu. Wszyscy udawali śpiących, gdy wszedł do sali oficer a za nim podoficer i kilku żołnierzy. Oficer kazał nam stanąć w szeregach, porachował, a wychodząc, dał pozwolenie przechadzania się po dziedzińcu.
Nie mogłem widzieć Moskwy, rozłożonej za murami więzienia, lecz słyszałem rozkołysane dzwony z trzystu przeszło cerkwi, nieustannie grzmiące. Jakiż to szum ogromny i poważny! powietrze drga a fale jego z głosem rozchodzą się na całą okolicę! Gdy usłyszałem wrzawę, pisk, hałas i muzykę dzwonów, zdawało mi się, że car wyrzeka uroczyście: «korzcie się ludy, albowiem z nami Bóg!» a mieszkańcy obszernego gniazda niewoli, co się zowie Moskwą, występują w pochód na narody wschodu i zachodu.
Dzwony ciągle huczały, lecz nie mogły rozbić moich smutków i rozkołysać tęsknoty; chodziłem między tłumami aresztantów, zalegających dziedziniec, jak człowiek zgnębiony walką; nie widziałem stojących przedemną i nie słyszałem mówiących do mnie. Słuchałem tylko dzwonów, które może głosiły nowe zwycięztwo Moskali; słuchałem tylko myśli, która pracowała nad środkami i tajemnicami zwycięztwa.
Zamyślenie moje wtedy dopiero przerwało się, gdy mi mówić zaczęto o śmierci Wincentego Niemojowskiego w Moskwie. Po upadku powstania r. 1831 Niemojowski był przez trzy lata w Warszawie więzionym. Sąd skazał go jako członka rządu narodowego na karę śmierci; lecz car zmienił wyrok na karę robót w kopalniach syberyjskich. Okuto go więc w kajdany i razem z Piotrem Wysockim powieźli do Syberyi. Niemojowski w drodze zachorował a w Moskwrie umarł; szczęśliwszy od towarzysza podróży, którego Bóg zachował na długą tęsknotę i cierpienia. Tak smutny koniec znakomitego na sejmie posła z Kaliskiego, zacnego patryoty, poważnego obywatela, zwrócił moje myśli do niewoli i cierpień ojczyzny kochanej, a potem do kraju wygnania, do Syberyi.
Niewola w Moskwie nie od dzisiaj się datuje. Iluż to wielkich ludzi w niej cierpiało! Wspominam o niektórych.
Wincenty Korwin Gąsiewski, hetman polny i podskarbi litewski, w wojnie moskiewskiej za Jana Kazimierza zaproszony po przyjacielsku do Wilna i odebrawszy zapewnienie bezpieczeństwa swojej osoby, wzięty został zdradziecko do niewoli przez Chowańskiego i osadzony został w więzieniu w Moskwie. Nie spodziewając się wrócić do Polski, którą od najazdu moskiewskiego oswobodził Czarniecki, pobożny hetman zrobił r. 1661 w niewoli testament, w którym porobił zapisy XX. Karmelitom wileńskim, Brygitkom w Brześciu litewskim, jezuitom wileńskim, krewnym i przyjaciołom. Następnie gdy po stanowczych zwycięztwach Czarnieckiego dużo nabrano moskiewskich jeńców, Gąsiewskiego wykupiono z niewoli w Moskwie, dając za niego wielu niewolników Moskali. Waleczny hetman po uwolnieniu w kraju doświadczył wielkiego utrapienia, a w r. 1662 przez rozhukane i zbuntowane żołdactwo, dopominające się żołdu, okrutnie został rozstrzelanym.
W kilkadziesiąt lat inna znakomita osoba tęskne dni spędzała w więzieniu w Moskwie. Zieliński, arcybiskup lwowski, stronnik Stanisława Leszczyńskiego, któremu dnia 4. października r. 1705 włożył na głowę jego w Warszawie koronę królewską, za co odwdzięczając się król Stanisław, mianował go w roku 1707 prymasem i arcybiskupem gnieźnieńskim, chociaż August II. już był po śmierci Radziejowskiego, Szembeka wyniósł do godności prymasowskiej. Wierne trwanie przy narodowej partyi Leszczyńskiego w oczach partyi sasko-moskiewskiej, poczytane było Zielińskiemu za zbrodnią. «Gdy więc Moskale grasowali w okolicach Torunia, Zieliński zmuszony był ukrywać się w okolicznych lasach. Wyśledzili go tam jednakże, aresztowali i wywieźli do Moskwy, gdzie szanowny arcybiskup umarł w więzieniu na stolicy moskiewskiej.»[1]
W owym także czasie był więzionym w Moskwie Jan Hieronim Vonlar Larski, sędzia ziemski orszański. Przykrości niewoli i tęsknotę do kraju koił tłumaczeniem z łacińskiego na polskie dzieła Tomasza z Kempis o Naśladowaniu Jezusa Chrystusa. Ileż to przy tej robocie doznać musiał tęskny niewolnik pociechy i wsparcia w obrazie Chrystusa, który będąc wzorem wszystkich, jest szczególniejszym pocieszycielem dla niewolników i prześladowanych.
