Protagoras (tłum. Witwicki)/Wstęp

<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Witwicki
Tytuł Wstęp
Pochodzenie Protagoras
Wydawca Książnica Polska T-wa Nauczycieli Szkół Wyższych
Data wyd. 1923
Druk Zakład Drukarski „Grafja“
Miejsce wyd. Lwów; Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
WSTĘP

WALKA PRZYJACIÓŁ Jak wiele innych djalogów Platona, tak i Protagoras jest żywym obrazem scenicznym. Jesteśmy w nim świadkami walki na argumenty i na środki suggestywne o prawdę i o wpływ na dusze młodzieży pomiędzy Sokratesem z jednej a Protagorasem z drugiej strony. Walczący stoją na wspólnym gruncie, mają jednakie cele na oku, opierają się na wspólnym założeniu — różnią się typem psychicznym, pozycją społeczną i metodą pracy.
Celem pracy zarówno Protagorasa jak i Sokratesa było przygotowanie młodzieży do życia obywatelskiego. Protagoras zorganizował i ujął w ramy zawodu swą działalność nauczycielską i pedagogiczną, Sokrates uprawiał ją przygodnie i jakby od niechcenia. Każdy z nich miał na oku to, żeby z młodzieńców, którzy z nimi obcowali, porobić dzielnych a temsamem szczęśliwych i pożytecznych ludzi. Wyrabianie dzielności jednako pojętej i pomoc w pracy nad sobą to był wspólny cel Sokratesa i Protagorasa.
Obaj uważali, że do osiągnięcia celu nie wystarcza młodemu człowiekowi naiwnie słuchać obyczaju przodków i opinji szerokich kół; życie czynne powinno się, zdaniem ich obu, zaczynać od pracy intelektualnej i moralnej, rozłożonej na lata. Dzielnym być potrafi tylko człowiek wykształcony, oświecony, inteligentny, wyćwiczony. To jest wspólne założenie Sokaresa i Protagorasa. Obaj też są przedstawicielami wieku oświecenia w Grecji. Zestawiano ten wiek nieraz z ośmnastym czasów nowych, albo trafniej może z renesansem, który wcześniej do tamtego nawiązał. We wszystkich tych epokach jednostki, którym potomność postawiła pomniki, przeciwstawiały się uświęconej tradycją ciemnocie i budziły „zgorszenie“ w szerokich kołach. Sokratesa też zarówno jak i Protagorasa obśmiewała konserwatywna scena współczesna jako nowomodnych gorszycieli, którzy podkopują święte tradycje (ojczystej bezmyślności) i obu zarówno spotkał wyrok śmierci za ateizm. Protagorasa o kilkanaście lat wcześniej przed Sokratesem.
Tylko, że Protagoras wolał, zamiast pić cykutę w więzieniu, wsiąść na statek odchodzący do Sycylji. Inny typ. Umiał sobie sam dawać radę w życiu i drugich do praktycznego życia uzbrajał, nie myśląc się wcale szczycić szlachetną bezbronnością, która dopiero na tamtym świecie za tarczę stanie i za pancerz. Protagoras w analizie tradycyjnych wartości nie posuwał się tak daleko, jak Sokrates platoński i nie przeciwstawiał się tak istniejącemu ustrojowi. Umiał wymyśleć szlachetny rodowód dla głupiego ustroju Aten, umiał przygotować do rzeczywistych triumfów na zgromadzeniu ludowem i dane mu było ułożyć statut dla rzeczywistej kolonji attyckiej. Sokrates platoński raczej na pustynię cichej pracy nad sobą kierował swoich adeptów w Gorgjaszu, zraziwszy ich radykalnie do rzeczywistego życia; to też Platonowi dane było tylko na papierze zbudować ustrój społeczny, który mu się doskonały wydawał.
TEMAT DJALOGU Tematem djalogu Protagoras wydaje się charakterystyka usiłowań wychowawczych uczonych współczesnych, grupujących się około Protagorasa na tle i w świetle krytycznych uwag Sokratesa. Tendencja pogodnej satyry, która jednak oszczędza swe ofiary. Podczas gdy Hippjasza np. w obu djalogach noszących jego nazwisko traktuje Platon pogardliwymi kpinami, Protagorasa przedstawia tu poważniej nawet, niż Gorgjasza w djalogu, który nosi jego imię. Humorystycznych rysów nie oszczędza nikomu — nawet Sokratesowi — nic dziwnego, że je nosi i Protagoras.
Djalog nasz jednak wcale nie wygląda na ścisłe i konsekwentne rozwijanie jednego tematu. Ma się raczej wrażenie, że niejeden ustęp wyszedł z pod pióra autora dlatego, że go wyobraźnia poniosła w toku pisania, wyobraźnia, która się nie zawsze ogląda na założony plan.
