Wszedł i soboli kołpak cisnął z głowy
Pod pułap nizki, zczerniały, dębowy,
Z którego ciężkie zwieszały się chmury
Dymu kadzideł i ciemnej purpury.
Kołpak podleciał, jak ptak krasnopióry.
Chwycił go Jermak nad czołem golonem
I do nóg cara uniżył pokłonem.
Car na prestole[2] siedział. Ten był kryty
W kościelne lamy, w blachy, w aksamity,
Łup na Inflantach i Litwie zdobyty.
Car na prestole siedział. Drzemał może,
Bo puścił z ręki kolczastą obrożę
Brytana, co miał przednie łapy sparte
Na szubie pańskiej; lecz oko przetwarte
Na Sudiebnika[3] car wbite miał kartę.
A palec jego pożółkły i mgławy,
Powolnym ruchem przez »statja«[4] i »gławy«[5]
Słowo: śmierć — wskazał i przez sen je ciśnie.
Zbladł Szujski... Zda się ku niemu umyślnie
Z sennej powieki raz po raz wzrok błyśnie.
Stoją bojary ważne.[6] Delje, szuby,
Krasne kaftany, na futrach zwierz gruby,
Strzyżone brody, włos nizki u czoła,
Tak jako nosił prześwięty Nikoła.
Wszedł Jermak, szmery powstały dokoła.
Dziwnie-bo hardo ten wkroczył wataga[7]
W próg pański! Szabla brzęknęła mu naga.
Co? Czy nad Wołgą-matuszką, nad siną,
Mniema ze swoją łupieżyć drużyną?
Drzeć z kupców łyka i słodkie pić wino?
Ten Timofiejka za głośno coś dmucha!
Czas-by mu przyciąć sełedec[8] od ucha...
Wtem z drzemki pańskiej podniosła się głowa.
Spojrzał car chytrze w bok na Strogonowa
I skinął. Jermak w te ozwał się słowa: ............
»Śnił ja, Caru-Hosudaru,
— Daj tobie Boh wszystkie lata
Wrogów, coś ich zbił ze świata! —
Śnił ja, że z bożego daru,
— (Pokłon mu i krzyż na czole!) —
Jak ty siedzisz na prestole,
Co jest w złote lamy kryty
I w cerkiewne aksamity,
Na Połocku łupem wzięte,
I w ikonów[9] blachy święte,
Z litewskiego wzięte kraju,
Tak ja siedział na Ałtaju![10]
Boh-mi! Jak tę szablę w ręku
Nad kozackim trzymam Donem,
Takem siedział, jak na łęku,
Na lodnisku wysrebrzonem
W podmiesięczne światło białe...
Z jednej strony miałem strzemię
Złote: Ałtaim-Oałę,[11]
Z drugiej strzemię djamentowe:
Ektag-Ałtaj,[12] w perły tkane,
A pod sobą wielkie ziemie,
A nad sobą gwiazdy szklane...
Chroń Boh w sławie twoją głowę!
A nie skazać tego w skazkach
Na najdłuższej wieczornicy,
Com ja widział z tej stannicy...
Biełki[13] stają tam w zapaskach,
Ze szczerego szytych śniegu,
A gdzie brakło szwu i ściegu,
Tam się ruda szczerozłota
Ognistymi blaski miota...
Góra strzymać-bo nie może
Skarbu, co jej boki porze,
I wypuszcza poprzez żebra
Garście złota, garście srebra.
Tylko iść i zbierać w szłyki[14]
I bić jasne grywienniki[15].
A nademną miesiąc siny,
A podetnną trzy doliny.
Przez tę jedną Irtysz bieży,
Nad Amurem druga leży,
A Jenisej trzecią płynie...
Jak wzrok puścić po dolinie,
Tak wzdłuż każdej rzeki biegu
Ludy leżą na noclegu.
Bajgaryńskie tam Kirgizy
U kibitek wiążą chmyzy[16]
I swe mleczne klacze doją;
Tam Iszyńce jurty[17] stroją,
Na mamuta kościach wsparte,
Gdzie do wnętrza patrzą gwiazdy...
A jest owo pokolenie
Na troisty szczep rozdarte,
Od uprzęży i od jazdy
Zwane konne, psie, jelenie.