Larski tłumaczył to dzieło 1723. r. wierszem. Praca jego nie była dotąd drukowaną. Rękopism ma stronnic 355. Przy nim są jeszcze następne jego utwory: Stratagema konkluzyi, stron 7; Rezerwa do czytelnika, str. 7; Apostrofa do stanu należnego białogłowskiego.
«Larski nie był poetą, lecz praca jego», mówi Jan Czeczot[2], «w chwilach niewoli okazuje duszę dobrą i bogobojną, powinnyby i czyny jego być dobre, a tacy ludzie dla uzacnienia rodzinnego swego zakąta, nie powinniby zapadać w zapomnienie ze zgonem.»
Z notat Czeczota dla odmalowania duszy Larskiego, przytaczamy dwa ustępy jego pióra:
Koniec robocie temu, co bez końca,
Pan jest i w moich przygodach obrońca,
Ku czci i chwale w wieki niezliczone
I nieskończone.
Cokolwiek czynim, w czemkolwiek pracujem,
Daremnie innym sitom przypisujem,
Gdy się Bóg z łaską k’ temu nie przychyli,
Wszystko omyli.
W innem miejscu Larski, nie pożyczając myśli od Tomasza, mówi już sam z siebie rzewnie:
I to me dziełko do Jego opieki
Oddaję, oraz i siebie na wieki.
Ten Pan przyjąwszy te moje zabawy,
Będzie łaskawy.
Da mi w pokoju, w mej ojczystej ziemi,
Cieszyć się kiedyś z memi domowemi,
I w swobodniejszym a zbawiennym bycie
Kończyć me życie.
W kilkadziesiąt znowuż lat potem inni wygnańcy polscy osadzeni w Kałudze, zabawiali się jak Larski poezyą.
Wacław Rzewuski, hetman wielki koronny, porwany z sejmu wraz z synem, tłumaczył w więzieniu wygnańczem psalmy pokutne. Towarzysz jego, senator biskup kijowski i czernihowski Józef Jędrzej Załuski, pisał bibliografią polską wierszem na wygnaniu z pamięci. Biskup zaś krakowski ks. Kajetan Sołtyk (urodził się r. 1716, † r. 1788), «wielki człowiek, ale nieszczęśliwy», jak go nazywa napis w kościele sławkowskim, w głębokiej kontemplacyi czas niewoli moskiewskiej spędzał.
Odtąd coraz więcej w Moskwie polskich wygnańców. Gwałt moskiewski porywał ich jeszcze z wolnej Polski. Konfederacya barska a jeszcze więcej kościuszkowska rewolucya ich dostarczyła. Z tej ostatniej był więziony w Moskwie Ignacy Potocki, marszałek wielki litewski, właściciel Kurowa w Lubelskiem, człowiek znakomity, wielki jako obywatel, mąż stanu i prawodawca, który smutnych czasów naszego upadku wraz z Kościuszką i Kołłątajem był najwyższą ozdobą. Całe życie spędził cnotliwie na usługach Polsce; wsławił się szczególniej jednak na sejmie czteroletnim jako jeden z twórców konstytucyi trzeciego maja; następnie w spisku, który wywołał powstanie Kościuszki, a wreszcie i w rządzie tegoż powstania. Uwolniony z więzienia z Moskwy, był jeszcze potem więzionym przez Austryą.
Im bliżej naszych czasów, tem większe tłumy więźniów i wygnańców w Moskwie. Postacie ich w nieskończonej liczbie przechodziły przez moją pamięć, a to wspomnienie wzmacniało mnie na tę trudną drogę, po której nie pierwszy idę.
