Poezye w nowym układzie. Tom II, Helenica/Przejrzysty letniej nocy cień
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Na starym cmentarzu |
Podtytuł | Przejrzysty letniej nocy cień |
Pochodzenie | Poezye w nowym układzie. Tom II, Helenica |
Wydawca | Nakład Gebethnera i Wolfa. |
Data wyd. | 1902 |
Druk | W. L. Anczyc i spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Indeks stron |
PRZEJRZYSTY LETNIEJ NOCY CIEŃ...
Przejrzysty letniej nocy cień
Pada na cmentarz stary,
Mdlejących kwiatów słodką woń
Mogilne tchną opary.
Strawiła ziemia proch i kość,
I ukojeniem dyszy,
A w koło słychać szepty brzóz,
Co pacierz mówią w ciszy...
Miesięczna pełnia drżący blask
Po starych grobach śnieży,
I srebrnym snopem u mych nóg,
Na wązkiej ścieżce leży...
Splątanych liści błędna sieć
Wskróś jasnej pada smugi,
A na jej białość rzuca się
Cień krzyżów czarny, długi...
Jeden przy drugim stają w rząd,
Nad senną ścieżką razem,
I skrzypią, jakby skarżąc się,
Wyżartem rdzą żelazem...
I leci skrzyp ten, leci zgrzyt,
I wstrząsa groby lękiem,
I brzmi jak dziwny jakiś śmiech,
Urwanym nagłym jękiem.
— Te czarne krzyże, jest ich sześć —
Stara mi babka prawi, —
Na grobach stoją sześciu żon,
Niech Bóg ich duszę zbawi!
Rycerz tu jeden sławny żył,
Co roku sprawiał gody,
Jedna po drugiej żon miał sześć,
A zwał się Sinobrody.
Gadają ludzie tak i tak, —
Boże zachowaj grzechu! —
A to wiadomo, że na śmierć
Łaskotał je do śmiechu.
Na ślubne łoże panią wiódł,
I szyjkę gładził białą,
Całował usta, trefił włos,
Aż wszystko się w niej śmiało.
Więc się jej do stóp giął jak wąż,
Łaskocząc nóżki bose,
Pani się śmiała, śmiała wciąż,
A w oczach miała rosę.
I coraz głośniej buchał śmiech,
Zwyczajnie jak w kochaniu...
Aż rankiem leżał świeży trup
Na łożu, na posłaniu.
Jednę po drugiej sześć ich miał, —
Boże uchowaj grzechu! —
A każdą w pierwszą ślubną noc
Na śmierć łaskotał w śmiechu.
Różnie tam o tem prawił lud,
I wtenczas, i za laty,
Aż wszystko wydał młody paź,
Co sypiał u komnaty.
Mówi, a z jej bezzębnych ust
Cichy się śmiech odzywa,
I z głębi czarnych, wdowich chust
Chwieje się głowa siwa.
W zapadłych oczach płomyk tli,
Twarz jej się barwi blada,
Sto lat już ma, lecz śmierci tej
Byłaby jeszcze rada.
I śmieje się, i patrzy w dal,
I wyschłą czaszką trzęsie,
I jakiś dawny, dawny żal
Drży łzami na jej rzęsie...
A stary cmentarz mogił tchem
Na twarz jej zwiędłą dyszy,
A u wrót szkielet kosę swą
Wydłuża ku niej w ciszy...