[183]I.
„Na gody”
Pokiwali matuś głową,
Popłakali mało wiele,
Dali czapkę barankową,
Tatusiową kamizelę...
Dali łapcie z łyka szyte.
Za pazuchę kromkę chleba:
— „Idźże, Jaśku, w świat szeroki,
Na wschód słonka, na wschód nieba...
Jeszczećbym ci w chacie rada,
Zbierzesz chróstu, dźwigniesz wody,
Ano kiedyż ci do ludzi
Jak nie teraz, nie na gody?...
[184]
A gódź-że się w dobrą chwilę,
W dobrą chwilę i godzinę,
Po wszelakiej należności,
Choć za zgrzebną koszulinę...
A gódź-że się u bogacza,
W dobre słowo, w dobrą wiarę,
Jak przesłużysz co się patrzy,
Da ci może buty stare...
A nie wracaj do chałupy,
Aż wyrośniesz mi z pastucha,
Aż wysłużysz na grzbiecinę
Siaki taki szmat kożucha“.
— „A i długoż mi matusiu.
Na te buty służyć w świecie?“ —
— „Aż cię synku, bieda zgryzie,
Aż cię praca w dół przygniecie“. —
— „A i długoż mi, mateńko,
Na ten kożuch służyć trzeba?” —
— „Aż cię Pan Bóg dojrzy, synku,
Z wysokiego swego nieba“. —
Idzie Jasiek po ścieżynie,
Co się spojrzy, to ją minie;
Co się spojrzy, to się smuci —
Albo pójdzie, albo wróci...
[185]
Stara wierzba, jakby żywa,
Gałęziami za nim kiwa,
Czegoś skrzypi, czegoś biada,
Dziw do niego nie zagada...
Oj! nie użył Jasiek w chacie
Ani wczasu, ni swobody...
— Ano — kiedyż mu do ludzi,
Jak nie teraz, nie „na gody“?...