Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom III/Widzenie
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Widzenie |
Pochodzenie | Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom III cykl Vivos voco — mortuos plango |
Wydawca | Nakład Gebethnera i Wolfa |
Data wyd. | 1915 |
Druk | O. Gerbethner i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa, Lublin, Łódź, Kraków |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
I porwał mnie Pan i jak Ezechiela[1],
Obwiódł mnie polem pełnem suchych kości,
Które nie miały grobu ni mściciela.
I ustał we mnie duch od struchlałości,
A oczy moje w ogniach padły na nie
I obłąkały się wśród ich białości.
Lecz głos się pański stał, jak wichru wianie,
I rzekł: — Co mniemasz? Azaż ożyć mogą,
A być zaś w ciele? — Rzekłam: — Ty wiesz, Panie!
A wtem mi ziemia jęknęła pod nogą;
Więc wyciągnęłam ręce i tak w nocy
Stałam wśród pola tego z wielką trwogą.
A zasię rzekł mi Pan: — Starzy prorocy
Wzbudzali martwe ze snu słowa siłą.
Rzeknij, a obacz, czy jesteś w tej mocy. —
A we mnie nagle serce się rzuciło,
Całe zalane krwią, i rzekłam: — Panie!
Gdy wstaną, wszystkoż będzie tak, jak było?
Żadneż im inne nie wzejdzie zaranie
Nad to, które tu widzieli ze łzami?
Wżdyć ponad żywot ma być zmartwychwstanie!
A gdy Pan milczał: — Zmiłuj się nad nami —
Rzekłam — Albowiem wiek przeszedł i drugi
Już nadlatuje czarnemi piórami...
A te pomarłe, to były Twe sługi,
Które ufały Tobie, i nędzarze,
Co długo cierpiąc — czas żyli niedługi!
A gdy mówiłam, przez one cmentarze
Jęk przeszedł cichy i dreszcz, jak po fali,
Gdy wiatr nią wstrząśnie i głębię pokaże.
A gwiazda jedna, na wag złotych szali
Stojąc, chwiać się poczęła, ruszona
Tym jękiem cichym, który szedł z oddali.
Co tedy widząc, podniosłam ramiona,
Jak ci, którzy się w gorącości ducha
Modlą, i rzekłam: — Bądź błogosławiona!
Bo nie została w tobie jasność sucha,
Świecąca ziemi, jak na urąganie,
Aleś poczuła targnięcie łańcucha!
A pomilczawszy mało, rzekłam: — Panie,
Oto nad nami gwiazdy się zaćmiły;
Kędyż jest litość Twa a zmiłowanie?
A Pan: — Wywiodłem ciebie na mogiły
Polne i na to śmierci bojowisko:
Prorokuj kościom, ażby się ruszyły. —
I rzekłam, mówiąc: — Panie! czas jest blizko,
W którym ja sama legnę między niemi
I wygaszona będę, jak ognisko...
A nie odejdę z oczyma mokremi,
Co się na dom swój oglądać chcą z drogi,
Bom jest z żałosnej krainy i ziemi.
A teraz stoję oto, pełna trwogi,
I pytam: — Jakoż powrócą i po co
Do gniazd swych dawnych i w ojczyste progi?
Oto się ziemia oblokła nam nocą,
Łzami polana, chwast rodzi nam rola,
Zamilkły pieśnie nad strzechą sierocą...
Lecz jeśli taka, o Panie, Twa wola,
Jeśli nie wzejdzie jutrzenka nam złota,
Leżcie, o kości suche, w pośród pola,
Bo litościwszą jest śmierć od żywota!