Tam się koszem[18] Czukcze kładą,
Tam Ostjaki z twarzą bladą,
Tam Tatary mają harce,
Tam Woguły i Bucharce,
Samojedy i Kałmuki
Suszą skóry, troczą juki.
Tam Baszkiry i Wotjaki
Przez miesięczne ciągną szlaki,
Tam Burłaty, Czeremisy
Ostrzą noże, kują spisy,
A po jurtach gęsto wisi
Sobolowy szłyk a rysi.
Hu! Co mocy w owych ludach,
Co chyżości w końskich udach,
Co w kibitkach[19] dobra zdybie!
Hu! Co tłuszczu w rzecznej rybie,
Co białości gronostajów
W oczy bije z onych krajów!
Pojrzę w zachód — Irtysz płynie,
A na prawym jego brzegu,
Na Ałtajskiej wierzchowinie
Aż do nieba leży śniegu...
Spisą dotknąć tam miesiąca...
A na lewo step bez końca
I kirgizkie białe czuchy[20]
I jelenie ostre słuchy[21].
Inorodce[22] koczownicze
Poklaskują w śmigłe bicze,
Od Sajańskich gór gdzieś klaszcze
Echo wolne i hulaszcze.
Sto mil płynie Irtysz rzeka
Pod zachodnią nieba zorzę,
W siny Dżajson[23], co z daleka
We mgłach stoi, niby morze...
Sto mil modre lenty[24] wije,
Aż w Ałtajską wpadnie szyję,
Aż go w bryzgach jasnej tęczy
Sam Boh-Gospod z Obią zwieńczy.
Patrzę na wschód — tam ucieka
W wielkich szumach Amur rzeka...
Pogarbione wzgórza płowe,
Bory ciemne, modrzewiowe,
Niby czerńce w kutach stoją...
Mnogie jurty aż się roją!
Po oboim Leny brzegu
Naśleg dymi przy naślegu[25].
To Żegański Ułas sławny,
Gdzie Jakuty i Tunguzy
Szyją z renów swe kapuzy
I stadami kraj bogacą,
Haracz płacąc starodawny,
Lecz nie tobie haracz płacą!
Chan tam Kuczum siedzi carem,
Mnogie dobro bierze darem,
Mnogim ludom śle rozkazy.
Car-gród jego, Iskier zwany,
Nad Irtyszem budowany,
W pnie cedrowe, taj[26] w ałmazy![27]
Car tam Kuczum chanem siedzi
Na sobolich futer szłykach,
Na jedwabnym rysim puchu...
Prestoł ma na niewolnikach,
Na iskrzącej gołoledzi
Pereł nogi trzyma obie,
Przed nim stoją złote szczoty[28],
Przy nim niedźwiedź na łańcuchu.
To po grzbiecie chan go skrobie,
To znów szczot przesunie złoty.
Ile razy miśkę[29] głaśnie,
Tyle topór łbów utrzaśnie;
Ile razy ruszy szczota,
Tyle kies mu niosą złota.
I puściłem oczy kołem
I ostrogą Ałtaj spiąłem,
I wyniosłem się na łęku
Nad te wody, nad te ziemie,
I ścisnąłem szablę w ręku,
Aż mi złote trzasło strzemię!
I machnąłem od zapadu,
I dobyłem Iskier-gradu;
I machnąłem od wostoku[30],
I powiodłem jasyr w troku...
I machnąłem od północy,
I chan Kuczum pozbył mocy...
I machnąłem z jużnej[31] strony,
I padł jego łeb golony!
I potoczył się doliną
Za tą Wołgą, za tą siną...
I potoczył się z pokłonem
Za tym sinym, za tym Donem...
I potoczył się skróś drogi
Przez trzy góry, przez trzy szczyty,
Pod prestoła aksamity,
Taj pod carskie twoje nogi!
Jak daleko, jak szeroko,
Zabujało teraz oko...
Aż do nieba szło milczenie,
Aż do ziemi pokorenie[32],
Wilk na pełnię zawył siry[33],
Zakrążyły orle skwiry,
Syty szakal wabił głosem
Pod Czukockim samkę Nosem[34].
............
Odetchnął Jermak. A na pańskiej twarzy
Srogość się w oku, uśmiech w ustach żarzy.
Wpół lubieżnika lico, a wpół kata.
Uniósł się, schylił, obroża kolczata
W ręku mu zgrzyta. Chce poszczuć pół świata.