W więzieniu w Moskwie nie długo bawiłem. Wkrótce przywołali mnie do kancelaryi i oddawszy pod dozór żołnierzy konwojnych, wyprawili mnie w dalszą drogę.
Otoczony żołnierzami, jechałem na wózku, przypatrując się ciekawie miastu przez trzy godziny; tyle bowiem trwała podróż moja przez Moskwę.
Nie opisuję ciekawości Moskwy, bo ich zwiedzić nie mogłem. Ulice, przez które przejeżdżałem, szerokie i puste, budynki na nich nie odznaczały się ani wielkością, ani gustem; domy drewniane, wymalowane, mają z daleka pozór murów; wszędzie jednak czystość i porządek wzorowy.
Kremlin widziałem tylko z daleka; błyszczał się i puszył jak wspaniałe lecz grube pieścidełko. Między jego cerkwiami uśpieński sobor (Wniebowzięcia N. Panny Maryi) jest miejscem koronacyi carów, a archangielski grobowcem dawniejszych carów. Słyszałem, iż wart jest uwagi podróżnych sobor Michała z dzwonem zwanym Iwan wielki. Granitowy pałac, w którym są złożone regalie państwa i starożytne skarby; pałac carski, senat, arsenał, gmach uniwersytetu, teatr, instytut panien, pomniki Minina i Pożarskiego, wielkie lazarety, szpitale, garbarnie, fabryki sukna, perkalików, materyj jedwabnych, pałace starej arystokracyi, która wpadłszy w niełaskę w Petersburgu, osiada w Moskwie i żyje tu zdala od dworu swobodniej i taniej.
Opisanie tych wszystkich ciekawości zostawiam dla podróżnego, który nóg i rąk niema skrępowanych; ja wzrok mam tylko wolny; widziałem też tylko ogromne domy i wielkie podwórza; cerkwie wymalowane, wypstrzone; bazary i sklepy z towarami europejskiemi i azyatyckiemi; budynek zwany «Sucharowa basznia» i łuk tryumfalny zwany «Krasne worota».
Moskwa jest ulubionem miastem carów i «perłą» caratu; kupiectwo jej słynie z bogactwa, przepychu i zamiłowania starego obyczaju; lecz i w tej klasie ludzi fraczek francuzki wypycha długi, stary ubiór, a obyczaj cudzy rozszerza się coraz bardziej.
Moskwa nie jest już tyle ile dawniej piękną przez swoją oryginalność i fizyonomią właściwie moskiewską; typ ten coraz się bardziej w niej zaciera; europeizm wciska się zewsząd i Moskwa staje się coraz podobniejszą do miast europejskich.
Dawniejszy charakter Moskwy przypominają pięciokopulaste cerkwie, zielone dachy, czerwone mury, malowane domy i poważni kupcy. Siedzieli oni lub stali przed sklepami i przypatrywali się z ciekawością więźniowi. Postacie te przypominały mi ustęp z wiersza «Podróż do Syberyi». Poeta tak wspomina Moskwę:
Siadł zwoszczyk na przedzie, koń dzwonkiem zadzwonił,
Leciała kibitka, jakby ją wiatr gonił,
I Moskwy szerokie mijałem ulice.
Kacapy z brodami rozdziawiwszy gęby:
To Polak buntowszczyk mruczeli przez zęby,
I na mnie zgłupiałe zwracali źrenice.
I tylko niekiedy dziewica z uboczy.
To na mnie nieśmiałe podnosiła oczy,
To znowu je nadó
spuszczała w milczeniu i t. d.
Doróżka pędzi po ulicy a w niej siedzą dwie kobiety; jedna w czarnej sukni, w chustce na głowie, stara i poważna kobieta; druga w białym, jedwabnym kapeluszu, ubrana według żurnalu paryzkiego, zapewne jej córka. Na widok mojego wózka zatrzymała dorożkę kupcowa i przywoławszy żołnierza, dała dla mnie jałmużny 50 groszy i pojechała. Nie mogłem już więc zwrócić litościwej kobiecie pieniędzy; oddałem je żołnierzowi.
Kupcy moskiewscy są w ogóle bardzo litościwi. Jest tu zwyczaj obdarzania pieniądzmi aresztantów idących do Syberyi. Przy rogatce, przez którą wyjeżdża się na trakt kazański, stoi budynek etapowy. Gdym obok niego przejeżdżał, zajeżdżały dorożki, stały powozy i wielu ludzi wchodziło do etapu. Są to kupcy, którzy z dziećmi odwiedzają aresztantów i każdemu po kolei dają jałmużnę.
