Już jesień nadchodzi, już ptaki wędrowne, Gromadzą się w stada nad wodą,
By wzlecieć na długo w te kraje czarowne, Gdzie słońce lśni wieczną pogodą.
I któż tu zostanie? Śród wichru i słoty, Kto słodką się ozwie pociechą?
Gdy tylko na ziemi płacz słychać sieroty, I świegot wróbelka pod strzechą?
Lecz z ptaszkiem pół biedy: choć zima go nęka, Choć wszystko powarzy w swym biegu,
To zawsze się znajdzie poczciwa gdzieś ręka, Co ziarnko mu rzuci na śniegu.
Lecz biedne sieroty... O! Boże mój, Boże! Te całą już tracą nadzieję,
Bo któż je przytuli i któż je w tej porze, W cieplejsze sukienki odzieje?
Nie bójcie się dzieci! otrzyjcie oczęta, Co zaszły łezkami srebrnemi;
O biednych, maluczkich, Bóg zawsze pamięta I nie da im ginąć na ziemi.
Choć wicher szaleje, choć chmury się piętrzą, I śnieżek rozsypał się w płatkach:
Bóg radzi w tej chwili z swą Matką Najświętszą, O biednych sierotach i dziatkach.
A święta Panienka łzę tając na oku, Przywoła służebnic swych grono:
I każe na białym ustawić obłoku, Jaśniejsze od słońca wrzeciono!
I sama przy srebrnej zasiada kądzieli I snuje nić długą jak tęczę;
A wszędzie po świecie roznoszą Anieli, Tej przędzy niteczki pajęcze.
Na krańcach gdzieś ziemi, za wichrów gdzieś śladem, Ulata nić biała tej przędzy;
Bo Marya chce własnym nam wskazać przykładem, Jak biednych ratować od nędzy.
O! patrzcie, jak tkliwie twarzyczka Jej słodka, Do biednych uśmiecha się dziatek,
Jak dla was, sierotek, rozsnuwa nić z motka, Ta Matka, was wszystkich bez matek.
Więc biedne dziecinki! nie płaczcie tak rzewnie, Choć wicher jesienny już wyje:
Bo z przędzy niebieskiej niejedna dłoń pewnie, Tu dla was koszulkę uszyje.