Naprzód podany waha się, czy w pyle
Zdeptać watażkę, co widzieć śmiał tyle
Wzrokiem, co nie był wzrokiem carskiej głowy...
Aż na tron opadł, znak dalszej dał mowy.
Więc Jermak temi prowadził rzecz słowy: ............
— I puściłem oczy kołem,
I ostrogą Ałtaj spiąłem,
I wyniosłem się na łęku
Nad te wody, nad te ziemie,
I ścisnąłem szablę w ręku,
Aż mi drugie pękło strzemię!
Hej, co stepu! Hej, co głuszy!
Co zdobyczy dla karmana...[35]
Hej, zahulać ruskiej duszy
Od tumana do tumana[36]!
Hej, wypuścić konia-dońca
Po gwiazdami bitej drodze,
Po miesięcznej tej srężodze
Do samego oceana,
Do samego świata końca!
I uderzył wichr z wysoka
Od obłoka do obłoka,
I wyjące puścił głosy,
I rozwichrzył blask perłowy.
I roztargał złotogłowy
I pokazał dalsze ciemnie;
I stanęło serce we mnie,
I stanęły na łbie włosy!
Siność wielka i drgająca,
Wyłupione oczy słońca,
Ani życia, ani śmierci.
Tylko pustka w mózgu wierci,
Tylko sen, a sen bez końca...
Ej, ty Boh mój, ej, Hospody,
Tam... tam były wieczne lody!
Żebyż wieja a śnieżyca,
Żebyż tucze[37] i tumany!
Nic, tylko ten obzor[38] szklany,
Wyiskrzony do księżyca
Upiorowym, sinym błyskiem...
Tylko cichość przeraźliwa,
W którą nie śmiesz puścić słowa,
Tylko sen, a sen głęboki...
A nad owem lodowiskiem,
Ni to martwa, ni to żywa,
Z pod ikrzastej pawołoki[39],
Głowa carska się tam kiwa
Na obiedwie świata strony,
Hosudarska twoja głowa!
I stuknąłem w Ałtaj czołem,
Aż skry poszły, taj przecknąłem.
Ej, Batiuszka[41] ty rodzony!
Sen to, sen był nawidzony...
Nie odleciał kruczem piórem,
Nie odleciał złotą czajką,
No opętał głowę durem,
Ni to prawdą, ni to bajką,
Ni to widem, ni to cieniem,
Ni niebieskiem zajawieniem! ............
I śnił, Caru-Hosudaru,
— Daj Boh sławno bić twe wrogi! —
Że z ziemnego świata szaru[42]
Szły w te kraje cztery drogi.
A ta jedna — łzami zlana,
A ta druga — kośćmi siana,
A na trzeciej — krwi w kolana,
Czwarta droga była pusta.
Niewidzialne tylko usta,
Miljonowe, ciche głosy
Jęk w nią słały pod niebiosy...
I nie na tej łzami zlanej,
I nie na tej kośćmi sianej,
Lecz najwięcej było lęku
Na tej wielkiej drodze jęku!
I otworzył się mir[43] boży
Od tej zorzy do tej zorzy,
I pokazał wnętrze sine,
W dal bezmierną i w głębinę...
A w bezmiernej sinej dali,
Siewierna[44] się łuna pali,
A w bezmiernej sinej głębi
Krwawy opar się tam kłębi...
I śnił, Caru-Hosudaru,
— Daj tobie Boh moc i sławę! —
Że z sinego gdzieś oparu
Wyszły jakieś widy mętne,
Jakieś mary obłąkane,
Bladościami śmierci smętne
I czerwienią męki krwawe...
I szła na mnie ciżba cała
Podniesionych rąk w powietrze,
Rozwichrzonych włosów siwych,
Oczu zgasłych i nieżywych —
I myślałem, że mnie zetrze!
I szła na mnie ciżba cała,
Od śmiertelnych twarzy biała,
Od śmiertelnych tchów dysząca,
Od śmiertelnych potów drżąca...
A nie same tam junaki,
I nie same bohatyry;
No i didy[45], no i żaki,
No i księdzy laszej wiry,
No i dziewoczki, taj matki,
Taj u piersi małe dziatki.
I zaczęli iść... — Hospody!
Różnem widział już pochody,
Pochorony[46], taj i gody,
A takiego nie widziałem!
