Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego/Dwoje Koźląt
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Poezye Tomasza Kajetana Węgierskiego |
Wydawca | Jan Nep. Bobrowicz |
Data wyd. | 1837 |
Druk | Breitkopf et Haertel |
Miejsce wyd. | Lipsk |
Źródło | skany na Commons |
Indeks stron |
Obłąkawszy się od trzody,
Dwoje Koźląt bez brody,
I drobne mające różki,
Koło krętej gdzieś tam dróżki,
Młodą trawkę, i mech blady
Gryzły bez żadnej zawady.
A gdy słońce z uprzykrzeniem
Dogrzewało im, pod cieniem
Krzaków odetchnąwszy róży,
Pili wodę wraz z kałuzy.
Choć nie mieli w tym kąciku
Wybornego pastewniku,
Ani trawy zbyt rzęsistej,
Ani wody przezroczystej,
To im smakowało przecie
Że ich żaden człowiek w świecie
Z tej mało ważącej paszy,
Ni wypędzi, ni wystraszy.
A co jest najbardziej miło,
Że wolno każdemu było
W tej tak niepodległej doli,
Jeść, pić, spać podług swej woli.
Skończywszy w polu roboty
Chłop, chcąc sobie grodzić płoty,
Po chróst jechał raz w te krzaki,
Gdzie się kozły nieboraki
Pasły; gałązki nagina
I ostrą stalą ucina,
A kiedy już spore brzemie
Chróściaków złożył na ziemię,
Usiadł sobie dąć fujarę.
W tym ujrzał koźląt parę;
A było to owych czasów,
Kiedy i mieszkańcy lasów,
Jak my ludzie teraz cale,
Mieli dar mówienia w dziale.
Chłop się więc do nich przymyka
I taką mową potyka:
«Co w tym chwaście i w tym błocie
«Na słońcu, albo na słocie
«Robić macie, mchy nie lube
«Gryząc, i badyle grube?
«Pódźcie ze mną, ja na strawę,
«Wydzielę wam bujną trawę,
«W pogodę, lub chwilę dżdżystą
«Będziecie mieć wodę czystą:
«Burza wam źródła nie zmąci,
«Ni się obcy Kozieł wtrąci.»
Poruszony temi słowy
Młodszy Kozieł, chcąc na nowy
Zmienić dawny sposób życia,
W nadzieję lepszego bycia;
Tusząc, że go szczęście czeka,
Usłuchał zdradnego człeka;
I lubo mu starszy gadał,
Że mając wolność, posiadał
Wszystko dobro; nie dał wiary
Temu, co mu mówił stary;
Lecz za chłopcem szedł w te strony,
Gdzie go czekał ogrodzony
Kawał pola, a tam za to
Łąkę zastał dość bogatą,
Podostakiem czystej wody,
Dla napoju i ochłody.
Tam nużą drogi strudzony,
Chciał spocząć uspokojony.
Ale dzieci gospodarza,
Gdy im się zabawka zdarza,
Tłukli mu kamieniem boki,
By im przez kij robił skoki.
Cierpiał to kozieł ubogi,
Lecz gdy wziąwszy go za rogi
Chciały na nim jak na koniu
Korwety stroić po błoniu;
Pozrzucał jeźdźce niezdolne.
A wnet chłopięta swawolne
Na kozła się skarzą z płaczem
Ojcu, a ten mu korbaczem
Boki srodze osmarował.
W ten czas dopiero żałował
Koziołek, łzy tocząc hojne,
Że miejsce rzucił spokojne,
Gdzie niepodległy nikomu,
Używał z wolnością, co mu
Los opatrzny mieć pozwolił.
Tam go żaden nie niewolił;
Nie służył żadnemu Panu:
Radby do dawnego stanu
Znowu wrócił; lecz nie można,
Zewsząd straż czuje ostrożna.
Tak ten, co spokojne bycie
I wolne ubogie życie
W niepewne szczęście zamienia,
Radby do dawnego mienia
Wrócił, niewolą zgnębiony;
Cóż? kiedy powrót zamkniony!