[157]I.
W jarze.
Cała w srebrnym stoję pyle,
Pod świeżością pełną cienia,
Drży puls w każdej skał tych żyle,
A w powietrzu tyle, tyle
Tęcz się rozpromienia...
Tam nade mną, lecą zdroje
Rozpryskane w śnieżną ścianę,
A ja patrzę, a ja roję,
A ja czuję tchnienie twoje,
Przez ich szklaną ścianę...
Lecą w hukach, w echach, w szumie
Niby z śmiechem, niby z płaczem...
A ja słucham — i w zadumie,
Głośne bicie serca tłumię
— Po czemże-by?... Za czem?
[158]
Przepaść dzieli mnie od ciebie,
Nad przepaścią ptak się waży,
Złota łuna drży na niebie,
W łunie sosna się kolebie,
Coś się roi... marzy...
Hej! na wichry, na szumiące,
Rozpuść ptaku pióra twoje...
Cóż, że ginie tam tysiące?...
I w przepaści świeci słońce,
Gdy w nią patrzy — dwoje.
Powój dziki mnie oplata,
We mgły idę, w pianach ginę,
Coś drży we mnie, pała, wzlata,
Coś się zmienia w biegu świata,
Gdy patrzę w głębinę.
Czerwień na mnie z jaru bije,
Od kaliny, jarzębiny,
Każdy kamień dyszy, żyje,
A od lasu mgła się wije,
I zmierzch idzie siny...
Cicho! ktoś na szczytach woła!
Jako harfa głos odbrzmiewam...
Ogniem płoną skalne czoła,
Brzmi excelsior dookoła —
Lecę — błyskam — śpiewam...