Zgasłe twarze, białe brody,
Włosy krucze, lniane, siwe,
Zaciśnięte niemo pięście,
Aresztancki szmat przez pleco,
Ogolona na pół czaszka...[47]
Mary nędzne, ledwie żywe,
Ledwie tchnące resztką duszy,
W zmarzłych śniegów szli tak chrzęście,
W wyiskrzonych lodów głuszy,
Obracając na jug oczy...
A nad niemi śwista szaszka,
A za niemi kruki lecą,
Lecą kruki od Urala,
Zawywają wilki zdala...
Co i raz to kozak skoczy
I nahajką grzbiety liczy.
Co i raz tam padnie który
Z zamarzniętą ślozą w oku,
I ustami niemo ruszy...
Jeden jęk — i cisza głucha.
Taki[48] ciągną z sobą trupa,
Zakutego u łańcucha,
Aż do wiorsty, aż do słupa,
Co tam czeka swej zdobyczy...
Dół rozgrzebią i do dziury!
Wiatr wygładzi, śnieg przyprószy,
I nie zgadnie o pół kroku,
Że tam leży trup człowieka
I carskiego sądu czeka.
Czy godziny, dnie, czy lata,
Czy wiekowe pokolenia
Ze swojego gnani kraju
Aż na kraniec, na zrąb świata,
Na pustynne posielenia...[50]
No, ja patrzał tam z Ałtaju,
No i widział naród cały,
Jak go lody połykały...
No, ja widział twoje wrogi
Skróś tej wielkiej jęku drogi,
Od prestolnej twej stolicy,
Aż do lodów twych granicy,
Walące się martwem ciałem,
No, a końca nie widziałem!
Za dziadami poszły ojce,
Za ojcami poszły syny,
Za synami poszły wnuki.
A jak padły te mołojce,
I ugryzły syrej gliny,
Pchały same matki-suki,
Swe najmłodsze pacholęta,
Nie mające kłów szczenięta...
I odkryły się ciemnice,
Jak szeroko i głęboko...
I stanęły szubienice,
Jak daleko i wysoko...
I zabłysnął popod nowiem
Rudnik[51] złotem i ołowiem...
I skrzypnęły smolne słupy,
Czekające na swe trupy...
Cichy miesiąc srebrem śnieży
Po Ałtajskiej wierzchowinie,
Głucho, martwo Irtysz płynie
Skróś lodowych gdzieś wybrzeży...
Głucho, martwo biją młoty,
W taczki kując ręce, nogi...
Wzdłuż usianej kośćmi drogi
Aresztanckie ciągną roty.
Ciągną roty, taj śpiewają,
Słowa sobie podawają,
Nie tak słowa, jako łkanie,
Ni to wycie, ni śpiewanie.
— »Ej ty maty, moja maty,
Lepiej by się utopiła,
Niż mnie, syna, porodziła!« —
Barabańszczyk[52] w bęben bije.
— »Wy gdzie?«—»W Sybir!«—»Wy skąd? Czyje?«
— »Bez dosługi[53] my sołdaty!« —
I śnił, Caru-Hosudaru,
Że tam jeden chłopiec drobny,
Nie mogący znieść ciężaru
Kazionnego[54] karabina,
Do mojego — Boh-mi! — syna
Kozaczońka dość podobny,
Runął twarzą w śnieg do ziemi...
Jak to drewno, padł na pował,
Sztywne ręce rozkrzyżował,
I tak został za innemi.
Poskoczyli we trzech razem,
Taj feldfebel, oficery,
Ten nahajką, tamci płazem...
— »Trzysta pałek, marudery!« —
Barabańszczyk w bęben bije...
— »Stój! Formuj się!... Marsz!« — Nie żyje.
I zjeżyły mi się włosy,
I zaczułem zimnej rosy...
Gwiazdy tam nad światem stały,
Zimną rosą zapłakały. ............
I ujrzałem nad Amurem,
Nad Irtyszem, nad Tobolem
Jak żórawim leci sznurem
Rząd kibitek śnieżnem polem...
Nad rysakiem[55] knut zawiśnie,
Dzwonek głuchy brzęk dobędzie,
I pod miesiąc bagnet błyśnie,
I kajdany szczekną w pędzie. —
Lecą długim korowodem...
