[239]Nie skarż się!
Nie skarż się, bracie! żadna grudka ziemi,
Którą ocean skrzydłami srebrnemi
Lotnych fal swoich od brzegu odbije,
Nie ginie marnie... żadne piasku ziarno,
Lecące w otchłań straszliwą i czarną,
Gdzie milion cudów i przerażeń żyje,
Nie jest straconem... Przyrody potęga,
Gdy wód i ognia ścierają się prądy,
Łamie kryształy, do dna morza sięga,
I z tych atomów dźwiga nowe lądy.
Nie skarż się, bracie! żadna kropla rosy,
Co rankiem pada na łąki i wrzosy
I w brylantowe dyademy stroi
Główki róż dzikich i białych powoi,
Nie traci bytu, choć taje, mdlejąca
Od pocałunków płomiennego słońca...
Ta sama kropla, ukryta w obłoku,
W twarz ci gdzieś pryśnie u białej kaskady,
[240]
Albo uprzędzie dla mgły rąbek blady,
Albo w najdroższem tobie błyśnie oku!...
Nie skarż się! iskra, co gasnąc ulata,
Jak duch zdmuchnięty w wysiłku daremnym,
O atom światła nie zuboży świata,
Choć zniknie w zmierzchu tajemnym...
Ta sama iskra, tchnięta gromem słowa,
Przebiegnie ogniem przez wzruszone tłumy,
Lub, jako strzała burzy piorunowa,
Rozwali prastare tumy. —
Nie skarż się, bracie! ostatnie westchnienie,
Które bez jęku, bez szmeru, bez skargi,
Rozchyla blade, konające wargi,
Nie leci w nicość i wieczne milczenie...
Ono się zbudzi, jak wicher nawalny,
Co łamie maszty i żagle napręża...
Lub jako okrzyk ludów tryumfalny,
Gdy sprawiedliwość zwycięża.
Sił swoich nigdy nie roni przyroda,
Ale je w wiecznym utrzymuje ruchu,
I w tajemniczym istnienia łańcuchu
Nic ich nie ujmie, i nic ich nie doda...
[241]
Choćby ocean podniósł się w błękity,
Choćby na ziemię spadła mleczna droga;
Zawsze pierwiastek bytu niepożyty
Obejmie sobą myśl Boga. —
Nie skarż się, bracie! choć ducha szermierze
Padają w walce, przez ciżbę zdeptani,
Wieczne ludzkości z postępem przymierze
Nie zginie w mrocznej zwątpienia otchłani.
Ideał jasny, ideał promienny,
Coraz wyższego i szerszego ruchu,
Choć w formie zjawisk wydaje się zmienny,
Trwa wiecznie w prawdzie i duchu.
Nie skarż się, bracie! choć w dzieje wpatrzony
Widzisz krew tylko, i hańbę, i rany;
Cel, dla którego pracują miliony,
W drobnych ułamkach zaledwie nam znany.
Co tracą wieki, nie zawsze jest stratą:
Z ciemnic więzienia, ze stosów męczeństwa,
Myśl ulatuje żywą i skrzydlatą,
By śpiewać hymny zwycięstwa.
Nie skarż się! alboż wiedzieć jesteś w stanie,
Gdzie dziś kiełkuje siew, zprzed lat tysiąca,
[242]
I jakim kwiatem wspaniałym powstanie
W jutrzennych promieniach słońca?
Jaka ożywcza i płodna potęga
Zamierzchłej pracy wiek nowy zasila?
I gdzie lecąca z ust oddechem, chwila,
W potężnych skutkach swych sięga?
Duch dąży w światła dziedziny przyszłości,
I w ruchy swoje wciela niewidomie
Żywą energią walczącej ludzkości,
W całym jej różnic ogromie.
Z promiennej jego, choć krwawej, zdobyczy,
Nic nie przepada i nic nie zaginie;
Jest myśl, co każdy wysiłek policzy
Wielkiej tryumfu godzinie.