<<< Dane tekstu >>>
Autor Cyprian Kamil Norwid
Tytuł Próby
Pochodzenie Dzieła Cyprjana Norwida
Redaktor Tadeusz Pini
Wydawca Spółka Wydawnicza „Parnas Polski”
Data wyd. 1934
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

PRÓBY.

Błogosławione pieśni malinowe.
Błogosławione pieśni kalinowe.
Błogosławione otchłanne niebiosy,
Obłoki, wiatrem gnane jako stada,
I kołysane wiatrem ciężkie kłosy —
Duch się w harmonję mękę nie układa;
By w pieśni stanąć, dość stanąć pod progiem,
Odetchnąć dosyć, by odetchnąć Bogiem!

Błogosławiona jest gorycz wiośniana.
Wśród pękających drzew rozpowietrzana,
Drzew, co od ziemi jak kolumny rosną,
Gdy w niebie miękkich gałęzi obręcze
Podobne mają do harf, strojnych wiosną
I psalmem: «Święty!», tak, że, patrząc, klęczę.

Błogosławione jest i obce daléj
Powietrze, które się, jak mirra[1] pali.
Rozpustujące z dzikiej lauru woni.
Pomarańcz zlotem kapiące i niebem,
Pod którem każdy głaz, jak Memnona[2], dzwoni,
Każdy lazaron[3], gdy zechce, jest Febem[4].

Błogosławiony i step ów bez końca
Oceanowej przestrzeni, na któréj
Nie mają spocząć gdzie promienie słońca,
Szmaragdowemi odpychane góry,
Z dumą żywiołu, co, jak chaos stary,
Mało się komu dał deptać — bez wiary!

Błogosławione są islandzkie mroki
I cichość morska, taka, że umarli,
Nie mając w grobach zarówno głębokiej,
Możeby śmierci swoich się zaparli.
Otchłanie morza i niebios otchłanie
Dnami tam w siebie patrzają, poza nie
I fal jakoby nie było:
Cisza, co, słowu nakazując ciszę,
Zda się układać z samem Słowem słowa,
że swoich prac nie skończyło...
Ocean taflą jedną się kołysze,
Jakby go właśnie osadzano znowa,
Jakby się globu kończyła budowa,
Jakby tej było chwili odpomnienie,
Co końcem dzieła wzbudza zadziwienie,
Nie będąc jednem ni drugiem,
Tylko coś, jakby koniec i początek,
Przedpotopowej tajemnicy szczątek,
Ducha wyorany pługiem.

Błogosławione jest próżniactwo człeka,
Co szuka, aby mu było wygodnie;
Poezja w usta by szła zdrojem mleka,
Wiek się nikczemnie nie kłopotał o dnie,
Natura z piersią czekała otwartą
I z swoim miękkim bogactwa welonem;
By każda twoja łza była otartą,
Każde uczucie było podzielonem,
A ty, bezkrwawą promienny zaletą.
Dobranych ludzi otoczony chórem,
Żebyś był harfą, rzec chciałem: poetą,
Lecz mi to słowo przychodzi z oporem.

Błogosławione wszystko to, i nie to —
Ale czy będę błogosławić tobie.
O miasto wielkie, serc i kwiatów grobie?
Gdzie, oddychając, cudze chłoniesz tchnienia,
Kroku niemocnyś zrobić pierworodnie.
Myślisz, żeś wesół — to nic twe wrażenia,
Cnoty nie twoje i nie twoje zbrodnie:
«Nie jesteś!» — z bruku wołają kamienie —
«Przechodź!»
Dopiero wśród tego miljona,
Dopiero w takim obozie ludzkości.
Dopiero tutaj, jeżeli nie skona
Pieśń twa, nic skona z niedokończoności —
Jeśli anielstwo jej wyżywić zdołasz
Na każdą dobę, co jest przypadkowe,
Rzucając na bok — jeśli nie zawołasz:
«Ojcze! i niebo już nudzi mię płowe,
Jako wytartej szaty wielka poła» —
O, wtedy będę wierzył muzie twojéj,
Że bezwidnego filarem kościoła
Na szafirowem utwierdzeniu stoi!

Błogosławione są i w myśli sferze
Złudzenia, którym, niestety, nic wierzę —
Bałwany różnych szkół i różnej doby,
Nie istniejące, a możne i nieraz

Wiekiem rządzące, jak wielkie osoby,
Wyrazem jednym, jednem słowem: «teraz»,
Jakoby berła żelaznego siłą,
Bijące tłumy, aż się im pokłonią,
Aż się przed ciosem zastawią mogiła,
Aż się zastawia krzyżem — nigdy dłonią!

Błogosławione są te wszystkie mary,
Ko, kto im szyję podesłał, szczęśliwy!
Miłości bole i cierpienia wiary
Nieznane jemu — on zna tylko: wpływy,
Mody, mniemania i czasów ukazy;
Lecz ty szaleniec — on mędrcem sio razy!
Jeśli więc w lunach tych ciebie zobaczę
Nieodmienionym i z gwiazdą na czole,
Której ci z włosem nie wydrą rozpacze;
Jeśli usłyszę cię mówiącym: «wolę»,
Mówiącym: «kocham — chcę — jestem człowiekiem,
Dłoń mą wyciągam, chociażby rozdartą
Z czystego złota wykowanym ćwiekiem.
Wyciągam moją dłoń, szczerze otwartą
Wszystkiemu, co jest zacne i godziwe» —
O, wtedy powiem, że pieśni twe — żywe!

Lecz nic tu koniec prób — ja wyznam — oni
Poczekać zechcą na harfy rozpadek.
Na spopielenie tej, co grała, dłoni,
By tylko kamień i Bóg był ci świadek;
Miłości otchłań i twardość granitu,
By tobie były, od szczytu do szczytu.
Jako monument, utwierdzony w wieczność,
Że kochać śmiałeś, wierzyć, konać — i tu
Nie była twoją poezją — konieczność! —





  1. mirra (gr.) — wonna żywica wschodnia, używana jako kadzidło.
  2. Memnon — słynny posąg pod Tebami w Egipcie, wydający dźwięki o wschodzie słońca.
  3. lazaron (włos.) — żebrak (włoski).
  4. Feb (gr.) — bóg słońca, Apollo.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cyprian Kamil Norwid.