Podróże Gulliwera/Część druga/Rozdział V

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jonathan Swift
Tytuł Podróże Gulliwera
Wydawca J. Baumgaertner
Data wyd. 1842
Druk B. G. Teugner
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz Jan Nepomucen Bobrowicz
Tytuł orygin. Gulliver’s Travels
Źródło Skany na commons
Inne Cała część druga
Indeks stron


ROZDZIAŁ V.

Niektóre awantury autora.

Stracenie złoczyńcy.

Autor pokazuje swoją zręczność w żeglarstwie.



P


Przyjemne miałbym w tym kraju życie, gdyby małość moja nie wystawiała mnie ciągle na przykre i śmieszne przygody, z których kilka czytelnikowi opowiem. Często brała mnie Glumdalklitch ze sobą do ogrodu dworskiego, wyjmowała mnie z pudła, trzymała na ręku lub sadzała na ziemię ażebym się przechadzał. Jednego dnia karzeł Królowej (przed utratą jeszcze jej łaski) znajdował się razem z nami w ogrodzie, i gdy

mnie piastunka na ziemię puściła, zszedłem się z nim przypadkiem pod karłowatą jabłonią. Chcąc pokazać mój dowcip, nie mogłem się wstrzymać abym mu nie przyciął porównywając go z tem drzewem (które i w języku brobdygnańskim odpowiednie ma nazwisko). Złośliwiec nie zaniechał zemścić się tej mojej przymówki, i zobaczywszy mnie przechadzającego się pod tem drzewem, zatrząsł jedną gałęzią tak mocno, że z tuzin jabłek, jak beczki brystolskie dużych na mnie spadło. Jedno, jakem się schylił, trafiło mnie w grzbiet i obaliło na ziemię. Nie odniósłszy ztąd wielkiej szkody i będąc sam do tego przyczyną, nie oskarżyłem Karła.

Innego razu piastunka moja posadziła mnie na trawniku, a sama bawiła się ze swojemi towarzyszkami w niejakiej odległości. W tem nagle powstała gwałtowna burza z takiem gradobiciem, że w momencie na ziemię powalony, strasznie przez grad zbity zostałem. Z największem usiłowaniem czołgając się na czworakach, lędwo zdołałem schronić się pod macierzankę: tak jednak okropnie stłuczony zostałem żem przez dziesięć dni nie mógł wychodzić. Zadziwiającem to wcale być nie powinno; bo wszystkie rzeczy w tym kraju mają wielkość gigantyczną w stosunku do nas, tak też i grad, który gdy dla przekonania się zmierzyłem i odważyłem, był dziesięć razy większy niż u nas w Europie.

Piastunka moja zaniosła mnie razu jednego do ogrodu, ale dla oszczędzenia sobie trudu nie wzięła ze sobą pudła, i posadziła mnie na bezpieczne i spokojne miejsce; bom jej często o to prosił, abym się mógł bez przeszkody oddać moim myślom. Podczas jej nieobecności, mały wyżeł, należący do jednego z ogrodników, wleciał do ogrodu, zaczął się kręcić w tej stronie w której ja siedziałem, a prowadzony swoim węchem przybiegł prosto do mnie, wziął mnie w pysk, zaniósł do swego pana machając ogonem i położył mnie przy nim najostrożniej na ziemię. Pies był tak wyuczony że mi żadnej boleści ni szkody w ubiorze nie sprawił, ale ogrodnik zobaczywszy mnie, którego dobrze znał i niezmiernie lubił, mocno był przestraszony. Podniósł mnie więc łagodnie i pytał się z największą troskliwością jak się mam, ale ja ze strachu i przez nadzwyczajną prędkość z jaką mnie pies niósł, nie mógłem ani słowa wymówić. Zaniósł mnie natychmiast do mojej piastunki, która nie zastawszy mnie w miejscu gdzie mnie zostawiła, wielką trwogą była przejęta. Gniewała się mocno na ogrodnika będącego przez swego psa przyczyną jej strachu, a bojąc się bardzo gniewu Królowej zupełnie o tem zdarzeniu zamilczała; ja zaś także przed nikim o tem wspomnieć nie chciałem w przekonaniu, że to mi wielkiego honoru zrobić nie może. —