CZAS AKCJI Dlatego też, naprzykład, nie podobna dojść na pewne, w jakim czasie ma się rozgrywać akcja djalogu. Na scenie widzimy dwóch synów Periklesa i o ojcu ich mówi się, jak o żywej osobie. A że oni wszyscy trzej pomarli podczas zarazy w r. 429, więc akcję należałoby koniecznie wyobrażać sobie przed tym rokiem. Mówi się w tekście o Fidjaszu, jako o żyjącym jeszcze, a on umarł w 432 r. w więzieniu; zaczem należy się z akcją cofnąć gdzieś na r. 432 lub 433. Z tą datą dobrze się godzi wiek Alkibjadesa, któremu się w naszym djalogu broda dopiero zasiewa. W r. 432 miał Alkibjades lat 19, bo urodził się w 451. Zgodzi się z nią wiek Agatona, gospodarza Uczty platońskiej, który w Protagorasie ma być chłopczykiem dopiero. W r. 433 miał Agaton lat 15. W tym też czasie Protagoras miałby lat około 53, a Sokrates lat 36. To nieco za mała różnica wieku wobec tego, że w djalogu Protagoras oświadcza wprost „Niema tu chyba nikogo pomiędzy wami wszystkimi, któregobym z wieku ojcem być nie mógł“, ale mniejsza o to, bo przesunięcie daty spotkania nie wpływa na różnicę wieku dwóch osób. To gorsza, że ojciec gospodarza domu już nie żyje w tekście w chwili djalogu, podczas gdy on w rzeczywistości umarł dopiero w 10 lat po tem, co nam dotąd ustalało datę rozmowy. Padł pod Deljon dopiero w r. 424. Mówi się w djalogu o przedstawieniu komedji Ferekratesa p. t. Dzikusy, że się odbyło zeszłego roku. Tymczasem komedja ta ukazała się na scenie dopiero w r. 420, kiedy już dawno nie żyli synowie Periklesa, a Alkibjades strzygł brodę od dwunastu lat.
Wyjście z tego powikłania chyba takie, że Platon lokalizował naszą rozmowę w jakieś wogóle dawne czasy, przed swojem urodzeniem i przed wojną, bo o tej niema żadnej wzmianki w djalogu, a więc gdzieś około 433 r. i zgubił się w chronologji, podobnie jak Mickiewicz w Panu Tadeuszu. Tyle można dojść z tekstu, kiedy chodzi o czas akcji.
MIEJSCE Miejsce jest oznaczone wyraźniej. Sokrates spotyka kogoś z dobrych znajomych gdzieś w jakiemś publicznem miejscu i opowiada mu cały djalog, opisując naprzód scenę rozegraną w jego własnym domu, a później przenosi akcję do wspaniałego pałacu Kalljasa pod kolumny otaczające jego dziedziniec. Ten sławny dom, znany nietylko w Atenach, musiał Platon dobrze znać nietylko ze sceny, z komedji Eupolisa, ale z własnego bywania. W nim się przez długie lata gromadził kwiat inteligencji ateńskiej, stale gościli tam przejezdni uczeni i mówcy, dodając blasku domowi i wypróżniając zwolna w czasach nad wyraz ciężkich spiżarnię i kasę, zdawałoby się, że nieprzebraną.
HIPPONIKOS I KALLJASNieboszczyk ojciec gospodarza domu, Hipponikos, miał olbrzymi majątek. W kopalniach swoich zatrudniał sześciuset robotników, dziedziczył w swoim rodzie godność herolda misterjów eleuzyńskich i miał dziedziczne prawo nosić pochodnię podczas procesji w Eleuzis. Prócz tego, przekazał synowi jeszcze jeden zaszczyt. Kallias, podobnie jak jego ojciec, dziad i pradziad, był konsulem spartańskim w Atenach. Rzeczą jego było, w razie potrzeby, bronić przed sądami ateńskimi Spartan, którzy bawili w stolicy Grecji. W rodzie tym było wielu posłów do państw obcych, bo ta misja najczęściej spadała na ludzi zamożnych. Nieboszczyk Hipponikos dzielił z Nikjaszem w r. 426 godność naczelnego wodza, odniósł zwycięstwo pod Tanagrą w Beocji i zginął w dwa lata później na polu bitwy, przegranej pod Deljon. Miał to być człowiek starej daty, prosty, oszczędny, choć nie skąpy, skoro nie żałował pieniędzy na wzniesienie sobie pałacu w Atenach.
