[233]Co ja sieję?
Przez pola puste, przez czarne te role,
Ponad któremi dzień wschodzi przyszłości,
Idę — i rzucam siew bratniej miłości
Dla tych, co słabi — i dla tych, co prości,
Dla tych, co twardą, ciężką mają dolę.
I duszę własną wylewam, jak czaszę,
Łez srebrnych pełną, by z nich, jako z rosy,
Brały swą plenność jutrzejszych dni kłosy,
Dni, w których nędzarz — dziś nagi i bosy
Ukocha cele i nadzieje nasze.
Ja sieję ciszę, ja sieję pogodę
W sercach tych, co są maluczcy u świata,
Bo znam w nędzarzu człowieka i brata,
Bo miłość — tylko miłości zapłata,
A w nienawiści — wzgarda ma nagrodę.
Lecz jeśli dreszcze uczuwa kto strachu,
Na widok ramion tulących uściskiem,
[234]
Co odepchniętem jest — i to, co niskiem;
Ten winowajcą jest snać — i z rozbłyskiem
Świtu drży, sądząc, że pożar na dachu.
Ja ciepło sieję, by z niego, jak z ziarna,
Światło na myśli błysnęło nam niwie;
Drobne iskierki ja krzeszę cierpliwie,
Własnem je tchnieniem zasilam i żywię,
Zanim noc pierzchnie, noc głucha i czarna.
Bo w słońcu tylko dojrzewa plon błogi;
A kto dnia gwiazdę zadmuchnąć chce złotą,
Ten — albo sam jest rażony ślepotą,
Albo dłoń chciwą wyciąga już oto,
Po zdobycz, łatwą wśród zmierzchu i trwogi.
Ja ducha mego, ja krew moję sieję;
Ja pragnę wstrząsnąć tę ziemię zoraną,
Jak grzmot wiosenny, — aż jutro z niej wstaną
Ludzie, godniejsi piastować to miano:
W tę ja pracuję, w tę żyję nadzieję!
Pójdźcie, obaczcie, kto jestem i jaki
Siew rzucam w rolę przyszłości! Zaiste,
Ziarno me zdrowe, i płodne, i czyste,
Tak mi dopomóż w tym siewie, o Chryste!
I niech w dzień żniwa snop plonu mam taki!
A ja wam mówię: mój kamień mogilny
Mieć będzie napis: „braterstwo i zgoda.”
I wzejdzie nad tą mogiłą pogoda,
I brat tam bratu z miłością dłoń poda —
[235]
I pójdą razem — i słaby — i silny.
Lecz teraz — jeszcze rozterki jest pora;
Więc smutna jestem i pełna goryczy,
I słowa moje, jak świst giętkich biczy,
Rażą tym uszy, co w spokój zwodniczy
Chcą ukołysać sumienie — upiora.
Tak! biczem jestem na serca, w tłustości
Własnej osiadłe i skrzepłe bezruchem!
I jednych chłoszczę, i wstrząsam łańcuchem
Drugich, — a wszystkich chcę porwać mym duchem
Ku dnia rozświtom, ku wielkiej przyszłości.
Kto tam iść nie chce, niech kopie mogiłę,
Niech się zawczasu w grób ciemny położy;
Bo przyjdzie w słońca promieniach duch Boży,
I przyszłość ludom narozcież otworzy...
Ja wam to mówię — ja mówić mam siłę!
A w dniu tym, razem z mrokami nocnemi,
Z krzywdą, z niedolą, i z hańbą i z nędzą,
Duchy światłości obłudnych rozpędzą
A pająk własną udusi się przędzą,
I spokój będzie, i miłość na ziemi!
A teraz rzućcie, gdy chcecie, kamieniem.
Ale zaprawdę, jeżeli ja wzruszę
Pieśnią choć jednę zakrzepłą w lód duszę,
Jeśli choć jednę łzę bratnią osuszę;
Kamień — u nóg mych upadnie ze drżeniem!
|