Z powodu tego przypadku postanowiła Glumdalklitch nie puszczać mnie więcej od siebie za domem. Już dawno takiego postanowienia się lękałem, ukryłem więc przed nią wiele przygód które mi się zdarzały. — Razu jednego kania lecąc ponad ogrodem rzuciła się na mnie, i pewno by mnie porwała i uniosła, gdybym się nie bronił szpadą i ukrył w gęstym szpalerze. Innego razu wpadłem aż po za szyję w dziurę przez kreta wykopaną, ledwo mogłem z niej wyleźć, a odzież moją całkiem zwalałem. Raz małom nogi sobie nie złamał; gdy myśląc głęboko o drogiej ojczyznie, potknąłem się o ślimaczą skorupę.

Nie mogę istotnie powiedzieć czy mi to przyjemność czy zmartwienie sprawiało, widząc że ptaki zupełnie mnie się nie lękały i w mojej obecności z największą spokojnością za żywnością się uganiały, jakby żadnego stworzenia w blizkości nie było. Jeden drozd był nawet tak zuchwały, że wyrwał mi kawałek ciasta z ręki, co mi Glumdalklitch na śniadanie dała. Jeżeli chciałem złapać którego ptaka, śmiało się do mnie obrócił i dziubem mi groził, a potem jakby się nic nie stało, najspokojniej koło mnie skakał szukając robaków lub innego pożywienia. Lecz raz rzuciłem wielki kij tak zręcznie na czeczotkę że ją obaliłem; wziąłem ją zatem za szyję i wlokłem do miejsca gdzie moja piastunka była; ale ptak który tylko był zagłuszony, ocucił się i tak mocno zaczął mnie bić skrzydłami, iż pewno musiałbym go puścić, gdyby mi służący w pomoc nie przyszedł. Nazajutrz dostałem na obiad kawałek z mojego połowu. Czeczotka ta była wielka jak łabędź angielski.

Panny honorowe dworskie prosiły często Glumdalklitch ażeby ze mną przychodziła do nich, chcąc się mną bawić i oglądać mnie z blizka. Rozbierały mnie czasami do naga i kładły całego na swych piersiach, co mi wielką nieprzyjemność sprawiało, z powodu mocnego odoru ich ciała: nie mówię o tem, aby uwłaczać tym damom które bardzo szacuję; lecz mniemam, że proporcyonalna moja małość czyniła zapewne zmysł mój powonienia zanadto delikatnym, i że te damy nie były pod tym względem krajowcom lub sobie mniej przyjemne od naszych dam angielskich. Przy tem wszystkiem; odór ich naturalny nie miał tyle dla mnie nieprzyjemności ile perfumy przez nich czasem używane, których zapach zawsze mi straszne mdłości sprawiał. Przypominam sobie że w Lillipucie dobry jeden mój przyjaciel uskarżał się jednego dnia letniego, w którym przez mocną agitacyą ciało moje było rozgrzane, na nieznośny odor mojego ciała, lubo na czystość więcej może uważam niż większa część mojej płci. Pochodziło to niezawodnie ztąd, że jego węch był w stósunku do mnie, jak mój do tego narodu. Muszę jednak wyznać że Królowa i piastunka moja miały najdelikatniejsze i najpiękniejsze ciało i pachnęły jak która z pięknych moich rodaczek.

Największe nieprzyjemności sprawiały mi te damy przez to, że się ze mną obchodziły jakbym zupełnie nic nie znaczył. Rozbierały się w mojej obecności, i nawet koszulę zdejmowały, a ja stojąc na toalecie musiałem je tak oglądać. Był to widok dla mnie okropny widzieć skórę ich chropowatą, podziurawioną, z włosami jak najmocniejszy szpagat grubemi, opuszczając inne szczegóły. Nawet nie wstydziły się przedemną zadosyć czynić pewnej naturalnej potrzebie, przyczem napełniały naczynie jak trzy beczki wielkie. Najpiękniejsza z tych dam, panienka lat najwięcej 16 mająca, bawiła się mną sadzając mnie na końcu jednej piersi, robiąc ze mną i inne podobne sztuczki któremi nie chcę nudzić czytelnika, tak, żem prosił Glumdalklitch aby mnie do tej damy więcej nie nosiła.

