Poezye w nowym układzie. Tom II, Helenica/Na jeziorze

<<< Dane tekstu >>>
Autor Marya Konopnicka
Tytuł Poezye w nowym układzie
Podtytuł Tom II, Helenica
Wydawca Nakład Gebethnera i Wolfa.
Data wyd. 1902
Druk W. L. Anczyc i spółka
Miejsce wyd. Kraków
Indeks stron



NA JEZIORZE

I.

NA JEZIORZE.

W zachodu złotą płyniem toń,
Po rubinowej fali,
Nad łodzią naszą ogniem zórz,
Wielka się łuna pali.

Ogromny słońca płonie stos
Na samej nieb krawędzi,
A taka cisza, że bez tchu
Łódź nasza w ogień pędzi.

Z pod róż ucieka, co w jej ślad
Mdlejące sypią liście,
I w płomień leci, leci w żar,
Co bucha tam ogniście.

— Jeżeli na niej gości duch —
Z tych ogniów wyjdzie cało,

Zginie w płomieniach, jeśli nie...
Jeśli ma tylko ciało! —

U rudla stoję, wiosło me
W toń przeźroczystą trąca,
I nie wiem, czy tak serce me,
Czy fala bije drżąca?

I czekam na ten boży sąd,
Na objawienie ducha...
A łódź cichemi pióry mknie,
A stos ogniami bucha.



II.

BARKA.

Na brzegu strojny, gwarny tłum
Roi się w słońca blasku,
Szerokiej fali miękki szum,
Na złotym kona piasku.

Wabiące słówka, młody śmiech,
Nad wodą lecą siną,
I z pluskiem, z szumem nawskróś ech,
W powietrzu modrem giną.

Na każdej piersi kwiecia puch,
Na każdej fali słońce,
A pierś i falę w jeden ruch
Podnosi życie wrzące.

Zdmuchnięta z rannej zorzy mgła,
Srebrzyste gazy winie,

A z najdalszego kędyś tła,
Milcząca barka płynie.

Płynie, i ciężko idzie w toń,
Do burtów, do krawędzi...
Ściągnięty żagiel: silna dłoń
Wiosłem ją tylko pędzi.

Dziwny ładunek dziś na ląd
Do brzegu cicho niesie:
Głaz w niej przy głazie sterczy w rząd,
Jak pnie, w zrąbanym lesie.

Z kamieniołomu, z skalnych ław,
Pod jedną cięte miarę,
Grobowe płyty niesie wpław,
Surowe, proste, szare...

Odarty wioślarz barkę pcha,
Powoli, ciężko, żmudnie...
A róże pachną, a śmiech drga,
A żarem tchnie południe...

I zwraca barka tępy bieg
Z ładunkiem swym cmentarnym
Wprost na słoneczny, kwietny brzeg,
Szumiący tłumem gwarnym.


Chwieją się główki pięknych dam
Na lewo i na prawo:
Chcą dojrzeć, co też płynie tam,
Tą ciężką, płaską nawą?...

I na paluszki drobnych stóp
Wspinają się boginie,
A wiosło rzuca cienia słup,
A barka cicho płynie...

Gdyby odmuchnął lekką mgłę,
Uwianą na błękicie,
Każdyby własne imię swe
Na szarej dojrzał płycie.

I gdyby posłał słuch, jak grot,
Daleko tam, daleko,
Mógłby usłyszeć, jak mu młot
Do trumny zbija wieko...

Lecz któż o śmierci myśleć ma
W rozkosznej tej godzinie?
W płonących różach życie drga,
A barka cicho płynie...

I kopie wiosło grzbiety fal,
W głębokie, czarne rowy,

I z pluskiem jego leci w dal
Miłosny śmiech perłowy.

A wiatr z głębiny zerwał się,
Zakręcił czarne wiry,
I na śmiejące usta tchnie
Kościelnej zapach miry.

I nagły na pierś powiał chłód
Uroczych dam drużynie,
I dziwny cień padł nawskróś wód,
A barka cicho płynie...



III.

U STAREJ TAMY.

U starej tamy zgięci w łęg
Od długiej, ciężkiej pracy,
Od żrących pyłów ślepi wpół
Mocują się biedacy.

Zapadła pierś ich ledwo tchnie,
Pot im zalewa oczy,
Gną się kolana wyschłych nóg,
A każdy głaz swój toczy...

Trzęsą się czaszki łysych głów,
Mdłym, beznadziejnym ruchem,
W schylonych grzbietach trzeszczy kość
Wiązaniem twardem, suchem...

Każdy z nich dźwiga tyleż lat,
Co i ta stara tama,

Jak dawno żyją — tego śmierć
Nie pomni nawet sama.

I ciągną taczki, pęki lin,
Dębowe ciągną tramy,
Umocnić muszą wątły mur
Tej starej, starej tamy...

Lecz próżno sypią gruz i żwir,
I próżno walą kłody,
Z pod rąk im chwyta wartki wir
Zapory i zagrody.

Chwieje się belka, pęka sznur,
Staczają skał odłamy,
Potężna fala rwie się w mur
Tej starej, starej tamy...

A wtedy stoją, patrzą w dal
Swym osłupiałym wzrokiem,
Za tą ogromną siłą fal,
Za tchnieniem wód szerokiem.

Zwiędłe im wargi jakiś dziw
I jakiś lęk otwiera;
I patrzą, patrzą, jak z pod nóg
Woda im ląd wydziera.


Ani w nich skargi, ani słów,
Tylko milczenie samo,
I zadziwione chwianie głów,
Nad starą, starą tamą...



IV.

A FALA PŁACZE...

Zeszły już z toni oczy me,
Rybitwy dwie tułacze,
Co o wód modrość biły się,
W nieukojonych lotów śnie,
A fala płacze...

I już ściągnęłam myśli me,
Więcierze te rybacze,
Co idą ślepo gdzieś po dnie,
I ostrym żwirem ranią się,
A fala płacze...

I płynę cicha, i tam, gdzie
Nawietrzny orlik kracze,
Szukam mej drogi, wracać chcę,
Choć nigdzie, nikt nie czeka mnie,
A fala płacze...


Ani się śpieszę, ani drżę,
Że cudzy brzeg obaczę,
I w szarej, cichej płynę mgle,
Przez szare, ciche wody te,
A fala płacze... płacze...




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Konopnicka.