[541]
PUŁAWY.
(FRAGMENT ZE »ŚWIĄTYNI SYBILLI«).
To nadbrzeże, zatoków nadwiślańskich czoło,
Pasmem gór i pagórków uwieńczone wkoło,
Gdzie natura zasiadłszy z wszystkich wdzięków zbiorem,
Ożenia swe powaby ze sztuki wytworem;
A Wisła niosąc życie zamorcom zgłodniałym,
Zarzuciwszy wędzidło nurtom niewstrzymałym,
Igra z rozkosznym brzegiem strzępem swym srebrzystym,
Malując piękność jego na łonie przejrzystym;
[542]
I całą tę posadę wśród widoków mnóstwa
Zdaje się na mieszkanie przeznaczać dla Bóstwa.
Te zawrotne manowce, ścieżki i uchyłki,
Śmiejące się z niewinnej przechodnia pomyłki,
Te niedostępne skwarom słonecznym chłodniki,
Różnowzorym kobiercem usłane trawniki;
Te klomby w tysiąc piąter uwieńczywszy skronie,
Gasnące na omdlałem swych wawrzynów łonie;
Te ręką przyrodzenia usklepione groty,
Obraz twoich, Kalipso! ponęt i pieszczoty,
Przybrane w sławne łupy morskich dziworodów,
Słodkiem ziejące tchnieniem upragnionych chłodów:
Podle nich u podnóżka panującej skały
Żywy strumień przetapia czyste swe kryształy,
I znowu przymuszony nieznanym gościńcem
Piąć się w górę i igrać na powietrzu młyńcem,
Gniewny za gwałt przyrodnim prawom swym zadany,
Ciska w same obłoki niezbłagane piany.
Te ulice szykownym wieńcem umajone,
Tysiącami widoków nieograniczone:
Te gmachów okazałych rozległe przestwory,
Koryntu i Dorydy dochowane wzory,
W nich starożytne bogactw i gustu pamiątki,
Od pożogi Scytyjskiej oszczędzone szczątki;
Te błyszczące ustronia kunsztem różnych krajów,
To dziwne Azyanom wzory ich zwyczajów;
Wszędzie z gustem, z powagą połączone wdzięki,
Drogie ślady uczonej i zamożnej ręki:
Łatwym wnioskiem dowodzą, czem te kraje były,
Które takich mieszkańców w łonie swym rodziły.
A to wszystko świątyni swej kreśląc przedmurze,
Znajomy tylko samej sztuce i naturze
Labirynt zgromadzonych piękności wskazuje,
I po nim obłąkaniem słodkiem myśl zajmuje.
[543]
Kogóż naprzód nie zwabi ten Portyk na wzgórzu,
Który tu rozkosznemu panuje podwórzu!
Sto kolumn go Hetruskich wdzięcznem zdobi kołem,
Tysiąc nieznanych roślin wonnem wita czołem.
Twój tu dwór i mieszkanie, wieczna wiosny coro,
Szerokowładna berłem kwiatorodym Floro!
Tu całe twe królestwo z czterech końców świata
Oddycha wpośród lodów słodkiem tchnieniem lata:
A czy to od Gangesu, czy z piasków Afryka,
Czy z wyspów niedostępnych, czy z brzegów Meksyka,
Osiadłe na tym gruncie zbiegłe twe narody,
Łączą z prawem krajowców ojczyste swobody.
Któż was nieoswojonym językiem wymieni?
Kto ród wasz wyprowadzi i piękność oceni?
Różnych ziem, różnych zorzów krasne wychowanki,
Dziś przerodnem zamęściem kwitnące Słowianki!
Ty czołem i ozdobą jesteś tego grona,
Królowej Albionu imieniem uczczona,
I darów jej gościnnych pamiątko szacowna,
Od starych garamantów Strzelico wędrowna:
Dotąd radośne siostry w zadumieniu stoją,
Zajęte i pięknością i pielgrzymką twoją.
I ciebie kto nie uczci w tem rozkosznem gronie,
Na skalistym przylądka wychowany łonie,
Strojny w białą niewinność i najczystsze złoto,
Kaktusie! Hotentotek nadmorskich pieszczoto;
Twym połogiem Lucyna sama się zajmuje,
Sama twoich narodzin godzinę zgaduje;
Zbiegłe Nimfy widzenia ciebie żądzą zieją,
Zefirki lekkiem skrzydłem powionąć nie śmieją;
Ty się rodzisz — powietrze twym balsamem dysze,
Podziwem i radością całe tchnie zacisze. —
Lecz cóż! w trzechset minutach wiek się twój zawiera,
Wzrasta — kwitnie — panuje — dziwi — i umiera!
[544]
Już cię niema! ponura plasła w ręce żałość;
O piękności! i czemuż dziełom twym nietrwałość! —
I ty się od niej twemi nie odkupisz skarby,
Ni rąbkiem złotolitym tkanym w różne farby,
Hidrango! strojna córo tęczy i Tytana,
Ile w świetle promieni, w tyle szat przybrana!
Za szmaragd twej zawojki, za ten rubin lica,
Któraż ci nie odstąpi swych pereł dziewica?
Najuprzejmiej nas witasz jako twoich braci,
Nadobna Azalio z wdzięków i postaci!
Długo po dzikich wyspach i morzach burzliwych
Szukana od żeglarzów twej piękności chciwych,
Nim uczony nasz Sawacz światu się objawił,
I w rzędzie starożytnych Sarmatek postawił. —
Ale gdzież się zapędzam nietkniętymi ślady
Przebiegać tylu krajów rozkwitłe osady,
Was, śniadawe Wejmuty, białe Anemony,
Ogorzałe Panamy i Rododendrony,
Dzikich wysp i przylądków mieszkańcy nieznani,
Zgromadzeni pod słodkie berło jednej Pani?
I was słońca i rosy córy rozpieszczone,
Nektarem nakarmiane, balsamem pojone,
Tyle stopniów pokrewieństw liczące po świecie,
Ile kwiat podobieństwa znajdzie w drugim kwiecie;
Wszystkie tu pokolenia wasze, wszystkie domy,
Rozkoszą i podziwem poją zmysł łakomy,
Aż do ciebie, drobniutki mój niezapominku,
Czułym sercom nad skarby droższy upominku!
Nie wysłowią ni imion waszych, ni urody,
Kwiecistego Harlemu zazdrosne ogrody:
I ty stałbyś, jak wryty, wśród piękności tylu,
Niezrównany ogrodów śpiewaku, Delilu!
|