Jednego razu kuzyn guwernantki prosił jej i Glumdalklitch, ażeby były obecne przy traceniu złoczyńcy, który przyjaciela jego był zamordował. Piastunka moja dobrego i czułego serca z trudnością dała się do tego nakłonić; ja zaś chociaż nie jestem lubownikiem podobnych widowisk, nie mogłem jednak przewieźć na sobie, abym tak nadzwyczajnej rzeczy nie widział i dałem się namówić. Przywiązano zbrodniarza do krzesła na szafocie, i jednem cięciem pałasza czterdzieści stóp długiego głowę mu ucięto. Krew z arteryi i wen w tak wielkiej massie i do takiej wysokości wytrysnęła, że fontanna wersalska wcale w porównanie z tem iść nie może, a głowa z tak okropnym trzaskiem na rusztowanie spadła, żem struchlał, chociaż może w odległości mili angielskiej ztamtąd się znajdowałem.

Królowa, która mocno lubiła rozmawiać ze mną o moich podróżach morskich, i zawsze kiedy mnie smutnego obaczyła, rozerwać się starała, pytała się mnie raz: czy umiem robić wiosłem lub kierować żaglem, i czyby takie ćwiczenie nie służyło mojemu zdrowiu. Odpowiedziałem jej: że chociaż z zatrudnienia byłem lekarzem okrętowym, jednakże odbywając niekiedy w potrzebie służbę majtka, znam się cokolwiek na tem, lecz wątpię, czy będę mógł w tym kraju żeglować, gdzie najmniejszy bacik jest większy jak okręt liniowy u nas i czy statek do mojej wielkości i sił stósowny będzie mógł długo płynąć na tutejszej rzece. —

Królowa powiedziała mi na to: że jeżeli mogę dać model do potrzebnego mnie statku, to ona każe natychmiast zrobić takowy stolarzowi nadwornemu, i sama wynajdzie miejsce gdzie będę mógł bezpiecznie żeglować. Stolarz bardzo biegły w swem rzemiośle, zrobił podług instrukcyi przezemnie mu dawanych w przeciągu jedenastu dni mały statek z żaglami i powrozami, mogący w sobie pomieścić ośmiu europejczyków.

Jak był gotowy, królowa tak się z tego cieszyła, że wziąwszy go w swój fartuszek zaniosła do Króla; ten kazał ażeby na próbę wsadzić go do cisterny wodą napełnionej; lecz nie mógłem nim tam kierować, bo zanadto wielka płytkość robieniu wiosłami przeszkadzała. Królowa jednak już przedtem inny plan sobie w tym celu była ułożyła. Kazała bowiem swojemu stolarzowi zrobić koryto 300 stóp długie, 50 szerokie, 81 głębokie, które ażeby nie ciekło, dobrze smołą wylane i tak przy ścianie jednego z przedpokojów pałacu na jej rozkaz umieszczone zostało. Na spodzie był kurek do wypuszczania wody, i dwaj służący mogli go w przeciągu pół godziny znowu napełnić. Tu więc żeglowałem często dla mojej, Królowej, jako też jej dam rozrywki, które z największem zajęciem przypatrywały się temu, dziwiąc się nad moją zręcznością. Rozwinąłem też czasami żagle i nie potrzebowałem jak tylko sterem kierować, bo damy swemi wachlarzami robiły dostateczny wiatr; a jeżeli tą pracą znużone zostały, służące dmuchały mi w żagle tak, że najłatwiej mogłem statkiem podług upodobania manewrować. Po zabawie, brała Glumdalklitch statek, niosła do swego pokoju i dla wysuszenia na gwoździu zawieszała.

