Przed bitwą (Eminowicz, 1918)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ludwik Eminowicz
Tytuł Przed bitwą
Pochodzenie Maski. Literatura, sztuka i satyra (Z. 15, 1918) s. 282–283;
Wydawca Zrzeszenie Literatów Polskich
Data wyd. 1918
Druk Drukarnia Narodowa F. K. Pobudkiewicza
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zeszyt
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



EL GRECO GRUPA LAOKOONA
LUDWIK EMINOWICZ.
PRZED BITWĄ.
Z poematu »Waryacye«.

Stoję pod bronią, w zapasowym rzędzie,
a potem pójdę tam, w strzeleckie rowy,
i może zginę i serce nie będzie
czekać przyszłości, w której odgaduję
przecudny wybuch tworzącego szału
mojej poezyi… — —

Głucho postukuje
rój karabinów maszynowych w dali,
a tu, w pobliżu, jakiś nurt pomału
nasuwa fale na nadbrzeżne piaski,
a każda fala rubinem się pali…

Ach zachód słońca? Jakże świetne blaski!!

Oto jest słońce złotem stające
w gromadzie chmur,
jak w chórze płaczek, co są milczące
i niemym ruchem stwarzają wtór… —
świeci za wodą, za smukłą jodłą,
przez fioletowe oddaleń mgły: —

Poezyo!!! Może to Ty?! —
Cóż cię przywiodło?
Wstałaś za nieboskłonem,
idziesz przez krwawe zorze,
idziesz, pożegnać może
na bór przed skonem…
Żegnać mnie? Ha!
Jawisz się gestem
w obłoków tle…
A jednak, nie!
Ty=ś tam, gdzie ja,
wszak Tobą jestem!…
Tak, tak, jesteśmy, nie jesteś poza mną…


Tyś moją zjawą w sercu wytężoną,
żywą, tętniącą, niekłamną…
Otom Cię rzucił tam, za własne łono,
halucynacyą ukochaną, drogą…
Stajesz przed mną, jak żywa osoba…
Och, nerwy wiele mogą,
robią, co im się podoba
w chwili serdecznej biedy… — —

Pamiętam, kiedy
raz pierwszy w życiu,
przy tęten biciu,
gdy twórczy płomień tlił wewnętrzne ciemno
najrzewniej moja stanęłaś przede mną,
jako przy nocy staje wczesny dzionek…
Wziąłem=ć za rękę — znikłaś w jednej chwili —
spojrzałem bacznie, czy mnie sen nie myli:
w ręce mi został złocisty pierścionek.
Dałaś mi go w darze
Ty, a z Tobą w parze
Moja Ukochana
w zaręczyn dzień.
Niech miłość wasza będzie pochwalona,
pierścieniem waszym przestrzeń pozłacana
zwiera się kręgiem zawrotnych lśnień… —

Przyszłaś przed bitwą… — — Wstaje myśl szalona:
kto z nas jest twórczą istotą jedyną —
ja? Ty, poezyo? czy też Ty, dziewczyno?
Niekiedy zmysły rozróżnić nie mogą,
kto jest, kto nie jest, kto żyje za kogo…
Tylko to złoto w chmurach, zew ognia skrzydlaty
świeci, jak odblask owego pierścienia,
któryście dały przed laty
a obiecały na progu istnienia… — —

Lecz nie poezyo, nie!
‹Gromada chmur się gnie…› —
nie jestem Tobą, Ty nie jesteś mną…
Jedynie czasem, gdy mi nazbyt smutno,
gdy oczy walczą z mgłą
zwątpienia przeokrutną,
zakołysany żałobą,
milczeniem tłumiąc rany,
zwiduję sobie,
że jestem kimś, co bardzo zapoznany,
że jestem Tobą,
bo łączę w jedno dole nasze obie
i w poniżeniu czuję własne piękno,
przed którem kiedyś ludzie kornie klękną.

Więc, oto wsparty na tym karabinie,
stojąc na straży
w zachodzie słońca, co się dumnie żarzy
w gromadzie chmur, nim przeraźliwie zginie,
myślałem sobie przed chwilą, przez chwilę,
że ona kula, co mnie ku mogile
rzuci, jak piorun, i Ciebie położy
w grób, przy poświacie zorzy,
że jednym ciosem razem mnie i Ciebie
zagrzebie granat w tej tu polskiej glebie
i rozwiejemy się w nicość na zawsze,
w chwili, gdy słońce staje się najkrwawsze…

Lecz to szalona jakaś myśl — zaiste,
przeszła już z serca w te łuny ogniste.
Została tylko ta troska jedyna,
co pocznie moja kochana dziewczyna,
i co Ty zrobisz, poezyo kochana!…

——————————
Pierścieniem waszym przestrzeń wyzłacana…

——————————




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ludwik Eminowicz.