[20]PODRÓŻE
Z mrocznych wąwozów gorskich
Wyszedłem w życie z wysokich mroków
Z chmur białych, skał kędzierzawych
Na niebie, z mgieł jesiennych
Nad złotem liści jawora.
A potem były miasta gorące plugawe
Dalekie perspektywy żelaznych szyn
Białe dymy maszyn i brylanty lamp
Elektrycznych w długich ulicach.
A potem nadpłynęły dalekie morza
Okręty — białe stada delfinów
Amarantowe góry i gronostajowe nieba
Wulkanowe dymiące Trytony
Mórz bastiony wagabondy Ulissa.
A później widziałem wyspy gdzie grona
Winna — winem płynęły do dzbanów
W Kanie Galilejskiej.
Gdzie ryby wychodziły na brzeg aby zapłodnić
Dziewice, córki bronzowych wyspiarzy.
Widziałem płynące krzaki koralu
Zamieszkane przez sejmy mew
Białych—kormoranów wodnopłatowców szerokich.
I wszedłem wreszcie do wielkiego miasta
Gdzie w ciżbie ludzkiej oszukano aniołów
Dla kraciastych fuarów na wielkich bulwarach
Był to konkurs aniołów upadłych
Którym dawano skrzydła — protezy
I uczono latać w sztucznych obłokach
A tymczasem ziemia była im nieznana
Coraz bardziej nieznana i obca
Jak potrzaskanym w burzy albatrosom
Siadającym na maszcie tonącego statku.