W pożyciu domowem mniej szczęśliwy. Żona jego, matka Kalljasa, rozwiodła się z nim i wyszła za mąż za Periklesa. Stąd nie tylko nie było kwasów między domami, ale przeciwnie stosunki bardzo dobre: synów Periklesa widzimy w gościnie u Kalljasa i spotykamy tam jego siostrzeńca Alkibjadesa, który się niedługo ożeni z siostrą Kalliasa Hipparetą i weźmie za nią znaczny posag z dziedzictwa hipponikowego. Dziedzictwo jednak stopnieje ze szczętem. Kalljas jest gościnny, a przyjęcia kosztują coraz więcej. Drzwi się nie zamykają w domu, codzień pełno uczonych i półuczonych, dom się zamienia na bezpłatny hotel, służba rady sobie dać nie może z tłumem pasożytów, których już na scenie Eupolis pokazuje, jak pochlebstwami upajają Kalljasa, a mienie jego przejadają.
Kalljas uzyska jeszcze w r. 393 strategję, odbędzie w r. 371 poselstwo do Sparty i umrze w biedzie. Wspomni go przedtem Sokrates w Obronie jako tego, który „wydał na sofistów więcej, niż wszyscy inni razem“ a synów dał na wychowanie Euenosowi z Paros za tanie pieniądze.
STATYŚCI I ROLE POMNIEJSZE Spotkamy w jego domu dwóch nieudałych synów Periklesa: Ksantippa i Paralosa. Ksantippos miał żywić żal do ojca o to, że mu za mało dawał pieniędzy — pozatem niczem się nic zaznaczył jeden ani drugi. W djalogu są niemymi statystami.
Głośno natomiast ujmuje się w dyskusji za Sokratesem ich brat cioteczny, siostrzeniec Periklesa, Alkibjades. Żywy i niekrępujący się ani w stosunku do wielkiego Protagorasa, ani do swego przyszłego szwagra Kalijasa, a zakochany w Sokratesie w tym djalogu podobnie, jak w Uczcie.
Z Uczty platońskiej znamy też lekarza Eryksimacha, Pauzanjasza i Fajdrosa zapalonego do retoryki i Agatona, późniejszego tragika, który tutaj milczy jeszcze, jako kilkunastoletni dopiero chłopak.
Prócz nich są i krewni Platona: stryjeczny brat jego matki, Kritjas, nieprzejednany arystokrata i sympatyk Sparty, który miał splamić ręce krwią kolegi Teramenesa i niejednej ofiary swego zamachu oligarchicznego w jakich trzydzieści lat później. Towarzyszy mu wuj Platona, Charmides, młody, skromny, cichy człowiek, którego jednak stryjeczny brat Kritjas miał później wciągnąć do zamachu i Charmides przypłacił to życiem w r. 403.
Adejmantos, syn Leukolofidesa, to przyszły zdrajca Aten w bitwie nad rzeką Kozią. Drugi Adejmantos to nieznana osobistość.
Hippjasza znamy dobrze z dwóch djalogów, które mu Platon poświęcił. Prodikos to postać wybitna. Pochodził z wyspy Keos, ojczyzny Simonidesa i Bakchylidesa. Bywał posłem od wyspy rodzinnej do Aten, a obok tego udzielał lekcyj wymowy, miewał wykłady popisowe i prowadził ćwiczenia: tańsze dla szerszej publiczności, a droższe dla specjalistów. Zajmował się synonimami i zwrotami blizkoznacznemi, które bardzo skrupulatnie rozróżniał. Wsławił się znaną i dziś przypowieścią o Heraklesie na rozstajnych drogach. Z Sokratesem żył na dobrej stopie. Platon odnosi się do niego z dobrotliwą ironją, Sokrates nabiera go po przyjacielsku.
POSTAĆ GŁÓWNA Główny bohater djalogu, Protagoras z Abdery na wybrzeżu trackiem, urodził się około 481 lub 485 r. Był zatem o kilkanaście lat starszy od Sokratesa. Platon zwiększa różnicę wieku między nimi. Wiadomo o nim tyle, że od trzydziestego roku życia aż do śmierci, przez lat czterdzieści podróżował po miastach greckich w Helladzie, Italji i Sycylji, oddając się z wielkiem powodzeniem działalności nauczycielskiej i cywilizatorskiej oraz pracy naukowej. Znaczną część życia spędził w stolicy ówczesnego świata cywilizowanego, w Atenach, gdzie żył w przyjaźni z Eurypidesem i Periklesem. Pierwszy raz zjawił się tam w r. 444 i zaraz w roku następnym pojechał do zakładającej się na wybrzeżu włoskiem kolonji Thurioi, żeby dla niej ułożyć prawa. W Atenach spędził czas wielkiej zarazy i patrzył na śmierć synów Periklesa, podziwiając u ich ojca spokój ducha w nieszczęściu. Pisma jego zaginęły. Zachowała się tylko główna jego teza. Owo znane powiedzenie: Miarą wszystkich rzeczy jest człowiek; czy coś istnieje, czy nie istnieje, to zależy od tego jak się komu wydaje. Cokolwiek ja myślę, że istnieje, to też istnieje — dla mnie. A cokolwiek ty — to istnieje — dla ciebie. Człowiek, to równie dobrze ja, jak i ty.