Aresztant zbiera sobie takim sposobem znaczny zasiłek na drogę; jeżeli partya aresztantów jest mała, każdemu dostanie się 20 — 30 rs., jeżeli zaś wielka, przypada na jednego w przecięciu 10 — 15 rs. Co tydzień wychodzi do Syberyi z Moskwy przynajmniej stu aresztantów, a wszyscy prócz pieniędzy obdarzeni są chlebem, mięsem, owocami, bułkami, które wiozą za sobą na powózkach. Jest coś poważnego i rozczulającego w widoku tego miłosierdzia dla zbrodniarzy, w widoku kupców z żonami i dziećmi, odwiedzających z hojną ręką tłumy z wygolonemi głowami, w kajdanach prowadzone do Syberyi.
Przejechaliśmy przez rogatki i obok etapu na szosę, po której wózek mój szybciej się toczył. Z tej strony okolica Moskwy także jest równa, pusta i bezbarwna. Góry Wroble (Worobiejowskie) ciągnące się za miastem, okryte smutnym sosnowym borem, zamykają płaszczyznę, na której Moskwa stoi, i przerywają głuchą jednostajność jej okolic.
Jedziemy a po drodze spotykamy domki zamiejskie, ta i owdzie rozrzucone. Ujechaliśmy jeszcze kilka wiorst i już nie widzimy wielkiego grodu; znikł przed wzrokiem naszym, lecz jeszcze dzwonami daje znać o sobie.
Chłopi moskiewscy nie zachowują z taką ścisłością niedzieli jak u nas, bo pomimo święta dzisiejszego pracują na polach i łąkach. We wsiach, przez które przejeżdżamy, przed szynkami zgromadziło się dużo chłopstwa; daleko słychać pijane śpiewy a klątwy i wyzwiska jeszcze dalej. Klątwy i wyzwiska są w Moskwie bardzo powszechne; połowa słów mowy Moskala jest klątwą. Nie tylko w gminie powszechne są klątwy, lecz nawet między ludźmi wyższego towarzystwa, szczególniej zaś w stosunkach i rozmowach z podwładnymi. W innych krajach klątwy słyszeć się dają w szczególnych razach gniewu, smutku, złości lub niepowodzenia; w ustach Moskala nawet pochlebstwo, słodka oraz i spokojna mowa jest klątwą zaprawiona. Obszerność, rozmaitość tych klątw jest nadzwyczajna; leży ona w zwyczaju; kobiety a nawet dzieci rzucają słowami klątwy i brudnego wyzwiska, które rumienić muszą poczciwe uszy. Klątwy dowodzą brak moralności; jakoż powszechność klątw w Moskwie odpowiada powszechnemu zepsuciu obyczajów. Niewierność w małżeństwach, wczesna strata niewinności napotyka się we wszystkich warstwach moskiewskiego społeczeństwa, a nieuszanowanie rodziców, omijanie obowiązków i powinności publicznych i prywatnych, niedotrzymanie słowa, najrozliczniejsze przeniewierstwa, przywłaszczenie cudzej własności, obłuda, są prawie treścią obyczaju.
Wieczorem przyjechaliśmy do wsi; nocowaliśmy w obszernej drewnianej budowie więzienia etapowego. W kilka godzin po naszem przybyciu nadeszła partya aresztantów z Moskwy, przeszło sto osób licząca; nie złączono mnie z nimi. Skoro przybyli aresztanci, przekupki z jadłem, żołnierze z towarami zebrali się na dziedzińcu więzienia; aresztanci obdarzeni w Moskwie znaczną jałmużną, kupowali tutaj czerwone koszule, manszestrowe spodnie, różne błyskotki, świecidełka i przysmaczki; książki zaś nabożne, w które ich zaopatrzyło «Towarzystwo opieki nad więźniami», szły na sprzedaż.
Wrzawa, hałas, wesołość, gra w karty, ożywiła się bardzo; ani na jednej twarzy nie widziałem smutku i tęsknoty; obfita jałmużna wszelkie troski z serca wygnała.