Razu jednego miałem podczas takiego ćwiczenia przypadek który o śmierć mnie mało nie przyprawił. Gdy paź włożył mój statek do koryta, wzięła mnie guwernantka mojej piastunki, i chciała do statku wsadzić: lecz nieszczęściem prześliznąłem się jej pomiędzy palce, i spadłbym niezawodnie z wysokości 40 stóp, gdybym przez szpilkę tkwiącą w gorsecie tej damy nie został wstrzymany. Głowa szpilki wcisnęła się między moje spodnie i koszulę, i tak wisiałem w powietrzu aż mnie piastunka odhaczyła.

Innego dnia służący, który co trzy dni napełniał koryto swieżą wodą, nie spostrzegł że żaba z wiadra do koryta wskoczyła. Leżała spokojnie na spodzie, aż statek w którym się znajdowałem został tam wsadzony. Natychmiast wybrała go sobie za wygodne miejsce do odpoczynku i zaczynała wdrapywać się przechylając statek tak mocno, że ja stanąwszy na drugiej stronie ledwo mogłem zupełnemu wywróceniu się onego zapobiedz. Wlazłszy na statek zaczęła skakać po nim i przez moją głowę, zarzucając mi twarz i całe ciało swą brzydką flegmą. Lubo ogromna wielkość zwierza strachem i odrazą mnie przejęła, prosiłem jednak Glumdalklitch aby mi w pomoc nie przychodziła chcąc sam sobie z nią poradzić; co mi się też szczęśliwie udało, bijąc ją bezustannie wiosłem aż ją wypędziłem ze statku.

Najniebezpieczniejsza jednak przygoda którą w tym kraju miałem jest następująca: Glumdalklitch wyszła razu jednego za interesami lub dla oddania wizyty i zamknęła mnie tymczasem na klucz w swoim pokoju. Dzień był gorący, a przeto okna pokoju jako też mojego pudła były otwarte. Siedząc zamyślony przy stole usłyszałem, że coś przez okno do pokoju wskoczyło i po nim biegało. Mocno przestraszony, odważyłem się jednak wyjrzeć z pudła i zobaczyłem skaczącą po pokoju małpę i robiącą różne grymasy.

Ta po niejakim czasie do mojego pudła się zbliżywszy, z ciekawością je ze wszech stron obejrzała i przez okna i drzwi ciągle do mnie zaglądała. Schowałem się w najodleglejszy kącik pudła, lecz z wielkiego strachu tak przytomność straciłem, żem się pod łóżko nie schował. Małpa grymasując przez niejaki czas, skacząc i zaglądając, wypatrzyła mnie nareszcie: wsadziła przez drzwi łapę do pudła, jak kot bawiący się z myszą, i mimo moich usiłowań aby jej umknąć, dostała mnie za połę mojej sukni (z mocnej krajowej materyi zrobionej), wyciągnęła mnie i posadziła na prawej łapie, jak mamka chcąca dziecię karmić, lub jak nieraz widziałem w Europie małpy bawiące się kotkami. Jeżeli chciałem się jej sprzeciwić, to tak mocno mnie przyciskała, żem postanowił poddać się zupełnie jej woli. Tak mnie trzymając, drugą łapą łagodnie mi twarz głaskała i pieściła najtkliwiej, mając mnie, jak mi się zdawało, za młodą małpę. W tem usłyszała szelest przy drzwiach pokoju, jakby kto drzwi chciał otworzyć; w mgnieniu oka wyskoczyła przez okno którem weszła i po rynnach i cegłach wdrapała się trzema łapami w czwartej mnie trzymając, aż na dach poblizkiego domu.

Biedna moja piastunka, zobaczywszy mnie w objęciach małpy z największą prędkością mnie unoszącej, przeraźliwy krzyk wydała. Wielki rozruch powstał w całym pałacu, służący polecieli po drabiny, i niezliczona massa ludzi przyglądała się siedzącej na dachu małpie, trzymającej mnie na jednej łapie a drugą mnie karmiącej: wyjmowała bowiem z zaliczek niektóre żywności i do ust mi pakowała. Pospólstwo nie mogło się na ten widok od śmiechu wstrzymać, co mu za złe brać nie można; bo wyjąwszy mnie, widok ten musiał być dla każdego najśmieszniejszym. Niektórzy rzucali kamieniami dla spędzenia małpy, ale tego surowo zakazano, z obawy aby mi głowy nie strzaskali.

