Swej złotowłosej dziecinie Tak matuś prawi: — »Nadstaw-że uszka...
Już z wiatrem głos wiosny płynie...
Lada dzień stanie tu różowa nóżka
I zabłyśnie sukienka barwna z piórek pawi —
I zrobi się na świecie tak jasno, tak miło,
Jakby nigdy tej zimy nieznośnej nie było!«
Dziecina klaszcze radośnie, Skrzą się oczęta...
W serduszku dźwięczy piosnka o wiośnie...
Jak to? »Lód spłynął... Nie, słów nie pamięta,
Tylko melodya brzmi, jakby zaklęta
Coraz to rzewniej, mięciej, coraz słodziej...
— A na dworze tak smutno, zimny wiatr zawodzi
— »Mamusiu!« — »Czy podać ci wody, dziecino!« »Nie! Chodź tu, niech ciebie popieszczę
Wiosenki świt blizko, patrz: w oknach już sino...« »Śnisz mała, tam czarna noc jeszcze«.
— »Cóż znowu! Nie widzisz, matusiu, anioła, Jak zmiata chmur strzępy i mroki?
I piosnki nie słyszysz? Ach, taka wesoła!...« — »Ja słyszę jęk wichru głęboki!«
— »Jęk wichru? Jak wichru? Ach, przebudź się, mamo! Ubieraj mnie szybko już pora...
Błysnęło słoneczko, wiosenka pod bramą«, »Na Boga, dziecino, ty chora!«
— Matuchno, doprawdy, śmiać mi się chce z ciebie, Udajesz, lecz ja się znam na tem!
Kwiatuszki na ziemi, ptaszęta na niebie... Jak dobrze być ptaszkiem i kwiatem!...
— »No, nie strój-że żartów, ty mamo, filutko! No skądże ta minka żałosna?
Daj rękę... Czy czujesz?... — O jak mi cieplutko... To wiosna, to wiosna, to wiosna!«