Ten subiektywizm wyznawał Protagoras tylko w teorji poznania. W teorji działania przyjmował objektywne różnice między złem a dobrem, ugruntowane w biologicznych dyspozycjach i interesach jednostek i społeczeństwa. Dobre znaczyło u niego tyle, co: pożyteczne w walce o byt. Stąd, oczywiście, jedna i ta sama rzecz musiała w jego nauce być dobra i zła równocześnie, zależnie od tego, ze względu na czyj interes biologiczny zechcielibyśmy ją rozpatrywać. Tu więc nie subjektywizm, tylko relatywizm był jego hasłem. Najlepszym środkiem w walce o byt na rynku miasta, urządzonego demokratycznie, była sprawność retoryczna. Tej też nauczał Protagoras, a jak była jego nauka pożądana i ceniona, świadczą honorarja, jakie pobierał. Od osoby sto min srebrem za całkowity kurs. To znaczy około 10.000 franków przedwojennych. Życie jednak było nieprawdopodobnie tanie w owych czasach; zaczem już ta suma stanowiła majątek poważny. On pierwszy uczył rozróżniać rodzaje, czasy i tryby gramatyczne, uczył wygłaszać i pisać wypracowania na dowolne tematy tak, aby wywody wyglądały przekonująco. Zupełnie tego samego i tak samo uczą się i dziś nasi chłopcy na t. zw. nauce języka ojczystego w szkole średniej. I dziś tak samo każe się im mówić i pisać byle co o byle czym w sposób przekonujący i porywający i to się im ogromnie przydaje na wiecach, odczytach, kazaniach, w felietonach, w miesięcznikach literackich, w sejmie. Demokratyczny ustrój i w Atenach polegał na tem, że byle kto decydował o byle czem. Musiał sobie tylko umieć zdobyć „zaufanie“ współobywateli, a zdobywało się je i w Atenach porywającemi przemówieniami. Prawda nie wszystkich porywa i nie wszystko, co porywające jest prawdziwe.
Ostrożny był Protagoras w wypowiadaniu swego stanowiska a jednak za mało. W kwestji religji wypowiedział się zbyt otwarcie: „O bogach? Nie mogę wiedzieć — powiada — czy są, czy ich niema. Wiele rzeczy utrudnia poznanie na tym punkcie: i rzecz sama niejasna i życie człowieka za krótkie“. To wystarczyło do wytoczenia procesu o ateizm. Skazano go na śmierć i gdyby Protagoras był czekał wykonania wyroku, byłby podzielił los Sokratesa o jakichś 15 lat wcześniej. Skończyło się jednak na publicznem spaleniu jego pism na placu w Atenach. Platon miał wtedy lat trzynaście. Już widział płomienie tego stosu i one mu się musiały przypominać, kiedy myślał o śmierci Sokratesa.
PODSTAWA WYCHOWANIA Podstawą wychowania w Atenach było studjum języka i literatury ojczystej. Analiza i komentowanie utworów poetyckich. Tą drogą miały się uszlachetniać dusze i wysubtelniać intellekty, na tej pracy wyrabiał się styl i kształciła się pamięć młodzieży, tu był otwarty skarbiec pięknych zwrotów, które sobie przyswoić należało i umieć je bądźto rozwijać i uzasadniać, bądźteż zwalczać, zależnie od potrzeby.
W djalogu naszym Protagoras sięga do tego skarbca, chcąc wystawić na niebezpieczną próbę kulturę intellektualną Sokratesa i żąda od niego krytyki pewnej pieśni Simonidesa. Sokrates żartami, na których się jego towarzystwo nie pozna, skompromituje bezkrytyczne i nieodpowiedzialne, choć efektowne i popularne, zapędy podmiotowej krytyki literackiej.
FACHOWY POETA Simonides z Keos (556 — 468) to jeden z wieszczów narodowych Grecji z czasów wojen perskich. Sława ojczysta, legendy oplotły się około jego postaci. Miał ten dar, lirykom właściwy, że to, co wielu wzruszało, umiał wyrażać wymownie, umiał ludziom poddawać piękne słowa wzruszeń przeżytych naprawdę, albo i wyobrażonych tylko. I umiał ten dar niezgorzej eksploatować, zbierając sławę i pieniądze. Każdy poeta przecież sprzedaje wyrazy wzruszeń i z tego się utrzymuje niejeden, czy to odbiorcą jego będzie szeroka publiczność, czy zamożny mecenas, polityk, który wynajmuje „pióra“ — nie koniecznie białe.
Simonides miał ułożyć ten znany epigram termopilski:

Powiedz przechodniu Spartanom, że wszyscy tutaj leżymy,
Tu gdzie każdy z nas miał: Sparty posłuchać i paść.

Ten dystych twardy jak stal, to próbka jego zwięzłej poezji. Ale równie popularne były jego długie kantaty okolicznościowe, pisane na cześć wybitnych i bogatych zwycięzców na igrzyskach, jego pieśni do tańca i treny pozgonne i patrjotyczne chorały. Dłuższy czas bawił Simonides na dworze tyrana Hipparcha, syna Pejzistrata, w Atenach, a gdy tego zamordowano, przeniósł się do Tessalji na dwór Skopasa, któremu bardzo było potrzeba literackiego poparcia dla jego polityki i osobistości. Po bitwie pod Maratonem wrócił do Aten i tam u boku Temistoklesa, opiewał poeta bitwy pod Termopilami, pod Artemizjon i pod Salaminą. Na starość, już koło ośmdziesiątki, wyjechał do Syrakuz na dwór hojnego tyrana Hierona, gdzie już i życia pełnego chwały dokonał, mając lat dziewięćdziesiąt i majątek pozostawiając znaczny.
PRÓBKA DO ROZBIORU Pieśń Simonidesa, którą Protagoras zadaje do oceny i rozbioru Sokratesowi, nie zachowała się poza tekstem naszego djalogu. Są to właściwie rytmizowane wykręty i uwagi o ludziach dzielnych. Poeta wypowiada swoje stanowisko, niezbyt wiele wymagające od człowieka. Po zebraniu z tekstu djalogu tych ułamków, które zdają się do pieśni należeć, uzyskuje się taką całość:

Dzielnym zostać na prawdę — to tylko jest ciężko i trudno nad wyraz:

Ręce i nogi mieć jak się należy i głowę nosić na karku bez przygany.

(Tu, podobno, brak pięciu wierszy)

Ani mi się ów zwrot nie podoba, choć to powiedzenie Pittaka:
Pittakos, mędrzec, powiada: Być dzielnym to ciężka robota.
Bóg jeden tylko posiada ten dar, a człowiek złym nie być nie może,
Kiedy go nieporadna zwali z nóg godzina.
Komu się dobrze powiedzie, ten dzielny
A lichy ten, komu źle.
Wytrwać w dzielności i szczyt jej osiągnąć któż zdoła? Bogów kochanek!

Już to wystarczy mi,
By nie był całkiem zły,
Zbyt nie opuszczał rąk
I miał poczucie praw.
Tem ojców stoi gród
A słucha go kto zdrów.

Takiemu ja nie przyganię,
Jam do nagany nie skory,
A błaznów ród nie wygasa.
Ja wszystko pięknem zwę,
Czego nie plami brud.

Toteż ja nigdy nie szukam, tego co istnieć nie może.
Złudna nadzieja mnie uwieść nie zdoła; wszak życia mi szkoda na mrzonki.
Wiem, że człowieka bez wady nie znajdę, choćbym świat zeszedł szeroki.
Jeśli go spotkam, obwieszczę.

A więc każdego chwalę rad i kocham też każdego,
Z własnej woli i chęci.
Kto rąk czynem haniebnym nie splamił.
Konieczność rzecz inna; z nią walka daremna.
Tej nawet sam bóg się nie oprze.