A w kibitce na barłogu,
Wywleczony gdzieś z ostrogu[56],
Pod pałkami niedobity,
Niedomorzon twardym głodem,
Posieleniec w Sybir leci...
Łeb golony żółto świeci,
Burą czuchą grzbiet nakryty,
Sterczą kości skutej nogi,
Skóra przyschła mu na ręku;
Skóra przyschła na języku,
Sine usta zapomniały
Człowieczego dobyć jęku,
Człowieczego dobyć krzyku,
Zapomniały nawet głosu...
Hurra-ho! Szczęśliwej drogi!
Szczęśliwego tobie losu!
Na pohybel carskie wrogi!...
Sam[57] tu, wołki![58] Sam tu, wrony!
Będzie wołcze weselisko!
Będziem tu gdzieś hasać blizko,
Taj przepijać winem, miodem,
Taj się nowym cieszyć rodem!
Posieleniec w Sybir leci...
Niechno się odliże trocha,
Niech zapomni, a pokocha...
Posieleniec posielony,
Chce — dostanie cztery żony,
Byle tylko płodził dzieci,
Dla tej ziemli[59] naszej dawnej,
Dla tej wiry prawosławnej!
Nad kibitką, w śnieżnym stepie,
Jastrząb we mgłach skrzydłem trzepie,
Zakołuje, taj zakraka,
Taj uderzy w łeb junaka.
Nie odgadnie oko ptasze,
Czy człek żyw, czy padło lasze.
Hu! Nim dojrzy, nim odleci,
Już izwoszczyk[60] drugi, trzeci,
Już dziesiąty, już i setny,
W kraj gdzieś pędzi pozaświetny...
Przelecieli długim sznurem
Nad Irtyszem, nad Amurem;
Przelecieli śnieżnem polem
Nad Angarą, nad Tobolem.
Nie nadarmo jastrząb kracze!
Poczuł trupa! Tfu, do bisa!
Będzie w księdze czarna krysa...
Posielenna będzie chata
Na młodszego czekać brata.
Zimna głowa zesztywniała,
Po kibitce się kołacze,
Jak rozbity czerep pusty...
Twarz surowa, cicha, biała,
Z otwartemi niemo usty,
Szklistem, zimnem patrzy okiem
Po tem niebie, po głębokiem,
Gdzie polarna gwiazda świeci...
A izwoszczyk śmiga biczem.
Durny! Nie wie nic o niczem,
Na rysaka pokrzykuje,
Trupa wiezie, taj nie czuje...
— Posieleniec w Sybir leci! —
Nie do gładkiej Kałmyczychy[61],
Ni Jakutki, ni Burłatki,
No przysieli[62] się on, cichy,
Do tej syroj ziemi-matki...
I nie będzie jemu w głowie
Płodzić tobie mnogie syny
Pod kazionne karabiny,
Prawosławne płodzić dzieci,
No wypłodzi czerwia mrowie...
No wyjącym tym sobakom,
Ciało da sybirskim brakom...[63]
Posieleniec w Sybir leci!... ............
I zerwałem się ockniony,
No pokojnik[64] ten, ta głowa,
Zimna głowa pokojnika,
Głowa cicha i surowa,
Z okiem, co się nie zamyka,
I zamarzłą w ślozach rzęsą
Prosto patrzy w Hospod-Boga...
No kibitka ta, ta droga,
Gdzie się kości suche trzęsą,
No ten bagnet praporszczyka[65],
Co tej trupiej ręce grozi,
No pijany głos jamszczyka[66],
Co po stepach miertwca[67] wozi —
Te widziane w śnie obrazy
Szły, a szły, a szły na głazy...
I prekrestiłsia[68] trzy razy
W imia Otca, Syna, Ducha...
A wtem jakaś zawierucha,
Jakieś pieśnie, jakieś głosy,
Jakieś wielkie błyski kosy,
Jakieś klątwy, jakieś krzyki,
Jakieś echa i muzyki,
Jakieś ognie i tententy,
I wołania i lamenty
Zawichrzyły się przedemną
Nagłym szumem, nagłym wzdorem[69],
I pomknęły w pustkę ciemną
Ni to widem, ni upiorem,
Ni to marą, ni to cieniem,
Nie niebiesnem zajawieniem!
I widział ja świat ruszony,
I widział ja gród czerwony,
I spękane widział spiże,
I zrąbane szaszką krzyże...