O świcie wyjechałem; tamci zaś zostali na etapie. Po równej drodze prędko dojechaliśmy do miasta Bogorodzka, położonego na równinie nad rzeką Klazmą. Bogorodzk jest małe miasteczko; słynie z fabryk jedwabnych i wełnianych, które już to w samem mieście, już w okolicy znajdują się. Gmachy fabryczne z wysokiemi kominami, robotnicy w koszulach, podobnych do francuzkiej bluzy, nadają tutejszej okolicy charakter fabrycznej, niemieckiej miejscowości; jakoż i Niemców tutaj, jak w całej Moskwie, mieszka znaczna liczba.
Rękodzieła i przemysł fabryczny w Moskwie znacznie się w ostatnich czasach podniosły; gubernie moskiewska i włodzimierska mają wiele fabryk bawełnianych, jedwabnych i wełnianych; nie w jednej wsi spotyka podróżny gmachy fabryczne i lud przemysłowy.
Protekcya rządu dla przemysłu i liczne zachęty przyniosły korzyść dla kraju; dzisiaj już Moskwa ma swoje własne bawełniane i jedwabne wyroby, które chociaż w gatunku i we farbie ustępują zagranicznym, są jednak w powszechnem użyciu.
W więzieniu bogorodzkiem w tłumie aresztantów był pop, człowiek młody; długie i ciemne włosy rozdzielone nad czołem spadały mu na ramiona; wzrok miał spokojny, tęskny, ruch żwawy. Poważna suknia kapłańska i przyzwoita, moralna rozmowa, jakże sprzeczne były z charakterem tego człowieka! Był to albowiem hulaka a za złodziejstwo osadzony został w więzieniu.
Za Bogorodzkiem okolica płaska, pola zżółcone latem; przejazd licznych bryk i powózek po drodze okurzył liście drzew przydrożnych i leśnych. Nic tu pięknością nie uderza, wszędzie widoki pospolite i niewdzięczne.
Wioski traktowe dobrze są zbudowane; domy przy ulicy, przez którą wszyscy podróżni przejeżdżać muszą, mają malowane okiennice; zobaczysz tu róże, drzewa zielone, żółte jakieś kwiaty, coś kręcącego się jak arabeski, ludzi i figury z krzywemi gębami; ciesielska rzeźba na okapach, gankach, niemniej stroi wiejskie budowle. W okolicach dalszych od drogi a jeszcze bardziej w wioskach dalekich od traktu, niema chat ozdobionych i takiego porządku i pstrej elegancyi. Droga, którą jedziemy, jest głównym traktem z Moskwy do Azyi, często zwiedzana przez podróżnych, kupców, jenerałów, a może i sam car jechał tędy; więc też wszystko wymalowało się i wystroiło. Nie tylko domy są ładniejsze na wielkich traktach, ale i ludzie mają więcej ogłady, język ich wymowniejszy, znajomość świata większa, obyczaj mniej gruby i zamożność widoczniejsza, niż u chłopów dalej od traktów mieszkających.
Furmani z kibitkami ciągną się sznurem po drodze jak karawana, wioząc herbatę do Moskwy. Brak dróg żelaznych, wielkie przestrzenie i odległość od miast, będących ogniskiem przemysłu i handlu, przyczyniły się do rozwinięcia i podniesienia klasy woźniców; jest to zupełnie osobna klasa ludzi z odrębnym obyczajem i sposobem myślenia. Na każdym trakcie codziennie ich widzieć można rozwożących towary po Moskwie; są oni duszą komunikacyi i handlu wewnętrznego.
W południe upał był znaczny i słońce nam doskwierało. Od żniw wracają ludzie z pola; między nimi ostatni złożył grabie pop w łapciach i kapłańskiej sukni; pracowitość, ubóstwo i dobry przykład tego kapłana przesunęły się tylko przed memi oczami, a jednak ze wszystkiemi szczegółami obraz kapłana przy pracy został w moich wspomnieniach.
W biedniejszych guberniach Wielkorosyi, jak n. p. pskowskiej, smoleńskiej, kałużskiej, riazańskiej i innych, popi wiejscy są ubodzy; potrzeby i obyczaj ich mało są różne od chłopskiego; łapcie zastępują im buty; praca rolna daje im mierne utrzymanie. Małe wykształcenie umysłu jeszcze bardziej łączy ich z ludem, któremu przewodniczą. Młodzi popi, kształceni w duchownych akademiach, szczególniej mieszkający w Petersburgu, Moskwie, Kazaniu, są dosyć wykształceni i światli; lecz po wsiach, w prowincyach oddalonych od stolic, ubóstwo myśli łączy się z ubóstwem materyalnem.