Poezyje Ks. Karola Antoniewicza (1861)/Góry
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Poezyje |
Data wyd. | 1861 |
Druk | Drukarnia „Czasu“ |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Dzień w górach, noc w dolinie!
Tu w gasnącym słońca blasku
Lśnią się kwiaty w połoninie[1],
Jak w nadbrzeżnym perły piasku.
W dole niemy Prut połyska
Jak wąż, gdy wśród ziół się wije;
Tu zpod głazów zdrój wytryska,
A przy zdroju sarna pije.
Ziemia niknie już w oddali
A nad ziemią mgły zwieszone,
Księżyc wpośród chmur się pali,
Ciemną spuszcza noc zasłonę.
Noc jak chmura groźna, czarna,
Życie w grobu wtrąca ciszę,
Chyba lotna przemknie sarna
Lub wiatr jodły rozkołysze.
Nowe czucie, śmielsze życie
Tu na górach, niż w dolinie,
Kiedy stojąc na skał szczycie
Chmura popod nogi płynie.
Wszystko głucho jak w oazie,
Ale w duszy myśl ożyła,
Myśl ukryta, jakby w głazie
Drogich kruszców skryta żyła.
Gdy radości łzę wyleję,
Nieraz gdy się mniemam w niebie,
Zimny czasu duch zawieje
I méj myśli grób wygrzebie.
Jak w zarodzie pączek ginie,
Tak lotna myśl usycha,
Albo w insze światy płynie,
Inném życiem tam oddycha.
Tu, gdzie skały mkną olbrzymie,
Tu, gdzie śmielsze serca bicie,
Tu i myśl, co w duszy płynie,
Czuje nową młodość, życie.
∗ ∗
∗ |
- ↑ Połoniny, łąki zaścielające grzbiety wyniosłych Bieszczadów, gór ciągnących się od Sanu na Pokucie i ku Bukowinie. Połoniny odpowiadają prawie naszym tatrzańskim halom, gdyż tak, jak te, leżą powyżéj górnéj granicy lasów.