I widział ja czasy znojne,
Ni to boży mir[70] ni wojnę,
Tłumy wielkie a spokojne,
Po ulicach poklęknięte,
Taj modlitwą swą pijane,
Taj w wichrowy hymn porwane,
Tłumy straszne, taj i święte!
I widział ja świat ruszony
I bijący grom w korony...
A z korony orzeł leci,
Błyskawicą w niebo świeci,
I upada przed twym tronem
Skrzydłem białem i skrwawionem.
Jak daleko, jak szeroko,
Krew i ogień bije w oko...
Aż do nieba tam zniszczenie,
Aż do ziemi pokorenie...
I pobielał świat od trwogi,
I do carskiej przypadł nogi;
I leżała u twej stopy
Połowina Europy...
I łeb kładły ci Azjany,
W pawie pióra przetykany...
I błysnąłeś ponad światem
Berłem mordu, krwi bułatem...
I błysnąłeś lodów panem
Nad siewiernym oceanem
I nad polem, kośćmi sianem...
I zagrzmiałeś w kajdan szczęku
Wskroś katorżnych rabów[71] jęku,
I zajawił ty swe przyście
W stuku pałek, w kuta świście,
I zajawił ty się w głodach,
W morach, ogniach, taj w pochodach,
I zabłysnął ty nad wrogiem
Carem-katem, carem-Bogiem!
............
Wstał car, jak gdyby okiem moc swą mierzył,
Wzrok, jak ryś, zmrużył, a nozdrza rozszerzył,
Krwi i potęgi dysząc aromatem.
Poczem siadł, szuby nakryty szkarłatem
I cicho śmiał się... Bogiem czuł się — katem.
Lecz Jermak zrobił trzy kroki do tronu
I stanął hardo przed nim, bez pokłonu,
W błyskach i w ogniach twarz mając surową;
I głośnym szeptem rzecz podjął na nowo...
Jak żmija syczy każde jego słowo. ............
I śnił, Caru-Hosudaru,
— Sławna tobie żyźń[72] u Boga! —
Że z całego tego gwaru,
Z tej burzliwej zawieruchy,
Wstała jakaś cichość sroga,
Z pustki, z cienia gdzieś idąca,
Cichość groźna i dysząca,
Cichość dziwna, rozszeptana,
Tu, tam, gdzie to ponad głową,
Gdzie to ziemią wskróś surową,
Z mogilników gdzieś przywianą,
Kiedy w północ szepcą duchy...
I rozeszły się, rozwiodły
Szmery ciche w całem carstwie,
W prawosławnem hosudarstwie,
Od szelestu czarnej jodły,
Co gdzieś w borów stoi głębi,
Aż do wielkich, białych grodów,
Gdzie dworjany[73] domy stroją...
A od grodów do ziemlanek,
Gdzie mużyka[74] bieda gnębi,
I po wszystkich twoich czynach[75],
Po wyżynach i głębinach,
Do prestolnej twej stolicy
I do carskich twych ogrodów,
Gdzie się drzewa ruszyć boją,
I do carskiej twej świetlicy
I u łoża do firanek...
I widziałem głowę twoją,
Hosudarską twoją głowę,
Co się, by cerkiewne dzwony,
Na dwie świata chwieje strony,
Tu w połowę, tam w połowę,
Jak z niej siny strach wybija,
Jak wysadza oczy z dołów,
Jak twarz blednie, gdyby ołów,
Jak się pod nią kurczy szyja,
Wyciśnięta z krwi i pusta,
Jak ziewają białe usta,
Jak ci na łbie wstają włosy...
No, a szepty te i głosy
Idą chyłkiem nocnej ciszy.
No, a strach tam z cienia dyszy,
Wskróś carskiego twego gmachu
Nietoperzem bijąc skrzydłem...
A dokoła pustka głucha,
Ani człeka, ani ducha,
Ani domu, ani grodu,
Ani ludu, ani rodu,
Ani syna, ani brata,
Tylko wielkie śnieżne pole,
Tylko trup twój na prestole,
Tylko w rasie[76] pop z kropidłem
W cztery strony kropi świata...
↑Jermak Timofiejew, ataman Kozaków Dońskich, pobił chana Kuczuma 1582 r., wziął stolicę jego Iskier i ziemie sybirskie poddał Rosyi za Iwana Groźnego.