[77]JAN ANDRZEJ MORSZTYN.
POKUTA W QUARTANNIE R. 1678.
O Boże! Jakoż podnieść grzeszne oczy
Tam, gdzie Twoja moc wieczną Światłość toczy!
Jam robak ziemny, proch marny, pies zgniły;
We mnie się wszystkie brzydkości zrodziły;
Jam jest nieczystej białejgłowy szmaty
Kawalec, wywóz miejskich ścierwów! a Ty
Pan Bóg zastępów, Święty, Święty, Święty,
Tyś szczera czystość, niewinna bez skazy!
Jakoż Ci swoje odkrywać mam zmazy?
Jam widział gmachy śmiertelnego grzechu
Siedmiorakiego i straszny w pośmiechu
Zakon Twój miałem i Twe przykazanie
Każdem znieważył albom zgwałcił, Panie!
Jam niejednego, chociaż Twa przestroga
Przeciwna była, miał pana i boga;
Jam z swych wymysłów bałwanom ofiary
Oddawał, niosąc namiętności w dary.
Brzuch mi był bogiem, i tak bogów wiele
Miałem, jako mam zmysłów w własnem ciele.
Bo, gdy mię który zwyciężył nałogiem,
Zbyteczność panią, a zwyczaj był bogiem.
Częstom człowieka tak spodobał sobie,
Żem kładł w nim większą nadzieję, niż w Tobie.
Często godności i dobrego mienia
Chciwość tak srodze ujęła sumienia,
Żem ich posadził, jakoby tam Ciebie
Nie było nigdy, za bogi na niebie!....
Jam wsteczeństwa wszelkiego świadomy
I obywatel bezbożnej Sodomy;
Rzadki dzień minął, rzekę i godzina,
Żeby nie przybył świeży grzech i wina.
[78]
To myśl pragnęła, pożądało oko,
To serce ognia zawzięło głęboko.
Ty, będąc świadom mych najskrytszych złości,
Cóż Ci mam swoje wyliczać próżności?....
Jam w swym umyśle zapisał gospodę
Pożądliwości, i za własną szkodę
Sądziłem, że się nie mnie to dostało,
Co już za wolą Twoja pana miało.
Żyźniejsze było u sąsiada żniwo
W oczach mych, tłustsze obory, i żywo
Zazdrość mnie piekła, kiedyś, Panie, komu
Większą pokazał łaskę, niż mnie w domu....
Cóż chcesz! jam w białym pokarmie przeklęty
Grzech ssał od matki, jam w grzechu poczęty!
Jakom począł być, jakom się w żywocie
Ruszył, tak w grzesznem zaraz jestem błocie.
A jakoż tedy mam zacząć swą mowę
I tak niegodny wniść z Tobą w rozmowę?....
Zmiłuj się, Boże, a podług litości
Boskiej, nie ludzkiej, odpuść moje złości!
Odkryłem Ci grzech, odkrył swoje rany,
Wieczny lekarzu! a Ty, ubłagany,
Przemyj je winem, miej o nich staranie,
O litościwy mój Samarytanie!
Jam wyznał, a Ty odpuść. Inszej sprawy
Nie masz. Jam grzeszny, a Ty bądź łaskawy.
Nie wchodź z sługą Twym w sąd, bo żaden żywy
Nie ostoi się na sąd sprawiedliwy!
Jeśli, jak słusznie, zechcesz karać złości,
A któż wytrzyma Twoje surowości?....