Przyniesiono drabiny, po których wielu ludzi na dach wlazło. Małpa widząc się otoczoną, puściła mnie na dach i uciekła. Siedziałem przez niejaki czas w wysokości 500 łokci, największą trwogą przejęty, aby mnie wiatr nie zdmuchnął, lub żebym niespadł dostawszy zawrotu głowy; lecz jeden żwawy chłopiec, służący mojej piastunki, przylazł do mnie i włożywszy mnie do kieszeni swych spodni, szczęśliwie na dół przyniósł.

Pokarmem który mi małpa do ust wpychała mało się nie zadusiłem; piastunka moja wyczyściła mi więc usta małą igłą i dała mi na womity, poczem lepiej mi się zrobiło. Byłem tak osłabiony i pełen guzów od serdecznych uścisków małpich, że przez kilkanaście dni musiałem leżeć w łóżku. Król, Królowa i dworzanie dowiadywali się często o mojem zdrowiu; Królowa odwiedziła mnie nawet kilka razy. Małpę zabito i dano rozkaz, ażeby odtychczas żadnego takiego zwierza w poblizkości pałacu nie trzymano.

Gdy pierwszy raz po wyzdrowieniu udałem się do Króla dla podziękowania mu za jego dobroć, był bardzo łaskaw i żartował ze mnie z powodu mojej awantury. Pytał się mnie: co myślałem znajdując się w łapach małpy? jak mi pokarm przez nią dawany smakował? czy świeże powietrze na dachu mojego apetytu nie zaostrzyło? i życzył sobie wiedzieć, cobym w takim razie w mojej ojczyznie był uczynił. Odpowiedziałem mu: że w Europie nie ma żadnych małp, oprócz z zagranicy przywożonych które są tak małe że się ich lękać nie trzeba. Co się zaś tycze tej ogromnej bestyi z którą miałem do czynienia (w rzeczy samej była tak wielka jak słoń), to gdybym z wielkiego strachu nie był zapomniał wziąść się do broni (przy tych słowach dumną przyjąłem postawę i uchwyciłem za rękojeść szpady) zadałbym jej w łapę tak bolesną ranę, że prędzejby jeszcze ją wyjęła niżeli wsadziła.

Wymówiłem to z wielką energią, jako człowiek troskliwy o swój honor i nie dający sobie ubliżać. Mimo to wszyscy śmiać się zaczęli i nawet obecność Króla nie mogła ich od tego wstrzymać. Ta okoliczność naprowadziła moją uwagę na nieroztropność człowieka, któren usiłuje chełpić się w obecności takich z któremi w żadnym względzie nie może się mierzyć. Podobne postępowanie miałem sposobności widzieć często w Anglji, gdzie ludzie ani urodzeniem, ani rozumem, ani nawet przyjemną powierzchownością nie odznaczający się, ważną i dumną przybierają postać przeciwko najpierwszym państwa osobom.

Codzień nowa jaka śmieszna o mnie powiastka krążyła u dworu, i Glumdalklitch chociaż niezmiernie mnie kochała, była tak lekkomyślną, że o każdej głupocie Królową natychmiast uwiadamiała, chcąc jej tem przyjemność sprawić. Razu jednego, piastunka moja cokolwiek słaba pojechała z guwernantką i ze mną na spacer za miasto, dla używania świeżego powietrza. Wysiadły na łące, i Glumdalklitch wyjęła mnie z pudła i posadziła na ziemię ażebym się przechadzał. Na ścieszce którą chodziłem leżała kupa krowiego gnoju; chciałem się z zręcznością moją przed damami popisać i przeskoczyć. Rozpędziłem się z daleka, skoczyłem i wpadłem w gnój aż po za kolana. Z największą trudnością potrafiłem się wydostać, i służący musiał mię obetrzeć chustką z tej brzydkiej nieczystości. Królowa wkrótce została o tem uwiadomioną, lokaje rozgłaszali też wszędzie, tak, że przez kilka dni wyłącznie moim kosztem się bawiono.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jonathan Swift i tłumacza: Jan Nepomucen Bobrowicz.