Przyjdziesz ty[1] do nas w złotej błyskawicy,
Przyjdziesz ty do nas w hejnałów rozwiei;
Staniesz ty w owej piastowej świetlicy,
Wymalowanej tęczami nadziei,
Gdzie prochem święci wracają pątnicy
Od cudzych węgłów i cudzych wierzei,
A idą — cichą i umarłą twarzą
Patrzeć, jakie w niej duchy gospodarzą.
Przepowiedziane miałeś to swej kości,
Że się nie zmiesza z popioły obcemi,
Ale dźwięcząca i pełna jasności,
Wstanie i pójdzie ledz — we własnej ziemi
Harfa królewska, która idzie w gości
W dom, gdzie pieśń głucha, a pieśniarze niemi,
Iż nie znaleźli cudownego słowa,
Którem drży dusza narodu echowa.
Tyś je znał! Tyś je odklął z tajemnicy,
Na niezrodzone dni przyszłych pogłowie...
I pieśń stanęła, jako na kotwicy
Z djamentu na twem tęczującem słowie...
W zbroi stanęła jasnej i w przyłbicy,
Tak, jak na boje chadzają duchowie,
I jęła słońcem siać skróś naszej nocy...
Lecz my zaklęcia nie doszli, ni mocy.
Nie wiemy, co nam prawią Króle-Duchy,
Co z stosów szepcą Lele i Polele,
Nie wiemy, jakie zorzowe wybuchy
W zgliszczu się czasów chowają popiele;
Nie mamy ręki, któraby włos suchy
Od drzewa życia odrąbała śmiele,
Ni słowa klątwy nie znamy, po którem
Biłby grom... Ludu — nie jesteśmy chórem!
Małość my naszą śpiewamy, swej duszy
Nędzę, strojoną w brzęk dzwonków i w szychy...
Nikt z nas tej struny spiżowej nie ruszy,
Od której drgnąłby świat i dźwignął szprychy.
Nikt piorunowej nie naciągnie kuszy,
Nie puści strzały w lot nagły a cichy
Skróś serc, iżby je przeszył i zakrwawił,
I krew pokazał żywą i krwią — zbawił.
My nie spełnili twego testamentu,
Nie wysłuchali twojego błagania...
Od fal bijących z mrocznego odmętu
Moc w nas ugasła żywa, duch się słania...
Do twej nadziei myśmy sakramentu
Nie przystąpili o czczości, z zarania,
Ale się cudzą nasyciwszy strawą,
Do białej hostji dusz — stracili prawo!
Cóż więc, ty wielki prochu? W jakie żary,
W skry jakie pójdziesz pod liśćmi wawrzynu,
Że my relikwje brać śmiemy — bez wiary,
Że wnosim ciebie do trupiego tynu[2]
Dusz... — asyryjskiej czciciele tyary[3],
Że śmiemy tknąć cię, coś u piersi gminu
Strunę nawiązał królewskiej prostoty,
W cztery nią światy błyskający, złoty!...
Jeśli ty idziesz sąd czynić nad nami
Ogromnym prochów-mścicieli pochodem,
To my niegodni martwemi rękami
Pochodni twojej nosić przed narodem!
Odbierz ją! Zatknij pomiędzy grobami
Raczej, niżeli pod tchnień naszych chłodem...
Księdzu Markowi zdaj ją, który straże
Na świętych szańcach ducha trzyma w Barze!
I ta jest spowiedź pieśni i kajanie,
I grzech pieśniarzy i smętność i małość...
Lecz jeśli słyszysz strun niemych wołanie,
Jeślić nad niemi święta zdejmie żałość,
Jeśli chcesz do nas — niechaj nam się stanie!
Toć my z pnia tego, co i ty, są parość...[4]
Przyjdź! Padnij ziarnem siewnem, rosą z nieba!
Bo głód jest duszom! Bo duszom brak chleba!
Zatargaj struny lir! Niechaj rozdźwiękną,
Jak miecz, puszczony z świstem w cięć wichrzyce...
Ukaż nam jasny wid, tę zjawę piękną,
Coby nas w brzaski rwała przez ciemnice...
A nie — to strzaskaj nas. Niech lutnie pękną,
W odruzgi pójdą, w truchła[5] i w próchnice,
I niech nas ogień pożerczy spopieli,
Żeśmy się Arki Ducha dotknąć śmieli!
↑W r. 1904 wydano w Krakowie »Jednodniówkę ku czci Juliusza Słowackiego«, z której dochód przeznaczony był na sprowadzenie zwłok poety do ojczyzny; w tem wydawnictwie ukazał się między innemi i niniejszy wiersz naszej poetki.