[142]PURYTANIZM.
Na purytanizm[1], jak na rzecz obrzydłą,
Czemu się gniewam, pytasz. Primo: wcale
Że się nie gniewam na najczystsze mydło,
Którego pianę, to jest wartość, chwalę.
Pozwól mi tylko gęsiem skreślić piórem
(Które pluskało się przez żywot cały),
Że mydło nie jest rzeziebnym marmurem,
Dobre na bańki, nie na ideały!
Zaś ideały są wryte, jak czyny,
Cokolwiek o nich trzyma gmin obecny,
Robiąc swych wielkich mężów z stearyny[2].
(Sposób dość tani, ale bardziej niecny).
Słowem — że w mydło wierzę niezachwianie,
Lecz, gdyby kto chciał, abym przez to samo
Wziął się do pracy: stawić z nim mieszkanie
Bogów, gościnne tryumfalną bramą
Z tak niesłychanie przeczystej materji,
Jak purytanizm, — to zrobiłbym może
Nie kościół, ale utrapienie boże,
Alabastrowe, jak śniegi w Syberji!
I byłbym biały, jak owa dziewica
Biała, w szelestnej sukni atłasowéj,
Mająca perły i jaśmin u lica,
Bez przyganienia od stopy do głowy.
Lecz skąd te perły? Dla niej tajemnica
(Bo jest niewinną — i o tem ni mowy!),
Pókąd się perły nie rozpłaczą gradem,
Pozostawując cierniowy dyjadem.
Ergo: uważam za istne prawidło
(W którego kole się zaklętem kręcę),
Że marmur — marmur, zaś mydło jest mydło,
Że robić z mydła, to umywać ręce.
Lubo, gdy wspomnę praczki polskie, które
Ponad stawami coś klepią, jak chmurę,
Ociężałego wilgocią i mrokiem
Aż poprawują fartucha pod bokiem
I amazonne[3] ręce swoje błocą
(Z czego ktoś piękny zrobiłby obrazek,
Ile że stawy te się słońcem złocą).
Dwakroć oceniam mydła wynalazek!
1865 r.