[42]
E) Pustelnia Kandu.
(Z Brahma-Purany).
Na brzegach Świętej Gomati, w samotnych lasów ustroni,
Na ziemi pełnej korzeni, ziół i owoców i woni,
Gdzie słychać tylko szum drzewa, rozkwilonych ptaków pienia,
Stąpanie płochej gazeli i lotnego krok jelenia;
Opodal światowej wrzawy i ludzkich zabiegów wiru,
Stała Kandu chata skromna w objęciach leśnego kiru.
Ciągle święty w tym przybytku w ścisłej pokucie się ćwiczy,
Któż jego modły i posty i niedostatek wyliczy?
Lecz słodkie jemu są jeszcze takie obrządki trapiące.
A kiedy pola rozparzy lato spiekami gorące,
On cztery ogniska pali wkoło siebie, jak odzienie;
Obnażoną czaszką chwyta kipiące słońca promienie.
A gdy przyjdzie deszczów pora, on na mokrej ziemi leży,
A w trzeszczący mróz zimowy on w mokrej chodzi odzieży.
Miałby już za te pokuty państwo trzech światów wygrane,
Dewas, Gandharwy i inne Indrowe duchy poddane;
Świadkowie pobożnych ćwiczeń wołali w słusznym podziwie:
Jakie bole i wytrwałość! jakie święte jego żywie!
Lecz wkrótce ich podziwienie w obawę zmienia się lutą;
Chcieli mu wydrzeć owoce, długą nabyte pokutą.
Więc przerażeni się zbiegli, przed swoim władcą stanęli,
O jego pomoc prosili, by swych zamiarów dopięli.
Wysłuchał próśb ich pan nieba i rzecze Pramnoczyi młodej,
Która wszystkie przeszła siostry blaskiem nadobnej urody,
I zębów perłowych rzędem i bystrej gazeli okiem
I pełnią śnieżnego łona i smukłych członków urokiem:
„Idź! pośpieszaj błyskawicą! Idź, Pramnoczyo do pustyni,
Gdzie w cichych lasów ustroni Kandu swe pokuty czyni.
O piękna! radość cię czeka, czeka zwycięstwo wspaniałe,
Przerwij mu jego ćwiczenia, opętaj zmysły zdurniałe“.
Pramnoczya wymawia się od trudnego poselstwa, ale Indra nalega i obiecuje dać jej w pomoc wietrzyk, wiosnę i ducha miłości.
Pochlebnem słówkiem wzmocnione wstało dziewczę pięknookie
I przepływa z swoją świtą powietrzokręgi wysokie.
A blizko Kandu pustelni, w zaroślach gęstwiny dzikiej,
Letni z nieba towarzysze schodzą na majne trawniki.
Czas długi błądzili w gaju, którego i cień i krasa
Przypominają ogrody wiecznie zielone Indrasa.
Strojna im ziemia z uśmiechem podaje owoc i kwiecie,
Rój ptasząt na przywitanie słodko brzmiące pieśni plecie.
Tam ich oko odpoczywa na dumnem mango[1] ramieniu,
Tu szerokolistna figa swojego użycza cieniu.
[43]
To widzą palmę wysmukłą, jak roztoczyła koronę,
To na zielonej gałęzi cytryny słońcem złocone,
A posilnym chłodem poją i banany i granaty.
Tu się na giętkich gałęziach kołysze naród skrzydlaty,
Rozgłośny pieśni licznemi i barwnem pierzem upstrzony,
Pochlebia oku i uchu i czaruje zmysł zdumiony.
Tu, kryształowe ruczaje w miękkiej się wiją murawie,
Dźwięczą swą radość i tańczą w płochej z kamyczkiem zabawie.
Tam małe srebrne jeziora, na których powierzchni cichej
Święta bogorośl rozkłada swe purpurowe kielichy;
A śnieżno-białych łabędzi powabna para wesoła
Z słodką żegluje powagą i powolne toczy koła.
A radośne wodne ptaki, przywabione chłodem świeżym,
Pluskają się nad brzegami i trzepocą zmytem pierzem.
Pramnoczya ze swoimi sprzymierzeńcami zbliża się do pustelni bramina.
W dolinie, nad brzegiem rzeki słodkiego śpiewu strumienie
Zlewa z gędźbą kokilasa[2] i pochwalne nuci pienie.
W tej chwili wiosna rozlała nowy urok na przyrodę,
Dźwięczą czulej i tęskliwiej kokilasa piersi młode.
Duszę tajna dźwięku siła w lubieżną niemoc zanurza;
Wietrzyk ze swojej siedziby, z pięknego Malaja wzgórza
Rozkoszne poznosił wonie, zwolna w powietrzu rozwiewa
I po całej majnej ziemi pachnące kwiaty zasiewa.
Duch miłości przyszedł bliżej w rozpalone strzały zbrojny,
Obłąkał słodkim nieładem Kandu umysł niespokojny.
Zachwycony rajskim śpiewem, namiętną żądzą pijany,
Bezprzytomny starzec bieży szukać harmonii nieznanej.
Ujrzawszy Pramnoczyę, zapomina o zdobyczach swojej pokuty i oddaje się miłości. Miesiące upływają, a braminowi się zdaje, że zaledwie dzień jeden spędził w towarzystwie ukochanej.
„Biada mi, biada!“ zawołał bramin z westchnieniem głębokiem,
Gdy się nareszcie rozpierzchła ułuda przed jego okiem.
„Owoce długiej pokuty, wiecznie stracone odrazu,
Wszystkie pobożne ćwiczenia według ksiąg świętych rozkazu,
Wszystkie wprawy i zasługi żeńskim podstępem zniszczone;
Precz odemnie, zwodzicielko! poselstwo twoje spełnione!
(L. D. Borkowski).