Wszystko to wygląda na początek pieśni, którą miał chór śpiewać z towarzyszeniem kitary przy uczcie u Skopasa. Drudzy mówią, że to początek pochwały tyrana po jego zwycięstwie, odniesionem czwórką na uroczystych wyścigach.
LEGENDA I JAKA Z NIEJ NAUKA Starożytni związali z tym urywkiem legendę. Skopas miał u Simonidesa zamówić pochwalną pieśń pod swoim adresem za grube pieniądze. Nie spodziewał się jednak, że w niej znajdzie tyle zastrzeżeń na początku i to tak bardzo dwuznacznych dla solenizanta, którego się zaczyna chwalić po takim wstępie. Dalszy ciąg chóru miał zawierać pochwałę Dioskurów: Kastora i Polydeukesa, mitycznych dwóch młodych ludzi na koniach, których Dzeus w nagrodę za miłość braterską był wziął do nieba. Dopiero na końcu przychodziła pochwała samego Skopasa.
Tyran, niezadowolony z wyniku, wypłacił poecie tylko połowę umówionego honorarjum, dodając, że drugą połowę powinni mu dodać Dioskurowie, wdzięczni za to, że im połowę pieśni poświęcił.
Wymówił te słowa, widać, w złą godzinę, choć właśnie siedział z tłumem biesiadników przy stole. W tej chwili bowiem dano znać Simonidesowi, że oto dwóch młodych ludzi przyjechało do niego na koniach; czekają na podwórzu i koniecznie chcą z nim mówić natychmiast.
Wyszedł poeta za próg, ale nikogo nie spostrzegł. Za to gmach cały runął w tym momencie w gruzy i ruiny pogrzebały Skopasa wraz ze wszystkimi gośćmi. Ciała tak były zniekształcone katastrofą, że nikogo z nieboszczyków nie można było rozpoznać. Jeden tylko Simonides, dzięki swej niezwykłej pamięci lokalnej, umiał wskazać miejsce, gdzie siedział przed chwilą każdy z towarzystwa.
Niewątpliwie, autor tej ballady pragnął z jednej strony podnieść chwałę Dioskurów, a z drugiej ostrzec przed obrywaniem honorarjów autorskich. Było więc i w niej coś z ducha Simonidesa.
Widać z tego, że Simonides, zawodowy poeta, który umiał na swoim talencie zrobić majątek i sławę sobie zaskarbić szeroką, miał w oczach Platona wiele wspólnego z Hippjaszem, Prodikosem, Gorgjaszem, Protagorasem i tyloma innym zawodowymi mędrcami, którzy robili majątki na nauce. Platon od dziecięcych lat patrzył z góry na ludzi, którzy zawodowo pieniądze robili w jakimkolwiek fachu. Zwyczajna to ocena u ludzi wolnych i niezależnych. A już osobliwie pogardliwym uśmiechem traktował tych, którzy do wynajęcia mają pozory wiedzy i objawy zapału, potęgę słowa i gestu. Zobaczymy ten uśmiech na twarzy Sokratesa i w naszym djalogu. Są i inne; każdy jego ustęp jest prześwietlony uśmiechem.
CZAS POWSTANIA DJALOGU Kiedy właściwie Platon napisał Protagorasa, tego nikt nie wie i nikt nikogo rozumnie o tem nie przekona. Tego rodzaju kwestje są dla wielu uczonych ulubionem i wdzięcznem polem do budowy niezachwianych hypotez. Protagorasa kładą przeważnie na młode lata Platona. Willamowitz-Moellendorff wie na pewne, że Protagoras powstał jeszcze za życia Sokratesa, ponieważ płynie z niego nauka: młodzieńcze, zamiast obcować z zawodowymi uczonymi, obcuj ze Sokratesem raczej a skorzystasz więcej i mniej cię to będzie kosztowało! Taki morał, powiada, byłby bezprzedmiotowy po śmierci Sokratesa. Argument to zgoła niepoważny. Został przecież po Sokratesie jego uczeń: Platon; został jego duch w gaju Akademosa. Z tymi zawsze można było obcować.
Można i dziś jeszcze, jeżeli ktoś, czytając żywe słowa djalogów platońskich, sam sobie zadaje napotkane w nich pytania i sam sobie odpowiadać próbuje; wszystko jedno, kiedyby je zadał Platon: za młodu, czy na starość.
Ale być może, że to praca młodych lat. Sokrates mówi tutaj rzeczy wprost przeciwne tym, których dowodzi w Gorgjaszu. Nie widać wcale ascetycznych zapędów, widać zato wszędzie dużo humoru i widać miejscami rozwlekłość, czuć pewną niezręczność w djalogu. Być może, że to cechy młodości.
I bardzo być może, że młodziutki Hippokrates, przyjaciel Sokratesa, gorączka wielki i dobra dusza przy tem, to sam Platon z młodych lat. Trudno wiedzieć na pewne, ale warto już i samego Sokratesa posłuchać, jak mówi. Właśnie wraca z domu Kalljasa i natrafia na dobrego znajomego.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Witwicki.