Wieczór już, Panie! Oto leśni ptacy
Skłaniają skrzydła ku gniazdom w polocie...
Oto pól Twoich umilkli śpiewacy,
Oto dzień cały przetrwałam już w pracy,
We łzach, w tęsknocie...
Z blasków poranka i dnia i ze słońca
Nie miałeś dla mnie żadnego promienia!
Oto się czas mój nachyla do końca,
Oto już gwiazda wieczorna i drżąca
Błyska wśród cienia...
Innym oddałeś zórz jasnych kolory,
Nad cichą strzechą rzucone w lazurze,
I zapach łąki i ciszę w naturze,
Bocianie gniazda, topole i róże
I ciemne bory..
Lecz ja ze świata całego ogromu
Jedno jedyne serce wzięłam sobie...
Gniazdo nie spadło, strącone od gromu,
Nie było dla mnie ogniska ni domu,
Żyłam w żałobie...
Po cząstkę moją, na boku stojąca,
Nie wyciągnęłam przez dzień cały ręki...
Życie przechodzi, pomija, potrąca.
Myślałam: »Wspomni!« — czekając tak końca,
Nucąc piosenki...
Lecz oto kwiaty posnęły majowe
I kruk samotny znajduje posłanie...
Czuję chłód ros tych, co lecą perłowe...
Pod cichą strzechą daj skłonić mi głowę,
— Wieczór już, Panie!...