Psalmodia polska/Psalm XXX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wespazjan Kochowski
Tytuł Psalmodia polska
Wydawca Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wyd. 1859
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
P S A L M XXX.

Ecce quam bonum et quam jucundum. Ps. 132.

Cesarza jego mości z królem jego mością polskim powitanie.


Oto jak dobra i jako wdzięczna rzecz jest, mieszkać braci społem.
Któraż fortuna by najobfitsza, tak ucieszy, jako poufały przyjaciel, w szczęściu przytomny, w przygodzie nieodstępny.
Któreż tak zamożyste bogactwa, jako wierny towarzysz? z którego w pomyślnem powodzeniu ozdoba, a w przeciwnem ratunek.
Nie sobie bowiem, nie sobie samemu, ale bliźniemu gwoli Pan Bóg człowieka stworzył.
I dał mu ręce, aby jedna drugiej pomocna była; uczynił mu nogi, aby gdy się jedna pośliznie, wspierając się na drugiej, mógł upadku uchronić.
A kiedyż słuszniej ręka rękę ratować, albo raczej ręka głowę w niebezpieczeństwie założyć mogła, jak teraz, kiedy żarłok państw Turczyn, wszystkie siły na pochłonienie ostatka ruszył Europy.
Teraz Witezowie chześciańscy, piękna do sławy okazya wzywa, żeby wojną ściśnionego ratować cesarza.
Pobudza wiara, i o honor ukrzyżowanego Pana gorliwość, żeby kościoły pańskie na brzydkie mahometyzmu nie przyszły splugawienie.
Rozum sam nakoniec pokazuje, żeby ten ogień u sąsiada gasić, i na cudzym raczej grzbiecie, nie swoim, drapieżnego konać niedźwiedzia.
Gdzie jest nie leniwy do dzieł rycerskich Hiszpan, albo orężem sławy nabywać chciwi Francuzowie?
Gdzie w historyach dawnych zalecony Ryszard angielski, którego sercem lwiem samiż nazywali Saraceni?
Borealne państwa: Dania i Szwecya milczą, i insze postronne monarchie drzymią, dotąd bezpieczni, póki w brzeg ich nie zakołacą.
Jeden jeno ochoczy Sarmata, który choć z wypierzonym białym magiszem, bieży dwugłownemu ćwikowi w posiłku.
Poszczęścił Pan Najwyższy pole, uciekł wilk; dość obłowu, że obarczony, bez szkody pierzchnął od owczarni.
A zatem z sobą witający się w polu, stanęli bracia, pomazańcy boży, rządkiem koronowanych głów szczęściem, cesarz i król polski zjednoczeni.
Były te czasy złote, kiedy Bolesław król nasz, przyjmował u siebie goszczącego cesarza Ottona, z należytym całej Polski aplauzem.
I to godzina wspomnienia, kiedy Maxymilian z Zygmuntem i Władysławem czeskim, traktowali w Wiedniu Europy uspokojenie.
Ale tam Otton nawiedzając grób wielkiego męczennika, dla odpustu gościł; tu zaś Jan III po wybawionej Germanii, z zupełnym stawia się jubileuszem.
Między Maxymilianem a domem jagiełłowskim, stanowiono małżeństw królewskich traktaty w Wiedniu; teraz pod Wiedniem najezdnika wypierając, o włos niezgwałconą Flawianę, rzesza niemiecka odbiera.
Jako tedy większy skutek teraźniejszego monarchów zjazdu; tak powinna być większa do publicznego wesela okazya.
Rozumiem, że tam z witających się akta, miało upodobanie niebo, a bystrego Dunaju wody, nad niezwykłem dziwowiskiem zastanowić się musiały.
Dość wysokie, podniosły się wyżej cesarskie Alpes; a sięgające obłoków skały, wspinały się, patrząc jak jagnięta młode.
Zaszumiały pobrzeżne Dunaju lasy i krzewiny wesoło, jakby winszując, że się przeciw niepoczciwemu Izmaelowi przynajmniej dwaj spiknęli, kiedy wszyscy, czy nie chcą, czy nie mogą.
Aleś Ty Panie sprawił to dwóch dla Imienia Twego zjednoczenie; pociągnij i wszystkich, aby krwawą bestyą tłumiąc, rozszerzali królestwo Chrystusowe.
Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Ś. etc.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wespazjan Kochowski.