...Sam, samiutki starowina...
Bez chatynki, rodu, syna...
Lira, kosztur, kawał szmaty...
W skazki za to — przebogaty!
Siwe włosy, broda siwa,
Jak zbielały kłos do żniwa...
Idzie chyłkiem a powoli,
Jakby szukał dawnej doli,
Co spłynęła gdzieś z wodami,
Co rozwiała się z wichrami...
Wiejską drogą lira brzęczy,
Dziad wesoło w nią podzwania...
Dzieci za nim rój, z pustotą
Woła piosnek, dziada męczy,
A zmarszczona dłoń ogania
Od głów złotych — lirę złotą...
Wszystkim rad on, gdzie mu radzi.
Ale stara jego noga
Już najczęściej go prowadzi
Do naszego, było, proga...
Bo się znał gdzieś z dziadem naszym,
Ukrainnym szlakiem laszym...
Ponad strzechą nasza chatka
Miała gruszę. Grusza — matka,
Jak zakwitnie, to z niej miody
Biorą całe pszczelne rody... ............
Cicho — że i liść nie szachnie...
Stoi grusza w kwieciu biała,
Z dzbana krupnik miodem pachnie,
I na licu starców pała.
Więc jak zaczną snuć do wątka,
One czasy, one boje,
Jak z pod serca gdzieś, z zakątka,
Wydobędą młodość swoję, —
— Słowo niże się po słowie,
I godzina po godzinie,
O Humaniu, Poczajowie,
O Dobrudży, Ukrainie,
O tym Barze, Carogrodzie,
Czarnym szlaku, Krasnym brodzie,
O tych puszczach, o tym stepie,
Sawie, Marku, a Mazepie,
O tych Turkach, o tych Lachach,
Bitwach, koniach, cudach, strachach,
A — »Waszeci«! a »Mospanie«!
To i żal tak, i wesoło,
Że nam malcom, stojąc wkoło,
Dziwu, słuchu, łez nie stanie...
Gdzieś tam brzmi kapela musza,
Mruczy potok, szepce grusza,
W górze niebo jasne, sine,
Patrzy w step, a w Ukrainę...
Gwiazdy wschodzą drobne, złote,
Na wspominki, na tęsknotę...
»Wóz« zatoczył się wpół nieba,
»Kurki« już wywiodła kwoczka,
Błyska zorza z za obłoczka,
Toż i idziem, choć nieradzi...
Dawno bo już spocząć trzeba
I gościowi i czeladzi.
Obu starców twarz płonąca
Zapatrzona do miesiąca...
Westchną czegoś — a po chwili
Głowę na pierś przykłonili,
I dumają — ot, tak sobie,
O szczęśliwszej jakiejś dobie!