Aż gdy lodowe gór widziadło
Tchem swym zastudzi krew na szczycie,
Wtedy się pyta z twarzą zbladłą:
«Życie! Gdzie jesteś, ciepłe życie?
Wirchy! wy wirchy zamrożone,
Na dyamentową gór koronę, Posępne siostry czarnej chmury, Wy nie jesteście sercem góry!...
Prąd, co z rodzinnej bije ziemi
Tętnami młodych sił żywemi,
Wam nie przenika piersi drżeniem
I nie zajmuje krwi płomieniem... Zastygłe w bieli, nizkim stokom Ciężycie masą granitową, I zimną, trupią waszą głową Dech zamrażacie tym obłokom, Co deszcz wiosenny ziemi niosą, I plony pracy krzepią rosą...
Gdy burza siecze wasze ciało
I piorunową kryje szatą, —
Lodowisk waszych płachtę białą
Ponad góralską widzę chatą, I drżę, i pytam przerażony: Ach! naco górom te korony?