[191]III.
Dzwony.
A gdy skonał w czarnej chacie
Jasieńko miły,
Poszła matka prosić dzwonów,
By mu dzwoniły.
— Mój synaczek, mój rodzony,
W trumience leży,
O zagrajcież wy mu, dzwony,
Z tej białej wieży!
Niechaj idzie głos bijący
O jasne słońce,
Przez te pola, przez te lasy,
Z wiatrem szumiące...“
[192]
Ale dzwony twarde serca,
Zimną pierś miały.
„Będziem jemu dzwonić, matko,
Za talar biały“. —
I wróciła, narzekając,
Do pustej chaty
I strząsnęła wszystkie kąty
I zgrzebne szmaty...
I nic więcej nie znalazła
Prócz onej świty,
Którą syna trup sczerniały
Leżał nakryty...
— Nieszczęśliważ moja dola,
Jasieńku miły!
Chybaż tobie łzy te moje
Będą dzwoniły...
Chyba moje narzekanie
Bić będzie z rosą,
Kiedy ciebie na mogiłki
Z chaty wyniosą!“
I wynieśli za próg czarny
Trumienkę lichą,
A za synem poszła matka
Ścieżyną cichą...
[193]
I nie grały jemu dzwony
Z wysokiej wieży,
Jeno szumiał las zielony
I wietrzyk świeży...
Jeno dzwonki te liliowe,
Co w borze rosną,
Żeby dzwonić chłopskim trumnom
W drogę żałosną...